Po nadrobieniu kilku ostatnich odcinków postanowiłem założyć nowy temat i podzielić się moimi spostrzeżeniami co do tej serii. Moim zdaniem TYT to najgorsze co kiedykolwiek spotkało MLP. Dlaczego? Zanim odpowiem na to pytanie, pozwolę sobie wrócić do poprzedniej generacji. I tak, wiem, że TYT to mini-serial, a nie odpowiednik pełnoprawnych odcinków FiM, ale to akurat jest nieistotne. Istotne jest to, co było jedną z największych zalet FiM. Mam tu na myśli proste, ale ważne morały różnych historii. Przykłady:
- nie bój się poprosić o pomoc
- książki są nie tylko dla kujonów
- nie oceniaj książki po okładce
- nie zadowolisz wszystkich
- bądź szczery
Jeśli te lekcje nie uczynią dziecka mądrzejszym, to przynajmniej nie uczynią go głupszym. A tak się składa, że TYT dość często normalizuje coś, przed czym powinien ostrzegać, coś co powinien wręcz piętnować. Mam tu na myśli:
1. Uzależnienie od telefonów. Źrebięta w tym serialu nie mają prawie żadnych innych rozrywek oprócz gapienia się w ekran i czekania na kolejny stream ich idolki. Zanim ktoś powie: „teraz tak jest, teraz to normalne, zaś serial jest po prostu na czasie”. Fakt, ale czy to dobrze? Czy aby na serio powinniśmy uznać to za „new normal” i być wobec tego obojętni? No chyba nie. Nazywajcie mnie jak chcecie, ale nigdy nie uznam tej „nowej normalności” i do grobowej deski będę uznawać ją za patologię. Twórcy powinni pokazywać, że w dzisiejszych czasach da się żyć bez smartfona, a dzieciństwo to coś więcej niż oglądanie streamów. Niestety jest dosłownie na odwrót.
2. Normalizowanie „Idiokracji z TikToka”. Już tłumaczę o co chodzi. TikTok to serwis, który nieustannie udowadnia, że nasze społeczeństwo upadło na dno. A gdy myślę, że gorzej być nie może, to ktoś łapie za łopatę i pogłębia dno. Zatraciliśmy resztki godności i szacunku do innych oraz samych siebie, robimy wszystko dla wyświetleń oraz lajków, a co gorsza miliony ludzi uznają to za wpływowe. Fotografujemy jedzenie, wrzucamy zdjęcia jak stoimy przed lustrem, bezmyślnie powielamy „trendy” takie jak rozciąganie palcem policzka, czy nie mamy własnego zdania (bo te dyktuje jakiś „influłencer” z ekranu). Co to ma wspólnego z TYT? Ano to, że taką samą patologię widzimy we współczesnej Equestrii. Twórcy zamiast pokazać, że można, a raczej TRZEBA inaczej, pokazują, że nie ma w tym nic złego.
Odcinek ósmy przelał u mnie czarę goryczy, a 41 dolał oliwy do ognia. Po pierwsze, dowiedzieliśmy się, że „lajki” są najważniejsze i należy je zdobyć za wszelką cenę. Nie ważne czy bezmyślnie naśladując innych (to najczęściej), czy robiąc coś „nowego” (a raczej nieznacznie zmienionego starego). Mają być, i już. Po drugie, „folołersi” to świętość i należy mieć ich jak najwięcej. Choćby za cenę utraty jakiejkolwiek prywatności.
Nie wiem czy ktokolwiek się ze mną zgodzi, ale nie dbam o to. Może to kwestia wieku? Albo faktu, że pamiętam czasy w których robienie z siebie idioty było tępione, a nie popularne?