Skocz do zawartości

Mroki świata magii [tymczasowo zamknięta z powodu braku odpisów graczy]


kapi

Recommended Posts

Tural dokończył czytanie listu. W jego głowie kotłowały się myśli. Niektóre wprawiały w dezorientację, a inne wręcz wprawiały w strach. Jak jego kariera długa i szeroka nigdy nie mierzył się z tak potężnym nekromantą. Został jednak poproszony i to nie przez byle kogo. Jego duma, w mężnym sercu ozwała się z siłą, że oto On Tural Gabis nie zakończy działalności w taki banalny sposób, jak Mu powiedziano. Dostał szansę na pokazanie każdemu ile jest wart, na pokazanie, że duch starej elitarnej jednostki Rady jeszcze żyje, a co więcej jest potrzebny obecnemu światu. Rozejrzał się pewnym wzrokiem po jaskini. Przez obszerne i nierówne wejście wpadały pierwsze promienie słońca tego dnia. Oświetlały mu twarz, a po chwili doszły do oczu. Odruchowo przymrużył je, choć jego serce otwarło się i zabiło jeszcze mocniej. Poczuł wewnętrzną siłę, którą zapomniał przez ostatnie lata, gdy zaczął być traktowany jako doświadczony, choć niepotrzebny już nikomu staruszek. W takich chwilach mężczyzna bez względu na wiek czuję się młody i zdolny do działania. Słońce wznosiło się, oświetlając coraz więcej jego ciała. Na stalaktytach w jaskini rozjaśniły się krople wody i błyszczały tęczą. Przed chwilą jeszcze czarne ściany groty przytłaczały, teraz jednak gdy zostały oświetlone zmieniły kolor na jasny szary, dodając otuchy. Tural zrobił kilka kroków. Poczuł się jak nowy człowiek, który z jednej strony czuje się silny, jednak wyrusza na wyprawę, w której ta siła zdaje się być niczym ,a całe doświadczenie życia, przemienia się w naiwne myśli dziecka. Mimo to chciał wziąć w tym udział, czuł głęboką potrzebę tego, każdy krok był co raz pewniejszy i mocniejszy. W końcu wyszedł z groty. Pod nim rozciągał się zielony las, obrazujący niezakłócony spokój. Za nim znajdowało się pasmo górskie, dzikie niezdobyte i oschłe. Jego wzrok nie patrzył jednak wstecz, kierował się dumnie naprzód, ku przygodzie, na horyzoncie lśniło w słońcu jakieś duże miasto. Jego białe budynki świeciły się w promieniach gwiazdy porannej, a wysokie wierze i srebrne kopuły, przyciągały uwagę. Mężczyzna stał tak, powracały do niego wspomnienia. Powracał dreszczyk emocji i niepewność. Powracało poczucie obowiązku. Powracała męskość i chęć do życia. Nie czół się tak dobrze od lat, mięśnie mimowolnie się napięły, a twarz nabrała wojowniczego wyrazu. Głęboko czuł szczęście, że jeszcze przyjdzie mu napisać dalsze stronice swej historii inaczej niż siedząc w domu i zostawiając sprawy tego świata innym.

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 52
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Tural zrobił głęboki wdech. Kolejny nekromanta do pokonania. Ciekawe, czy jak tego dokonam, czy o mnie także będą opowiadać. I o co mu chodziło z tą mocą? Do diaska, przez tyle lat sobie radziłem, to i teraz podołam. Ale od czego zacząć? Szlag, jak się nie stawię przed radą, to mogą się mnie czepiać, bo wysłałem już wiadomość, że wracam. A jak się stawię, to mogą wykryć tą "moc". I ta torba. Któryś na pewno wyczuje, że to dziwnie magiczna broń. A historia Danadisa jest znana. Szlag, kto by nie przechowywał tego, to też wyczuje, że to jest magiczne. Ale jeśli ukryję ją tutaj?

Odwrócił się do jaskini i spojrzał na stalaktyty, po czym zwrócił wzrok na dłoń, którą umieścił na wysokości twarzy. Magia każdego maga, którego zabił. Ogień to bardzo pospolity żywioł. Ciekawe, czy gdybym..... Nie, potrząsnął głową, jakby sam sobie przeczył, sam napisał, że wybuchł. A ja muszę jeszcze dojść do miasta. Ja nie zdołam opanować tej mocy tak szybko, jak on. Jak coś się stanie, to już nie ujrzę słońca. Muszę pozostać przy swojej magii. Skupił się na stalaktytach. Większość z nich była pokryta jakąś ilością wody. Ostrożnie za pomocą magii zebrał ją z każdego, którego mógł. Powstała niewielka bańka cieczy. Ostrożnie utrzymując ciecz w powietrzu odłamał spory kawałek kamienia, który od razu skruszył i wymieszał z wodą.

Wiedział jak należy to czynić, bo robił to już wielokrotnie. Nieraz zdziwił maga kamieni tym, że w locie zniszczył jego skałę - każda po dłuższym bądź krótszym czasie rozpuszczała się w wodzie. Czasami były to wieki, a czasami tysiąclecia, ale przez lata treningu umiał, niedokładnie bo niedokładnie, ale mógł w ciągu chwili rozpuścić lecące kamienie w powietrzu, a raczej w niewielkiej ilości wody, która była w powietrzu.

Gdy powstała mieszanka była już idealna zatrzymał ją w czasie, opuścił na ziemię i zaczął poszukiwać dziury, do której zmieściłby się worek. Jeśli udałoby mu się taką znaleźć, to zdołałby stworzyć kryjówkę, którą mógłby odkryć tylko bardzo czuły mag.

Ale na szczęście tacy bardzo rzadko zbaczali z dróg, a on nie miał zamiaru spędzić w mieście więcej, niż dnia.

Lecz czasami tacy się zdarzali, przez co musiał być na prawdę ostrożny.

Aż w pewnym momencie puknął się lekko w głowę, jak zwykł czynić, gdy zapomni o prostszym rozwiązaniu. A niech to! Może i nie zatrzymam w czasie samej zbroi, ale przestrzeń dookoła niej już tak. Tak samo jak pochwę miecza. A zatrzymanie wyczuje tylko inny mag czasu, a jest nas na szczęście mało.

Pstryknął palcami, a ciecz rozlała się po kamieniu, wnikając w nierówności podłoża. Tural położył wszystko, co otrzymał od Danadisa na ziemi przed jaskinią. Powoli otoczył je swoją magią. Wiedział, że magicznym przedmiotom nic się nie stanie, ale żeby jego plan się sprawdził musiał zatrzymać w czasie jak najmniej.

