Skocz do zawartości

Sun

Brony
  • Zawartość

    1542
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    38

Wszystko napisane przez Sun

  1. Wstępnie planowane są 4 książki, ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Co do pękania grzbietów i wypadania kartek, to problem ma dwa źródła i ja jestem w stanie zadbać tylko o jedno z nich. Mianowicie, problem może wynikać albo ze złej jakości materiałów (głównie kleju), albo ze zbyt małego marginesu wewnętrznego. On jednak rodzi taki problem, że im większe marginesy, tym mniej tekstu na stronie, wiec więcej stron i grubszy grzbiet, który chętniej pęka. Ale to problem na później.
  2. i nie będzie niespodzianki. Gwoli ścisłości, to nie rozpędzałbym się tak, bo jeszcze sporo jest do zrobienia. Ale krok po kroczku...
  3. Kriostaza Przeczytałem i stwierdzam, że opowiadanie mało co wyjaśnia. Aczkolwiek, pewnie gdybym pierw przeczytał Tajemnicę lodowca, to może byłoby lepiej. Ale jakoś zacząłem od tego, więc ten skomentuję jako pierwszy. Fabularnie jest… mało. Stanowczo za mało. Znaczy, to jest bardzo zachęcający fragment. Jakby wstęp do czegoś dużego. Czuć tą tajemnicę związaną z tym starożytnym plemieniem, które zniknęło i czuć niepewność związaną z wyprawą archeologiczną w poszukiwaniu tej cywilizacji. A gdy przychodzi co do czego, to mamy dobrze zbudowane napięcie związane z atakiem czegoś dziwnego na obóz. Atakiem, który przeżyła tylko Twilight. Jedyne co mnie na razie zastanawia, to te wstawki od człowieka chyba? Te od istoty z karabinem. Chwilowo mi nie pasują do niczego. Zakładam jednak, że są ważne i mają coś wspólnego z tą cywilizacją. Tym niemniej, czułem straszny niedosyt po tym fiku. Owszem, zachętę do czytania pozostałych, ale jednocześnie straszną pustkę. Może i fabuły tu nie ma za dużo (ale jest zachęcająca zapowiedź), ale za to muszę pochwalić klimat jaki udało się tu stworzyć. Czuć tajemnicę, czuć niebezpieczeństwo i czuć przygodę. Może niepotrzebnie się napalam, ale czuję się troszkę tak, jak na początku Reliktu. Zachęcony i zaintrygowany. Pod kątem technicznym, było chyba dobrze. A przynajmniej nie rzuciło mi się w oczy nic złego. Podsumowując, zostałem zaciekawiony, więc czytam dalej. Skrysztalenie. No, to było dobre. Lepsze niż poprzedni fik. W zasadzie, są to dwie sceny. Pierwsza, gdzie błąkająca się po lodowych pustkowiach Twilight trafia do jaskini, gdzie zamrożonych jest masa istot i kucyków. Fajnie to pasuje do poprzedniego fika, gdzie Twilight gdzieś znika, a potem odnajdują tylko ją, straumatyzowaną. I o ile motyw galerii „zachowanych” istot nie jest nowy (chociażby Gravity Falls), to jest on tu zrealizowany dobrze. Mamy zarówno mieszankę ciekawości i strachu Twilight, jak i klimat niepewności, skąd się to tu wzięło.No i mamy naprawdę dobry klimat wędrówki po galerii sław. Owszem, możnaby to rozbudować, ale dalej, jest OK. Do tego mamy coś, co ściga Twilight. Słowem, naprawdę klimatycznie napisana scenka. Dobrze zbudowane napięcie i groźba śmierci. Drugim, znacznie krótszym fragmentem jest kilka scenek po odnalezieniu i uratowaniu Twilight. Jak się budzi w szpitalu i jak w tłumie kucyków w Kryształowym Królestwie widzi kogoś, kto był zamrożony w lodzie. To znów otwarte zakończenie, które wzbudziło moje zainteresowanie wykreowanym światem. Technicznie bez zarzutu. A przynajmniej nic nie zauważyłem. Podsumowując, kolejna fajna dawka budowania świata i zachecania mnie do Tajemnic