Skocz do zawartości

Mroki świata magii [tymczasowo zamknięta z powodu braku odpisów graczy]


kapi

Recommended Posts

Tural uśmiechnął się miło na widok pociesznego grubaska, który tak formalnie go traktuje. Nic się nie stało, że musiał poczekać. Obowiązki są najważniejsze i on to doskonale wiedział. A jeśli te obowiązki może zrobić ktoś inny.... on przynajmniej był pewien, że niedługo emerytura u rodziny. A grubasek? Nie znał go, ale widząc gorliwość w wykonywaniu swojej pracy wiedział, że ten jest albo bardzo honorowy, albo bardzo chce tej pracy. Albo i to, i to.

-Poproszę qun.... - uśmiechnął się szeroko z swojej pomyłki. Ach, te dialekty, pomyślał. - konia oraz dobre jakościowo jedzenie podróżne, w jak największej ilości. Rozumiesz, placki i suszone mięso oraz owoce. Mogę cię o to prosić? Baron Artens mnie przysłał.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...
  • Odpowiedzi 52
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Top Posters In This Topic

Poczciwiec podrapał się po swojej łysince, skłonił i rzekł:

- Zobaczę co da się zrobić.

Szybko pobiegł i zniknął za jakimiś drzwiami. Nie było go około siedmiu minut. Tural mógł przez ten czas podziwiać dzieła sztuki na ścianach, lub co pewnie wolał zastanawiać się nad nowym zadaniem. Gdy staruszek wrócił, ponownie się skłonił i powiedział:

- Rumak bojowy ze stajni Barona Artensa już czeka, tak samo jak cztery pełne torby z zapasami, o które Pan prosił. Pozwoliłem sobie od razu umieścić je i przywiązać do konia, tak by szanowny Pan nie musiał ich dźwigać. Mam nadzieję ,że tyle Panu wystarczy, jeśli trzeba mogę udać się na szybkie zakupy i przynieść więcej, jak Pan obie życzy? 

Widać było ,że poczciwiec albo ma we krwi dbanie o wygodę innych albo jest bardzo uprzejmy, lub też rzeczywiście troszczy się o swoją pracę. Głos miał lekko drżący, ale bardzo uniżony, a zarazem wytworny i miły. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Szybki.

-Dziękuję - powiedział szczerze. - I tak mi ich zabraknie. Ale lepiej zacząć polować, gdy jest się otoczonym przez lasy pełne zwierzyny, niż przez przetrzebione ręką osadników - wytłumaczył. Potarł dłonią bliznę na twarzy w minie zamyślenia. Po chwili dopowiedział. - Możesz wydawać jakieś pieniądze? Z pewnością przydadzą mi się środki na zakupy w osadach po drodze. Niedużo. Tyle, bym nie musiał się martwić, że ujrzę dno sakiewki po posiłku w gospodzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Lokaj zastanowił się chwile.

- No cóż nie powinienem, burmistrz tego bardzo nie lubi, ale jeśli Pan wyjeżdża z rozkazu Barona Artensa, to pewnie musi być to ważna sprawa, czyż nie? Wszakże Miecze tylko za takie rzeczy się biorą, a przynajmniej ci, którzy wychodzą z rozkazu barona. On nie daje byle dziecku zadań, pamiętam, jak kiedyś wyrzucił przed prób takiego, który przyszedł i chciał u niego odebrać nagrodę za kieł wilkołaka. Arten... uh chciałem powiedzieć baron wyczuł, że podobno tan wilkołak padł kilkadziesiąt lat temu, co nie zgadzało się z opowieścią tamtego i po prostu chwycił go za kark i wyrzucił do gnoju, wcześniej odbierając cały ekwipunek i większość ubrania. Bardzo nie lubi większości, o ile nie wszystkich nowicjuszy, raz nawet zdarzyło się... oh przepraszam najmocniej rozgadałem się i zacząłem na pewno Pana nudzić, proszę o wybaczenie.

Zmieszany  staruszek sięgnął pod ladę biurka, coś tam pogrzebał i wyciągnął sakiewkę, która radośnie brzęczała bogactwem. 

- Powinno Panu wystarczyć, niestety to wszystko co mogę zaproponować, bez urwania mi głowy przez burmistrza. Czy coś jeszcze mogę dla Pana zrobić?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uśmiech na jego twarzy osłabł, a przyozdobiła go nuta wymuszenia.

Cholerni bogacze. Z chęcią używaliby sobie na ucztach, jedząc do oporu wołowinę, popijając winem, ale jeśli chodzi o obronę chłopów, którzy to robią, to skąpią. Właśnie takie momenty sprawiały, że w nawet najgorszych chwilach przestawał żałować lat spędzonych jako Miecz, gdy jego rówieśnicy w najlepsze folgowali swoim uciechom.

Spokojnym ruchem odebrał sakiewkę. Spodziewał się, że będzie wiele lżejsza. 