Gdy efekt wydał mu się zadawalający przewiesił miecz i torbę przez plecy. Ręką pomacał efekt swoich działań, który był bardziej niż zadawalający - prawie czuł nierówności materiału torby.

Ale i tak musiał szybko zakwaterować się w jakiejś podrzędnej gospodzie jeśli chciał zachować cokolwiek w sekrecie.

Choć doświadczenie mówiło mu, że na lepszy plan może jeszcze wpaść.

Taki jak zostawienie tego u kogoś znajomego.

Zrobił w głowie szybki rachunek. Niestety, nie znał nikogo odpowiedniego - albo magowie znali jego magię, albo byli tak dobrzy, że wyczuliby ją od razu. A czasami i to, i to. Nie, karczma będzie najlepsza.

Z tą myślą zaczął przedzierać się w stronę miasta.


Od razu się zapytam - mogę pisać takie posty? Bo woda wydała mi się oczywista, tak samo jak szczeliny, więc je opisałem. To, że korzysta z swojej magii także. Oczywiście walk i rozmów tak nie będę opisywał, ale na razie były rzeczy oczywiste. Pasuje?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural przemierzał las. Drzewa zieleniły się, a słońce ładnie prześwitywało pomiędzy liśćmi. Wspomnienia skierowały się ku czasom, gdy taki gąszcz dla większości ludzi był pewną śmiercią, a potwory czaiły się na każdym kroku. Teraz w lesie dało się odpocząć i czuć bezpiecznie. Była to zasługa takich, jak On, dzielnych mężów, którzy bez względu na wszystko ścigali zło. Jednak w miarę posuwania się na przód i wchodzenia co raz głębiej Tural odczuwał w swym sercu niepokój. Coś się zmieniło w tych lasach, niby drzewa były takie same, pokryte szorstką korą, niby liście dodawały otuchy i przekonywały o pięknie przyrody, niby w okół rosły piękne kwiaty, ale coś czaiło się poza zasięgiem wzroku. Jakieś zło, którego ten kraj nie widział od dawna. Nieopisane i niespodziewane. Coś unosiło się w powietrzu, coś wskazywało na to ,że czasy spokoju już się kończą, coś zwiastowało burzę. Po godzinie drogi las został w tyle za Turalem, mężczyzna wyszedł odtrącając ostatnie krzaki zasłaniające drogę. Znów oświetliło go słońce, a przed nim jawiło się wielkie, ufortyfikowane miasto. Spojrzenie okiem wystarczyło, aby określić co to za gród. W prawdzie nie był tu nigdy przedtem, ale opowieści krążące o tym miejscu pozwalały na takie stwierdzenie. Była to stolica Moonteneru czyli najbardziej na południe wysuniętej prowincji kraju. Miasto to słynęło z rud srebra, którym okolica była przepełniona, dlatego to nazwano je Silvermoon. Tural spojrzał w górę. Ponad białymi murami tego miasta, które sięgały 15 metrów wysokości, wznosiły się potężne wierze ze srebrnymi kopułami. Wszędzie widać było płaskorzeźby przedstawiające dzieje wielkich ludzi z tego miasta, bądź fazy księżyca. Na murach spacerowały zbrojne patrole, które odstraszały wszelkich najeźdźców. Miasto opływało w bogactwa i przepych, nie dało się go w prawdzie porównać ze stolicą Midragenu, lecz przytałaczało swoimi rozmiarami. Tural spojrzał w lewo, znajdowała się tam główna droga i potężne wejście do miasta. Wielka żelazna brama chroniła tę perłę południa, obudowana wieżami, była prawie nie do przejścia, gdy obrońcy jej chronili. Ruch panował jak zwykle o tej porze dość duży. Wieśniacy z okolic ściągali aby sprzedać i kupić rozmaite dobra. Czasami zdarzał się także jakiś rycerz ze swym orszakiem, choć najwyraźniej nie był to nit znaczący, gdyż trąby nie ogłaszały jego przybycia, jak nakazywał zwyczaj panujący w Midragenie.

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural uśmiechnął się. O tym mieście słyszał wiele opowieści. Wiele miało związek z rzekomymi pokładami naturalnej magii w srebrze, które tutaj się wydobywa. Wprawdzie Rada już dawno oświadczyła oficjalnie, że srebro stąd jest identyczne z tym, jakie wydobywa się wszędzie indziej, to nadal nie brakowało ludzi zdolnych wydać fortuny tylko po to, by iluzorycznie zwiększyć swą moc.

Czuł bijącą od miasta różnorodność magii. Wielu z pewnością nie wyczułby osobno, ale ich użytkowników były setki i razem stanowili siłę, z którą należy się liczyć. Wielokrotnie zastanawiał się nad tym i doszedł do wniosku, że nie ma co się dziwić nekromantom. Tak jak każdy chcą oni tylko osiągnąć potęgę. Lecz w przeciwieństwie do większości nie mają sumienia i nie boją się zabierać życia innym, by to osiągnąć. To sprawiało, że miał ich niżej od bydła, za które mieli oni zwyczajnych ludzi. Zabijali ich, by zabić głód potęgi, tak samo jak człowiek zabija zwierzęta, by zabić głód. 

Zauważył rycerza wjeżdżającego do miasta. Uśmiechnął się z przekąsem. Nie lubił tych paniczyków, synów potężnych magów, którzy nie mieli nawet ułamka mocy ojca, przez co ich jedyną nadzieją był miecz i zbroja, które dzięki rozwojowi run mogły stanowić siłę równą z magią potężnego maga. Ale oni mogli je kupić, gdy dla normalnego wieśniaka, często mądrzejszego od nich i silniejszego w każdy sposób, kosztowała ona bajońskie sumy.

Ale... nie czuł się komfortowo. Nigdy nie lubił takich miast. Jak dla niego, było w nich za dużo ludzi. Przez lata pracy zaczął się obawiać każdego dużego skupiska ludzi. Wiedział, że to przez wpływ pracy, ale nie znał ostatecznego powodu. Czy boi się, że gdzieś wśród ludzi jest nekromanta, który niepostrzeżenie go zabije, czy odzwyczaił się od ludzi? Prawdziwie pewnie czuł się wśród drzew, gdzie każdy najmniejsze szurnięcie oznacza, że gdzieś wśród roślin może być potwór. Przynajmniej w lesie wiedział, co go czeka.