Lodowca. Opowieści starego poszukiwacza I kolejny, zachęcający ficzek. Tym razem dziejący się w zasadzie przed pozostałymi, jeśli dobrze zrozumiałem. Ale mimo tego, sporo nam wyjaśnia odnośnie tego, co się stało w poprzednich opowiadaniach. Bardzo fajny pomysł. Bo gdyby czytać to według kolejności zdarzeń, to pewnie by można sobie zepsuć całą historię i te dwa poprzednie. Tym razem mamy wspomnienia ogiera, który poszukiwał kiedyś Kryształowego Królestwa. Nie znalazł go, ale za to trafił na pozbawione kuców miasteczko, oraz informacje co spowodowało jego zagładę. Uwaga, będą spoilery. Od razu powiem, że podoba mi się wykorzystanie Windigos. To rzadki temat w fikach. Do tego tu są całkiem fajnie wykorzystane. Jako jakieś demony, które nie tylko robią zimę, ale też porywają kuce i… zamieniają w lodowe muzeum? przybierają potem ich postać? Kolejne pytania… Sama opowieść ogiera też jest spoko. Aczkolwiek mogłaby być dłuższa. Mogłoby być więcej przeszukiwania tej pustej wioski i stopniowe natykanie się na ślady, zamiast jednego tylko wpisu w dzienniku. No ale i tak jest spoko. Podsumowując te trzy fiki… Same w sobie są ok. Poprawnie napisane i przyjemne w lekturze. Mocno mnie jednak zachęciły do Tajemnicy Lodowca.
  4. Ależ to był random. Chyba najbardziej randomowy random jaki widziałem, do czasów sweetie brick. Choć to jest random troszkę innego typu. Tu mamy po prostu zwariowaną fabułę, w którą autor wrzuca coraz więcej. I to działa. Bohater przesiedział drugą wojnę światową i kolejne 50 lat, grając na konsoli? Czemu nie. Adolf Hitler, który śpiewa? Czemu nie. Mane6? Oczywiście. I, jak mówiłem, to jest poskładane nawet z pewnym sensem. Jak na random. Przyznam, że śmiałem się przy tym niezmiernie. Technicznie, było spoko. Widzę, Ziemniak troszkę tam dodał sugestii, ale i tak było nieźle. Podsumowując, polecam ficzek miłośnikom randomów i nie tylko.
  5. Zostałem przywołany przez Ziemniaka, zatem jestem. Jestem i powiem co ja o tym myślę. Otóż, to dobra, ciekawa i naprawde przyjemna komedia. Trochę inna niż się spodziewałem, gdy zacząłem czytać, ale i tak dobra. Sweetie Belle przypadkiem znajduje tytułowe „zabawki” swojej siostry. Troszkę jak w jednej scenie Winningverse, ale tu mamy cały fik oparty na nim. Chyba pierwszy raz taki widzę. Podoba mi się ten pomysł. No więc, Sweetie znajduje „zabawki”, po gryfickim napisie Toy wnioskuje, że to zabawki (podoba mi się ten pomysł, że Angielski to Gryficki). Jednak zanim zacznie próbować rozkminić jak się tym bawić, to wpada Rarity i psuje całą zabawę, nic przy tym nie mówiąc (ale pomaga Sweetie odrobić pracę domową, więc plus). Na tym etapie byłem trochę zawiedziony, bo liczyłem, że Sweetie będzie coś testować i zastanawiać się co to za cuda (Taka, „magiczna różdżka” wygląda trochę jak mikrofon). Jednak to nie był koniec, a dopiero początek. Dalej nie będę nic mówił, ale temat poprowadzony jest ciekawie, zabawnie i nawet z morałem. Postacie, jak już Ziemniak zauważył są bardzo serialowe. Ale to dobrze. To pasuje. Poza tym, ta serialowość została tu fajnie zbudowana i fajnie wykorzystana. A, przecież chcemy postacie, które mają coś wspólnego z rzeczywistością. Technicznie było ok. Widziałem kilka literówek, ale ogólnie jest spoko. Nic nie odrywa od lektury. Podsumowując, polecam ten fik, bo się całkiem ubawiłem, czytając perspektywę młodych i jeszcze niewinnych klaczek na niezbyt niewinne sprawy. Choć potencjał możnaby wykorzystać bardziej.