-Nie, nic się nie stało - powiedział, starając się przybrać ton poprzednich wypowiedzi. - Większość chłopów przez rok wyda mniej - dodał cicho do siebie, po czym podniósł opuszczony przed chwilą wzrok i powrócił do normalnego, słyszalnego tonu. - Wskaż mi jeszcze drogę do konia i przestaję ci zawracać głowę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lokaj wskazał na róg budynku i powiedział:

- Niech Pan tam skręci, zobaczy Pan tam stajnię. Konia przywiązałem do drewnianego słupa i czeka. Zatem do wiedzenia i niech magia Pana nie opuszcza. Ja już pójdę, bo pewnie burmistrz będzie zły.

 

​Tural poszedł wskazaną ścieżką i zobaczył ogiera bojowego. Czarna maść konia odróżniała się od wszechobecnego srebra miasta. Ogier był dobrze zbudowany ,a w oczach miał pewność. Lekka zbroja płytowa osłaniała najczulsze miejsca. Po bokach przytroczone zostały juki, najprawdopodobniej z wcześniej wspomnianym wyposażeniem. Na prawdę wyglądało na to, że stary poczciwiec i tu doskonale wypełnił swe zadanie.  

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[czyli pewnie kqń jest wart kilka razy więcej, niż grubasek dał Turalowi]

Uśmiechnął się, nawet krótko zaśmiał się, widząc konia, jakiego dostał. Zwykle brał najzwyklejsze szkapy - widok obszarpanego wędrowca jadącego na koniu o ciężkim chodzie nie zachęcał bandytów do ataku na taką osobę. Uznawali go za nie wartego ruszania się z swoich obozowisk.

Choć, jak na to się spojrzał, taki koń dosiadany przez jeźdźca pod bronią mógł wywołać taki sam efekt - skoro się nie boi, to najwidoczniej ma powód.

Cóż, choć nawet w najgorszych sytuacjach wiedział co robić, to teraz go zamurowało. Zdecydował się oprzeć swoją opinię na zasobności dostanego mieszka - jeśli zostanie mu sporo po zakupie zwykłego konia, to temu zabierze tylko juki. Jeśli nie, jak się okazało, to jedzie na tym, najbardziej jak to tylko możliwe eksponując swoją broń.

 

Więc dlatego też odwiązał drogiego konia od słupa, złapał za wodze i pociągnął ku odpowiedniej bramie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

Koń posłusznie szedł za Turalem. Pracownicy burmistrza musieli go dobrze wyszkolić. W oczy mężczyzny ponownie uderzyło wszechobecne srebro, jednak nie wywołało tak potężnego wrażenia jak za pierwszym razem. Po przejściu kilku kroków charakterystyczny zapach i obszerny wygląd pewnego budynku przykuł jego uwagę. Była to budowla wybudowana na planie prostokąta. Nie posiadała kolumn, a większość ścian zdobiły srebrne skrzydła bram. Z dachu na małej podbudówce wznosiła się potężna srebrna kopuła. Jedne z wrót przy ścianie były mniejsze jakby dla człowieka. Te także jako jedyne nie przedstawiały wizerunku konia w różnych pozach, a zwykły herb miasta. Za to ich framugi wyrzeźbiono na kształt różanego bluszczu. Cudownej rośliny, która pnie się po ścianach i wszystkim co pionowe i oblepia każdy skrawek ziemi, a kwiat wydaje gęsty i barwy szkarłatu. Każdy pąk jest rozłożysty i piękny. Często w królewskich ogrodach widać tą roślinę. Nad drzwiami widniał szyld z końską głową, podkową i sakiewką. Napis głosił : "Główna stajnia Silvermoon, Prowincjalna stadnina Moonteneru". Tural zachęcony napisem skierował się do środka, wcześniej odpowiednio zabezpieczywszy konia. W obszernym pokoju z krzesłami, przyozdobionymi poduszkami znajdowało się biurko z ciemnego drewna. Za nim stał wysoki człowiek. Nosił szlacheckie ubranie, a przy boku wisiała mu szabla. Miał długie podkręcone do góry wąsy i bystre oczy. Na widok gościa ukłonił się nisko i zapytał głosem uprzejmym:

- Witam serdecznie. Nazywam się Artumal biały. Jestem właścicielem tego przybytku, w czym mogę Panu pomóc?

