Skocz do zawartości

Tablica liderów

Popularna zawartość

Pokazuje zawartość z najwyższą reputacją 01/17/23 we wszystkich miejscach

  1. Komentarzy do kresów ciąg dalszy. A w nim: Spełnianie życzeń Przyjemny, świąteczny wypełniacz, bez specjalnych rewelacji, czy zaskakujących zwrotów akcji (nawet spotkanie z rodziną Silkflake było jak najbardziej przewidywalne). Ale to nie jest niczym złym. Po prostu kolejne punkty zrealizowane (i to zrealizowane dobrze), tak by każdy z bohaterów miał odrobinę radości w święta, a czytelnik uroczy tekst, który siłą rzeczy i klimatu wywoła u niego uśmiech na twarzy, oraz da mu odrobinę odprężenia od intrygi. Fajny dodatek do Kresów, bardzo przyjemnie się czytało. Następny dzień po świętach Święta, święta i po świętach. Atmosfera mija i życie zaczyna powoli doganiać bohaterów. Choć może nie wszystkich, bo Gelgia może sobie pohasać w śniegu (co swoją drogą jest urocze i zabawne). Albert dalej coś ukrywa (naprawdę, coraz bardziej ciekawi mnie jego młodość i to, jak doszedł do tego, co stracił). I pojawia się Archibald, otwierając nowy wątek i nadając nowy kierunek akcji. Ale jakoś nie to mi zapadło najbardziej w pamięć, a scena w sypialni Silkflake i Fenrira. Pewnie nie powinienem, ale przez całą chichotałem, bo przed oczami stał mi obraz z pewnego polskiego serialu. Nie wiem czy to zamierzenie, czy też nie, ale tak podziałało. I ogólnie, kolejny przyjemny i odprężający fik. Wiosna Cevalonii Mam mieszane uczucia co do tego dzieła. Pierwsza część to jeden z niewielu przypadków dobrego fika, który mi się nie podobał. A Wszystko jest jak najbardziej logiczne. To, że Fenrir się obraził po tym co usłyszał, że wszystkich odtrąca, że obraża się i psuje Silkflake spotkanie z siostrami… a także to, że Albert (który oczywiście o wszystkim wiedział) dolewa oliwy do ognia. Mówiąc krótko, to dobrze zrealizowany fik, a bohaterowie działają zgodnie z charakterem i w ogóle. Dalej jednak nie podoba mi się zachowanie Fenrira i to jak wszystkich potraktował. Moim zdaniem, powinien za to dostać solidnego, fabularnego kopa w plota. Co go może w sumie czekać. Plus za to za Alberta, który znowu wszystko wie i specjalnie nic go nie dziwi. Naprawde lubię gościa. Druga część, czyli pierwsze kroki Fenrira w nowej Cevalonii były z kolei całkiem przyjemne. Fajne opisy miejsc, nieźle zbudowany klimacik niedużego, ale ambitnego miasteczka, oraz przyjemna, drobna dawka niepewności. Taka, że widzimy, że coś jest nie tak, ale bohater ma tylko takie przeczucie. Dobry wstęp do rozgrywek z Archibaldem i Equestrią, oraz poznawania swojej biologicznej rodziny. Jakbym miał więc oceniać ten rozdział, to musiałbym powiedzieć, że trzyma wysoki poziom Kresów i będzie stanowił przyjemność dla czytelnika, ale daleko mu do tego by został moim ulubionym. Za nieustającą walkę Długie, długie opowiadanie kresowe, dające sporo ciekawych informacji o świecie i nie tylko. Skupię się tu na dwóch rzeczach. Pierwszą będzie ukryte w Equestrii Hollow Shades. Trochę dziwne, że Ceśka niewiele o tym wie i w sumie jakoś tego nieusankcjonowała. Bo albo to kryjówka bandytów, która należałoby spacyfikować, a nie olewać, albo normalne miasteczko, z którego czerpałaby podatki. Zwłaszcza, że istnieje już pewnie kilkadziesiąt lat. Ile to kasy jej przeszło koło nosa, nie mówiąc o jakiejś wymianie zebrzych eliksirów na pieczone bataty, czy coś. Z drugiej jednak strony, taka enklawa ukryta pod nosem Celestii, że niby wiadomo, że