  6. Jeśli masz taką moc, to tak. A możesz też dodać rozdziały do pierwszego wątku?
  7. Jak już kiedyś wspominałem, uwielbiam Crisisa. To jeden z moich ulubionych fików. Było mi niezmiernie smutno, gdy autor porzucił swe dzieło na 37 rozdziale. Zaś gdy po latach postanowił dokończyć swe dzieło, poczułem olbrzymią radość. Równie wielką, gdy aTOM wznowił tłumaczenie. Szkoda, że nie miał czasu go dokończyć. Ale i tak jestem mu wdzięczny za to, co dla mnie zrobił, tłumacząc ten tekst. I za to, chciałbym się w pewien sposób odwdzięczyć, dokańczając go. By tłumaczenie było pełne i by inni mogli się cieszyć tym tekstem w całości. Trwało to stanowczo za długo, ale oto jest: Rozdział XXXX: Inherencja Epilog: Inauguracja Od razu uprzedzam, nie jestem aTOMem i zapewne nigdy nie będę na jego poziomie, ale starałem się jak najlepiej. Chciałbym też podziękować @aTOM, jak mi pomógł, udostępniając swój ,,słowniczek", notatki, oraz wspomagając dobrym słowem. A także @Gandzia za korektę, dzięki której ten tekst wygląda naprawdę dobrze, oraz @SPIDIvonMARDER za wsparcie przy wierszach. A nie powiem, były strasznie trudne, by zachować układ rymów i budowę linijek zgodną z postaciami (zdecydowałem się na dokładne zachowanie układu z oryginału, gdyż sposób mówienia zebry zależy od jej statusu społecznego). Dziękuję raz jeszcze. Od razu dorzucę swoją opinie o finale i epilogu, bo wiem, że wywołały pewne emocje. Ja osobiście jestem zdania, ze ten finał jest dobry. Zapewne mógłby być lepszy, ale moim zdaniem, jest dobry i pasuje do tego fika. Co zaś się tyczy epilogu, to podzielę go na dwie części: Powrót mean six oraz resztę. Ta cała reszta, czyli ostatnie pożegnanie z bohaterami z Equestrii V jest fajne, urocze i bardzo ważne z perspektywy seqela. Jak dla mnie pasuje i bardzo się cieszę, że się tam znalazło. Zaś powrót Starlight i jej sióstr? Cóż, jest ok, choć nic byśmy nie stracili gdyby sie nie pojawiło, albo pojawiło w innej formie. Aczkolwiek to moje zdanie. A dla tych, którym jeszcze mało Crisisversum, polecam zerknąć na rozdziały bonusowe, a także prequel, sequel i alternatywną wersję Crisisa. Wszystko to można znaleźć na fimfiction.
  8. Przeczytane i… mamo, co to był za random. Nawet nie wiem czy troszkę nie za bardzo randomowy (o ile to możliwe). Fabuła jest zakręcona jak słoik po potrójnej przejażdżce na karuzeli. CMC próbują zdobyć znaczki, przejmując władzę nad światem. Chcą wykupić kubki na kawę, by przejąć naleśniczki i zmusić Ceśkę do poddania się. Jakby tego było mało, na Apple Bloom poluje płatny zabójca, a ona sama ma problem z aktywującym się co jakiś czas trybem komunistki. Słowem, jest tu wszystko, wszędzie i na raz. I to nawet ze sobą gra, tworząc piękny, logiczny chaos. Tak piękny, że na przemian prycham i parskam ze śmiechu. Technicznie nie mam nic do zarzucenia. To tekst napisany bez błędów i bez niedoróbek. Niby można by się czepiać tak kosmicznie długiego zdania, ale to ewidentnie celowy zabieg, poza tym to random. Podsumowując, to jest czysty random, który nie każdemu przypadnie do gustu. Mi się podobał.
