Skocz do zawartości

Dreams Come True: Zapomniana historia (TOM I) [Z] [Slice of Life] [Violence] [Adventure] [OC] [Prequel]


Recommended Posts

Witam ponownie :pinkieawesome:

Więc powróciłam z fanfikiem, który poniękąd tu był, ale pisałam go na kolanie i nie wyszło tak jak chciałam. Usunęłam cały temat i zaczęłam pisać od nowa, tym razem w zeszycie, później przepisanie tego na laptop... Trochę pracy w to włożyłam. Jestem zadowolona z tego jak to wyszło i mam nadzieję, że wam się spodoba :squee:

 

"Dawno, dawno temu... Lecz ta część historii Equestrii została wymazana. Za sprawą pewniej klaczy, która nauczyła się kontrolować czas. Zanim to jednak zrobiła, musiała zmagać się z wieloma przeszkodami, które stawały jej na drodze. A przy każdej z tych przeciwności miała pomoc swojej siostry oraz przyjaciół.

Poznajcie historię Happy Hours... Tylko kim ona była?"

 

 

 

Historia opowiada głównie o życiu moich OC, które po prostu przeżywają przygody na przestrzeni 15 lat swojego życia (pomijając dwa ostatnie rozdziały, które tworzą epilog tej części). Może się wydać, że całość gna jakby ją wilki goniły, ale nie wszystko dzieje się zaraz po sobie - są takimi ważniejszymi wycinkami z życia Happy, jej siostry i przyjaciółek. Jest to pierwsza, tak na poważnie napisana powieść i pomimo, że to nie jest jakoś niesamowicie wielkie (bo całość ma zaledwie 114 stron) to 15 miesięcy pracy nie poszło na marne. a przynajmniej mam taką nadzieję...

Więc, miłego czytania :rdblink:

 

Dreams Come True: Zapomniana historia

* Bonus *

(zawiera spoilery do fika, a więc lepiej zajrzeć po przeczytaniu całości)

 

 

 

Edytowano przez DarknessLogan
  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months later...

Przeczytany prolog i rozdział I.

 

Beware the spoilers! Albo i nie...

 

Przy lekturze poczułem się jakbym wsiadł w wehikuł czasu i przeniósł się w okolice roku 2013-2014. Dlaczego? Ponieważ zarówno styl jak i historia bardzo mocno mi się kojarzy z opowiadaniami, których w tamtym okresie było na pęczki. Motyw rogato-skrzydlatej klaczki znalezionej w lesie to klasyk absolutny. Z tym że zwykle zajmowała się nią Twilight czy inna Luna a nie Starswirl. Jeżeli chodzi o styl... cóż, powiedzmy sobie szczerze iż nie jest on najlepszy. Z drugiej strony nie ma tragedii, widziałem mnóstwo o wiele gorzej napisanych opowiadań. Tutaj ma się wrażenie jakby na papier/ekran przelewano pojawiające się głowie myśli, jedna za drugą. Nie jest to zły pomysł, tylko później należy przejrzeć to co się przeczytało i poprawić to tak, by w tekście stanowiło płynną całość a nie zdania posiekane siekierą. Zdecydowanie polecam znalezienie prereadera lub korektora - oni nie gryzą, są wielce pomocni i z zasady podnoszą jakość tekstu.

 

Sama historia specjalnie mnie nie porwała, ponieważ jest w niej sporo luk. Starswirl wychowyał Black Ice po czym sobie poszedł. Sama BI najpierw była miłym źrebakiem, po czym ni z tego, ni z owego wyrosła na totalną socjopatkę która nienawidzi... no właśnie. Kogo ona nienawidzi? Z tekstu wiemy że chodzi o klacz, jednak nawet sama bohaterka nie potrafi nam nic powiedzieć o swojej antagonistce - nie wie kim jest, jak się nazywa czy nawet do jakiej rasy należy. Niestety występują też początki Mario-Zuzannizmu, gdyż tutejsza IMBA (Irracjonalnie Mocny Biały Alicorn) wszystkie umiejętności opanowuje perfekcyjnie, a jak rzuca zaklęcie na śnieg to lepi z niego żywą klacz, którą mianuje swoją siostrą. Na dodatek uczy ją wszystkiego i ta także zaczyna przejawiać syndrom M-Z. W końcu ruszają na poszukiwania złej, przezłej klaczy i trafiają w okolice wiochy znanej jako Canterlot.

