Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 11/27/20 we wszystkich miejscach

  1. Ja czytałem past sins ale dawno temu więc z chęcią bym przeczytał jeszcze raz. Ta książka jest tego warta
    1 point
  2. Chyba nikogo nie zaskoczę, jeśli powiem, że „Do świtu”, jak na opowiadanie rozciągnięte na zaledwie 5 stron, wciągnęło mnie, zostało w głowie, wydało się całkiem obszerne pomimo swojej zwięzłości, no i generalnie całkiem mi się spodobało. A dlaczego mi się spodobało? Ano dlatego, że okazało się dla mnie bardzo „residentowskie”, co z uwagi na moje growe preferencje oraz doświadczenie z miejsca zapewnia premię do punktów. Eksploracja opuszczonego [ośrodka], na długo po tym, jak przez [epidemię] doszło w nim do tragedii, a działalność została przerwana/ zakończona? Odhaczone. Odkrywanie kulisów upadku [ośrodka] poprzez [dokumenty] i [pamiętniki]? Odhaczone. Tajemniczy [wirus], od którego się to wszystko zaczęło? Odhaczone. Klaustrofobiczny i niepokojący klimat, potęgowany przez świadectwa degeneracji podopiecznych oraz bezradności personelu? Odhaczone. W ogóle, sposób prowadzenia fabuły jest bardzo podobny, co uważam za świetną sprawę, ty bardziej, że to fanfik o wirusie, pandemii oraz o tym, jak stopniowo zaczęło brakować wszystkiego. Z uwagi na jego długość, daje się odczuć klasyczny creepypastowy vibe co także mnie kupiło. Przez większość tekstu zdecydowanie dominują zapiski z różnych dzienników, poprzez które dowiadujemy się o tym jak postanowiono przyjmować podopiecznych, jak ich rozlokowano, jakie zapewniono im warunki oraz... jak się to wszystko skończyło. Początek jest niewinny – ot, standardowe zapiski, nie zwiastujące niczego złego. Dowiadujemy się o tym w jaki sposób zdecydowano się... hm... katalogować (?) podopiecznych, których – jak sugerują kolejne ich numerki – przybyło na miejsce w ilościach hurtowych. Autorka porwała się nawet na takie szczegóły jak wymiary dwuosobowych cel, a także ich wyposażenie, dzięki czemu możemy bez problemu sobie wyobrazić jak to mogło wyglądać wizualnie, a także poczuć ciasnotę. Ciekawa wizja dotycząca Telepatycznych Posiłków Magicznych oraz zaklęcia, które czasowo będzie czynić grube ściany ośrodka przeźroczystymi, by dać podopiecznym dostęp do światła słonecznego. Kolejne zapiski przybliżają nam pierwsze dni oficjalnego funkcjonowania ośrodka, a także prowadzenie dokumentacji podopiecznych (określanych w papierach jako „Osadzonych”, co raczej nie budzi zbyt przyjemnych skojarzeń), poznajemy także ich pierwsze skargi i zażalenia. Pierwsze niepokojące dla czytelnika sygnały to wzmianki o odgłosach wrzawy, rozgorzałej w niewiadomych przyczyn. Czyżby jakiś skutek uboczny wirusa? A może personel nie daje sobie rady z organizacją kwarantanny i Osadzonymi? Chyba tak, skoro ostatnie zapiski potwierdzają niewydolność systemu, awarię przesyłu, a także utratę (z powodu wycieńczenia) ostatnich dwóch jednorożców odpowiedzialnych za rzucanie zaklęcia na mury ośrodka. Potem przewijają się jeszcze inne szczegóły, ale nie chciałbym spoilerować, po prostu zapraszam do lektury, bo warto Powiem tylko tyle, że jest to szczyt atmosfery grozy, bezsilności i śmierci, która narastała wraz z każdym kolejnym akapitem. Podejrzewam, że to dlatego ostatnie zdanie ma tak silny efekt i kojarzy się z klasycznymi creepypastami, ale tymi dobrymi, jednymi z najlepszych – prawdziwymi klasykami, których wspomnienie do dziś może zjeżyć nieco włoski na karku. Aczkolwiek dla mnie osobiście wisienką na torcie okazały się zapiski jednej z Osadzonych, Letter Creator. Na swój własny sposób, czytanie kolejnych fragmentów jej dziennika okazało się wstrząsające, co z kolei stanowiło szczyt