  9. Kolejny Crosover z Bombą. Jak wyszedł? Muszę przyznać, że nawet zabawnie. Nie jest to komedia wszechczasów, ale tragedii nie ma. Kilka razy się zaśmiałem. Zaczyna się od tego, że Twilight bierze Rainbow na królika doświadczalnego. Pomysł OK, serialowy i sensowny. Jednak zamiast cofnąć Rainbow w czasie, wywala ją na inną planetę, do bazy kosmitów. I akurat w tym samym momencie wchodzi tam Bomba i jego dwóch ziomków. Rainbow najpierw ucieka przed nimi, a potem współpracuje przy rozwalaniu kosmitów. Plus za scenę, gdy Rainbow zaplątuje się w karabin laserowy i rozwala przypadkiem dziesięciu obcych. Kojarzy mi się z podobną sceną z Jak rozpętałem II wojnę. No i była całkiem zabawna. Opisy w zasadzie dają radę. Są krótkie, szybkie i w zasadzie skąpe, ale jakoś mi to tu nie przeszkadza. Rainbow i tak nie ma czasu zachwycać się detalami, gdy strzelają do niej z laserów. Klimat Bomby też jest utrzymany. A przynajmniej tak mi się wydaje. Technicznie, Hoffman już się wypowiedział, więc za bardzo tu nie mam nic do dodania. Po prostu się zgadzam. Tekstowi nie zaszkodziłoby trochę poprawek. Aczkolwiek czytać się da. Podsumowując, ten fik jest nawet zabawny, ale z pewnością nie wykorzystuje pełni swojego potencjału. Tu można było wycisnąć znacznie więcej.
  10. Heh, to było całkiem dobre. Random bazujący na kosmicznych jajach (aż szkoda, że takich filmów się już nie robi). Dobry pomysł. Nie tylko dobry pomysł, ale i dobre wykonanie. Czuć klimaty pierwowzoru i filmów Mela Brooksa. Lord HEŁMOnoCNIK wygląda i zachowuje się jak filmowy Hełmofon. Ma nawet te same problemy z opadającą przyłbicą i swój masterplan. Tu od razu muszę przyznać, że podoba mi się jego backstory z byciem niespełnionym potentatem handlowym. Nie pamiętam na ile to kanoniczne, ale wypada fajnie i pasuje. Podobał mi się również pomysł z oddziałem zezowatych snajperów. Wprost cudowny. Pasuje do klimatów obu dzieł. W ogóle, opisy i dialogi budują klimat filmów Mela Brooksa. Strona techniczna wygląda nienagannie. Nie ma się do czego przyczepić. Podsumowując, to dobra komedia. Wprawdzie, widziałem lepsze (albo raczej takie, które rozbawiły mnie bardziej), ale ta jest dobra, dobrze zrealizowana i godna polecenia.