 

W rozdziale poznajemy ultraciekawską Happy Hours i jej obdarzoną iście anielską cierpliwością matkę. Musze powiedzieć iż perypetie młodej najbardziej przypadły mi do gustu, czytało się je przyjemnie, mimo nadal występującego stylu siekanego. Była zwyczajnie sympatyczna i to pomimo, że przechodziła właśnie okres dzieciństwa sygnowany słowem "Dlaczego?", który jest wyjątkowo irytujący dla całego otoczenia, przyrody i Wszechświata. I wszystko byłoby fajnie gdyby nagle nie pojawiły się dwa alicorny przerabiające miasteczko na lodowe szaszłyki. Koniec końców coś tam wybuchło i Happy Hours uznała, że zabiorą jedną z alicornic do domu. Co mnie rozbawiło - napisano to tak, jakby jej matka zrobiła córci prezent z destrukcyjnego alicorna, a to z kolei wskazuje na fakt iż w Canterlot w pełni usankcjonowane jest niewolnictwo :D.

 

Podsumowując - jeżeli przepuścić tekst przez żarna korekty i może nieco przemyśleć następujące po sobie wydarzenia, to powinien być to całkiem ciekawy fanfik. Życzę powodzenia czy to w ewentualnych przeróbkach czy w kolejnych projektach.

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Dolar84 napisał:

Jeżeli chodzi o styl... cóż, powiedzmy sobie szczerze iż nie jest on najlepszy. Z drugiej strony nie ma tragedii, widziałem mnóstwo o wiele gorzej napisanych opowiadań. Tutaj ma się wrażenie jakby na papier/ekran przelewano pojawiające się głowie myśli, jedna za drugą. Nie jest to zły pomysł, tylko później należy przejrzeć to co się przeczytało i poprawić to tak, by w tekście stanowiło płynną całość a nie zdania posiekane siekierą. Zdecydowanie polecam znalezienie prereadera lub korektora - oni nie gryzą, są wielce pomocni i z zasady podnoszą jakość tekstu.

Odniosę się tylko do tego, myślę, że w sumie nawet powinnam ;D

Ten fanfik jest tak naprawdę pierwszą opowieścią, którą napisałam i skończyłam, tworząc historię, która siedziała mi od dawna w głowie. Pisanie tego pozwoliło wylać z siebie pokłady wyimaginowanych sytuacji. 

Jeśli chodzi o prereadera/korektora - rzeczywiście go poszukam. Próbowałam zwerbować moje znajome, które po prostu lubią czytać, ale jak przyszło co do czego, to żadna nie miała czasu.

Przy okazji dziękuję za opinię! ♡

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, DarknessLogan napisał:

Odniosę się tylko do tego, myślę, że w sumie nawet powinnam ;D

Ten fanfik jest tak naprawdę pierwszą opowieścią, którą napisałam i skończyłam, tworząc historię, która siedziała mi od dawna w głowie. Pisanie tego pozwoliło wylać z siebie pokłady wyimaginowanych sytuacji. 

Jeśli chodzi o prereadera/korektora - rzeczywiście go poszukam. Próbowałam zwerbować moje znajome, które po prostu lubią czytać, ale jak przyszło co do czego, to żadna nie miała czasu.

Przy okazji dziękuję za opinię! ♡

 

Skoro jest to pisarski debiut, to muszę przyznać, iż naprawdę nie poszło źle. Teraz tylko szlifować umiejętności i będzie tylko lepiej :D. Co do prereadera/korektora, to jest tu w dziale temat gdzie można o kogoś takiego pytać, można też wejść na discorda Klubu Konesera Polskiego Fanfika i tam łowić chętnych. Powodzenia :D

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 3 years later...

Uch, ech, ach, och...

 

Co ja właściwie tutaj robię?

 

Kojarzycie tę zdanie? „Mam pewien problem z tym fikiem". No tyle, że nie, bo tu mam parę problemów. Zacznijmy jednak od tego, że...

 

Fik czyta się nawet okej, styl nie jest tragiczny. Jest prosty, chociaż jeszcze nie prostacki. Nie jest za to dobry, ale jest całkowicie znośny. Strona techniczna jest nawet dobra, chociaż zdarzały się mniejsze lub większe błędy. W gorszych momentach jest nijako, w lepszych nawet, po prostu, dobrze.