Tural miał świadomość, że jeśli cena w tej stajni nie będzie odpowiednia zawsze można spytać okolicznego chłopstwa. Ci zwykle mają tanie, choć raczej kiepski szkapy. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

[Kapi, trochę przebuduję moją postać.  Czuję, jakbym odchodził od tego, co wymyśliłem, ale nigdy sobie nie powiedziałem. Miała być to postać najlepiej czująca się na szlaku lub w otoczeniu zwykłego ludu - tych, których najczęściej chronił. A zaczynam kierować postacią lekkoducha.  A w mieście, otoczony taką przesadą w pokazywaniu swego bogactwa, powinien się on czuć przeokropnie. Tylko jednostki takie jak baron mogłyby poprawić mu na jakiś  czas humor. ]

 Idąc przez miasto, Tural oglądał pokryte kunsztownymi, posrebrzanymi zdobieniami, budowle.  Ciekawiło go jak będzie wyglądała stajnia i jak wiele dostanie za konia. I chyba właśnie cena będzie ostateczną odpowiedzią na pytanie, czy jednak nie lepiej zostawić sobie konia. Wiedział jednak, że słysząc ją, będzie musiał porządnie się zastanowić. Ilość srebra niewątpliwie musiała wpłynąć na miejscowe ceny, jakby powiedział jego brat. 

 Dochodząc do obszernego budynku poczuł znany sobie zapach.  Wiedział już, że znalazł stajnie. Zaczął oglądać się za jakimś wejściem dla klientów. Niestety, wątpił by wielkie wrota były tymi, których poszukiwał. Nimi raczej klient opuszcza stajnię. Później znalezione mniejsze drzwi bez płaskorzeźby konia upewniły go, że dobrze myślał o większych wrotach. Bluszcz, ciekawe co miał znaczyć? Wierność? Siłę natury? Czy też, jak kiedyś widział, przywiązanie kogoś do pnia drzewa? Wiążąc konia pomyślał o jeszcze jednej możliwości - może tutaj karmili nim konie? Kto wiedział? Wiedział, że niektóre gatunki bardzo szybko potrafią rosnąć? Ale czy nie był przypadkiem trujący?  Musiałby zapytać się swojej bratowej.  

 Biuro niezbyt mu się spodobało. Pełne poduszek i obrazów z końmi, aż kipiało bogactwem. Biurko posiadało nienaturalną dla tych okolic ciemną barwę. A osoby siedzącej za nim, ubrana na bogato i z starannie ufryzowanym wąsem, wolałby nie brać poza miasto. Choć widząc sposób, w jaki się ukłonił, musiał coś mu przyznać - był przyzwyczajony do szabli, która wisiała przy pasie.

 - Tural Gabis - powiedział także uprzejmym tonem, odprawiając wszystkie rytuały wymagane przez etykietę. - Chciałbym poprosić o wycenę konia oraz byłbym zainteresowany kupnem innego. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna ucieszył się na dźwięk słów świadczących o nadchodzącym handlowaniu. Na ustach pojawił mu się nikły uśmiech, po czym zaczął mówić:

- Zatem proszę Pana wpierw niech Pan powie jaki koń by Pana interesował. Ja pokarzę czym dysponujemy, a gdy będzie się Pan zastanawiał ja obejrzę Pana rumaka i wycenię. Będzie Pana interesował jakiś silny koń bojowy, może mały i wytrzymały konik stepowy, czy wręcz silny ogier pociągowy. Podejrzewam, że będziemy mieli wszystko, czego Pan zapragnie, a jeśli nie to istnieje możliwość sprowadzenia z zasobów naszego regionu interesujących egzemplarzy, oczywiście za drobną opłatą...

 

Mężczyzna wyszedł zza ciemnego biurka i zaczął kierować się do małych drewnianych drzwi. Dochodziło zza nich rżenie i prowadziły w miejsce, gdzie budynek był obszerniejszy, więc Tural wywnioskował, że jegomość chcę już go prowadzić do stajni na obejrzenie koni. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tural udał się za mężczyzną. A ten naprawdę nadawał się na sprzedawcę. Zadziwiające, biorąc pod uwagę obyczaje panujące w stolicy.

 - Jadę daleko za miasto i chciałbym konia, który podoła trudom wędrówki - powiedział krótko. Co prawda pewnie jakaś suma do sakiewki wpadnie po zmianie konia, ale prędko do tego miasta wrócić nie będzie mógł. Chyba, że znajdzie odwagę na kłótnie z ludźmi burmistrza, mającymi mu za złe takie wykorzystanie włodarza. Ale to jego wina - powinien trzymać także jakieś zwykłe konie. A nie bojowe. Na trasę nigdy nie brał owsa i nigdy tego nie zrobi. A takie rumaki długo bez owsa nie pociągną.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Sprzedawca szedł dale równym krokiem. Otworzył drzwi do stajni. Od razu swojski zapach koni uderzył Turalowi do nosa. Zobaczył dziesiątki rumaków w boksach o rozmaitym umaszczeniu, wielkości czy rasie. Sprzedawca przeszedł przez kilka wielkich stajni i skręcił w prawo. Nawet tutaj belki sklepienia były zdobione, na ścianach widniały płaskorzeźby, gdy były one poza boksami. W końcu mężczyźni doszli do miejsca, gdzie Artumal się zatrzymał.

