Skocz do zawartości

[MLP] Dowieść swojej wartości u jednorożców - Lovely Flower (Salmonella)


Applejuice

Recommended Posts

- Skąd mam wiedzieć? - westchnął Mist. - Po prostu idźmy dalej, a w końcu tam dojdziemy.

Mijaliście opuszczone budynki oraz zaniedbanych mieszkańców. Kucyki, które ponoć "zajmowały się prochami" widząc was, spuszczały głowy lub chowały się.

Dziwne.

- Zastanawiam się... - powiedział ogier niepewnie - o czym mówił ten staruszek. Męki? Jakie męki? - starał się zaśmiać, jednak wydał z siebie tylko skrzek. - Na pewno nie będzie gorzej niż tutaj.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 237
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

// yeah, pół setki za nami!

Naprawdę niepokoili mnie domniemani "dilerzy". To, jak odwracali od nas wzrok... Czuć, że to nie swoi, prawda?

- Męki? Pewnie duszno i wszystkie miejsca siedzące zajęte - rzuciłam z półuśmiechem. Szliśmy chwilę w milczeniu, po czym zadałam dręczące mnie od pewnego czasu pytanie:

- A ty, Mist? Też stąd pochodzisz?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:yay: Yaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaay!

Jak ten czas leci... :P

-----------------------

Mist zachowywał się dziwnie. Unikał twojego wzroku i milczał. Najwyraźniej nie chciał odpowiedzieć na to pytanie.

- Nie!... Znaczy się... Tak - dodał po chwili wahania. - Ale nie chcę tego wspominać. A zresztą...

Przystanął na chwilkę.

- Kiedyś - zaczął - było tu inaczej. No, ci kolesie ciągle tu byli, ale za kratkami. Nie wiem, jak to się stało - byłem wtedy jeszcze bardzo młody - ale pewnego dnia ktoś przejął władze nad miastem... Jednorożec - powiedział przez zaciśnięte zęby. - Wtedy wszystko się zmieniło. Całe moje życie... Szczęście gdzieś się ulotniło... Dopóki nie spotkałem cieb... znaczy się, was. - dodał szybko. - I dlatego tak nienawidzę jednorożców. Wcześniej... kiedy jeszcze uciekałem... to były najgorsze dni w moim życiu...

Opuścił głowę. Dostrzegłaś, że coś srebrzystego rozbija się o ziemię.

Czyżby łza...?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdałam sobie sprawę, jak okrutnie samolubna byłam myśląc, że tylko ja mam jakiś sensowny problem z jednorożcami.

Postanowiłam nie pytać o domniemaną łzę - nie byłam pewna, czy Mist chce się przede mną aż tak otwierać. Szliśmy równym tempem, w milczeniu. Zastanawiałam się tylko nad notorycznymi pomyłkami pegaza: Cię... to znaczy Was. Chyba nadinterpretuję. A jeśli...?

Nogi ciążyły mi - nie spałam od dwóch dni. W pociągu też pewnie nie będzie można sobie na to pozwolić. Dobrze, że Mist tu jest. Bez niego... nieważne.

Nasze kopyta stukały o popękane betonowe płyty. Kucyki przemykały obok, omijając nas szerokim łukiem. W powietrzu unosił się smutek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Patrz - odezwał się Mist. - Stacja.

Mgła zmieszała się z parą wydobywaną przez ciężkie, żelazne kominy. Weszliście przez wąskie przejście, mijając parę pijaczków siedzących na ławce.

Cały pociąg był z zardzewiałego żelaza. Stara maszyna stała na tak samo brudnych i zaniedbanych torach jak uliczki miasta.

Na stacji był tylko jeden peron, cały zatłoczony. Kucyki biegały to tu, to tam, z biletami w ręku i krzyczały do swoich najbliższych. Wśród nich rozpoznałaś kilka jednorożców. Najwyraźniej chciały jak najszybciej uciec z tego potwornego miejsca.

Przyglądaliście się tej całej scenerii w milczeniu, dopóki Mist czegoś sobie nie uświadomił.

