Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 09/23/20 we wszystkich miejscach

  1. Adoptowałam kitku. Wabi się Aleksiej (zdrobniale Alosza, Aloszka, Ljoszka) I... Lubi śmiesznie spać.
    4 points
  2. Czy ktokolwiek z was słyszał o Fallout Equestria ?Jeśli tak to polecam wam grę FoE remains.Jest ze świetną grafiką i postaciami.Z przyjemnością mogę ją wam polecieć
    1 point
  3. Najdroższa Führerin, autorko dzieła "Smak Arbuza", któraś nas, niegodnych, dziełem tym pobłogosławiła... Pragnę gorąco uraczyć Twą duszę nekromancką (czy coś takiego istnieje?) recenzją, która próbą będzie, by oddać majestat owego dzieła. Czy próba zakończy się pomyślnie, tego żadni bogowie nie są w stanie przewidzieć. Usiądź zatem wygodnie (o Kleo nie zapominając, bo inaczej Ci przeszkodzi w trakcie) i racząc się herbatką, w te oto słowa się wczytaj... Moje spotkanie ze "Smakiem Arbuza" to pierwszy po wielu miesiącach wgląd w fandomową, pisarską twórczość. Dotąd niezbyt zmierzałam w te rejony, będąc chyba zrażoną (młoda niewinności, któraś zwiała mi przez "Rainbow Factory", pocztówkę byś napisała) i niezbyt przekonaną, co do tego, czy jest to dział lektur dla mnie (kaszlu"RF"kaszl). Moje preferencje to książki w postaci fizycznej, stojące na półce i pachnące drukiem, a późniejszą ich "dodatkową substytucją" stał się dla mnie Wattpad. To mogło mieć związek z tym, czemu lektury fandomowe mi umykały bokiem... Po kilku mniej zapadających w pamięć "lekturkach" kucykowych porzuciłam te rejony Wattpada... aż do niedawna. Wygoda czytania na WT bardziej mi pasowała, niż siedzenie na forum, na którym i tak jakoś nie siedzę (chyba to jest nieuleczalne), ta forma socjalizacji mi nie podchodzi do końca. Ale stało się, że pewnego chłodnego wieczora dostała się na ekran mojego telefonu zebra, wyjątkowo znajoma, buntowniczo-sarkastyczna i otoczona zielenią. W dodatku ten tytuł: "Smak Arbuza" - kto by nie dał się złapać w te zmyślnie zastawione sidła? Kto nie chciałby poznać historii Cahan walczącej z biurokracją Equestrii? Dowiedzieć się, jak może wyglądać dostanie się do kuczej krainy pełnej tęczy i miłości? Zgłębić jej tajniki, sklepać zad terrorystom? Tylko głupiec by nie wszedł do takiej książki. I co mogliśmy dostać wewnątrz książeczki? Prolog i siedem bardzo długich rozdziałów. Zaczynamy od inwazji kucyków na Ziemię, pojmania władz i przemianie całej planety w bajkę od Hajsbro... A czekaj, nie ta książka! Zaznajamiamy się z ponyfikacją jako czymś normalnym, realnym i jakże możliwym... w niektórych państwach, prawie jak z marichuaną. Prolog w kilkunastu zdaniach przedstawia realia, wokoło których będziemy się kręcić. Poznajemy Biura Adaptacyjne niczym portale i prawdopodobne "boss roomy" walki z biurokracją, kuce jako Zbawców. Serial to tylko kucza biblia dla ludu przyszłokopytnego. I zostawia nas pytanie bohaterki, co ona tam robi? Mnie na tym etapie zastanawiało tyle, że nie dziwnym wydaje się skok po więcej, prawda? Skoki do studni to niebezpieczne przedsięwzięcie, o którym przekonujemy się po fakcie. Z tej o smaku arbuza tym bardziej... W rozdziale pierwszym poznajemy naszą bohaterkę, z którą nie tyle się utożsamiamy, co jesteśmy ją w stanie zrozumieć. Jej przemyślenia pociągowe to niejednokrotnie to, co chcielibyśmy sobie pomyśleć, a jednak gdzieś w środku trzyma nas blokada, której ona nie ma. Myśli głośno i dosadnie, w końcu kto ją usłyszy w ten sposób? Na pewno nie Janusz z rodzinką. Przez chwilę odniosłam lękliwe wrażenie, że bohaterka nie