jest, ale w sumie nie wiadomo co, też jest spoko pomysłem. poza tym, bardzo przyjemnie się czytało o podróży delegacji, spotkaniu tych dziwnych stworów i budowaniu relacji zebry z Equestriańczykiem. Niezły wątek, dający wytchnienie od tematu głównego i w odpowiednim momencie ten wątek się połączy z losami Fenrira. Jedynie mogłoby być więcej Weissa w samej wiosce. Tego jak poznaje kim są mieszkańcy, jak żyją, jakie mają poglądy, czemu tak żyją, czego chcą i tak dalej. To by mogło fajnie rozbudować jego postać i dać czytelnikowi jeszcze jeden pogląd na Cevalonię. Ważniejsza jednak jest część, w której Fenrir von Ashfall odkrywa swoją przeszłość i nawiązuje relacje z wujkiem oraz kuzynem. Ten drugi jest raczej cichym, niezbyt energicznym ogierem, który zdaje się chcieć tylko spokoju i szacunku Archibalda. Jednak po poznaniu planu Archibalda zacząłem odnosić wrażenie, że tak jak Fenrir, Hermes też może stanowić problem w tymże planie. Nie zdziwiłbym się, gdyby postanowił wypiąć się na jedną i drugą stronę i rządzić swoim skrawkiem ziemi, próbując być neutralny. Nawiazałby stosunki dyplomatyczne, rozwinął handel, przemysł i może poślubił jakąś damę z Equestrii. Sam Archibald jawi się jako burak i rozpustnik, który nie szanuje nikogo (nawet Hermesa) i chce być wielkim wodzem, który przyćmi jego przodków i tak dalej (i uczyni Cevalonię znów wielką). Przyznam, że gdyby nie ostatnia scena, w której rozmawia z jakąś kalczą, miałbym go za bufona, który rozpęta cyrk, który wymknie mu się spod kontroli. A tak, mam pewne wrażenie, że to tylko maska, pod którą kryje się wyrachowany i jednak pragmatyczny dyktator. Podoba mi się jak Fenrir manewruje między nim, kuzynem, dyplomatami z Equestrii i klaczami zachęcanymi przez Archibalda. Bardzo przyjemnie napisany fik. Chyba będzie jednym z moich ulubionych w kresach. Żegnajcie dawne dni Glejpnir jedzie do wojska. To w zasadzie główna część tego fika. I tradycyjnie jest bardzo dobrze napisana (z jednym wyjątkiem, o którym później). Zarówno to jak się upija, jak i jego rozmowa z Primrose. To było tak żywe, tak realistyczne. Świetne opisy i oddanie emocji. Choć mam jedną uwagę odnośnie samej sceny wyjazdu do woja. Tam na stacji powinni być oddelegowani gwardziści. Dowódcy tych nowych, kilku szeregowych i tak dalej. Ktoś powinien pilnować rekrutów by nie spanikowali, nie uciekali, nie palili kart, czy się nie pobili w czasie podróży. Mogliby im też im wyjaśnić to i owo po drodze. Powinny być nawet podstawione specjalne wagony tylko dla wojskowych (chyba, że cały pociąg był dla nich). Tak myślę. Scena rozmowy Silkflake z siostrami też była bardzo ciekawie napisana. Myślę, że Hoffman dobrze oddał zakochanie (a raczej miłość) Silkflake do Fenrira. Sensowne wydaje mi się też zachowanie sióstr. Te dwie, którym matka znalazła mężów są w opozycji i też uważają wybór najmłodszej za zły, a ta siostra, która była przeciw matce choć trochę popierała najmłodszą z sióstr (o ile ich nie pomyliłem). Swoją drogą, mam nadzieję, że jeszcze dojdzie do spotkania całej czwórki po czasie i być może niektóre zrewidują swoje poglądy. To była kolejna partia dobrych rozdziałów. To też chyba odpowiedni moment by oddać głos na Epic. To naprawdę dobrze i ciekawie napisany SoL, z wielowymiarowymi, żywymi bohaterami, dobrze opisanymi, żyjącymi miejscami i przyjemnym klimatem alternatywnej Equestrii, oraz wspaniale wykreowanym światem. Świetnie się bawię przy lekturze i polecam każdemu.