 

- Oto panie są konie idealne do długich podróży. Wytrzymałe, dość niewielkie, dobre do ukrycia w zaroślach, lecz silne. Zjedzą wszystko, co im dasz. Maść dowolna, możesz wybrać Panie.

 

Rzeczywiście Tural widział najróżniejsze ogiery i klacze o wszystkich maściach. Mógł wybrać jakiego chciał.

 

- Cena jest dość niewielka. Zaledwie hmmm... a właśnie niech Pan sobie wybierze jakiegoś, a ja zerknę na Pańskiego rumaka.

 

Mężczyzna odszedł zostawiają Turala na kilka minut. Bohater miał dość czasu, aby dokonać wyboru. W końcu Artumal powrócił i rzekł z zadowoleniem:

 

- Dobrze obejrzałem rumaka... muszę przyznać, że imponujące zwierzę, jeśli zgodzi się Pan dokonać zamiany na dowolnego konia z tej stajni (tu pokazał ręką naokoło) dodam Panu sakiewkę z hmmm... 3 złotymi koronami. Sądzę, że to uczciwa zamiana.

 

Offtop

Jakby co możesz sobie wybrać konia dowolnego (o maści i wyglądzie, który będzie Ci pasować) przypominam, że miecz standardowej jakości kosztuje 50 srebrnych koron, a 1złota = 100 srebrnych. 

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...
  • 3 weeks later...

Artumal spojrzał żywo na Turala.

 

- Hmm wraz ze zbroją, no cóż niby to nie moja działka, ale cóż... dobrze niech będzie cztery złote i dwadzieścia srebrnych, już... niech Pan zaczeka.

 

Tu mężczyzna schylił się i wydobył ze swego mieszka określoną w umowie sumę, po czym wręczył ją podróżnikowi, coś mrucząc pod nosem, brzmiało to jak piosenka.

 

- Dobrze, zatem transakcja dokonana. Czy coś jeszcze mogę dla Pana zrobić, czy to już wszystko? - spytał przymilnie sprzedawca.   

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

 Tural podziękował, odbierając pieniądze. Ledwo dosłyszawszy piosenkę, poczuł, że transakcja, nawet mimo otrzymania prawie połowy więcej, niż zaproponował sprzedawca, była z znaczną stratą dla niego. Ale pieniądze się nie liczyły. To, co w mieście pozwalało przeżyć przez kilka tygodni, pozwalało podróżować kilka miesięcy. Ostatnimi laty zwykle taka daleka podróż skończyłaby się śmiercią w głębi głuszy, z gołym ciałem zjedzonym przez dzikie zwierzęta. I właśnie ta sytuacja spowodowała, że jego zakon stracił swe główne zajęcie.

 - Nie, dziękuję. To już wszystko. Żegnam - powiedział Tural, ciągnąc konia za wodzę.

 Szedł w kierunku bramy nie wsiadając na konia. Już sam fakt, że go miał, wyróżniał go z tłumu. Wsiadając na niego, wskazałby, że należy na niego zwrócić uwagę. Wolał tego uniknąć.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Tural podróżował przez piękne srebrne miasto. Ludzie czasami oglądali się na niego, ale wyraz jego twarzy szybko ich odstraszał. Mężczyzna minął wcześniej widziane budynki, place, stragany, posterunki straży. W końcu po dość krótkim czasie ponownie ujrzał wspaniałą miejską bramę, twardo osadzoną w murach. Żelazne wrota były otwarte, a przejazdu strzegł dość spory oddział straży. Żołnierze nie przykładali się zbyt gorliwie do swojej roboty. Tylko pobieżnie rzucali okiem na wjeżdżających i wyjeżdżających z miasta. Prawda byłą taka, że nikt nie ośmieliłby się tu sprawiać kłopotów. Mając do czynienia z tak dużymi siłami służb porządkowych. Ogrom 15m murów znów przytłoczył Turala. Za nimi była wielka przestrzeń, las i potężne góry z licznymi żyłami srebra, które to uczyniły Silvermoon tak bogatym miastem. Brama była dość zatłoczona przez wjeżdżających kupców i chłopów. Słońce wzbijało się co raz wyżej na nieboskłon, a ranek spędzony w tym mieście dobiegał końca.   