będzie nikim innym, jak zołzą, która dostanie przymioty Mary Sue. Może to atmosfera Wattpada, ale gdybym nie kojarzyła autorki, to nienawiść do świata wydałaby mi się bliższa 15-latce piszącej ff o porwaniu przez idoli, co mogłoby być ryzykowne pod kątem dalszej lektury. Podróż dobiega końca, końca dobiegły także wątpliwości, gdy dworzec zalewają terroryści, a "oby nie Mary Sue" rzuca się w akcie desperackiej ucieczki wprost na nich. I zdradza genezę tytułu już w rozdziale pierwszym. Drugi rozdział całkowicie zaciera niesmak do bohaterki. Jak się okazuje, za sprawą arbuzowego wynalazku staje się zebrą, przyjmuje imię Cahan i przestaje być anonimowa, przez co łatwiej mi się teraz o niej będzie pisało. Wszyscy szczęśliwi - poza właśnie Cahan, która została nieplanowaną konwertytką (powiedzcie to na głos trzy razy szybciej). Badania, wywiad, próba oswojenia się z nowym stanem rzeczy, próba chodzenia - rozpoczyna się nowe życie i tęsknota za mięskiem. Teraz konia z rzędem temu, kto mi odpowie na pytanie, dlaczego eliksiry ponyfikacyjne są, ale ludzifikujące już nie? Odpowiedź: "bo mają głupią nazwę" nie wchodzi w grę... Nie dziwię się zatem oporom ludzkości przed kuczym światem - zabierają im populację, przez co w długofalowych założeniach może się okazać, że Ziemia będzie absolutnie nieopłacalna do życia i lepiej iść do Equestrii, tym samym kolonizatorzy zyskają nowy świat praktycznie za darmo. Wymieniłabym tu jeszcze parę przekrętów, ale ten powinien na razie wystarczyć, by chcieć zachowywać dystans w sprawie "kuce są takie super, w ich świecie ludzie chorzy są zdrowi i uratowani". Cahan dopadają pierwsze problemy systemu, przez co jej wolność jest mocno ograniczona, żeby mogła się cieszyć jej namiastką, gdy zostanie zamknięta w Ośrodku Adaptacyjnym dla Nieplanowanych Konwertytów (dla Planowanych też mają osobny? I czy kucyki equestriańskie też dzielą na planowanie i nieplanowane...?). Dodatkowy problem rodzi fakt, że jest w świecie kucyków, sama bedąc zebrą - wiedza, którą dostaje, może się okazać zbyteczna i niewystarczająca. Obym się myliła. I fakt, jak Cahan znalazła się w Equestrii, by był mniej naciągany jak "ktoś zrobił coś i puf! - ocalałaś". Ale prawie była z Ciebie mokra, koścista i martwa papka. Wytłumaczenie z dawką jestem w stanie zrozumieć, ma sens. Zebra jest ciekawska i zadaje dużo pytań i choć martwi ją to, jak sobie poradzi bez swojego dotychczasowego życia, kto nakarmi jej kota i rybki - wie, że da sobie radę. nawet, jeśli została przez to weganką (Uwaga, weganie! Nie czerpcie z tego pomysłu na przekonywanie innych do swojej diety, to nielegalne i niemożliwe ponyfikować ludzi). Dzień, w którym Cahan opuściła szpital, aby trafić do przedszkola Ośrodka Adaptacyjnego dla Nieplanowanych Konwertytów, to dobry dzień. Pasiasta bohaterka może zobaczyć świat poza szpitalnymi ścianami, w którym przyjdzie jej przypuszczalnie żyć - a przynajmniej dopóki nie uda jej się zwiać na Ziemię. Tworzenie świata kucykowego, a jednak mniej serialowego wypada super - nie jest to sienkiewiczowskie zalepianie dodatkowych stron, a ważny element, bez którego trudno byłoby sobie zobrazować, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy. Dostajemy też realne problemy, które z perspektywy czytającego są jak najbardziej uzasadnione - że jak to tak teraz bez ubrań można się poruszać, że czemu wszyscy się gapią, a daleko jeszcze... Opiekunka zachowuje się jednak bardziej jak "prawo" niż faktycznie powinna, z psychologicznego punktu widzenia