 

Sama historia jest dość... przewidywalna i z lekkimi dziurami. Fik opowiada o historii Happy Hours (nie dajcie się zwieść początkowym rozdziałom), która pewnego dnia, jakimś cudem, ratuje swoje rodzinne miasteczko, przemieniając jednego z atakujących w... źrebaka. Z którym postanawia być siostrą. I tak to się toczy powoli. Nie ma tu jakichś większych zwrotów akcji, chociaż szkoda, że nie wykorzystano potencjału jednej akcji. Poza tym, sama akcja dzieje się w ciul szybko, jakby, rzeczywiście, wilcy gonili.

 

Postacie... Antagonistka, która jest jakąś chorą anomalną mordującą kucyki, bo jej przeszkadzają (a jak uczył towarzysz S, problemów trzeba się pozbywać, отличная работа!), mimo, że nie wydaje się nawet taka zła w pierwszych rozdziałach. Niewychowana i bez zdolności społecznych, ale raczej nie zła. Jako antagonistka nawet mi się podoba, umie manipulować za pomocą strachu, a także czerpie zwykła przyjemność z tego. Nie tam, jakieś Celestie, Luny, Flaterki, Twiloty, Hapihorsy, które na pytanie „czy jesteś zbrodniarzem?" odpowiadają „no jak możesz się mnie o to pytać? Czy ty normalny?", a które z dumą i radością odpowiadają „Tak, no i co?". To są postacie jakich potrzebujemy! A na poważnie... Główna bohaterka jest spoko. Tylko i aż. Natomiast, przechodząc do minusów... Symbolem tego fanfika zostaje dla mnie postać Violet, wprowadzona z randomu i odchodząca z randomu. Co ona wprowadziła tak właściwie, poza tym, że była?

 

Bo właśnie, dużo rzeczy w tym fiku dzieje się nagle, bez powodu. Przykłady? Bezspoilerowo, proszę!

 

Ginie wam opiekun. Co robicie? Oczywiście olewacie sprawę i idziecie wyjechać w Bieszczady, mieszkając w losowej jaskini! 

Masz problem wychować dwoje dzieci, co robisz? Oczywiście wywalasz jedne za płot, a niech se radzi, może drugie się nie domyśli!

Znika ci z życia siostra, co robisz? Oczywiście olewasz sprawę x czasu, po czym, chociaż miałeś/aś okazje do działania od razu, aktywujesz się z pełną mocą po dłuższym czasie!

Spotykasz kogoś, kto ci grozi. Opiekuje się tobą ktoś potężny. Co robisz? Oczywiście mu nawet NIE WSPOMINASZ SŁOWEM. 

 

A jest tego dużo więcej. Te postacie lubią przeskakiwać ze skrajności w skrajność, gorzej niż stworzenie Marksizmu-Korwinizmu, robiąc losowe rzeczy w losowych momentach.

 

Z innych rzeczy? Tempo fika zdaje się spowalniać wraz z rozdziałami, co wychodzi na plus, albo ja się po prostu do niego przyzwyczaiłem. 

 

Jakieś podsumowanie by się przydało. Wiecie, to będzie anegdotyczne. 6+/10.

 

Pozdrawiam.

 

No, to tak czasem działa ten fanfik. Ale już w pełni na poważnie - sam w sobie fanfik nie jest zły, czyta się go umiarkowanie dobrze, chociaż operuje miejscami dość utartymi kliszami. W pewnym momencie miałem wrażenie, że czytam najbardziej typowy fanfik w fandomie, ale przyjaciółka mnie wyprowadziła z błędu - nie było motywu człowieka w Equestrii. Mimo wszystko, mimo tego negatywnego wydźwięku... Fik serio nie jest zły. Potrzebuje jeszcze szlifów, potrzebuje jeszcze dopracowania. I wykorzystania w pełni jednej akcji z końcówki, by fajnie związać całość klamrą. Myślę, że z tej historii coś jeszcze może wyjść... a z tego co wiem, tekst ma kontynuacje, także kto wie, może niedługo tam dam komentarz. Kończąc - nie mogę tego fanfika polecić, bo jest dużo lepszych dzieł, ale mogę zrobić coś innego. Nie odradzam go. Nie będzie to zły wybór, jeśli chcecie po prostu coś przeczytać dla zabicia czasu.

 

Także tego, pozdrawiam serdecznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

10 godzin temu, Ziemniakford napisał:

Uch, ech, ach, och...