  11. Widząc tytuł, aż w głowie chce się dopowiedzieć Mario. Ale to przecież nie jest fik o Mario. To jest fik o bardzo ciekawym pomyśle. Ponieważ przez większość czasu nie mamy dialogów, ani opisów, tylko nagrania na automatycznej sekretarce. Każde poprzedzone informacją, że jest to nagranie. I cała sprawa zaginięcia Fluttershy i tego co się działo potem z jej przyjaciółkami jest właśnie przedstawiona jako nagrania na automatycznej sekretarce. To bardzo dobry i bardzo klimatyczny pomysł. Niezmiernie mi się podoba. Realizacja pomysłu też jest nawet całkiem dobra, choć miejscami brakuje jej logiki. Czemu nikt nie sprawdził na początku czemu Fluttershy nie odbiera? Przecież nie mieszka w innym mieście, czy coś. Czemu czekały ponad cztery dni z wezwaniem policji? I jeszcze się obraziły. No serio, czy tak postępują przyjaciółki? Na całe szczęście dalej jest lepiej. Nawet nie będę narzekał na szmatę z chloroformem. Filmy z lat 90tych utrwaliły w nas obraz tego, że chlust chloroformu na szmatę uśpi każdego w kilka sekund. Owszem, to nie jest prawda, ale jakoś mogę z tym uproszczeniem żyć. Widzimy jak cierpią przyjaciółki Fluttershy, Rarity zaczyna pić na wyścigi z Applejack, Pinkie się tnie (jeśli dobrze zrozumiałem), a Rainbow ma nadzieję. Nadzieję, która, jak się okazuje wynika z miłości. Znów muszę pochwalić, bo relacja (niby jednostronna), którą widzimy ze strony Rainbow jest naprawdę fajnie opisana. Widać chwilę wahania, gdy Rainbow stwierdza, że nienawidzi tych wiadomości, widać pociechę jaką Rainbow ma w głosie z sekretarki, widać nawet to przywiązanie wynikające z opowiadania elektronicznemu głosowi, co się dzieje. Po roku (według fabuły) nadchodzi przełom, Flutters (mam wrażenie, że to zdrobnienie się nie przyjęło u nas) się znajduje i trafia do szpitala. Wychudzona, poraniona i zniszczona psychicznie. Możemy się tylko domyślać, co się działo. Rainbow przytuliła przyjaciółkę i wreszcie pozwala sobie na płacz, wyrzucając sobie, że nie powinna płakać bo przecież musi być silna. Może i Grento miał rację, że takie podejście jest złe i wyniszczające, ale moim zdaniem, to pasuje do Rainbow Dash. Szkoda, że strona techniczna tłumaczenia wypada tak średnio. Brak justowania i angielski zapis dialogowy w części gdy Rainbow rozmawia z Shy. Miejscami też miałem wrażenie, że tłumaczenie jest zbyt dosłowne i zbyt bezpośrednie, przez co zdania nie wyglądają naturalnie. Ale pewnie musiałbym porównać z oryginałem by mieć pewność co do tego. Podsumowując, nawet polecam ten fik. Bo ma ciekawy pomysł. Wykonanie mogłoby być lepsze, ale biorąc pod uwagę długość i pomysł, to warto dać mu czas.
  12. Na początek zaznaczę, że komentarz tyczy się wersji rozszerzonej. To był całkiem zabawny randomik. Rechotałem razem z bohaterami wymyślajacymi coraz to bardziej pokręcone teorie spiskowe o drzewach. Niby wszystkie brzmiące bezsensownie, ale ta argumentacja… sprytna i zabawna. Jeszcze bardziej zabawnie zrobiło się na końcu, gdy się okazało, że te teorie spiskowe są jednak prawdziwe. Musieli mieć niezłe miny. Owszem, zakończenie było kompletnie przewidywalne, ale pasuje. Trochę szkoda, że dialogi są zapisane jako wypunktowanie (autoformatowanie google), ale powiedzmy, że szło to przeżyć przy czytaniu. Podsumowując, polecam bo to przyjemny i zabawny ficzek.
  13. Có, to było dziwne, ale zaskakująco przyjemne. Fik opowiada o istotach wyższych, takich jak pan śmierci, snów i kilku innych tego typu jegomości. To ciekawy koncept. Podoba mi się. Aż się prosi by był wątkiem pobocznym w jakimś dłuższym fiku, albo by któryś z bohaterów gościł czasem w tle jakiegoś dzieła. A czym się zajmują w tym fiku? Poza pilnowaniem siebie nawzajem dbają o to by życie śmiertelników nie było za przyjemne. A to wymyślą lek na kaca, ale zarazem sprawią, że wynalazcy będą mieli tyle kasy, że im odwali, koszmar ześlą, albo potrują młodzież metanolem za co wina spadnie na sprzedawczynię. To wszystko utrzymane w z jednej strony luźnej, ale tak naprawdę niepokojącej i zastanawiającej atmosferze. Aż się zacząłem zastanawiać ile wspólnego z nimi ma Discord, czy przed masowym unieszkodliwianiem życia powstrzymuje ich coś więcej niż tylko chęć by zabawa trwała. Klimacik pierwsza klasa. Zaskoczyła mnie z kolei ilość błędów w tym fiku. Ale nie typowych ogonków, błędów interpunkcyjnych, albo związanych z formatowaniem tekstu, a błędnych końcówek wyrazu, form lub spójników. Przyznam, że po autorze spodziewałem się więcej. Podsumowując, to było trochę dziwne dzieło. Dziwne, ale przyjemne. Ma dobry pomysł na siebie, który bardzo klimatycznie realizuje. Można je polecić, nawet mimo wad technicznych.