- Czekaj... Masz forsę?

Stary dzwonek wydobył z siebie głuchy dźwięk oznajmiając pasażerom, by wsiadali do małych wagonów.

- Pociąg do Ponyville rusza za dwie minuty - usłyszeliście klaczy głos wydobywający się z megafonu, przyczepionego do małego budynku, gdzie jednocześnie mieściła się kasa.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogrzebałam w torbie i wyjęłam wygnieciony banknot.

- Może wystarczy - mruknęłam. Tak, wystarczy. Co najmniej na jeden bilet. Tylko co wtedy? Nie chciałam rozdzielać się z Mistem i zostawiać go w tym miejscu. Pokręciłam głową.

~ Jakaś szansa jest... Może to nie tak mało, jak mi się zdaje... ~

Złudna nadzieja. Byłam pewna, że suma jest zbyt mała. Spojrzałam smutno na Traila.

- Idź sprawdzić cennik - wyjąkałam.

Tak, jakbym miała mało problemów. Jakbyśmy mieli.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mist zerknął na twój banknot, sprawdzając jego wartość, po czym pędem pobiegł do cennika.

Było już bardzo późno. Pociąg mógł odjechać lada chwila. Konduktor, widząc biegających wszędzie kucyków, krzyczał, by się pośpieszyli, niecierpliwie zmieniając ciężar ciała z jednego kopytka na drugie.

Pegaz wrócił. Nie musiał nic mówić - jego mina mówiła sama za siebie.

- Biegnij - rzucił. - Nie zmarnuj szansy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nim się zorientowałam, kopnęłam Mista w kolano. Zamiast zastanawiać się, dlaczego to zrobiłam, rzuciłam się na niego i ścisnęłam jego szyję.

- Nigdzie nie jadę. Coś wymyślimy - zaczęłam. I o ile zazwyczaj skończyłabym wypowiedź na tym zdaniu, teraz coś we mnie pękło. - Obecnie w moim życiu mam dwie najważniejsze rzeczy: poszukiwania Pri oraz moich przyjaciół. Ale zazwyczaj liczy się tylko ta druga sprawa, czyli Wy. Już raz biegłam, i co mi z tego przyszło u licha, co mi z tego przyszło? Nic, rozumiesz? Gdybym od początku szanowała święte prawo trzymania się razem, wszystko byłoby pewnie inne. Ale nie. Więc nie chcę, jak mówisz, nie zmarnować szansy. Bo na co mi ta szansa? Miałam zasady, tak? łupie, twarde zasady, dzięki którym jakoś się trzymałam w masie moich złych wyborów. Ale teraz mówię Ci jedno: MOJE ZASADY SĄ DO KITU!

Nie miałam pojęcia, czy pegaz zrozumiał cokolwiek z mojej chaotycznej, szybkiej wypowiedzi, dodatkowo wygłuszanej przez jego własną pierś. Grunt, że ja zrozumiałam.

- Moje zasady są do kitu! - powtórzyłam w stronę nieba. I jeszcze raz. I jeszcze. Nie myślałam o tym, ile kucyków uznało mnie za obłąkaną. Wiedziałam tylko, że był to co najmniej jeden - ja sama.

Po kilku minutach stania wśród odjeżdżających i przyjeżdżających pociągów, zabieganych pasażerów i znudzonych konduktorów uspokoiłam się nieco. Wyprostowałam się i jak gdyby nigdy nic spytałam:

- No dobra, gdzie tu można coś zarobić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Er...! - wypalił w końcu Mist, całkowicie zaskoczony.

Powędrował wzrokiem za pociągiem do Ponyville, który właśnie odjechał w wielkim obłoku dymu.

- Er... - powtórzył, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. Czyżbyś dostrzegła na jego twarzy rumieńce...?

Przyglądał się tobie dziwnym wzrokiem, w którym rozpoznałaś zdziwienie i... dumę. Po chwili jednak parsknął cichym śmiechem, uśmiechając się do ciebie z sympatią.