 

Co ja właściwie tutaj robię?

 

Kojarzycie tę zdanie? „Mam pewien problem z tym fikiem". No tyle, że nie, bo tu mam parę problemów. Zacznijmy jednak od tego, że...

 

Fik czyta się nawet okej, styl nie jest tragiczny. Jest prosty, chociaż jeszcze nie prostacki. Nie jest za to dobry, ale jest całkowicie znośny. Strona techniczna jest nawet dobra, chociaż zdarzały się mniejsze lub większe błędy. W gorszych momentach jest nijako, w lepszych nawet, po prostu, dobrze.

 

Sama historia jest dość... przewidywalna i z lekkimi dziurami. Fik opowiada o historii Happy Hours (nie dajcie się zwieść początkowym rozdziałom), która pewnego dnia, jakimś cudem, ratuje swoje rodzinne miasteczko, przemieniając jednego z atakujących w... źrebaka. Z którym postanawia być siostrą. I tak to się toczy powoli. Nie ma tu jakichś większych zwrotów akcji, chociaż szkoda, że nie wykorzystano potencjału jednej akcji. Poza tym, sama akcja dzieje się w ciul szybko, jakby, rzeczywiście, wilcy gonili.

 

Postacie... Antagonistka, która jest jakąś chorą anomalną mordującą kucyki, bo jej przeszkadzają (a jak uczył towarzysz S, problemów trzeba się pozbywać, отличная работа!), mimo, że nie wydaje się nawet taka zła w pierwszych rozdziałach. Niewychowana i bez zdolności społecznych, ale raczej nie zła. Jako antagonistka nawet mi się podoba, umie manipulować za pomocą strachu, a także czerpie zwykła przyjemność z tego. Nie tam, jakieś Celestie, Luny, Flaterki, Twiloty, Hapihorsy, które na pytanie „czy jesteś zbrodniarzem?" odpowiadają „no jak możesz się mnie o to pytać? Czy ty normalny?", a które z dumą i radością odpowiadają „Tak, no i co?". To są postacie jakich potrzebujemy! A na poważnie... Główna bohaterka jest spoko. Tylko i aż. Natomiast, przechodząc do minusów... Symbolem tego fanfika zostaje dla mnie postać Violet, wprowadzona z randomu i odchodząca z randomu. Co ona wprowadziła tak właściwie, poza tym, że była?

 

Bo właśnie, dużo rzeczy w tym fiku dzieje się nagle, bez powodu. Przykłady? Bezspoilerowo, proszę!

 

Ginie wam opiekun. Co robicie? Oczywiście olewacie sprawę i idziecie wyjechać w Bieszczady, mieszkając w losowej jaskini! 

Masz problem wychować dwoje dzieci, co robisz? Oczywiście wywalasz jedne za płot, a niech se radzi, może drugie się nie domyśli!

Znika ci z życia siostra, co robisz? Oczywiście olewasz sprawę x czasu, po czym, chociaż miałeś/aś okazje do działania od razu, aktywujesz się z pełną mocą po dłuższym czasie!

Spotykasz kogoś, kto ci grozi. Opiekuje się tobą ktoś potężny. Co robisz? Oczywiście mu nawet NIE WSPOMINASZ SŁOWEM. 

 

A jest tego dużo więcej. Te postacie lubią przeskakiwać ze skrajności w skrajność, gorzej niż stworzenie Marksizmu-Korwinizmu, robiąc losowe rzeczy w losowych momentach.

 

Z innych rzeczy? Tempo fika zdaje się spowalniać wraz z rozdziałami, co wychodzi na plus, albo ja się po prostu do niego przyzwyczaiłem. 

 

Jakieś podsumowanie by się przydało. Wiecie, to będzie anegdotyczne. 6+/10.

 

Pozdrawiam.

 

No, to tak czasem działa ten fanfik. Ale już w pełni na poważnie - sam w sobie fanfik nie jest zły, czyta się go umiarkowanie dobrze, chociaż operuje miejscami dość utartymi kliszami. W pewnym momencie miałem wrażenie, że czytam najbardziej typowy fanfik w fandomie, ale przyjaciółka mnie wyprowadziła z błędu - nie było motywu człowieka w Equestrii. Mimo wszystko, mimo tego negatywnego wydźwięku... Fik serio nie jest zły. Potrzebuje jeszcze szlifów, potrzebuje jeszcze dopracowania. I wykorzystania w pełni jednej akcji z końcówki, by fajnie związać całość klamrą. Myślę, że z tej historii coś jeszcze może wyjść... a z tego co wiem, tekst ma kontynuacje, także kto wie, może niedługo tam dam komentarz. Kończąc - nie mogę tego fanfika polecić, bo jest dużo lepszych dzieł, ale mogę zrobić coś innego. Nie odradzam go. Nie będzie to zły wybór, jeśli chcecie po prostu coś przeczytać dla zabicia czasu.