  14. Czy to ten sam Erlenmeyer z fanfika: Polityka? Jeśli założyć, że tak, to ten list nie może być względem Polityki kanoniczny, bo zwyczajnie nie pasuje do jej fabuły. Załóżmy więc, że nie jest to ten sam Erlenmeyer. W tej sytuacji muszę stwierdzić, że fik jest ciekawy. Tak, powiedzmy, że jest ciekawy. Jeśli dobrze rozumiem, to ostatnie słowa samobójcy, który podsumowuje swoje życie i przeprasza tych, dla których był niedobry, a których nie potrafi przeprosić twarzą w twarz. I z tej perspektywy to wypada ok. Podobają mi się też określenia używane w fiku, jak krystaliczna krew. Poetyckie. Trzeba będzie kiedyś zastosować. Między wierszami da się zobaczyć, co przeszedł bohater. Owszem, miał słowa otuchy, że się sytuacja poprawi, że życie ma sens, ale poza dobrymi radami nie dostał wiele. A widać to nie wystarczyło. Z resztą, życie samo w sobie nie ma sensu. Dopiero my możemy mu ten sens nadać, mając jakiś cel, czy coś. Owszem, ludzie wokół są ważni, ale to my i tylko my możemy nadać naszemu własnemu życiu sens. Tak mi się wydaje, bo nie jestem dobry w te klocki. Rozumiem też tych, którzy go odrzucili. Ile można siedzieć z kolesiem, który jest toksyczny. Niestety, czegoś mi w tym fiku brak. Ciężko mi zdecydować czego, ale chyba jakiegoś, szerszego kontekstu do tego fika. Arkane ma rację, że to by świetnie pasowało jako początek, albo koniec czegoś dłuższego. Podsumowując, to było dość ciekawe dzieło, które niesie sporo treści ukrytej między wierszami. Aczkolwiek mnie fik nie porwał.
  15. Przeczytałem i muszę rzec, że to był bardzo fajny i poprawnie napisany ficzek. Aczkolwiek nie wiem czy jestem w stanie się zgodzić, że jest tak cudowny i wzruszający. Fik opowiada o Lunie, która dowiedziała się, że kocha ją gwardzista. Gwardzista, który poświęcił dla niej życie. I ona odkryła, że też go kocha. Choć nawet nie wymienia jego imienia. Nie znała go? Choć to akurat fajny zabieg. Nadaje jakiejś takiej tajemniczości do postaci… A może pokazuje, że każdy z nas może pokochać księżniczkę? Fik mówi dużo o miłości gwardzisty do Luny, ale mało o samej miłości Luny do niego. Do tego stopnia, że trochę miałem wątpliwości co do tego. Znaczy, wiem, że miłość wszystko wypaczy, ale dalej zabrakło mi tu troszkę więcej ze strony Luny. Może fragmentu, gdzie wspomina jego drobne gesty czy coś. Aczkolwiek mimo to historia jest napisana naprawdę dobrze. I naprawdę może wzruszyć. Z pewnością muszę pochwalić fika za formę przedstawienia opowieści. Mimo, że nie ma tu za wiele opisów, to mamy napchane treścią scenki, które składają się na pełen obraz naszej sytuacji. Wspomnienia zapisane w dzienniku, wiersz do Luny, krótki opis koszarowego łóżka, obserwacja nocy… Wszystko to zwięźle, ale treściwie prezentujące tą „tragiczną” miłość. Poza tym, ta forma jakoś bardzo mi pasuje do fabuły. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to tylko jedna rzecz przykuła moją uwagę. Mianowicie pisanie Cię i Ciebie z dużej litery. Czy nie powinno być czasem z małej? Poza tym, ładne, poprawne tłumaczenie. Podsumowując, to dobry fik. Zdecydowanie wart polecenia.