- Nie wiem niestety, gdzie można znaleźć tutaj jakąś robotę. Dawno tutaj nie byłem. Ceny biletów nie są jednak aż tak drogie... Wystarczy, że gdzieś zatrudnimy się na jeden dzień, a powinno nam wystarczyć pieniędzy.

Tłumy nadal znajdowały się na stacji. Niektórzy nawet biegli za pociągiem; inni siedzieli załamani na ławkach, a jeszcze inni nadal stali na krańcu peronu, machając do swoich najbliższych.

Wtem dotarł do waszych uszu dziwny odgłos.

-...ż ty! Ile razy mam mówić, żebyś się posunął, co?! Z drogi!

Ktoś przepychał się, najwyraźniej próbując dostać się do was. I w końcu mu się to udało. Cały poobijany, z przekrzywionym beretem, chwiejnym krokiem podszedł do ciebie... I rozpoznałaś te piękne, błękitne oczy.

- Och! - wykrzyknął radośnie.

Mist nie poruszał się. Stał sztywno jak wryty z wielkimi oczyma, obserwując ogiera, który teraz chaotycznie potrząsał twym kopytkiem.

- Jak miło cię znów widzieć! Nie sądziłem, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy... Bardzo martwiłem się o ciebie, kiedy tak nagle zniknęłaś, naprawdę!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie byłam pewna, co powiedzieć. To znaczy, byłabym pewna, gdybym mogła zakląć.

- Nocny ogier ze statku jak sądzę? - nie dałam po sobie poznać, że o nim myślałam. Spojrzałam błagalnie na Mista - tak, jakby mógł coś zrobić.

Nadal nie chciałam tutaj tego ogiera. To jego martwienie się... Był zbyt idealny. Nie pasował do mojego chaotycznego życia. A jednak, mimo, że dałam mu do zrozumienia, że nie ma u mnie czego szukać, przyszedł tu za mną. Podziw mieszał się z pytaniem: "Co dalej?".

Co dalej? Chciałam znowu się go pozbyć. Jeśli zostanie, to raz będę szczęśliwa, a raz wściekła. Jeśli go spławię, to może... może kiedyś zapomnę.

~ Martwiłeś się, powiadasz? A kto Ci dał prawo do martwienia się? ~

Zrobiłam krok w stronę Mista i owinęłam swoje kopytko o jego.

- Ach, statek już przypłynął? - spytałam zdziwionym tonem. - O, przepraszam. Poznajcie się. Mist, to mój znajomy ze statku. Drogi bezimienny marynarzu, przedstawiam Misty Traila - powiedziałam i cmoknęłam pegaza w policzek.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mist oblał się rumieńcem, oddychając szybko i głęboko. Patrzył na ciebie z niedowierzaniem, po czym potrząsnął głową i rzekł:

- To jakaś paranoja. - Mierzył wzrokiem i ciebie, i ogiera. Rumieńce jednak nie schodziły mu z twarzy. - Najpierw dowiaduję się, że znasz tą cholerną gnidę, a teraz tak... znienacka...

- Wypraszam sobie - powiedział z dumą ogier. - To nie moja wina, że...

- Er, chodźmy stąd. - Mist zaczął gwałtownie popychać cię w stronę szarych uliczek, starając się nie patrzeć w stronę ogiera.

- Więc tak pokonujesz swoje wszystkie problemy, Trail, tak? Tak samo, jak twój ojciec...

Tym razem pegaz zaprzestał nieudanym próbom przepchnięcia cię na drugą stronę chodnika. Gwałtownie zatrzymał się i powoli odwracał głowę w kierunku ogiera.

- Coś ty... powiedział? - wycedził.

- Och - biały ogier uśmiechnął się. - Nie mów, że zapomniałeś, jak to mój przyjaciel, Golden Dock, został - że się tak wyrażę - władcą tego miasta? I o tym, jak twój ojciec w skrajnej rozpaczy popełnił samobójstwo...?