 

Także tego, pozdrawiam serdecznie.

aż specjalnie po kilku latach wracam tutaj, bo nie sądziłam, że ktokolwiek wygrzebie tego fika z czeluści tego forum XD ale żeby nie było, naprawdę doceniam poświęcony czas i wyczerpujacą opinię!

 

zdaję sobie sprawę z tego, że to nie jest wybitna historia — miałam 14 lat jak ją napisałam — i wydaje mi się, że nigdy nie miała nią być. może gdybym usiadła do niej teraz to byłaby o wiele lepsza? nie wiem, choć się domyślam

 

nie będę się tu rozpisywać nie wiadomo jak długo, dlatego jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i mam nadzieję, że druga część przypadnie do gustu (chociaż też nie jest wysokich lotów)

  • +1 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, DarknessLogan napisał:

aż specjalnie po kilku latach wracam tutaj, bo nie sądziłam, że ktokolwiek wygrzebie tego fika z czeluści tego forum XD 

Czasem udaje się tak przywołać duchy zmarłych z fandomu. A jak już się udało, widoczne częściowo opanowałem tę umiejętność, to...

 

2 godziny temu, DarknessLogan napisał:

może gdybym usiadła do niej teraz to byłaby o wiele lepsza?

Faktycznie, raczej byłaby lepsza. Zwłaszcza, że mogę ci udostępnić wszystkie notatki u uwagi jakie miałem podczas czytania.

 

2 godziny temu, DarknessLogan napisał:

nie będę się tu rozpisywać nie wiadomo jak długo, dlatego jeszcze raz dziękuję za poświęcony czas i mam nadzieję, że druga część przypadnie do gustu (chociaż też nie jest wysokich lotów)

No właśnie rozpisania temu fanfikowi brakuje najbardziej. Wydaje mi się, że przepisanie go od nowa, uwzględniając uwagi i poprawki tylko by go ulepszyło. Ale domyślam się, że to raczej już zamknięty rozdział w życiu. Mimo wszystko, nie porzucał bym pisania całkowicie na twoim miejscu (chociaż średnio lubię ten zwrot).

 

Kontynuację, jak już udało mi się przywołać autorkę, przeczytam tym bardziej.

 

Pozdrawiam.

  • Lubię to! 1
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Ziemniakford napisał:

Czasem udaje się tak przywołać duchy zmarłych z fandomu. A jak już się udało, widoczne częściowo opanowałem tę umiejętność, to...

 

Faktycznie, raczej byłaby lepsza. Zwłaszcza, że mogę ci udostępnić wszystkie notatki u uwagi jakie miałem podczas czytania.

 

No właśnie rozpisania temu fanfikowi brakuje najbardziej. Wydaje mi się, że przepisanie go od nowa, uwzględniając uwagi i poprawki tylko by go ulepszyło. Ale domyślam się, że to raczej już zamknięty rozdział w życiu. Mimo wszystko, nie porzucał bym pisania całkowicie na twoim miejscu (chociaż średnio lubię ten zwrot).

 

Kontynuację, jak już udało mi się przywołać autorkę, przeczytam tym bardziej.

 

Pozdrawiam.

 chętnie przyjmę notatki! czy kiedykolwiek wrócę do tego fika to nie sądzę, ale notatki chętnie zobaczę 🫶

 

wiem, że rozpisanie byłoby najlepszą opcją, już w trakcie zdawałam sobie sprawę, że upycham za bardzo wszystko chcąc się zmieścić w małym formacie, przez co nie uwzględniam istotnych info albo jest ich tyle co kot napłakał XD od tamtej pory już się nie ograniczam z fabułą

 

a pisania nie porzuciłam! od tego fika wszystko się zaczęło i dalej rozwijam swoją pasję, chociaż już nie w tej fandomowej wersji

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 11 months later...

„Dreams Come True” uważam za udany debiut, chociaż kilka jego elementów zasługuje, aby im przyjrzeć się bardziej krytycznie.