  16. Aż dziwne, że ja tego nie skomentowałem jeszcze. Cóż, pora się poprawić. Bo to naprawdę zabawna historyjka o potędze zwalczania zła z użyciem herbaty. Ale w sposób pośredni, a nie bezpośredni jak w I kill you with my cup of tea. Ten spokój Celestii, te reakcje Luny na to, że jej siostra popija herbatę zamiast bronić kraju i ta Twilight na końcu… Solidnie się z Iskierki uśmiałem. To wszystko tworzy zabawną i harmonijna całość. Owszem, pewnie dałoby się z tego tematu wycisnąć dużo więcej, ale jak na trzy strony to mamy fajne, pomysłowe i zabawne scenki. Polecam.
  17. Zazwyczaj gdy sięgam po nieznany mi fik z głębi forum i z czasów fandomu łupanego mam świadomość, że mogę trafić na słaby, albo bardzo słaby fik. Tak jest w sumie w 4 przypadkach na 5. Czasami jednak można trafić na fajny fik, albo chociaż na fik zły, który ma dobre pomysły. No i właśnie to jest ten przypadek, gdzie będzie sporo narzekania i odrobina chwalenia. Zacznijmy od tego, że mamy wielorozdziałowca, który ma 8 stron, albo coś koło tego. Tak, serio. Żeby tego było mało, nie ma justowania, akapitów, ani odstępów. Istna ściana tekstu. Zagłębiając się dalej, widzę trochę błędów, literówek i źle używanych wielkich liter. Do tego błędy w zapisie dialogowym. Słowem, chyba wszystko czego można się czepiać. Dobra, tyle formy. Pora na treść. Tu, są pomysły i… w sumie tyle. Do Ponyville przybywa nekromanta. Idzie na cmentarz, śledzony przez Pinkie. Wabia jakiegoś kuca i zabija by wskrzesić zmarłych. Powiedzmy, że OK, w zasadzie może być, nawet spoko pomysł. Trochę to psuje brak opisów, dialogów i zbyt szybka akcja, ale jeszcze ujdzie. Niestety dalej mamy szybki i udany atak na Ponyville i tak mija pół fika. Bez opisów, budowania napięcia i w ogóle czegokolwiek. Potem fik się rozpędza. Aż nie wiedziałem, że tak można. Mija rok, a nasz nekromanta podstępem likwiduje armię Shininga, układa się z księżną Rarity (dobry pomysł by z niej księżną zrobić, miał potrencjał) i w sumie wygrywa. A i z zabitej wcześniej Pinkie zrobił sobie generała. Znów dobry pomysł. Z potencjałem na fajne wykreowanie Pinkie, która miażdży kuce w przytulasach, czy coś. I tyle. Ten pomysł powinien być rozpisany na kilkadziesiąt i może kilkaset stron z jakimś opisem bitew nieumarłych, dialogami, bohaterską obroną, podstępami i w ogóle. To co mamy, to raczej rojące się do błędów streszczenie. A szkoda, bo pomysły były nawet nawet. Podsumowując, szkoda. Pomysł był, ale wykonanie nie pykło.