Nie wiedząc, kiedy i jak to się stało, Mist uderzył z całej siły twojego znajomego. Zszokowani konduktorzy od razu stawili się na miejscu, powstrzymując pegaza. Ten jednak się nie poddawał - siłował się z nimi, chcąc za wszelką cenę jeszcze raz dopaść ogiera.

Twarz tego pięknego, białego kuca teraz nie była już taka piękna. Była cała we krwi, a sam ogier był ledwo przytomny.

- Zobaczysz - odezwał się Mist - ŻE KIEDYŚ TEGO POŻAŁUJESZ!

Ten natomiast jedynie wykrzywił usta w parszywym uśmiechu, po czym splunął na ziemię.

- Proszę pana - rzekł konduktor. - Powinienem wezwać policję... Ale ze względu na tą pogodę wątpię, by tutaj dotarła... Następnym razem jednak niech się pan powstrzymuje...

Pegaz nie odpowiedział. Dyszał i drżał na całym ciele.

- Żegnam - powiedział konduktor i odszedł razem z zakrwawionym ogierem w głąb peronu.

Nastąpiła bardzo niezręczna cisza. Każdy z zebranych obserwował tą sytuację w osłupieniu.

- Cholera! - ryknął pegaz, opadając na pobliską ławkę.

-------------------

Przepraszam za słownictwo, ale bez tego nie dałoby się oddać dobrego klimatu :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Słownictwo mi pasuje Sama chciałam wcześniej coś wtrącić, ale myślałam, że forum cenzuruje.

Patrzyłam na Mista pełna niepewności. Miałam nadzieję, że nie wziął mojego ostatniego zachowania za zbyt egoistyczne.

~ Mi bardzo się podobało... ~

Zdałam sobie sprawę, że to kiepski moment na tego typu rozmyślania. Kiepski na jakiekolwiek rozmyślania. Na drżących nogach zbliżyłam się do ławki i usiadłam obok przyjaciela.

~ Przyjaciela? ~

Starłam odrobinę krwi z policzka pegaza i westchnęłam. A potem zwyczajnie siedziałam koło ogiera pogrążona w oczekującym milczeniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co? - powiedział Mist drżącym głosem. - Chcesz wiedzieć, co teraz zaszło, tak?

Ukrył twarz w kopytkach. Cały się trząsł.

Wiatr rozgonił panującą wszędzie mgłę, ukazując większość oblicza miasta. Tym razem widać było wysokie budynki, stare i zniszczone. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i grzybu. Wydawało się, że życie tutaj toczy się swoim własnym rytmem... Pomimo tej ponurej atmosfery niektórzy wydawali się być szczęśliwi...

Może to tylko pozory, że to miejsce jest takie okropne? Wydarzenia, które przed chwilą miały miejsce, utrudniały udzielenie odpowiedzi na to pytanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Delikatnie położyłam kopytko na drżącym ramieniu pegaza. Patrzyłam na ukrytą w rozsypanej grzywie twarz z jakimś nieznanym mi wcześniej rodzajem czułości. - Jeśli tylko chcesz mi powiedzieć... Chętnie posłucham - wyszeptałam z gorzkim uśmiechem na ustach. Było mi trochę chłodno, ale wątpiłam, żeby Mist chciał w tym stanie szukać dachu nad głową. Naciągnęłam zieloną chustkę na podkurczone nogi. Wiatr zakołysał przyszytymi do niej złotymi kółeczkami i kuleczkami. Uciszyłam je dotknięciem kopyta i odgarnęłam włosy z ucha mojego przyjaciela. - Mów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dotyk twojego kopytka na ramieniu pegaza podziałał na niego uspokajająco. Opanował drżenie i spojrzał na ciebie smutnym wzrokiem.

- Przepraszam, że tak zareagowałem - mruknął. - To był twój znajomy... Musiałaś być w szoku...

Zaprzestał jednak tłumaczeniu się i zaczął dochodzić do sedna sprawy:

- Jak już ci wcześniej mówiłem... Kiedy byłem młody, to miasto było istną oazą spokoju. Mój ojciec pracował w urzędzie miasta. Konkurował z jednorożcem - z "przyjacielem" tego gnoja.