Spojrzał się na najbliższą grupkę wieśniaków. Nie, nie bał się ludzi. Na szczęście. Po prostu był samotnikiem. Ostrożnym samotnikiem.

Skierował się w lewo i wymieszał się z wieśniakami. Nie czuł od nich wielkiej mocy. Jeszcze na treningu do Mieczy wyczulono go na magię. I nauczono, jak ją ukrywać. Choć żadna z tych sztuk nie była idealna, to akurat on był w nich bardzo dobry. Używając Ukrycia był pewien, że nie zwróci uwagi nikogo, kto i tak nie jest nim zainteresowany, ale wiedział, że niebezpieczeństwo wyczuje tylko gdy będzie ono naprawdę blisko. Jak na odległość wyciągniętego miecza.

Gdy przekroczył bramę jego nos uderzył zapach ludzi - mieszankę potu, ekskrementów oraz wielu potraw. Ta mieszanina była jak perfuma, gdy po tygodniach wędrówki w końcu dotarł do siedziby ludzkiej.

Ale przez ostatnie kilka dni wędrował po szlaku od tawerny do tawerny i teraz przez smród zakręciło mu się w głowie. Na chwilę przystanął, ku złości idących za nim wieśniaków. Ale żaden nic więcej prócz mówienia nie zrobił - to, co miał przy sobie skutecznie ich odstraszało. 

Zauważył strażników. Nadal kierował się w stronę centrum grodu, by poznać położenie posterunku Rady, z którego mógłby wysłać magiczną wiadomość z raportem, ale przeczuwał, że wcześniej odbędzie rozmowę z strażnikami. Już dawno minęły czasy, gdy ludzie wędrowali z bronią długą - teraz tylko czasami spotykało się chłopa z nożem. Na szlaku najczęściej bandyci posiadali większą broń. I do każdego nieznanego z bronią podchodzili jak do potencjalnego bandyty. Kuło go, że tak traktowali człowieka, dzięki któremu być może tysiące zachowały życie, lecz wiedział, że bez tego te tysiące niechybnie zginą.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural kroczył spokojnie głównym traktem w mieście. Droga prowadziła prosto do rynku. Dzięki temu dało się wyczuć ogrom całego miasta, gdyż aleja ciągnęła się i ginęła za rozstawionymi stoiskami ,a jej końca widać nie było. Dzielnego męża otaczały wyniosłe budynki w stylu gotyckim, z białego kamienia, ozdabiane srebrem. Większość posiadało swe wieże, z których każda była zakończona srebrzystą kopułą. Słońce świeciło wysoko, a jego promienie iskrzyły się w tym metalu, kując po oczach. Wszystko to nadawało niepowtarzalny charakter temu miejscu. Po obu stronach alei oprócz innych mniejszych uliczek, znajdowało się mnóstwo sklepów, domów mieszkalnych, czy zakładów rzemieślniczych. Ruch na głównej ulicy był olbrzymi. Tural czuł się bardzo nieswojo, w każdej chwili w takim tłumie ktoś może podejść do Ciebie niezauważony i zabić Cię, bądź okraść. Nie chciał jednakowoż skręcać w boczne, mniej uczęszczane alejki, gdyż nie znał tego miejsca n tyle dobrze, aby mieć pewność, że dotrze na rynek. Po kilkunastu minutach przepychania się wreszcie minął kolejną warstwę, tym razem wyższych murów i wszedł na wielki plac. Całe podłoże wyłożono srebrem, a wszędzie roztaczały się stragany, kramy i sklepy z najrozmaitszym asortymentem, począwszy od jedzenia przez broń skończywszy na bogato zdobionych szatach. I tu wszędzie krzątali się ludzie, a do uszu dochodził potężny gwar rozmów, a czasami nawet i krzyków, gdy ktoś usłyszał cenę niektórych przedmiotów. Po lewo od Turala na wzniesieniu otoczonym kolejnym murem, widniał olbrzymi budynek ratusza. Na jego szczycie powiewała ogromna flaga Moonteneru. Ciemnogranatowe tło ozdabiał srebrny księżyc w nowiu, a po obu jego stronach znajdowały się miecze ostrzami skierowane do dołu. Przy samym maszcie na chorągwi widniała wijąca się ku górze srebrna winorośl. Obok znajdowały się możnowładcze rezydencje. Te budynki obfitowały w witraże, kolumny i zdobienia oraz płaskorzeźby. Wielokrotnie na ścianach tych willi dało się dostrzec kamienie szlachetne, co świadczyło o bogactwie właścicieli tutejszych ziem i kopalni srebra. Mężczyzna spojrzał uważnie, początkowo nie dostrzegł budynku Rady.  Zdziwiło go to bardzo, jednak po chwili zauważył ogromny herb tego stowarzyszenia po prawej stronie ratusza. Tarczę tworzyła szachownica w kolorach danej prowincji, w tym wypadku był to granat i srebro, a na głównym planie znajdował się położony miecz, a nad nim otwarta księga z pismem runicznym. Najwyraźniej to tamta jego część była przeznaczona dla dostojników z tej organizacji. Skierował się do tamtego miejsca pewnym krokiem. Jego przewidywania co do strażników okazały się prawdziwe. Brama do części administracyjnej była zamknięta. Jej żelazne wrota napawały lękiem, ale i dumą. Widniała w nich jedynie mała furtka dla pojedynczej osoby, która także była zamknięta. Przed bramą stało dziesięciu strażników, odzianych w zbroje półpłytowe, pozostałe części ciała pokrywała kolczuga. Każdy dzierżył albo halabardę, albo berdysz. Jeden tylko trzymał tarczę i miecz. Każda zbroja przyozdobiona była odpowiednią tuniką ze znakami prowincji i miasta. Wszyscy siedzieli i nie wyglądali na zbyt przejętych sytuacją na rynku, najwyraźniej nic się szczególnego nie działo. Jednak gdy tylko w zasięgu ich wzroku pojawił się Tural, tak pewnie kierujący się ku wrotom, szybko podnieśli się, a mężczyzna z tarczą i mieczem wyszedł do przodu i ręką pokazał, że należy się zatrzymać.