traktuje Cahan bardzo surowo - wprowadzanie do nowego świata powinno zostać poprowadzone stopniowo, nie terapią szokową. Może Equestria nie zna czegoś takiego - nie mnie to już prostować. Klatki z Ośrodkiem też się to tyczy - ale pamiętajcie, to wszystko dla dobra nowych mieszkańców Equestrii! Wstawki o bronies sponyfikowanych w Equestrii to dobry materiał na komizm i jeszcze większy na żałobę, że tak zapewne by to wyglądało. Pierwsze chwile w ośrodku to temat na następny wpis, do przeczytania niebawem. Część 1/3 I zapiał kur, a gdy słowo się rzekło, to druga część próby pojawiła się za pierwszą... Witamy w Ośrodku Adaptacyjnym dla Nieplanowanych Konwertytów! Zapraszamy do radosnej socjalizacji, przedszkolnego pisania z ołówkiem i mnóstwem bakterii w pysku, nagości jak na obozie dla ministantów, zakłusowaniu się na śmierć i cotygodniowych herbatkach u psychologa! Nie martwcie się, wszystko jest wliczone w koszty pobytu - tak oto spędzicie niezapomniane miesiące z nami. Jak będziecie grzeczni, to nawet dostaniecie przepustkę i będziecie mogli wyjść. Witamy w kolorowym wariatkowie! Tym oto radosnym, jak wisielec znaleziony na spacerze, akcentem wracamy do recenzji (czy czegoś tam, już się pogubiłam). Wraz z Cahan będziemy się mierzyli z urokami życia w Ośrodku. Z jej próbami asocjalizacji, wyrobieniem się w miesiąc z ucieczką do cywilizacji i dokonaniem niemożliwego, czyli nauką historii. Jak trafnie można wnioskować, każda z tych prób do dziś kocha się gdzieś ze stwierdzeniem "to nie moje, to od bezdomnego". Zaczynamy od czegoś podstawowego, jakże ważnego - dogadania się ze współlokatorką, Estellą. Cahan, jako doświadczona postać wie, że bez tak ważnego zaplecza wojny nie wygra. Problemy z kimś, z kim dzielimy wspólną przestrzeń sypialnianą nie wchodzą w grę, bo spanie z nożem jest w jej przypadku szalenie niebezpieczne. Kto by takiego biedaczka zszywał...? Nie wspominając już o innych kłopotach, przejdę do plusów: darmowy i dość sprawny budzik, źródło informacji, źródło informacji, spokojny sen, skrzydłowa, źródło informacji i najważniejsze - darmowy budzik na śniadanie! Dobre relacje ze współlokatorką to większe szanse na powodzenie i przetrwanie. Pora zapoznać się z posiłkami - szału nie ma, dupy...ZADU nie urywa, ale nawet mnie nie powala perspektywa wpierniczania siana i zieleniny dzień w dzień, choć mięso jest dla mnie dodatkiem, niż głównym składowym posiłku. Kasze, kiszonki, zupy krem z warzyw - a gdzie tu rosół, mięsko, kurczaczek, kebaby i hawajska z salami?! Żegnajcie marzenia o frykasach Ziemi, witaj kuchnio Equestrii. Czasy szkolne powinny pozostawić po sobie instynkt infiltracji środowiska poprzez pozorne wniknięcie do niego i sępienie tylu informacji, by nie wydało się to podejrzane. Wspólne stoliki na posiłkach - czego tu chcieć więcej, wiedza to potęga. Plany dobrej-wojowniczki-Cahan psuje jednak Purple Wind, która zabiera zebrę na stronę w celu wydobycia informacji jako pierwsza konwersacji. W tym momencie asocjalizacja Cahan zapragnęła miłości, toteż więcej się z nią nie spotkamy w całej jej okazałości. Bohaterka nabiera zainteresowania fauną i florą Equestrii, co wydaje się dla niej naturalne - od zawsze ją to ciekawiło. Człowieka można z biol-chema wypuścić, ale biol-chem z człowieka już nie wychodzi i nawet zmiana w czterokopytne nic nie daje. Czwarty rozdział w tańcu się nie obija i zaprasza na zajęcia ze "Wstępu do życia w Equestrii". Tu po raz kolejny kłaniam się w pas za rzeczowe opisy - krótko, treściwie, na