Czym jest „Dreams Come True”, jeśli chodzi o gatunek? Nie jestem pewien. Zaczyna się niczym baśń, przynajmniej takie odniosłem wrażenie, potem mamy pełnoprawne okruchy życia, thriller psychologiczny, a ostatnie rozdziały przypominają zombie horror. Mógłbym też dodać, że pewne fragmenty przypominają romans, ale byłoby to nadużycie, bo są to wątki ledwie napoczete.

Opowieść zaczyna się, gdy Starswirl Brodaty wychowuje małego alikorna imieniem Black Ice, po czym znika. Ta, dość tajemnicza część, przykuła moją uwagę, nawet nie tyle swoją treścią co atmosferą. Kolejne rozdziały ten klimat jeszcze wzmocniły. Historia jak Black Ice tworzy ze śniegu kolejnego alikorna, White Snow, przypomina mi trochę historię Gepetta i Pinokia, i ukształtowała moje oczekiwania odnośnie do fanfika.

No i tutaj się zdziwiłem, bo nastąpiła wolta, której nie przewidziałem. Historia z baśni przekształciła się w okruchy życia, a postać, którą pierwotnie uważałem za bohaterkę wcale nią nie była.

Taki zabieg miał miejsce jeszcze kilka razy, przy czym odnosiłem wrażenie, że charakter opowieści zmienia się zależnie od tego, co chce zrobić Black Ice. Początkowo wydawała się bohaterką, ale bardzo szybko przekształciła się w przysłowiowego „złola”. Mam wrażenie, że jej relacje z White Snow, początkowo wydawałoby się siostrzane, dosłownie ze strony na stronę zaczęły przypominać relacje iście niewolnicze. Zdziwiło mnie to niepomiernie. Black Ice jest postacią, która budzi we mnie wiele wątpliwości. Więcej niż dziwna przemiana dorosłej White Snow w źrebię pegaza po tym, jak zetknęła się z młodym jednorożcem imieniem Happy Hours. Nie wbrew pozorom Happy Hours nie jest smakoszem napojów alkoholowych, tylko po mistrzowsku poznała budowę zegarów. Potrafi je składać i nawet nie zostawia tych kilku elementów, które po coś są, ale bez, których zegar nadal chodzi.

Potem historia zmienia się z okruchów życia, gdyż tak bym określił fragment fanfika o dzieciństwie Happy Hours, w coś przypominającego thriller psychologiczny. Black Ice nie daje bowiem za wygraną i zaczyna, jakby to ujęła papuga z „My Little Pony: The Movie”, „okaleczać emocjonalnie” Happy Hours, Nature Hours (tak się nazywa White Snow, która została źrebakiem pegaza po tym, jak spotkała Happy Hours… tutaj naprawdę nie ma czego tłumaczyć…). Thriller psychologiczny zmienia się w kryminał, gdy matka sióstr Hours zostaje zamordowana. Black Ice ujawnia swoje prawdziwe oblicze księżniczce Lunie i Celestii, po czym… cóż, zasadniczo sytuacja wraca do „normy”. Ma się rozumieć, że księżniczki nic nie robią z zagrożeniem. Historia znowu lawiruje między okruchami życia i thrillerem psychologicznym, z tym zastrzeżeniem, że są to okruchy życia i thriller psychologiczny na piątym biegu. Proszę wybaczyć, że tak skaczę między wątkami i właściwie streszczam fanfika, ale trudno mi będzie wniknąć w problemy tego utworu bez odpowiedniego przygotowania gruntu.

Kiedy dochodzi do kolejnego zamachu, tym razem na Nature Hours, Happy Hours manipuluje czasem, co jest logiczne o tyle, że ma zegarek jako uroczy znaczek (który dostała za to, że wcześniej wstrzymała czas... ale to już zupełnie inna historia). Ona sama za swój wyczyn i ocalenie siostry, została alikornem i księżniczką czasu. Mijają kolejne lata, a Black Ice, w „przebraniu”, które bohaterowie już znają swobodnie się przemieszcza w ich okolicy, a oni zdają się nie podejmować żadnych kroków zaradczych. Nie wspominam o księżniczkach, u których nawet siostry nie szukają pomocy.