Ogier wstał i stanął na krawędzi peronu, pozwalając by wiatr delikatnie targał mu grzywę.

- Golden Dock - odezwał się po chwili. - Tak miał na imię - zresztą, słyszałaś to od niego. Wzbudzał we wszystkich podziw - we mnie też. Był niesamowity... we wszystkim. Był wzorem do naśladowania. Kiedy jednakże zaczął rządzić, przerobił to miasto na fabrykę forsy. Widać to zresztą aż po dziś dzień.

Odwrócił się, patrząc ci prosto w oczy.

- Nie wiem, czy nadal żyje. W każdym razie, kiedy został "władcą", mój ojciec chciał go obalić razem z pewną grupką. Bezskutecznie... Skończyło się tym, że zwolnił go z roboty. Nie mieliśmy pieniędzy, nie opłaciliśmy rachunków i mieszkaliśmy w porzuconej szopie... Moja mama była chora, a moi bracia i siostry bardzo młodzi. Ojciec był jedynym żywicielem rodziny. A wtedy wszystko się zrujnowało.

Przez chwilę miałaś wrażenie, że to już koniec jego możliwości - zacisnął wargi, chowając twarz. Jednakże mówił dalej:

- Ojciec się jednak nie poddawał. Walczył nadal z Goldenem. Cavalorn - to ten koleś, co poznałaś go na statku... - zainteresował się moim ojcem. Widziałem, jak ma na niego oko przez cały czas. Grupa kucyków, którzy walczyli razem z moim ojcem... Nie wiem, co się z nimi stało. Nadal byłem zbyt młody, by ojciec mógł mi o tym powiedzieć. Po prostu pewnego dnia rozpłynęli się w powietrzu.

Podszedł bliżej ciebie.

- Wszystkie pieniądze, które Golden zarobił, oddawał po części dla Cavalorna. Przynajmniej tak ojciec mi opowiadał. Dlatego Cavalorn obawiał się, że mój ojciec może pozbawić go dobrej żyłki złota. I... zabił go. Wiem, że to on! - krzyknął, dając upust swoim emocjom. - Bo niby kto inny?! To wszystko jego wina! Zabił mojego ojca, a potem tarzał się w forsie!

Ponownie usiadł na ławce, chowając twarz w kopytkach.

- Moja mama... - usłyszałaś jego stłumiony głos. - Jej stan się pogorszył. Umarła. A moje rodzeństwo rozeszło się po świecie.

Nie ukrywał tym razem łez.

- Uciekłem... obiecując sobie, że... pewnego dnia... znajdę go... - wykrztusił. - I... znalazłem was oraz.... ciebie... I zrobiło mi się o wiele... lżej.

Umilkł, a jego srebrzyste łzy z pięknym rozbłyskiem kapały wolno na popękany chodnik.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słuchałam opowieści pegaza z drżącym sercem. Jak to możliwe, że tak mało wiem o moich przyjaciołach?

~ Jesteś egoistką, obrzydliwą egoistką. ~

Mocniej objęłam ciało Mista. Tak, jakbym bała się, że rozpadnie się na kawałki. Historia, którą usłyszałam z ust ogiera poruszyła mnie i rozzłościła.

~ Co za ścierwo... Najobrzydliwsza wywłoka jaką znam. ~

- Pewnego dnia znajdziesz go... i co? Co dalej, Mist? - spytałam, usiłując opanować drżenie w głosie. To ja tu miałam być oparciem, nie na odwrót. - Poznałam go na statku - zaczęłam wyjaśnienia. Nie chciałam, aby pegaz uważał tego gnoja za mojego dobrego znajomego, a tym bardziej za przyjaciela. - Przystawiał się do mnie... chyba. Albo chciał mnie wykorzystać do jakiejś podłej zabawy. Dałam mu kosza, ale jak widać przyszedł za mną... I pomyśleć, że w pierwszej chwili uznałam tą wywłokę za... Nieważne.

Zamilkłam. Nie byłam pewna, czy powinnam teraz jeszcze podsycać emocje pegaza.

