black_scroll Napisano Październik 18, 2013 Share Napisano Październik 18, 2013 Sykstus spojrzał z krzywą miną na chodniki dla personelu technicznego. Kto do cholery montuje wejście do wyższych poziomów na suficie? Nigdy nie był technicznym, ale zdrowy rozsądek podpowiadał mu, że takie rozwiązanie było co najmniej niewygodne. Nie mógł doszukać się żadnych schodów ułatwiających dostanie się do chodników, gdy były jeszcze w normalnej pozycji, toteż postanowił, że sam takowe stworzy. Ale to dopiero za chwilę, gdy już skompletuje skład. - Dziękuję bardzo, jeszcze raz przepraszam za ten bajzel - bardzo cieszył się, że ich przykrywka jeszcze nie została ujawniona. Goniące ich praczki mogłyby trochę utrudnić poszukiwanie Powierniczki Harmonii. Nie wolno zapominać, że są tu po to, żeby uratować jedną z nich. Spojrzał w dół, ponownie szukając miejsca do skoku. Niepokoiło go, że nie może zlokalizować towarzyszy. Miał nadzieję, że gdy dostanie się tam na dół, niebawem się ujawnią. W końcu chyba znalazł bezpieczne miejsce, ale jak się okaże jakieś badziewne, miał nadzieję, że Scythe go potem poskłada. Cofnął się, krok w tył, po czym skoczył, starając się trafić w bezpieczną i miękką podłogę. - ŁUHU! NADCIĄGAM! - krzyknął, przyspieszając z każdym ułamkiem sekundy. Link do komentarza
Emiel Regis Napisano Październik 20, 2013 Share Napisano Październik 20, 2013 (edytowany) Ból eksplodował niczym supernowa w głowie Thunderlighta. To sztuczny rdzeń odnowił połączenie z dolną połową jego ciała. „ŻEEEEEEESZ, Że też musze to znosić jeszcze raz!” „-dla piękności trzeba cierpieć hehehehehe-odezwał się szyderczo Toby” Przekręcił szyję w tył i zauważył Vixen zwisającą mu z grzbietu bez przytomności. „Prawdopodobnie szok…albo coś ciężkiego” Kabel, wyraźnie już rozdrażniony brakiem reakcji ofiary, zaczął się histerycznie skręcać i ciskać. „To doprawdy słodkie, ale muszę już iść…” Jego róg zabłysnął, kiedy z torby wyciągnął nożyce do metalu i przeciął nimi kabel tuż przy kopycie. Z trzaskiem uderzając o bok i wypuszczając pęki iskier ,napięty przewód opadł na pralkę. Rozejrzał się. Dookoła niego spadały na ziemię resztki sprzętów. Minęło go kilka wierzgających praczek oraz zawiniętych w prześcieradła ciał . Spojrzał w dół. Podłoga znajdowała się już względnie blisko, ale ze zdziwieniem zaobserwował że wpadające w nią śmieci zapadały się częściowo. Odczekał chwilę aż system skupi się na obserwowanym obiekcie. Przez oczy przewinęły mu się kolumny cyfr. /// ODLEGŁOŚĆ: 11 METRÓW. ///STRUKTURA: NIEZINDENTYFIKOWANA CIECZ ///WYSOKA GĘSTOŚĆ, SPECIALISTYCZNE INSTRUMENTY NIE ODPOWIADAJĄ. ///GŁĘBOKOŚĆ NIEZNANA, SPECIALISTYCZNE INSTRUMENTY NIE ODPOWIADAJĄ W tej chwili jedną z praczek wpadła z impetem do brei i w połowie się zanurzyła. „Wygląda na to że logika poszła sobie na spacer. Wolę nie sprawdzać jak głęboko się w tym zanurzę z moim ciężarem…” „Przeprowadź symulację drogi na dół nie kończącej się upadkiem do tej brei” Przed oczami przewinęło mu się kilkadziesiąt wariantów skoków i odbić kończących się najczęściej kolizją z losową pralką i upadkiem na podłogę. Wreszcie System znalazł odpowiednią drogę i wyświetlił. Rozhuśtał się i kiedy jego tylne kopyta dotknęły pralki Thunderlight wyrywał drąg ze szczeliny i jednocześnie odepchnął się z pełną siłą protez. Przez chwile leciał w dół aż do następnego punktu. Zgodnie z wyliczoną trajektorią odbił się od kolejnej pralki opadając po chwili na urządzenie zajmujące ostatnią pozycję przed podłogą. Jego Lądowaniu towarzyszył dźwięk gniecionej blachy