temat.Na mój gust ciut za krótko, ale to prawie nieodczuwalne. I nigdy nie czułam się tak zainteresowana prozaiczną czynnością, jaką się wcale nie okazuje używanie kopyt. Próba wyjaśnienia zasad funkcjonowania tego systemu na plus - małe dzieci chyba podobnie odbierają chwytanie w ręce po raz pierwszy czegoś z "własnej woli", tylko nie mają z tym większego problemu natury egzystencjalnej. Dowiadujemy się, że Cahan lubi spać (kto nie lubi niech pierwszy rzuci jabłkiem), ale cierpi na dodatkową przypadłość złośliwości i "oddałabym wszystko, byle móc pójść spać dalej". Ale nic tak nie łagodzi pobudkowych niesnasek jad dobre i jadalne śniadanie! Nauka pisania to horror dla ludzkich dentystów - jak to pysk trzebaby sobie spaprać, żeby wiecznie pisać z narzędziem w nim zaaplikowanym? Mnie na sam pomysł pisania w ten sposób skręca i wcale a wcale nigdy tego nie próbowałam... Młoda i głupia ja! Nieważne, wróćmy do bazgrania. Podczas, gdy wszyscy wpierniczają woskowe rylce, Cahan trzyma się domeny "nikt nie będzie mi mówił, jak mam żyć", co przynosi mniej lub bardziej pożądane efekty. Nowe umiejętności to jedno, kopanie pod sobą dołków - drugie. Pamiętacie asocjalność? No, tu mamy pomagającą z własnej woli koleżance zebrę, wracajcie do ślinienia tablic. I nie zapomnijcie o brawach dla pasiastej towarzyszki za krzywo nieakceptowalne literki! Czymże jest dzień w szkole bez wf-u? No właśnie, zwykłym dniem bez finezji i polotu. Tak oto jeździec stał się wierzchowcem, a gdy zaszło słońce, to nie Zorro siał postać, a pasiasta śmierć z pentagramem na zadzie, kreśląca wszędzie wzory chemiczne i nie-chemiczne. Jak tylko opanuje bieganie w każdej postaci i przestanie się fascynować zębami. Historia przyniosła ze sobą questa, na którego Cahan nie czekała licząc, że będzie pobocznym - przynajmniej nostalgicznie zaleciało studiami. Kolejny posiłek to kolejne źródło cennej wiedzy, a im więcej wiemy, tym łatwiej poruszać się po terytorium wroga. Wroga uwielbiającego boskie alikorny, które wzięły się nie wiadomo, skąd. Największa niespodzianka czeka na klacz w szklarniach Ośrodka, gdy oczarowana roślinnością Equestrii otrzymuje propozycję nie do odrzucenia i namiastkę normalności - pomoc w opiece nad roślinami. Raj dla niej, cieszę się jej szczęściem. Komu partyjkę w planszówki? Tak oto minął wieczór i poranek - miesiąc pierwszy. Czas spędzony na trzymaniu się grafiku, jedzeniu i spaniu, a nawet szamańskim epizodzie z obornikiem w roli eliksirowej. A kogo dawno nie było? Pani "chodź nago jak my i nie marudź" Sorell. Ta sama, która teraz próbuje zmusić zebrę do nauki historii w podstępny sposób twierdząc, że wojny z Zebrice dadzą jej to, czego szuka. I wincyj Sebka i Błażeja, oni koniecznie muszą się jeszcze pojawić. lepsze to niż cały sztab Equestrian traktujący konwertytów jak niedorozwinięte dzieciaki z autyzmem. Cahan za wszelką cenę pragnie wyjść poza teren klatki, ale Sorell nie mięknie serce nawet po wykładzie z botaniki. Ogromnie przyłożę się do budowy tego ołtarza za trucizny. Nawet dołączę do armii minionów szturmującej urzędy, gdy nastanie czas, by spróbować wysłać list do domu. A żeby rozdział nie był za nudny, to zakończył się wyrachowaną wymianą zdań między Purple Wind i Estelle - kłótnia, jakich nam brakowało! A co najlepiej rozwiązuje kłótnie? Pozbycie się oponenta tak bardzo kusi... A kto umarł, ten nie żyje. Gdzie schować zwłoki na terenie tego Ośrodka, Cahan? Część 2/3
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...