- Stój! Czego chcesz i kim jesteś?- strażnik mówił głosem stanowczym, choć niezbyt wrogim, wdawało się, że jest mu tak na prawdę obojętne, kim jest przybysz, bo i tak raczej nie ma zamiaru go wpuścić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural szedł przed siebie. Co i rusz rozglądał się. Bał się, że jakiś rzezimieszek okradnie go albo, co gorsze, wbije w niego swój nóż. Nie chciał takiej głupiej śmierci. No i wszechobecny smród. Żałował, że nie miał szala nasączonego wonnymi olejkami.

Cały czas pilnując swoich bagaży parł przed siebie. Nie wiedział, czy po prostu miał szczęście, czy potencjalnych rabusiów odstraszała jego broń – nikt nie próbował okraść go.

Choć po dłuższym namyśle nie dziwiło go to – miasto słynęło z srebra, które można było znaleźć u prawie każdego mieszkańca tego miasta mającego więcej niż rozsypującą się ruderę. Zawsze, gdy czegoś jest w jakimś miejscu dużo, to jest ono tanie. Łososie nad morzami i rzekami w okresie tarła, dziczyzna w puszczach. A tutaj było wiele srebra, choć przez to musiał zredefiniować swoje znaczenie słowa tanie.

Po minięciu kolejnego muru całkowicie zwątpił w obecność złodziei wewnątrz murów miasta – nawet podłoże było tutaj wyłożone srebrem. Żałował, że nie ma łomu – płyty aż kusiły, by oderwać je i przelać na biżuterię.

Idąc wzdłuż wielu straganów obudziło się wewnątrz niego coś dziwnego. Tylko dzięki silnej woli poprzestał na pobieżnym oglądaniu towarów. Choć widok misternej roboty szpontonu wystawił jego postanowienie na ciężką próbę, to zwyciężył. Jego celem nie były zakupy, a jak najszybsze złożenie raportu i rozpoczęcie polowania, które zawierzył mu Danadis.

A gdy spojrzał w lewo, zauważył wiele budowli, aż nadto pokazujących innym, jak bogaci są ich właściciele. Uśmiechnął się na myśl, że gdyby dawno temu wybrał inaczej, to teraz jego dom byłby podobny. Rodzina Gabisów w swoim czasie była bardzo ważna. Obecnie jej rola w państwie osłabła, lecz ich finansom nic nie przeszkadzało. Jego braciszek może i nie miał drygu do magii, ale to, co wyprawiał z rodzinną fortuną, zakrawało na magię. Że on mógł zrozumieć, co znaczą te wielkie rzędy liczb, które miał w tych swoich wielkich księgach. Tural odszyfrowywał starożytne teksty, ale w porównaniu z księgami brata były one jak książeczki, przy których dzieci miały postawić pierwsze kroki w czytaniu.

Jego rozmyślania przerwało odnalezienie budynku rady, a dokładniej części ratusza, która była wydzielona dla Rady. Znalazł ją tylko dzięki chorągwi – gdy możnowładzkie domy miały na nich różne wersje herbu Moonteneru, to on miał doskonale mu znany herb Rady z mieczem i księgą runiczną.

Jeszcze daleko od bramy zauważył żołnierzy pilnujących jej. Zauważyli go i zaczęła się kotłowanina, a woj z mieczem i tarczą wystąpił przed szereg, wystawioną dłonią każąc mu się zatrzymać. Usłużnie wykonał niewerbalne polecenie.

-Stój! Czego chcesz i kim jesteś? – ton strażnika wskazał mu, że tak naprawdę chce tylko, by Tural dał mu święty spokój i pozwolił dalej odpoczywać. Sądził, że woj jest święcie przekonany, że i tak nie wpuści go.

-Tural Gabis, Miecz – przedstawił się – Przybyłem złożyć raport z polowania na wilkołaka – rycerzyk uraził jego dumę obojętnością, więc zdecydował się powiedzieć, czego ostatnio dokonał. Liczył, że należy on do znakomitej większości, która każdego potwora pokroju wilkołaka czy wywerny uważali za przeciwnika tylko dla potężnego maga.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strażnik patrzył na przybysza bez zainteresowania, pierwsze słowa, jakby wpadły jednym uchem a wyszły drugim, lecz na dźwięk słowa wilkołak woj aż cofnął się o krok. Jego brwi uniosły się, a twarz struchlała. Pod jego męskością kryła się teraz dusza przerażonej małej dziewczynki, widać, że nigdy nie zapuszczał się z dala od miasta bez oddziału żołnierzy, a już na pewno ,ze nie miał nigdy zamiaru polować na te straszne, kudłate i rządne krwi potwory. Zachowanie pozostałych strażników wskazywało na bardzo podobne nastawienie do sprawy. Każdy otworzył szeroko oczy i odruchowo przesunął się w bok robiąc przejście. Jedyny, który dalej stał na drodze był ów rycerz. Po chwili opanował się wewnętrznie, uważnie przeleciał wzrokiem po postaci przybysza, znów otworzył szerzej oczy.

- Jakiś dowód na to wszystko?- spytał, choć jego głos wydawał się z lekka drżeć i nie być pewnym tego co mówi, to jednak jegomość starał się zamaskować to pod ostrym wojskowym tonem i kamienną miną, której jednak nie udało się do końca zachować. Pozostali strażnicy natomiast pokrzepieni taką reakcją ich kapitana znów utworzyli bardziej zwarty szereg, zasłaniając przejście w wielkiej bramie. Mężczyzna z tarczą widać usilnie próbował zachować pozory obojętności i wyższości oraz autorytetu, jednak w głębi najwyraźniej czuł pewien lęk.

Edytowano przez kapi
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural uśmiechnął się niewinnie widząc strach wśród żołnierzy. Nie chciał aż tak ich przerażać, ale skoro nie traktowali go poważnie... .

-Jakiś dowód na to wszystko? - zapytał się drżącym głosem "rycerz" .

Tural sięgnął do kieszeni i wyjął kryształowy obraz. Był to niewielki kryształ, który dzięki magii w nim zawartej zapamiętywał od jednego do bardzo wielu obrazów takich, jak widział je jego właściciel, a później odtwarzał je na każdej powierzchni. Ten, który miał przy sobie był najprostszym, robiącym tylko jedno ujęcie. I tak dobrze, że go dostał. Sam nigdy nie kupił tego wynalazku, ale akurat wójt wsi nawiedzanej przez potwora miał ich kilka i sam wyskoczył z propozycją, że zrobi mu obraz jak trzyma odrąbaną głowę stworzenia w otoczeniu innych wieśniaków. Choć prawda była taka, że walczył sam, a nie z wieśniakami,a mordercze były przecięte tętnice udowe i łokciowa, a nie pośmiertnie odrąbana głowa.