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

 Nie bez kłopotów, te jednak zaliczały się do zwykłej przepychanki przez tłum, opuścił miasto. W środku dusił się, bojąc zrobić zbyt głęboki wdech. Przejazd przez bramę był najgorszy, z powodu tłumów ją otaczających. Jednak gdy wyszedł na trakt, poczuł, jak powracają mu siły. Gdy siadł na konia i oddalił się o staj od miasta, zauważył, że się uśmiecha.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Tural jechał przez górzysty teren. Srebrne szczyty błyszczały nieopodal nadając wyjątkowego charakteru całej krainie. Mężczyzna wydawał się szczęśliwy, ale cały czas zastanawiał się dlaczego wyruszył na kolejną misję, miał przecież przejść na emeryturę, ustatkować się, a przynajmniej tak kazała mu Rada. Co więcej nurtowało go dlaczego Artens wysyłał członków Mieczy na misje, w końcu zakon praktycznie został rozwiązany. Zastanawiania przerwał mu charakterystyczny pisk sokoła. Tural zauważył sylwetkę ptaka, która szybowała ku niemu. Już chciał się uchylić, gdy jastrząb wyhamował i uderzył już lżej w siodło jego konia. Podmuch wiatru rozwiał Turalowi krótkie siwe włosy. Mężczyzna przypatrzył się wielkiemu ptakowi, którego stare, ale dalej bystre oczy wpatrywały się w człowieka. Na szyi miał zawieszony list. Zdziwiło to zabójcę potworów, bo przecież do przenoszenia listów wykorzystywało się gołębie, a nie takie drapieżne ptaki. Zjawisko niecodzienne wymagało uwagi. Nie zatrzymując się mężczyzna otworzył kopertę opatrzoną herbem z szachownicą w tle, a w godle mieczem oraz otwartą księgą runiczną. Znajomy znak rady dodał smaku całemu zjawisku. Tural rozwinął zagięty papier i zaczął czytać:

 

Drogi Turalu

Piszę w ważnej sprawię i dlatego nie traktuj tego listu jako żartu. Niestety nie dostałeś ode mnie prawdziwych informacji, gdy rozmawialiśmy w moim gabinecie. Sytuacja jest o wiele trudniejsza, a ściany Moontenerskiej siedziby Rady mają uszy. Cały kraj potrzebuje nas bardziej niż kiedykolwiek, a Wielka Rada zarządziła rozwiązanie zakonu. Z pewnością zdajesz sobie sprawę co to znaczy. Na szczęście bogowie nam sprzyjają, bo pojawiłeś się akurat u mnie i to w Moontenerze. Tutaj jeszcze nie zamknięto naszej siedziby. Oficjalny posłaniec z listami przybędzie za kilka dni. Muszę być na miejscu podpisać dokumenty i zdać budynek miastu. Oburzające było, że tylko ja na zebraniu zatwierdzającym rozwiązanie zakonu protestowałem. Cała reszta tych biurokratów zatwierdziła to z radością.

 

Teraz znasz już powody tego całego zamieszania. Chciałbym Cię przeprosić, bo miałeś już przejść na emeryturę. Wiem, że pragnąłeś się ustatkować, a przynajmniej tak mówiono, jednak uważam, że wszyscy potrzebują tak dobrych Mieczy jakim Ty jesteś. Więc proszę Cię jak brat brata, nie porzucaj dzieła swojego życia, gdy jest ono prawie skończone. Do licha nie umiem czynić metafor. Wiesz o co mi chodzi. W każdym razie nie chcę Cię zmuszać, jeśli wolisz się osiedlić, możesz przyjechać do dowolnego miasta, nawet do Moonteneru, gdy już zdam siedzibę i zgłosić się do burmistrza. Mają Cię tam w papierach jako emerytowanego członka bractwa, więc wypłacą Ci godną emeryturę i wszystko co masz zaległego w naszym stowarzyszeniu.

 

Jednak zaklinam, jeśli tli się w Tobie jeszcze pociąg do przygód, chęć ratowania ojczyzny i świata oraz czujesz, że masz siły na tę niebezpieczną zabawę to jedź tam, gdzie Ci mówiłem. Południowe góry żlebowe jak wiesz są niebezpieczne, a teraz nawet bardziej zabójcze niż były kiedykolwiek. Dlaczego tam się spotykamy powiem Ci na miejscu, tylko nie daj się zabić.

 

Spotkałem Danadisa. Powiedział mi co się stało i wiem, co od Niego dostałeś. Sam nasz sojusznik ma udać się nad morze, aby odwrócić uwagę nekromantów od gór. Stamtąd będzie nam okazywać tyle wsparcia ile zdoła. W obliczu znanego nam zagrożenia postanowiłem ocalić z naszego zakonu co najlepsze. Jednak okazało się, że jest tego niewiele. Sam zobaczysz ilu starych druhów udało mi się zebrać. Razem będziemy Cię wspierać i pokonamy nekromantów. Przyjedź do Szarego Szczytu, jeśli postanowisz pozostać z nami. Tam zostaniesz powitany.

 

Więcej informacji nie chcę Ci podawać, bo nie wiem kto może przeczytać ten list, poza Tobą. Dodam tylko, że będziesz miał uczennicę.

 

Miecz do Śmierci Artens.