Złapałam jedną z łez przyjaciela w kopytko i nakreśliłam serduszko na swojej brudnej sierści. Zajaśniało bielą pośród szarości. Szybko zakryłam je i spojrzałam w oczy towarzysza.

- Od tej chwili to przestaje być moja misja. Służyłeś mi wystarczająco długo, teraz pora, abym ja dała Ci coś od siebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ale co dalej? Nie wiem. - Mówiąc to przyglądał się tobie z szacunkiem, a jego twarz powoli się rozjaśniała. - Pragnę, by cierpiał tak samo, jak ja. Golden. A Cavalorn niech gnije w piekle.

Umilkł, przez chwilę ciężko wzdychając.

- Ale to było moje marzenie jako dziecko - mruknął. - Co ja w tej chwili zrobię? Kompletnie nic. A nawet jeśli COŚ mi się uda, i tak złapią mnie jego ochroniarze. Stanę się takim samym typem jak oni - wskazał na kucyki żebrzące na chodniku. - Pogrążony w samotności, nic nie warty, naćpany. A nie chcę tego.

Wietrzyk delikatnie muskał wam twarze. Zrobiło się chłodno.

- Er - powiedział Mist. - Dziękuję. I... powiedz mi jeszcze jedno. Czy ten... całus... był szczery?

Spojrzał ci prosto w oczy z lekkim uśmieszkiem, ledwo dostrzeganym na tej smutnej twarzy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Musiałam przez chwilę zastanowić się nad odpowiedzią. Pocałunek na początku miał tylko zbyć niechcianego amanta, ale gdy moje usta dotknęły policzka Mista, poczułam coś więcej.

- Chyba tak... - wyjąkałam.

~ Ale ten będzie... ~

Nie. Lepiej nie. Uśmiechnęłam się do pegaza, nie wiedząc nawet, jak bardzo się rumienię.

- Co teraz? Szukamy pracy, czy idziemy do Ponyville na piechotę?

Odgarnęłam kosmyk grzywy przyjaciela z jego twarzy, muskając czubkiem kopytka skórę towarzysza. Nagle przestało mi być zimno.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- A skąd ta zmiana tematu? - zagadnął z uśmieszkiem łobuza. - Kto by przypuszczał, że ze wszystkich klaczy, twój pocałunek najbardziej mi się spodoba, co?

Wydawało się, że już miał zamiar coś zrobić... Jednakże zastygł, kiedy zorientował się, że jego wargi znajdują się zbyt blisko twoich. Zarumienił się, ale zaraz szybko zmrużył oczy i uśmiechnął się ciepło.

- No to co... - powiedział cicho po chwili. - To może teraz ty oceń, jak spodoba ci się mój pocałunek...

Dał ci chwilkę, byś mogła się wyrwać w razie potrzeby, a po chwili delikatnie pocałował cię w usta, zanurzając prawe kopytko w twoich czerwonych, kręconych włosach. Z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz głębszy, a on chicho wzdychał z rozkoszy.

Nie wiedząc, czy ta ekscytująca chwila trwała minutę, godzinę czy też kilka dni, Mist wreszcie wyprostował się i szepnął:

- Dziękuję ci, Er, za wszystko.

Ogier w ogóle nie przejmował się stojącymi w okół gapiami, którzy patrzyli na tą scenę z otwartymi buziami. Prawdopodobnie w tym miejscu takie czułości były dla nich rzadkością.

- A... co do twojego pytania - odpowiedział z niechęcią - to jedyną opcją jest pójście na piechotę. Nie mam zamiaru siedzieć w tej dziurze.

----------------

Yyy... Mam nadzieję, że nie przesadziłam :blush:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzyłam oczarowana na pegaza.

~ Masz rację, Mist, kto by pomyślał... ~

Szybko zamrugałam i przeciągnęłam się. Przypomniałam sobie, po co w ogóle wyruszyłam w tę podróż. Co dziwne, nie czułam wyrzutów sumienia za tę chwilę zapomnienia.