Wystawił rękę z kryształkiem przed siebie, a dzięki magii na najbliższej ścianie pojawił się obraz przedstawiający go, trzymającego kudłatą ludzko-wilczą głowę przed sobą, a z nogą postawioną na truchle. To był pierwszy raz, jak widział ten obraz i wcześniej nie dowiedział się, że zrobili go w najgłupszym momencie, przedstawiającym chwilę melancholii po zabiciu stworzenia, które przecież niedawno było człowiekiem. 

A chłopi w najlepsze stali sobie obok niego, w dłoniach trzymając rozmaite siekiery albo łuki. 

-Nadal mi nie wierzycie? - dla takich niewtajemniczonych powinna być to odpowiednie wytłumaczenie. Rada i tak już wie wszystko dzięki astralnej obserwacji walki przez jednego z arbitrów. Może i była to sztuka rzadka, ale każdy mogący choć na chwilę opuścić swoje ciało od razu był zabierany na szkolenie przez Radę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Gdy obraz pojawił się na ścianie niektórzy strażnicy cofnęli się z lekka, a z ich ust dobyły się nieśmiałe odgłosy podziwu aprobaty i zdumienia. Część z nich po prostu osłupiała i do tej grupy należał ów jegomość z tarczą. Popatrzył na przybysza, a później znów na obraz i powtórzył te czynność kilkakrotnie. W końcu jakby opamiętał się z lekka, odchrząknął i powiedział łamiącym się głosem:

- No cóż... echem... w takim wypadku... proszę wejść.

 

Pokazał coś ręką, dając sygnał strażnikowi, aby ten otworzył żelazną bramę, co zaraz nastąpiło przy wtórze pisków i zgrzytów metalu. Strażnicy pomału się rozstąpili, a droga do ratusza stanęła otworem. Przez otwarte drzwi Tural dostrzegł, że ulice za murami także są wykładane czystym srebrem, a na każdym skrzyżowaniu dróg zbudowana jest fontanna z tego samego materiału. Woda w nich płynąca zdawała się lśnić i migotać jak perły, od czasu do czasu rzucając tęczowy poblask na okolicę. Posągi umieszczone w fontannach przedstawiały różnych ludzi. Najprawdopodobniej członków znamienitych rodów, które zamieszkiwały, lub wręcz założyły to wspaniałe miasto. Każda fontanna była ozdobiona napisami, jednak z tej odległości ciężko było czegokolwiek się doczytać. Tak czy siak żelazna furta stanęła przed nim otworem, a on mógł wejść do górnego miasta.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Z ukrywanym rozbawieniem Tural oglądał, jak tarczownik spogląda to na niego, to na obraz.

- No cóż... echem... w takim wypadku... proszę wejść - wyjąkał żołnierz.

Jeden z strażników otworzył bramę, a reszta się rozstąpiła, tworząc dla niego drogę. Gdzieś głęboko w duszy Tural pomyślał, że na to zasłużył. Nie po to poświęcił tysiące możliwości jakie dawała mu siła połączona z majątkiem rodziców, by teraz ktoś mu nie wierzył; nie po to wielokrotnie kładł swoje życie na szali, by teraz ktoś żądał od niego dowodów na jego czyny.

Przeszedł tak samo, jak podszedł do nich. Ostatecznie robił to dla ludzi podobnych do nich - słabych, niewyszkolonych. Oni co prawda byli chronieni przez chmury, dlatego zmienił postawę na bardziej dumną. Tacy jak oni nie powinni być tacy pewni siebie. Może i znają się na szermierce, ale czy umieją walczyć? Czy daliby sobie radę z watahą wilków zimą mając w dłoni tylko siekierę? Czy przed przednówkiem poszliby po jedzenie do lasu nawet wiedząc, że w lesie żyje coś niebezpiecznego?

Nie wiedział tego. Ale wiedział, co zrobiłby taki wieśniak - wyszedłby. I dlatego dla nich starał się być niczym może nie przyjaciel, ale przyjazny wędrowiec. Nie jak jakiś pan.

 

Idąc kolejną ulicą bał się już mniej. Nadal był czujny, ale pozwolił części umysłu odpocząć. Ruch tu nie był już tak wielki. Nie było powodu być spiętym.

Skierował swe kroki do budynku Rady. Po drodze zwrócił tylko przelotną uwagę na fontannę. Symbol pychy znamienitych rodów jakich to wiele. W jego opinii nie był wart uwagi.


Jeśli chodzi o plan miasta - powoli się już gubię, więc wybacz, ale więcej nie napiszę. Wolę mieć to za sobą.

Ach, i prosiłbym o jedno - nie pisz kolorem! Błagam, nawet cyrylicą, ale nie kolorem. ( To tylko żart. Jakbyś mógł staraj się nie dodawać wizualnych fajerwerków do tekstu. Proszę. )

Edytowano przez PiekielneCiastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Oto powróciłem zatem, miałem różne problemy, o których można poczytać w różnych miejscach, bo piszę je to tu to tam, ale w każdym razie jak po każdej długiej nieobecności przeprowadzam odświeżanie sesji i tak oto pytam, czy Ty chcesz dalej grać? (do niczego nie zmuszam, a dzięki takim pytaniom oczyszczam sobie głowę z tych ludzi, którzy z jakiś przyczyn już nie chcą grać, więc pytam każdego) Jak tylko pojawi się odpowiedź (która będzie pozytywna) to jeśli szkołą mi nie dowali to wznawiamy :pinkie3:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok już nie piszę kolorem, przepraszam, jeśli tego nie lubisz.

 

A wracając do sesji...

 

Tural skierował się do budynku rady. Szybkim, lecz odprężonym krokiem przemierzył pozostałą odległość i dotarł do wielkich drewnianych drzwi. Całe były pokryte srebrnymi płaskorzeźbami i motywami roślinnymi. Ukazywały cała historię miasta. Najpierw założenie i odkrycie srebra, rozbudowę, ważne czyny kolejnych władców, wyprawy wojenne i łupy z nich zdobyte. Były na prawdę wspaniałym dziełem sztuki. Nad wejściem znajdował się herb miasta. Różnił się lekko od flagi. Zachowany w tej samej kolorystyce ukazywał na środku także księżyc, ale wymalowana na nim była czarno-szara głowa smoka, po bokach zamiast mieczy szybowały dwa orły, dumnie rozpościerając swe skrzydła. Tło miało dwa kolory połowa była ciemnogranatowa, a połowa niebieska. Tural był teraz pod zadaszeniem, podtrzymywanym przez dwie kolumny. Te na sobie nosiły płaskorzeźby związane z historią całego Midragen. Jedno przykuło uwagę wojownika. Ta po prawej w całości została zapełniona przez dokonania Rady i jej podwładnych. Były tam przedstawienia najwybitniejszych czynów i największych bestii, które zostały pokonane, a także nekromantów. Można było patrzeć na te wspaniałe dzieła przez długi czas, ale nie po to Tural tu przybył. Energicznie pociągnął za skrzydło drzwi, które bezszelestnie się otworzyły. 