    1 point
  2. Kolejny kawałek kresów za mną, to pora i na komentarz. Tym razem trochę inaczej, bo każdy z tych kilku fików doczeka się krótkiego komentarza. Piątek trzynastego Niewiele poprzednim razem wspomniałem o Fenrirze najemniku, bo pisząc poprzedni komentarz już czytałem to dzieło i postanowiłem się wstrzymać. Tak czy inaczej, w Equestrii Fenrir trafił szczęśliwie. Jako kuc bez szkoły, zawodu, rodziny czy kasy, mógł skończyć na kilka sposobów. Adept najemników to na pewno lepsza opcja niż trup czy ogier negocjowalnego afektu. Trochę jednak szkoda, że tych scen z życia najemnika tak relatywnie niewiele. Rozumiem, że ideą było raczej pokazanie, że Fenrir nie realizuje się jako najemnik, bo ma mało zleceń i słabe, oraz degradującego wpływu Spicy. Swoją drogą, to dobrze napisana postać, służąca do bawienia czytelnika i irytowania głównego bohatera, choć jej finałowa motywacja faktycznie jest nieco dziwna. Fenrir ma rację, że ona ma coś nie ten teges pod grzywą. Z drugiej strony, nie mogę powiedzieć by Spicy była źle napisana. Jest konsekwentna w swych poglądach, a jej motywacja nie kłóci się z zachowaniem. To faktycznie jest dobrą motywacją by zostawić najemników i szukać szczęścia gdzie indziej. Osobiście wolałbym jednak zobaczyć zdecydowanie więcej Fenrira jako najemnika. Jak zaczyna szkolenie, jak musi po raz pierwszy sprać dłużnika i jak się z tym czuje. Jak, dajmy na to, okrada gościa, którego wcześniej widział w rodzinnej sytuacji. Druga rzecz, co do której mam w tym fiku wątpliwości, to wielkie szczęście Fenrira. Pomijając już, że jako najemnik wychodzi cało z zasadzki (i chyba bez ran), to gdy tylko zaczyna myśleć o zmianie swojego zawodu, trafia się oddział łowców, a do tego w mieście pojawiają się pogromcy najemników, skłaniający go do podjęcia decyzji. Wprost idealna sytuacja dla pegaza. Z drugiej jednak strony, nie widzę powodu by nie dać mu trochę tego szczęścia. Wszak początek życia miał kiepski. To nie jest zły fik. Wprost przeciwnie, jest nawet dobry. Na solidnym, wysokim poziomie Kresów. Spodziewałem się jednak czegoś innego. Ale cóż, może jeszcze dostanę jakieś wspomnienia Fenrira z czasów jak był najemnikiem. Takiego Fenrira opowiadajacegosynkowi o swoim pierwszym dniu w pracy... To tylko sekret. Wreszcie Gelgia dostaje czas antenowy. Czekałem na to, bo od pierwszych rozdziałów zdawała się być klaczą inteligentną, która może co nieco zmienić, niekoniecznie będąc na pierwszej linii fabuły. I oczywiście nie zawiodła. Nie dość, że poznajemy ją bliżej i nieco więcej jej matkę, to jeszcze mamy w fajny sposób wprowadzone zebry i fragment ich kultury, oraz magii w postaci szkatuły. Fajny koncept i fajny artefakt. Nie szkoda mi jednak, że Gelgia nie potrafiła o niego zadbać. Bohaterowie nie zawsze muszą sobie dobrze radzić z tym, co rzuca im los. Zwłaszcza, że ta szkatułka dawała sporą władze temu, kto odpowiednio jej użyje, ale też wymagała pewnej odpowiedzialności. Ani na jedno, ani na drugie Gelgia zdaje się być nie gotowa. Same sekrety ze szkatułki były trochę niepokojące. Zwłaszcza ten drugi, bo pierwszy to świetna okazja by zademonstrować moc artefaktu i pokazać kawał świata zebr. Zastanawiam się też, gdzie się podziała szkatułka i co z tego wyniknie. I czy jeszcze się w ogóle pojawi. Sam fik mi się podobał i czytało mi się go rpzyjemnie. Tajemnica Białego Bazyliszka Przyznam, to był trochę dziwny fik. Nie zły, tylko po prostu trochę dziwny. A przynajmniej dziwna jest ta część, w której Fenrir musi się wydostać z jaskini. Wydaje mi się to kompletnie nie pasować ani do dotychczas czytanej fabuły, ani do świata. Zupełnie jakby to była część innego fika. Wędrówka po tej dziwnej jaskini (czy to fizyczna, czy duchowa) również jest jak dla mnie trochę zbyt chaotyczna i po prostu… no, nie czułem by była całością z resztą kresów. Scena końcowa, kiedy Fenrir przypadkiem spotyka kogoś, kto przeżył to samo też budzi moje wątpliwości. Głównie dlatego, że jest, moim zdaniem, za szybko. Gdyby była kilka rozdziałów później, przy okazji przypadkowej rozmowy i innego wątku a do tego gdyby ją kawałek pociągnąć, byłoby to lepiej. Za to fragmenty rozgrywające się poza jaskinią to świetne sceny z życia łowców. Rozmowy, dyskusje… i oczywiście wspaniałe