i potok przekleństw w strumieniu danych wychodzących z pralki. „No proszę, nie myślałem że kiedykolwiek usłyszę coś nowego…” Po chwili w pobliżu upadło na pralkę kilka stalowych elementów wymiecionych pędem z toreb podczas spadania. Zerknął w tył by przekonać się że Vixen nadal zwisała bezwładnie. Usłyszał cichy trzask. Zaniepokojony pobieżnie ocenił stan swojego pancerza. Na niedawno perfekcyjnie gładkiej powierzchni pojawiło się kilkadziesiąt małych, lecz wyraźnych wgnieceń, same płyty jednak pozostały na swoich miejscach. Sztuczna skóra najwyraźniej rozdarła się na strzępy i odpadła dawno temu. Posiadał już tylko naturalną na szyi i głowie. Naruszony przez wcześniejsze szarpnięcie sztuczny rdzeń kręgowy wystawał ze swojego kanału słabo iskrząc i to on był źródłem słyszanego wcześniej dźwięku. „Trzeba to będzie naprawić w wolnej chwili” - ŁUHU! NADCIĄGAM! ///OTRZYMANO TRANSMISJĘ ZE ZNAJOMĄ SYGNATURĄ „Wzmocnij i ustal źródło” - ŁUHU! NADCIĄGAM! „Sykstus. Sadząc po głosie bawi się wyśmienicie. Chyba powinienem dołączyć…” Przed oczami Thundelighta ukazał się lekko widoczny tunel wskazujący przybliżone położenie źródła dźwięku. Nie zastanawiając się dłużej podążył w stronę Sykstusa skacząc z pralki na pralkę. Edytowano Październik 20, 2013 przez EmielRegis Link do komentarza
Zmara Napisano Październik 24, 2013 Share Napisano Październik 24, 2013 Rozdział I - Ciemność Nieprzenikniona ciemność spłynęła na oczy Scythe’a, niby grom z jasnego nieba. Wydawało się, że coś mu się stało i został gdzieś teleportowany. Świat snów znów się z nami bawi. Nie uzyskał odpowiedzi. Czyli zostałem sam w tej sytuacji. Świetnie. A czy TY tu jesteś? Odpowiedziała mu cisza. Przynajmniej jeden problem z głowy. No, ale gdzie ja się znalazłem? I czemu nic nie widzę? Pewnie to jakaś kanciapa, albo szafa… Machnął kopytem przed siebie, próbując wyczuć jakąkolwiek ścianę, lecz jego kończyna przeniknęła przez nicość, trafiając jedynie w powietrze. Spróbował ponownie, wychylając się trochę mocniej wprzód, jednak to też nie dało żadnego efektu, jedynie sprawiło, że ogier upadł na twarz. No fajnie… To gdzie ja jestem? Uff… trzeba się uspokoić i pomyśleć racjonalnie. Uspokoić się… Podniósł się z podłoża, usiadł i zamknął oczy. Spróbował rozjaśnić pomieszczenie przy pomocy magii. Róg jego zalśnił delikatnym, szarym światłem, po czym od razu zgasł. „Jak to?!” Spróbował ponownie i jeszcze raz… Bez efektu. Czyli po mojej magii. Jak to możliwe. Zazwyczaj takie rzeczy dzieją się tylko we… śnie? Sen w śnie? A może sen zablokował moje umiejętności? Coś tu jest nie w porządku. Otworzył oczy. Nic nie uległo zmianie. Już chciał ruszyć przed siebie, gdy robiąc krok, poczuł coś mokrego na kopycie. Ale lepkie. Hmm… konsystencją przypomina… ____________________________________ -KREW! – wykrzyczał. Stał nieruchomo z niezmywalnym uśmiechem na twarzy, zapominając o wszystkich wydarzeniach sprzed chwili. Rozejrzał się i ujrzał unoszącego się Golden’a, który zapewne nie chciał obejmować zasięgu działać Doktora. Wszystko pomału się zatrzymywało. Pralki już się nie staczały, jedynie kilka osób i stos przedmiotów pokroju brudnych ubrań, czy koszy na nie. Nic, co potencjalnie zagrażało większym urazem, chyba że trafi bezpośrednio w głowę lub inne wrażliwsze miejsce na ciele. Dodatkowo podłoga stawała się jakby miększa. To nie jest normalne, ale co mi tam. Cel pozostaje w powietrzu. Za pomocą magii przywołał swój skalpel, który sprawnie złapał i płynnym ruchem kopyta przekształcił w kosę. Teraz wystarczył jeden dobry