 

Jego oczom ukazała się przestronna komnata, poprzecinana liniami granatowych dywanów ze srebrnymi frędzlami po bokach. Pomieszczenie wypełnione było meblami z ciemnego dębu, a także obrazami w srebrnych ramach. Białe ściany doskonale odbijały światło, co razem dawało niesamowitą mieszankę ciemnych i jasnych barw, a szlachetny metal błyszczał się majestatycznie we wszystkich zakątkach holu. Potężne kolumny podtrzymywały strop i wspaniałą kopułę, również od środka wyłożoną srebrem. Po bokach, oddzielając obrazy sączyła się ze ścian ciemna woda i wpadała do cyklu delikatnych i niskich kanałów wypełniających pomieszczenie, od góry przykrytych szkłem, tak, że można było na nich chodzić. Na środku rosło kilka krzaków bez liści, wręcz świecących bielą, które często rosły przy ogromnych złożach srebra. Przy rozległym biurku siedział pewien grubszy i starzy jegomość w długiej granatowej tunice. Na nosie leżały okrągłe okulary, a jego krótko przystrzyżone włosy okalały potężną łysinę na czubku głowy. Mężczyzna wstał ,gdy zauważył przybysza. Był to jedyny dźwięk, który doszedł uszu Turala. Po chwili śpiesznym krokiem grubasek przydreptał do gościa.

- Witam szanownego Pana- powiedział przyciszonym i zachrypłym głosem. - Proszę Panie o zachowanie ciszy, burmistrz prowadzi ważna naradę i kazał, żeby nic mu nie przeszkadzało. Tak więc, jeśli ma Pan sprawę do Niego, to proszę wybaczyć, a jeśli nie to słucham w czym mogę pomóc.- To mówiąc skłonił się nisko, choć pokracznie. Głos w głębi miał miły i przyjacielski i sprawiał wrażenie człowieka, może lekko niezdarnego, ale pomocnego i dobrego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szybko dotarł do budynku rady. Same drzwi były chronione przez zadaszenie, oparte na dwóch kolumnach. Jedna z nich pokazywała dokonania Mieczy. Nie umiał powiedzieć czy najnowsze, czy stare - płaskorzeźba była gładka, ale takie dzieło zasługiwało na czyszczenie.

Ale nie stał dalej by rozwiązać tą zagadkę bo miał ważniejsze rzeczy na głowie. Podszedł do drzwi. One także były dziełem godnym królewskich komnat. Niczym dobra książka opowiadały one historię miasta. Ale one też go nie zainteresowały. Na sekundę dłużej spoglądał na herb, odrobinę różniący się od innych, które widział. W środku miał księżyc z wymalowaną głową smoka, a po bokach, miast mieczy były orły. Niewidzialna linia po środku  oddzielała część niebieską od ciemnogranatowej.

Szybko stracił tym zainteresowanie. Nie na jego głowę to, co robią ci postawieni wysoko.

 

Kolejne pomieszczenie było mieszaniną czerni i bieli. Zaprawdę, do jego tworzenia musiała być użyta albo potężna magia, albo czas wielkiej ilości ludzi, choć Tural skłaniał się bardziej ku drugiej opcji. Potężni magowie zazwyczaj nie zajmowali się takimi błahostkami.

Od razu zauważył ruch. Już po chwili skupił się na mężczyźnie, nieświadomie napinając mięśnie gotowe do uniku. Ale nie biegł na niego wilkołak albo mantykora, a tylko poczciwie wyglądający grubasek.

- Witam szanownego Pana- powiedział przyciszonym i zachrypłym głosem. - Proszę Panie o zachowanie ciszy, burmistrz prowadzi ważna naradę i kazał, żeby nic mu nie przeszkadzało. Tak więc, jeśli ma Pan sprawę do Niego, to proszę wybaczyć, a jeśli nie to słucham w czym mogę pomóc.- Nie wiedział czemu ten się pochylił. Dopiero po chwili dotarło do niego, że to miał być ukłon. Mężczyzna zachowywał się... poczciwie. Nie umiał znaleźć na to lepszego określenia. A czyn grubaska mówił, że albo nawykł do wyniosłości i oczekiwań szlachty i z przyzwyczajenia się ukłonił, albo wyglądał jak taki szlachcic. 

Uśmiechnął się najmilej jak potrafił. Jeśli grubasek uznał go za szlachcica oczekującego ukłonów, to miał zamiar to zmienić.
-Niech się pan nie denerwuje. Ja tylko zdać raport Radzie. Nie przeszkodzi to burmistrzowi, czyż nie? - zapytałem się po cichu, zgodnie z instrukcją.
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Tak oczywiście, to nie przeszkadza Panu Burmistrzowi, siedziba rady znajduje się na piętrze, proszę pójść tamtymi schodami- to mówiąc wskazał na schody prowadzące w górę, po czym znów się skłonił. - Jeśli nie ma Pan innych życzeń to zajmę się innymi sprawami, ale w razie potrzeby jestem do usług.