W tym miejscu może przerwijmy na chwilę streszczenie fabuły, gdyż opisałem ją wystarczająco dokładnie by dojść do pewnego wniosku. Mianowicie Black Ice, jej psychologia i motywacja są bardzo uproszczone, wręcz minimalne i nie pozwalają odpowiedzieć sobie na pytanie, dlaczego Black Ice, będąc, jak sądzę zazdrosna o to, że jej własność, White Snow, która została przemieniona w pegaza, nie jest dłużej pod jej kontrolą, tak długo czeka? Akcja fanfika trwa kilkanaście lat, w międzyczasie siostry Hours dorastają, kończą edukację, Nature znajduje chłopaka i zachodzi w ciążę, rodzi dziecko… a Black Ice cały czas przez ten czas na coś czeka. Podobnie czekają siostry, które nie próbują usunąć problemu. Nie rozumiem tego zawieszenia, zwłaszcza przestałem je rozumieć, gdy Black Ice wpierw zabiła matkę sióstr, a potem próbowała (skutecznie, ale Happy Hours wczytała stan świata sprzed zabójstwa) zabić Nature. I co? I nic! Nie wiadomo właściwie czemu akcja fanfika trwa tak długo. Od drugiej połowy fanfika w miejscowości, którą upodobała sobie Black Ice są już cztery alikorny! Celestia, Luna, Happy Hours i Violet. Czy to nie są już wystarczające siły, żeby walczyć z alikornem, który nawet nie próbuje udawać, że ma dobre zamiary, ani nawet nie stara się kryć? Najwyraźniej nie. Motywacja postaci, uzasadnienie ich działań lub też ich braku wydaje się nieadekwatne.

Pod koniec ponownie następuje zmiana tonu, nagle fanfik, który mógłby mieć tagi: okruchy życia, romans, dorastanie, otrzymuje dodatkowe dwa: zombie apocalypse i dark. Finałowa „konfrontacja” jest jednak bardzo pobieżnie opisana i sprawia wrażenie, że autorce trochę zabrakło pomysłu. Z pewnością jednak zabrakło odpowiedniej podbudowy, która pozwalałaby zostawić ją taką, jaka jest, bez dodatkowych wyjaśnień. Czuję, że autorka chciała, żeby czytelnik musiał trochę pomyśleć, co się stało i dlaczego, ale biorąc pod uwagę, że w fanfiku rzeczy związane z magią po prostu się dzieją, przeto wskazówek nie ma zbyt wiele. To jest właściwie mój największy zarzut, wobec tego w sumie udanego debiutu.

Czuć, że „Dreams Come True” jest debiutem. Pomijając, że autorka skacze pomiędzy gatunkami, eksperymentuje również z narracją. Trzecioosobowy wszechwiedzący narrator ustępuje miejsca jest okazjonalnie streszczeniom lub opisom wydarzeń w formie pamiętników. Od strony narracyjnej jest to nawet niezłe, ale kiedy zamieszczamy opis kluczowej sceny w formie pamiętnika pisanego przez obcego czytelnikom kucyka wkrada się chaos. Tak, zapewne autorka chciała w coś ten sposób ukryć przed czytelnikiem, dodać fragmentom tajemniczości, ale ja w pierwszej chwili poczułem, że wywołała zamieszanie.

Pod względem językowym jest na ogół poprawnie, zdania są raczej krótkie i napisane prostym językiem. O dziwo nie znalazłem tutaj zdań, które byłyby wybitnie niezrozumiałe, napisane w sposób nieskładny itp. Kilka razy zabrakło słowa i chętnie bym te miejsca zaznaczył w tekście, ale autorka wyłączyła komentarze oraz zabroniła kopiować tekst poza plik macierzysty. Nie chce mi się robić zrzutu ekranu, przycinać go, a potem umieszczać jako plik.

Podsumowując, poza motywacją bohaterów, która miejscami jest niejasna, „Dreams Come True” to tytuł, który czytało mi się przyjemnie i wydaje mi się, że własnym lore wzbogaca on nieco serialowy świat wykreowany przez Hasbro. Zapewne wkrótce sięgnę po drugą część.

Edytowano przez Obsede
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcesz dodać odpowiedź ? Zaloguj się lub zarejestruj nowe konto.

Tylko zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony

Utwórz konto

Zarejestruj nowe konto, to bardzo łatwy proces!

Zarejestruj nowe konto

Zaloguj się

Posiadasz własne konto? Użyj go!

Zaloguj się
×
×
  • Utwórz nowe...