 

Podpis barona na prawdę robił wrażenie. Zamaszyste pociągnięcia piórem wyrażały życie i wigor tlące się w tym zacnym wojowniku. Tural stanął przed wyborem. Pieniądze z emerytury wystarczały zasłużonym Mieczom na życie w dostatku do samej śmierci, ale ile jeszcze przetrwałoby państwo, gdyby nekromanci się rozwinęli. Dobrym pytaniem też było ile potrwałoby jego życie. List był trochę zaskakujący, zwłaszcza, że obieranie Południowych Gór Żelbowych na siedzibę było dość dziwne. Leżały one poza całym Midragen i były całkowitym odludziem, które znane było z dziwnych i mrocznych opowieści oraz szorstkich ludzi. Szary Szczyt był jedną z najwyższych gór, do której nikt się nie zapuszczał ze względu na legendy o potworach tam żyjących. Wyróżniał się z pośród całego brązowego pasma gór, tym, że jako jedyny był całkowicie szary i pokryty skałami. Jeżeli Tural chciał się tam dostać czekała go ciężka podróż. Mężczyzna podniósł wzrok, przejechał nim na lewo od Srebrnych Gór i za nimi dostrzegł wyraźne i surowe Południowe Góry Żelbowe, a na ich północnym skrawku Szary Szczyt. Majaczyły one na horyzoncie. Obejrzał się za siebie. Widniały tam potężne mury Moonteneru, a jego srebrne dachy błyszczały bardziej niż księżyc w nocy. Jego koń szedł w stronę gór, niezatrzymany do tej pory przez jeźdźca, a jastrząb patrzył na mężczyznę spokojnym wzrokiem, pełnym mądrości i poczucia obowiązku.            

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rękawice Turala były dostatecznie grube, by sokół mógł usiąść mu na nadgarstku, nie raniąc maga. Ptak zaczął już narzekać na głód. Koń, jakby wyczuwając skupienie jeźdźca, przystanął i zaczął skubać przydrożną trawę.
Czytał list raz za razem, nie zważając na upływ czasu. Daleko, na granicy świadomości, była jego słabnąca ręka. Przez długi czas jego świat ograniczał się do czytanego listu.

Rozwiązują zakon. Już dawno się z tym pogodził, ale zawsze uważał te słowa za niedotyczące tego świata. Miecze istniały dziesiątki lat przed jego urodzinami. W jego dzieciństwie jej chwała już przeminęła, ale on wraz z Danadisem uczynili z nich ponownie zakon, na wzmiankę o którym nekromantów przechodziły ciarki.

A Rada właśnie kończyła swego dzieła zniszczenia.

 

Po godzinie na zaśmiał się. To nie był zrezygnowany śmiech osoby, na którą czekała Śmierć, którą sam zaprosił. To nie był tubalny śmiech wojownika, który usłyszał śmieszną opowieść z bitwy przy ognisku, nad którym piekło się pieczyste. To nie był błaźni śmieszek, po którym każdy czuł się wyśmiany.

Ironia całej sytuacji go rozśmieszała. To, o czym pisał Artens dałoby Mieczom drugie życie. Rada musiałaby je odtworzyć. Z inną nazwą, nadal robiliby swoje. A misja zapewniłaby im ważną pozycję na lata.

Ale nie mogli na to pozwolić. Nekromanci musieliby zebrać wielką armię, zanim dzisiejsza Rada zwróciłaby na ich uwagę. Dopiero podczas oblężenia stolicy wzięliby się do roboty. A Miecze nie mogły na to pozwolić. Zanim zebraliby oni siłę do choć jednego morderstwa na najwyższych szczeblach, musieliby podniszczyć ład rzeką krwi najsłabszych. Każdą cząstką duszy chciał im to uniemożliwić.

Spełniając swoją powinność odebraliby sens istnienia Mieczy.

Jechał dalej, patrząc na zmieniający się krajobraz. Coraz więcej kamieni, coraz mniej roślinności. Znał te okolice i wiedział, że to przejściowe - z czasem zacznie być więcej roślin przyzwyczajonych do takich warunków, ale minie długi czas, zanim do nich dojedzie. 

Nie obchodziło go, co się stanie z Mieczami Rady. Póki mógł należeć do grupy ludzi polujących na nekromantów, mógł to robić. Mogliby się nawet nazywać Pieskami Sypialnianymi, a on mówiłby tą nazwę z dumą! Byliby najgroźniejszymi Pieskami Sypialnianymi jakie świat widział!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 months later...

Tural jechał bez wytchnienia już trzecią dobę. Poprzednie noce przespał pod gołym niebem. Nie spotykał ludzi w tych górzystych ostępach. Zgodnie z przewidywaniami roślinność znów zaczęła zajmować całe pole widzenia. Były to głównie niskie i powyginane krzaki, czy też rozłożyste porosty sięgające 1m wysokości. Wszystko mieniło się różnorodnością kształtów i barw. Można by wręcz powiedzieć, że tak pusta i groźna kraina, jak ją przedstawiali ludzie okazywała się istnym rajem. Piękne zachody słońca, obserwowane z Wyżyn Żlebowych, przyprawiały serce Turala o melancholię. Pojawiały się myśli, czy jeśli by się ożenił, to czy nie wybrałby się tutaj na miesiąc miodowy. Surowy krajobraz miał w sobie coś urzekającego.