 

Tural skierował się na piętro. Minął kolejny bogato zdobiony korytarz, przepełniony obrazami i dziełami sztuki, który nagle całkowicie opustoszał ze wszystkiego. Od pewnego momentu ciągnęły się puste, gołe, białe ściany, a na końcu korytarza znajdowały się małe, solidne, choć proste drzwi. Nad nimi zawieszono herb Rady. Tural pogrzebał w pamięci. Wszystko to wskazywało na to ,że tutejszy radny musi nie przepadać za zdobieniami. Znał tylko jednego takiego, który zajmowałby aż tak wysokie stanowisko, żeby nie ruszać się z siedziby, a mimo to nie lubił dworskich uczt, zabaw, a nawet większość czasu spędzał polując na potwory. Był to baron Artens. O tej postaci Tural słyszał bardzo wiele, choć nie miał okazji zobaczyć go do tej pory. Postać bez wątpienia budziła spore kontrowersje, a zdania na jego temat zawsze były podzielone. Tural nacisnął klamkę. Jego oczom ukazał się mały pokoik urządzony bardzo surowo. Gołe ściany, specjalne wieszadło na fragmenty częściowej zbroi płytowej, na które składał się napierśnik, prawy naramiennik, rękawica i osłona prawego ramienia, a także prawy nagolennik. Obok w surowych zwyczajnych czarnych, choć porządnych pochwach wisiały trzy miecze. Jeden ogromny dwureczny i dwa małe jednoręczne. Patrząc po rękojeściach także bardzo proste, choć porządne. Po prawej szafka ze starymi, okutymi w żelazo księgami. Na środku biurko, a na nim sterta papierów, które walały się także po całej podłodze. Przy stoliku siedział brodaty około osiemdziesięcioletni mężczyzna w tunice z herbem rady, pod którą miał założoną skórzaną zbroję. Jego siwa, choć krótka broda wyglądała dość niechlujnie, a twarz choć pełna zmarszczek i blizn, dalej wyrażała zacięcie, dumę, pewność, ale także i znużenie. Silna, umięśniona ręka trzymała pióro, które wykonywało niezgrabne ruchy na papierze. Mężczyzna podniósł wzrok i spojrzał na przybysza, po chwili wstał, niedbale odsuwając krzesło.

- Witam jestem Artens, co Cię tutaj sprowadza? - spytał bez ceregieli, twardym i zdecydowanym, choć wcale nie nieuprzejmym głosem.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Grubasek musiał już być przyzwyczajony do ciągłych wizyt szlachciców, bo znowu się ukłonił.

Tural niespiesznie skierował się w górę schodów. Nic nie zapowiadało zmiany, jaka nagle nastąpi na korytarzu. W tym miejscu stykały się dwa światy: surowość z wykwintnością. Jeszcze-niezbyt-długo-Mieczowi bardziej podobała się pusta część. Oznaczało to, że za drzwiami, które widział na końcu korytarza kryje się gabinet kogoś prostego. Tylko jaki radny mógłby zrezygnować z wszystkich ozdób. W końcu przypomniał sobie. Tu musiał urzędować baron Artens, podziwiany przez szlachciców za zdolności łowieckie, które szlifował na potworach i okazywał gdy jakiś szlachcic przyczepił się do niego na polowaniu, co równoważyło się z ogólnym brakiem zdolności do cieszenia się z innych zabaw szlacheckich. 

Wszedł przez drzwi. Tu ściany również były gołe, choć znalazły się ozdoby godne barona - większa połowa zbroi płytowej, jeden duży i dwa małe miecze w prostych, choć solidnych pochwach oraz, co dziwne, szafka z książkami, co już mniej dziwne, okutymi w żelazo, a nie złoto, księgami. Na biurku stojącym pośrodku, oraz dookoła niego, leżały jakieś papiery. Na krześle siedział siwy mężczyzna, na oko osiemdziesięcioletni mężczyzna w dużej tunice Rady. Dopiero przelotne spojrzenie na szyję barona wyjaśniło, dlaczego założył tak grube ubranie - pod tuniką kryła się skórzana zbroja. To pasowało do tego, co słyszał o Artensie.

Śnieżnobiała broda była nierówno przycięta oraz nieułożona, a na twarzy szpeciły blizny i zmarszczki. Lecz to wszystko nie umniejszało uczucia dumy i pewności siebie jaką wyrażała ta twarz. Ale teraz prócz tego było widać, że stawianie niezgrabnych słów na papierze dało w znaki Radnemu.

- Witam jestem Artens, co Cię tutaj sprowadza? - zaczął prosto z mostu baron. Dla szlachcica już to byłoby obelgą. Szlachetnie urodzony nie szukałby nieuprzejmości w głosie, której Tural nie znalazł nawet śladu. Znalazł tylko twardość. Tak, to była osoba, z którą chętnie wykonałby jeszcze jedną misję, nie to co z tymi dzieciakami, które mając magiczną broń od razu uważają siebie za wielkich wojowników.

-Zgłaszam doprowadzenie do końca śledztwa w Dębowej Dolinie, zakończonej zabiciem wilkołaka - powiedział spokojnie, jak nakazywał regulamin. Jeśli baron uzna, że chce z nim porozmawiać, to z pewnością sam zacznie rozmowę. A jeśli jest zbyt zajęty, to z pewnością zbyłby go. To wydawało się być najlepsze rozwiązanie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziękuję, dobrze że kolejna parszywa bestia poszła do piachu. Zasłużyłeś sobie na chwilę odpoczynku, wyglądasz przyzwoicie, jak za dawnych czasów wyglądali wszyscy.- Tu na chwile przerwał, Tural miał wrażenie, że Artens zanurzył się w wspomnieniach. - Powiedz jak się nazywasz i jakiego wynagrodzenia od takiego starego dziada, jak ja?- Spytał z nutką humoru baron. Pogładził się po brodzie, podchodząc do Turala i lekko się śmiejąc. Poczał oglądać śmiałka swym bystrym i przenikliwym wzrokiem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...
  • 2 weeks later...

- Chodzi o to, czy jest coś, co byś chciał dostać jako wynagrodzenie ode mnie za pokonanie tej bestii, dobrze się spisałeś, ktoś musi odwalać tą czarną robotę, żeby nasi dzielni rycerze nie posikali się w gacie, gdyby niedajboże ujrzeli takie bydle na swej drodze. Już po Twoim wyglądzie można zauważyć, że trochę się nasłużyłeś. Być może pamiętasz nawet czasy walki z nekromantami, w każdym razie wydajesz się swój chłop, to chcę Ci jakoś wynagrodzić trud, jaki musiałeś ponieść, bo teraz od arystokratów czekają Cię tylko wywody, a nie nagrody - tu baron zaśmiał się lekko- Ja jestem już stary, niedługo jak nie bestia to czas wepchnie mnie do piachu, więc muszę przekazać jak najwięcej tym, którzy pożyją dłużej, stąd pytanie, czego oczekujesz?- Baron odczekał chwilę, ale zanim Tural zdążył wypowiedzieć słowo, ten znów się odezwał.

- A właśnie byłbym zapomniał, masz jeszcze jakieś wieści dla mnie? Tak się składa, że czekam na jakiegoś posłańca z południowych gór żlebowych, ale coś długo nikt stamtąd nie przychodzi.- teraz zamilkł na dobre wyczekując odpowiedzi.