przechwałki i docinki Bottomless Poucha. Muszę przyznać, że bawią mnie jego rozmowy z Fenrirem, co to on nie może i co to nie robił z klaczami. Pewnie część tego to nieprawda, ale co z tego. Wspaniały erotoman-gawędziarz. Trochę irytujący dla innych bohaterów, ale dobrze rozładowujący napięcie. W sumie nawet bym chciał żeby wrócił i podrażnił Fenrira, że se wreszcie kogoś znalazł, ale tylko jedną i skoczyłby w bok, albo namówił ją by zaprosiła koleżanki do domu… Walkę opisano całkiem spoko. Z odpowiednią dynamiką i wyważeniem. Tu też dobrze było widać pewne wady magii jednorożców, pod postacią konieczności przygotowania zaklęcia. To fajnie równoważy trzy rasy. Ogólnie, to dobre. Aczkolwiek, moim zdaniem jedno ze słabszych, spośród tych, które dotychczas przeczytałem (winię wysoki poziom kresów ). Wolałbym tu widzieć więcej tropienia, poszukiwania i może dyskusji o stworach (bo to co kupiec nazwał bodaj bazyliszkiem, wcale nie musiało nim być), a mniej tej jaskini. Ołowiany Gleipnir Klasyczna (tak myślę) fabuła rozgrywająca się w liceum. On ciamajda, nie najlepiej się uczy, jest pośmiewiskiem. Podkochuje się oczywiście w jakiejś klaczy (nie jest to jednak samica alfa, albo beta aspirująca do alfy, lecz szara myszka z dołu hierarchii szkolnej), ale nie bardzo wie jak zagadać, jednak w końcu daje radę. I zapewne gdyby nie ten wypadek na lekcji alchemii, to byłby to całkiem zwykły fik o relacji dwóch kucy w szkole. To, co wyróżnia ten fik spośród podobnych fabuł (poza tamtym wypadkiem), to ponadprzeciętna gamoniowatość Glejpnira. Momentami byłem nawet skłonny uznać ją za irytującą, ale z drugiej strony, nie jest ona pozbawiona sensu. W końcu to przybysz z obcego kraju który nie miał chyba żadnych znajomych i przyjaciół, żadnej miłostki, a jego edukacja też była raczej ograniczona. Zastanawiam się nawet, czy on się bawił z innymi dziećmi w Neighfordzie? Poza tym, ta gamoniowatość fajnie działa w jego rozmowach z bardziej ogarniętym kumplem i samą Wise Glance. Wyróżnia go też ten wypadek i jego efekty. Spodziewałem się, że Glejpnir nie będzie specjalnie chciał używać nowej zdolności, ale nie spodziewałem się, że tak zostanie do końca, ani, że ogier nie będzie nawet próbował powtórzyć wypadku, by mieć moc i móc ewentualnie w przyszłości bronić swojej ukochanej, czy jej zaimponować. Fajne rozwiązanie. Postać Wise Glance też bardzo spoko. Dobrze napisana i całkiem przyjemnie się obserwuje jej losy. Ogólnie, fik OK, trzyma poziom. Nikt nie jest doskonały Wreszcie jakieś spotkanie Fenrira z kimś z rodziny. W odpowiednim, zdaje mi się momencie. Widać jaka zmiana w nim zaszła i w sumie jaka zmiana zaszła w Glejpnirze. Zwłaszcza ten pierwszy wygląda jakby postarzał się dwa razy ponad wiek i niekoniecznie kroczy właściwą drogą. Przynajmniej według kuzyna. Ogólnie, co tu dużo mówić, fajny przerywnik, konfrontujący dwóch pozytywnych bohaterów i splatający dwie idące równolegle linie fabuły. Samotny pegaz na rozdrożu Z miejsca polubiłem w tym fiku Silkflake, za jej bezpośredniość, otwartość i kilka ciętych uwag. Dobrze dla Fenrira, że ona nie ma aparycji Doris z drugiej części Shreka. Z drugiej jednak strony, to co zrobiła było jednak bardzo nieodpowiedzialne. Zaprosiła obcego, śmierdzącego pegaza do własnego domu. Odnoszę wrażenie, że zrobiła to nie tylko dlatego, że jest altruistką, ale też dlatego, że zrobić na złość rodzicom (a w zasadzie samej matce). W końcu Fenrir jest przeciwieństwem tych wszystkich, których matka jej przysyłała. Ogólnie, ich relacje śledziło się całkiem przyjemnie. Chyba lepiej niż podchody Glejpnira do Wise Glance, choć tamta wersja pierwszego kontaktu wydaje mi się bardziej realistyczna. Tym niemniej, ta dwójka do siebie pasuje i tworzy okej relację. W każdym z tych opowiadań dostałem to, czym Kresy mnie tak ujęły i zachęciły do siebie. Mianowicie dobrze stworzony, żyjący świat, dobrze napisane, kilkuwarstwowe postacie i przyjemną, całkiem logiczną fabułę, a nawet trochę zabawnych sytuacji. Wciąż polecam i czytam dalej. A czy na coś czekam? Tak, na wspomnienia Fenrira najemnika, może coś z przeszłości Alberta i więcej tego samego. I może aktualizacja pliku z chronologią
    1 point
Tablica liderów jest ustawiona na Warszawa/GMT+01:00
×
×
  • Utwórz nowe...