- No dobra, trzeba ruszać. Jest jakaś szansa, że dojdziemy jeszcze dzisiaj? - spytałam, wstając. Następnie posłałam szeroki uśmiech gapiom i ruszyłam w stronę stacji kolejowej. - Wzdłuż torów chyba będzie najłatwiej, nie? Chyba, że pamiętasz tę okolicę lepiej, niż mi się zdaje - uśmiechnęłam się. Nawet w obliczu kilkunastogodzinnej, a może nawet kilkudniowej pieszej przeprawy do nieznanego miasta, przepełniała mnie radość.

~ Cokolwiek by się stało, on tu będzie. Prawda? ~

Wyjęłam z torby dwie kromki chleba sianowego, którego zostało mi jeszcze nieco. Posiłki na statku nie były takie złe. Jedną z nich podałam Mistowi, a drugą zaczęłam przeżuwać sama. Nie miałam pojęcia, jak trudno jeść, kiedy kuc jednocześnie szeroko się uśmiecha.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Coś ty - odparł pegaz, przeżuwając kromkę chleba. - O takim miejscu chce się jak najszybciej zapomnieć. Pójdziemy wzdłuż torów.

Wstał i przeciągnął się. Kiedy przeszedł obok ciebie, również posłał ci szeroki uśmiech.

- No to lećmy... znaczy się, idźmy.

Zwinnie zeskoczył na tory, ruszając w stronę ledwo widocznego zachodzącego słońca.

Być może tylko się tobie wydawało, ale nagle mgła jakby trochę opadła, a czerwone promienie słońca nadawały Hoofingtom zupełnie nowych barw.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

// Jak ten czas leci... Przybyliśmy do Hoofington ze dwie-trzy godziny po wschodzie słońca, na morzu skądinąd dość wczesnym... I już wieczór. Trudno, licentia poetica :>

Szłam, zwyczajnie szłam przed siebie i czułam się szczęśliwa. Taki typowo książkowy obrazek z galopowaniem w stronę zachodzącego słońca.

~ Ok, posuwamy się w żółwim tempie... Ale i tak jest podobnie. ~

Zaczytywałam się takimi opowiastkami w dzieciństwie, wykradając tomy ze składu opału. Kiedyś liczyłam, że będę kimś takim. Bezinteresownym bohaterem, który ratuje nieznajomych i odchodzi. Życie zmieniło moje nastawienie.

- Mist? Czy reszta grupy wie, że wyruszyłeś za mną? - spytałam, aby przerwać niezręczne milczenie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Boziu. Załóżmy, że to Hoofingtom jest tak zatrute, że aż słońce ucieka :O I to się więcej już nie powtórzy ^^

-------------------

- Nie wiem - odparł Mist, lekko smutny. - Nic im o tym nie mówiłem. Ale może ktoś zobaczył, jak lecę...

Znów nastała niezręczna cisza. Szliście już długo - mgły już nie było, a teraz znajdowaliście się pomiędzy dwoma niekończącymi się pastwiskami, na którym pasły się krowy. Przed wami znajdowało się słońce, duże i czerwone. Oglądając się za siebie można było dostrzec jedynie szarość.

- Nie chcę cię opuszczać - powiedział cicho pegaz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gwałtownie zamrugałam. - A dlaczego miałbyś... a, tak - zrozumiałam i posmutniałam. - Przecież powiedziałeś, że w Canterlot sama zdecyduję, czy chcę dalej Twojego towarzystwa. Zastanawiasz się jeszcze, jaka będzie moja odpowiedź? Patrzyłam niepewna w oczy Mista. Odbijało się w nich czerwone niebo. // Nie no, spoko, nie czepiam się. Przyjmijmy opcję, że "magiczny moment pocałunku" trwał jednak kilka godzin :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No... tak - odpowiedział pegaz. - Ale nie sądziłem, że sprawy przyjmą taki obrót.

Uśmiechnął się smutno i spojrzał w twoje oczy.

- To zależy od ciebie - rzekł. - Spróbuję się dostosować do twoich potrzeb. Nawet jeżeli będzie to trudne - dodał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...