tego „residentowskiego” oblicza opowiadania. Obserwacja wydarzeń z punktu widzenia podopiecznego, nie mogącego się obronić, skazanego na niełaskę niewydolnego personelu, bezsilnego wobec narastającej agresji i degeneracji wszystkich i wszystkiego wokół. Nieprzyjemne szczegóły, których poznawanie przyprawia odbiorcę o dyskomfort oraz wrażenie grozy. Wszystko to tu jest, do tego napisane znakomicie i zwięźle, chyba nie dało się lepiej dobrać słów i skonstruować z nich zdań. Przekaz jest tu naprawdę konkretny i silny. Szczególnie uderzyły we mnie fragmenty o głodzie, a także zachowaniu innych Osadzonych, widocznych dla autorki zapisków, gdy ściany stawały się przeźroczyste, jak każdego świtu. Potępieńcze wycie, kłopoty ze snem (przez co co niektórzy musieli wyglądać upiornie, zwłaszcza jeśli dołożyć do tego głód), niesłyszalne krzyki i próby werbalnego porozumienia się z sąsiadami, które raczej spełzają na niczym bo przez grube ściany nie słychać prawie niczego. Wręcz czuć tę izolację, bezsilność oraz brak możliwości uratowania się, zwątpienie. A fragment z papugą? Taa, aż mi się przypomniała końcówka pamiętnika strażnika z oryginalnego „Resident Evil”. Ten fragment przed sławnym „Itchy. Tasty.” Przewinął się nawet opis jednego z pomieszczeń, dzięki któremu wiemy, iż miejsca pozostawiono w stanie jak sprzed ewakuacji/ porzucenia ośrodka. Jest tego troszkę zbyt mało, by powiedzieć, że powiało apokalipsą, ale wystarczająco, by przypomnieć sobie zdanie zawarte w poście otwierającym niniejszy wątek, a które także znajduje się w opowiadaniu. Doskonały styl, dobór słów (aczkolwiek mam mieszane wrażenia co do nagromadzenia się w niektórych fragmentach wulgaryzmów, ale cóż, Wilczke lubi przeklinać, a ja nie zamierzam jej niczego zabraniać, bo każdy powinien robić to, co lubi ), wysoka jakość formy, a także wyrazisty, niepokojący i mroczny klimat, są tym, co czyni z „Do świtu” naprawdę dobry fanfik poświęcony pandemii, z którego wylewa się groza, bezsilność oraz izolacja. Generalnie wszystko to, czym żyła większość, gdy rozpoczęła się koronapandemia. „Do świtu” mogę tylko gorąco polecić, gdyż jest to pięć stron porządnej, klimatycznej fanfikcji, która mocno działa na wyobraźnię i która wie jak wywołać określone wrażenia. Poza tym, bardzo podobało mi się to, że tak na dobrą sprawę nie wiadomo co to był za wirus w opowiadaniu, co konkretnie powodował, ani co to za pandemia. To zostało pozostawione domysłom czytelnika, ale przychodzi mi do głowy, że być może było to odniesienie do tego, co dzieje się u nas. Podejrzewam, że (zwłaszcza na początku) większość miała średnie pojęcie o wirusie, ale zewsząd docierały skrajnie różne sygnały, trudno to było zweryfikować nie posiadając adekwatnej wiedzy, ale oni wszyscy ulegli przekazom medialnym, wystraszyli się. Zatem nie wiedzieli konkretnie co to za wirus, jak działa, czym się charakteryzuje, ale i tak dali się ponieść i ruszyli na haul zakupowy, bo w jakimś sensie uwierzyli, że to „ło matko, drugie Racoon City, pomóżcie”. Dali się zamknąć w domach, zgodzili się nawet na przesadnie daleko idące ograniczenia, bo wirus. Czy z nas też zrobili pier... zwierzęta? Hm, zastanawiam się, czy w fanfiku być może zostało ukryte jakieś drugie dno? Jakiś komentarz? Przejaskrawiony, przerysowany, ale szczery? Hm, a kojarzycie może taki film, „Epidemia strachu”? Niemniej, skoro „Do świtu” znalazło się tuż za podium to... Kurczę, muszę zobaczyć zwycięskie opowiadania, bo skoro to niczego nie wygrało, wówczas te, które zajęły podium, to muszą być jakieś platyny po prostu, gdzie mógłbym je znaleźć? Pozdrawiam!
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+02:00
×
×
  • Utwórz nowe...