 

Nocą jednak okolica zmieniała się. Gigantyczne porosty stawały się czarnymi cieniami, zakrywającymi ugwieżdżone niebo. Ich ostre kształty czasami napawały grozą konia mężczyzny, który często rżał niespokojnie. Poza tym można było zobaczyć setki stworzeń wychodzących z mroku i pełzających po niedostępnych dla ludzkiej nogi zboczach. Ich oczy świeciły się groźnie. Co raz powietrze rozdzierało kwilenie jednej bestii, właśnie pożeranej przez drugą. Często w okół schronienia Turala dało się usłyszeć łamane gałązki krzewów.

 

Mężczyzna mało spał w nocy. Dawał odpocząć koniu przez kilka godzin i ruszali w dalszą drogę. Dłuższe postoje nie miałyby sensu. Po pierwsze Tural był sam, więc całą noc musiałby czuwać, a im dłużej pozostawał na pustkowiu tym bardziej kurczyły się zapasy żywności i wody. Wyżyny Żlebowe miały bowiem zasadniczą wadę. Nie płynął nimi żaden nawet najmniejszy strumień, a większość owoców, czy zwierzyny była trująca. Tylko wprawieni przewodnicy potrafili odszukać cienkie i sypkie skały, przez które można było dokopać się do ogromnych podziemnych źródeł, z których czerpała roślinność. Tylko oni wiedzieli który gatunek rośliny wydaje jadalne owoce, a który zwierz po upieczeniu nadaje się do spożycia.

 

Po trzech dniach Tural zobaczył małą ludzką wioskę. Najwyraźniej większość mieszkańców trudniła się zbieractwem. Chodzili całymi dniami po wyżynach, wypatrując podróżnych, którym nie udało się pokonać tego terenu. Rabowali od nich ich mienie, albo pomagali za opłatą, jeśli nieszczęśnicy jeszcze żyli. Inni mieszkańcy wioski mogli pracować właśnie jako przewodnicy, a jeszcze inni po prostu pozyskiwali surowce z kopalni, która mieściła się obok osady. Cała ta niecodzienna społeczność liczyła około 100 osób. Z osady regularnie wyjeżdżała karawana ze futrami dzikich żlebowych wilków. Był to bardzo pożądany materiał krawiecki, gdyż odznaczał się wytrzymałością, genialną regulacją ciepła, tak że mógł służyć za okrycie i w lecie i na zimę, jak i unikatowym kolorem. Wilki występowały w odmianach białej i czarnej, jednak w obu przypadkach ich sierść posiadała ciemnozielone zabarwienie. Duży zarobek na skórach sprowokował większość mieszkańców Wyżyn Żlebowych do polowania na te zwierzęta. Powstały podobno, zwalczające się wzajemnie zrzeszenia łowieckie. Jednak do otwartych konfliktów rzadko dochodziło, gdyż każda wioska była od siebie daleko oddalona.

 

Tural uzupełnił w wiosce zapasy wody, czerpiąc ją ze studni, odpoczął przez jedną noc, wynajmując dom jakiejś starej babuni i ruszył dalej. W wiosce wolał nie zostawać, bo tutejsi ludzie zawsze krzywo patrzyli na przybyszów. W Midragen chodziły nawet pogłoski, że wśród tutejszych praktykuje się kanibalizm. Opuścił więc tę drewnianą wioseczkę otoczoną kamiennym wałem i palisadą. Od paru godzin był znów na szlaku. Wyjeżdżał z Wyżyn Żlebowych, wjeżdżając na obszar właściwych Gór Żlebowych. Droga pięła się kręto ku górze. Tural zaczął dziękować swemu koniu, że biedak wytrzymuje tyle. Większość koni już dawno padłaby na miejscu, tymczasem jego rumak szedł dalej. Od kilkunasty minut w góry zaczął uderzać porywisty wiatr. Wzmagał się z każdą chwilą, tak że małe kamyczki na drodze zaczynały wzlatywać i boleśnie uderzając w oczy zarówno konia, jak i jeźdźca. Górska droga miała około 3m szerokości. Po lewej stronie Tural miał zbocze góry, o chwilowo jeszcze łagodnym nachyleniu, a po prawej trochę ostrzejszy spadek. Koń szedł wolno, uważając na każdy krok. Słońce zaczęło zachodzić, a na horyzoncie kłębiły się chmury. W końcu wzszedł księżyc i oświetlił swym bladym światłem zbocze góry, po którym piął się Tural. Akurat mężczyzna podążał długim, prostym odcinkiem, na którym droga stała się o metr szersza. Na jej końcu, przed zakrętem widać było coś białego. Dwie kupki tego czegoś jedna większa druga mniejsza leżały obok przewróconego wozu. Pojazd miał złamane koło. W okół niego krążyło sześć zgarbionych, czworonożnych stworzeń. Przypominały małe pieski, z których grzbietu wyrastała dodatkowa głowa. Ich oczy świeciły na czerwono, a szczęki obskubywały dwie kupki. Teraz Tural zdał sobie sprawę, że to są kości, najprawdopodobniej konia i człowieka.           