 

 

PS - Przepraszam najmocniej za ten poprzedni post, nie wiem dlaczego, ale musiało mi coś uciąć sporo tekstu w środku i dlatego takie dziwne zdanie wyszło. Mam nadzieję, że nie zraziło Cię to zbyt mocno. Na prawdę bardzo mi przykro ,ze tak się stało, przepraszam. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural szczerze nie znał odpowiedzi na propozycję barona. Pieniędzy ani ziem nie potrzebował - brat tak rozwinął rodzinny majątek, że teraz nie musiał się martwić o pieniądze. A już od dłuższego czasu był proszony o przejście na emeryturę i zostanie w rodzinnych włościach.

Brakowało mu tylko jednego - przygody. Ale tą mógł mieć zapewnioną przez misję zleconą przed Danadisa.

Właśnie, misja. Przez chwilę o niej zapomniał. A teraz wracała niczym ta dziwna rzutka plemion południa. Nie wykluczał możliwości, że ten posłaniec mógł zostać zabity przez popleczników nekromanty. To zależało od wagi informacji, jaką wiózł.

-A jakie wieści ten posłaniec miał przywieźć?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

- No cóż kilka miesięcy temu doniesiono mi, że tamtejsi mieszkańcy znikają i dzieją się dziwne rzeczy. Często ludzie przesadzają w takich wypadkach i w moim życiu widziałem już wiele oszustw, ale zgodnie z sumieniem wysłałem tam mały oddział straży. Miał wrócić i przekazać co znalazł. Po miesiącu oczekiwania, co było wystarczającą nawet dla tych idiotów ze straży na zorientowanie się w sytuacji, gdy nikt się nie pojawił wysłałem jakiegoś gołowąsa z naszej organizacji, gdy i on długo nie wracał, posłałem gońca, aby sprawdził co się stało i ewentualnie wypytał tamtejszych strażników. Różnica polegała na tym ,że ów człowiek miał mi przynieść wiadomość, a poprzedni rozejrzeć się i rozwiązać ewentualne problemy, dlatego spodziewałem się jego rychłego powrotu.  Jednak i ten na razie nie wraca, co napawa mnie  niepokojem. - powiedział twardo baron Artens.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Biorę tą misję - To był raczej odruch, niż przemyślana rzecz. - I tak już mnie chcą wypchnąć robiąc miejsce dla tych nowego typu, którzy potrzebują mapy, by buty założyć.

Nie będzie się opierdzielał. A do tego okazja na ruszenie sprawy nekromanty jakby prosiła się, by ją wykorzystać. Może i Miecz-nowicjusz był nietrudnym przeciwnikiem, to zniknięcie oddziału straży coś znaczyło. Tylko przepełniony arogancją bandyta zabiłby cały oddział. Za często w takich były dzieciaki szlachciców, które siedziały tam przez przepis 22. " Za weterana uznaje się członka straży z co najmniej dwuletnim stażem na terenach kategorii 2 i wyższych." A te okolice właśnie były dwójką - niby miasto, ale w okolicy było kilkoro zrzeszonych w jakąś grupę bandytów, którzy co mniej strzeżone karawany zaskakiwali w idealnych do tego miejscach. I właśnie dzieciaków, którzy w swoich dążeniach na wyższe stopnie zajmowały wakaty w takich miejscach bandyci bali się - nie było rzeczy gorszej niż rodzic, który stracił dziecko. A jeśli tego ojca było stać na oddział najemników...

-Daj mi tylko konia, trochę zapasów i mogę wyruszyć nawet teraz - ciągnął. - Dowiem się, o co chodzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Artens uśmiechnął się, podszedł do Turala. Klepną go mocno, w jego starych już rękach było tyle krzepy, że niejeden mężczyzna w młodości nie mógłby nawet o takiej marzyć.

- Ha! Widać dobrze Cię wyczułem, a Ty w dobrą porę przybyłeś do Silvermoon. Wreszcie mam jakiegoś człowieka, co ma łeb na karku. Weź wszystko, co chciałeś, masz me pozwolenie i idź, tylko żebyś mi tej głowy nie stracił, potrzeba nam dobrych Mieczy bardziej niż całej tej zasranej szlachty z jej tytułami. Powiedz temu poczciwcowi tam na dole, że ja Cię przysłałem i, że możesz wziąć konia i te zapasy, o których wspomniałeś, da Ci wszystko. Powodzenia. - Kolejne klepnięcie zastąpiło kropkę w ostatnim zdaniu, baron uśmiechał się szczerze i przyjaźnie, a w jego oczach widać było coś na kształt powracającej nadzieii, że jednak na świecie żyją ludzie, którzy mają w sobie chwałę dawnych dni.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Dziękuję i żegnam - powiedział spokojnie i skierował się do drzwi. - Mam nadzieję, że niedługo będę mógł złożyć jak najlepszy dla Mieczy raport - powiedział, zatrzymawszy się przy drzwiach.

Wyszedł i żwawym krokiem skierował się na dół, do "poczciwca", jak to ujął Artens.

Skierował się na dół po schodach, zastanawiając się, czy to zebranie czy co to tam było już się skończyło. Niby minęło tylko mniej jak pięć minut, ale przez ten czas w czasie bitwy mogło stracić życie wielu ludzi! Żadnego czasu nie mógł lekceważyć. Więc schodził, nasłuchując jakiegoś ruchu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Baron pożegnał mężczyznę gestem ręki, stanowiącym pozdrowienie Mieczy i bez słowa, choć z nieukrywanym sapnięciem znużenia wrócił do papierów.  

W sali na dole panowała niezmącona cisza, nie licząc szybkiego chodu grubiutkiego staruszka. Gdy Tural schodził po schodach zauważył tego człowieczka spieszącego z wielką jak na niego tacą, wypełnioną filiżankami i czajniczkami do herbaty.

- O to Pan, bardzo przepraszam, niech Pan zaczeka, tylko zaniosę Burmistrzowi i jego gościom coś więcej do picia, muszą być zaiste zmęczeni podróżą, bo chętnie piją naszą herbatę - to powiedziawszy szybko oddalił się. Po minucie ponownie przekroczył korytarz niosąc te same naczynia tyle ,że  na dwóch tacach. Wyglądał z nimi przekomicznie. Podszedł z powrotem do Turala, gdy już zaniósł napitek dla gości.

- Czego Pan sobie łaskawy życzy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...