skok i… Coś się stało. Golden został obezwładniony przez prześcieradło i spadał w dół. To mi tylko ułatwi sprawę. Podskoczył kilka razy, by sprawdzić swoje funkcje motoryczne. Nie były w najlepszym stanie, ale wystarczającym. Raz, dwa, TRZY! Z uśmiechem na twarzy i rządzą krwi w oczach pędził ku niczego się niespodziewającemu się ciosu ogierowi. Już był blisko, jeden zamach i po nim. Scythe of Death wykonał zamach i… tracił wysokość. I nie tylko. Krew sączyła mu się z ran, które się tylko mocniej poszerzyły. Nie tym razem. Ale nie dam Ci odejść, bez zabawy. Upadł. I widział, że jego towarzysz też to wkrótce uczyni. Szarak przeturlał się idealnie pod przyszłego rozbitka. Postanowił zamortyzować jego upadek własnym ciałem, mając do dyspozycji dodatkową miękkość podłogi. I nie licz na więcej. Przeżyjesz to. Przeżyjesz to. Przeżyjemy to. Przeżyjemy to. Wszyscy będziemy… Więcej już się nie zdążył pomyśleć – zemdlał. Link do komentarza
OneTwo Napisano Październik 25, 2013 Share Napisano Październik 25, 2013 Golden patrzył na to co wyprawiał Omega. Niezbyt rozumiał o co w tym wszystko chodziło. Miał nieco lęku wśród lekarzy, ale jego kompan do takich nie należał, prawda? Unosił się nieco w powietrzu i był sporo od niego oddalony. Jedynie westchnął niezbyt zwracając na jego wypowiedź i zachowanie, które niezbyt potrafił zrozumieć. Był przecież bezpieczny w powietrzu w przeciwieństwie do osób, które musiały chodzić na niepewnej ziemi. Cóż bardziej nie mógł się mylić. Obrót się dokonał, a wszystko niebezpiecznie latało w powietrzu. Nagle wszystko zgasło. Prześcieradło uderzyło z wielkim impetem w Pegaza. Rozłożyło się na nim. Przykrywało go w całości. Nic nie widział i nie wiedział co zrobić, ponieważ uderzenie były zaskakujące silne, a on stracił rachubę wszystkiego. Przynajmniej chwilowo. Spadał. Nawet nie liczył na nikogo, bo w tym stanie nie mógł nawet tego zrobić. Uderzenie o ziemie nie było jednak twarde. - Dziękuje - z trudem wypowiedział to magiczne słowo. Jakby miał ostatnio jakieś dziwne problemy z mówieniem. W głębi był wdzięczny, że Scythe się dla niego poświęcił swoje własne ciało. Prześcieradło, które spowodowało teraz nie tylko przykrywało jego, ale też Omegę. Byli w ciemnościach. Zamknął na chwilę oczy. Zapomniał na chwilę o wszystkim jakby to nie miało znaczenia. Widocznie impet uderzenia był wystarczająco duży, aby nawet oszołomić na chwilę masywnie zbudowanego pegaza. Odczuł ból, ale nie zawył z tego powodu. Widocznie na chwilę stracił wszystkie siły oraz zmysły. Leżał na nim nie będąc tego nawet świadomym. Następnie zszedł z niego i odrzucił przykrywający ich materiał. Podłoga rzeczywiście była dziwna. Była miękka, dzięki temu też lądowanie nie było zbyt twarde, a specyficzna akcja ratunkowa mogła się udać. - Wstawaj! - Nakrzyczał my wprost do lewego ucha oraz szarpnął nim z całych sił, aby go wybudzić z tego stanu nieświadomości. - Przeżyjesz! Wyjdziemy z tego cało! - Kontynuował w żołnierski sposób próby ogarnięcia Omegi. Uderzył go nawet lekko w policzek swoim kopytem - Nie jest tu bezpiecznie. No ruszaj się ... - wydawać się mogło, że tracił chwilowo nadzieje, jednak złapał się za swoje lewe skrzydło. Zgryzł zęby i zaczął tłumić ból. Sam z pewnością się nie miał planu ruszyć się z tego miejsca dopóki jego towarzysz z drużyny nie wstanie. Nie mógł go zostawić po tym co dla niego zrobił. Link do komentarza
Sosna Napisano Listopad 15, 2014 Share Napisano Listopad 15, 2014 Temat zamykam i przenoszę do archiwum. Link do komentarza
Recommended Posts