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks later...

 Tural ciągnął konia na powrozie. Choć zwierzę podczas drogi poślizgnęło się kilkukrotnie, zawsze w warunkach niesprzyjających mu wiele bardziej niż obecne, wolał nie ryzykować. Dlatego parł krok po kroku do przodu, coraz wyżej i wyżej. W miarę jak wiatr się wzmagał coraz częściej poprawiał wysoki kołnierz swojego płaszcza. Był to dobry płaszcz, jednak nie na szlak tak wysoko w górach. Pocieszeniem była nadzieja, że takich wiosek, jak ta minięta przed dniem, przyjdzie mu minąć jeszcze kilka. A tam kupi sobie płaszcz na tutejsze warunki. Nawet, jeśli jego pieniądze w mieście starczyłyby na ubiór z najgorszych skrawków skóry, to tu, w górach, będzie miał najpiękniejszy płaszcz z całej wsi.

 Podróżował, prawie cały czas podnosząc rękoma kołnierz, ciągnąc konia przywiązaną do nadgarstka liną. Robiło się coraz ciemniej, jednak nie było to aż tak odczuwalne jak na nizinach. Widać było, że jest bliżej księżyca niż przed kilkoma dniami. A dzięki ostatnim promieniom dnia towarzyszył im ich cień – jego i konia.

 Pierwszym co ujrzał były ciemne pasy na drodze. Przetarł kilka razy oczy, próbując wygonić z głowy zmęczenie podróżą. Już nie był trzydziestolatkiem, dla którego takie podróże były tylko niedogodnością. Zmęczenie powoli dawało o sobie znać.

 Koń był coraz cichszy i coraz częściej zatrzymywał się. Choć nie widział tego dokładnie, przeczuwał co się działo. A w miarę jak podchodził coraz bliżej jego przypuszczenia spełniały się. Miał przed sobą jakąś watahę, która jakiś czas temu napadła pechowego wędrowca.

 Odwiązał od siebie konia, odszedł na kilka kroków i zamknął w bąblu z powietrza zamrożonego w czasie. Wyjął miecz z pochwy i zaczął ostrożnie iść do przodu, gotów do walki.

Edytowano przez Ohmowe Ciastko
Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

Tural kroczył powoli i zdecydowanie na wąskiej górskiej ścieżce. Ostatnie promienie dnia świeciły mu zza pleców, tak że odchodził od niego długi cień. Dwugłowe bestie zdawały się początkowo nie zwracać uwagi na mężczyznę. Jednak gdy któryś z nich został porażony blaskiem słońca, odbijanego od obnażonego miecza, powoli zaczął podnosić jedną z głów. Czerwone ślepia zwęziły się, a nos zmarszczył w kilku pociągnięciach. Świszczące od wiatru powietrze, które rozwiewało płaszcz Turala, przeniosło złowrogi warkot. Na jego dźwięk wszystkie dwugłowe wilki wzniosły łby i zaczęły się spokojnie przyglądać. Jeden z nich wypuścił trzymany między zębami piszczel i oblizał się.

 

Wilki zaczęły rozstawiać się w okrąg, a jeden nawet wdrapywał się na stromą skalną ścianę. Dawał duże susy i wbijał się we fragmenty roślinności ostrymi pazurami. Pozostałe zasłoniły go kordonem warcząc ostrzegawczo i jakby z zadowoleniem. Ich ślepia przyciemniały, gdy Tural zrobił jeszcze kolejny krok do przodu. Po kolejnym pierwsze dwa spięły mięśnie. Trzeci krok... i w tym momencie dwie bestie rzuciły się. Szybki unik w bok i blokada mieczem, która zepchnęła drugiego napastnika uratowały Turala. Ten zamachnął się, aby godzić w jednego z atakujących go wilków, jednak ten stał już dużo dalej. Przez myśl Turala przeszło, że jego ręka jest już za stara i wolniej wykonuje rozkazy mózgu. Jednak zarejestrował także szybkość samych wilków. Nagle jakieś uderzenie i szczęk metalu. Mężczyzna przekręcił głowę w bok i zobaczył trzeciego wilka, który wgryzł się mu w nogę. Twarda kolczuga powstrzymała potworne kły, ale nie uchroniła płaszcza, który porwał się z lekka. Czwarty i piąty przeciwnik także zbierali się do skoku.    

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach


Discord Server

Partnerzy

  • For Glorious Equestria
  • Bronies Polska
  • Bronies na DeviantArcie
  • Klub Konesera Polskiego Fanfika
  • Kącik lektorski Bronies Corner
  • Lailyren Arts
×
×
  • Utwórz nowe...