  18. Muszę przyznać, że ten fik mi się nawet podobał. Wprawdzie nie jest to dzieło przełomowe, czy wybitne, ale miało w sobie to coś, że sprawiało przy czytaniu radość. Sam temat… kiedyś był powszechniejszy, a dziś stanowi pewną odmianę. Otóż, mamy tu do czynienia ze wspomnieniami Luny/NMM zawartymi w jej pamiętniku. Wspomnieniami z wygnania na księżyc. To dobry pomysł. Trochę szkoda, że tak mało rozwinięty, ale i tak dobry. A czemu mało rozwinięty? Cóż, moim zdaniem, można było tych wpisów zamieścić więcej. Owszem, fajnie, że raz wypowiada się jedna strona, a raz druga, ale dalej, mam wrażenie, że przydałoby się bardziej rozbudować obie postacie. Kto wie, może powinny zauważyć obecność tej drugiej w dziennikach? Tym niemniej, to co mamy jest spoko. pasuje i jest nawet fajnie napisane. Jednak wokół pamiętnika jest pewna, nazwijmy to, otoczka fabularna. Pamiętnik znajduje mała klaczka, zanosi do dziadka (Pipsqueeka). Potem, po pamiętnik przychodzi Luna i przy okazji mówi, że zabiera Pipsqueeka w ostatnią drogę. Przyznam, rozbawiło mnie to. Dobra, rozumiem, że autor chciał tu coś dodać, by nie dawać nam samego, suchego pamiętnika. I o ile jest to OK i poprawne i w ogóle, o tyle mi się zwyczajnie nie podobało. Wolałbym chyba zobaczyć więcej pamiętników w Pamiętniku. Technicznie było OK. Podsumowując, ten fik jest przyjemny, poprawny i nawet fajnie napisany. W sumie, polecam.
  19. To była całkiem dobra komedia. Z pomysłem i polotem. No, nie spodziewałem się, że Verlax może taką napisać. Raczej spodziewałbym się po nim poważniejszych fików wojennych. Aczkolwiek, tu też mamy wojnę. Wojnę o złoto. Dlatego też odziana w złoto Celestia ogarnia odzianą w złoto armię ze złota bronią, złote armaty ze złotymi kulami i staje naprzeciw ozłoconej gryfiej armii, żeby ją wyzłocić. Serio, ilość złota w tym fiku sprawia, że Rokoko wygląda jak kloszard o poranku. I, jako element komediowy to działa. Ten przesyt skutecznie bawi. A przynajmniej mnie bawił. Bawiło mnie również nazwanie srebra metalem, który nie istnieje. Fajny pomysł. Nawet godny rozwinięcia gdzieś kiedyś. Technicznie jest dobrze. Błędów nie zauważyłem. Podsumowując, to krótka, lekka i prosta komedia, która sprawi, że człowiek się uśmiecha. W sam raz by przeczytać i się odprężyć. polecam.
  20. Odkrycie. I kolejny, fajny fanfik o Szalonych Inżynierach z Psorasversum. Tym razem nieco mniej komediowo, a bardziej slice of lifowo niż w atomówkach. Bardziej jak w mojej małej dashie. Lekko, przyjemnie i z humorystycznymi momentami. Świeżo upieczony, Szalony Inżynier spotyka w pracowni Zenona Twilight Sparkle i pokazuje jej serial o niej. Konsekwencje tego są częściowo spodziewane, a częściowo…w sumie spodziewane dla kogoś, kto czytał Equetrip. Niemniej, prowadzenie fabuły jest dobre i kreatywne, dzięki czemu nie sposób się nudzić. No i mimo znajomości ogólnego zarysu, jest wiele zaskakujących detali, w których autor wykazał się niemałą kreatywnością. Jak przewieźć Twilight do ameryki? Pociągiem. Jak ją oprowadzić po grudziądzu by nikt ich nie zaczepiał? Nakleić napis promocja. Tu naprawdę (tak jak w Equetripie i Atomówce) jest bardzo dużo naprawdę kreatywnych pomysłów i błyskotliwych rozwiązań na błahe zdawałoby się problemy. Do tego interakcje między bohaterami są ciekawie napisane. W ogóle, bohaterowie są jak żywi. Mają swoje problemy, swoje zainteresowania i w ogóle. Jeśli chodzi o stronę techniczną, to jest dobrze. Jedyne co mnie zastanawiało, to spacje przed dywizami zaczynającymi akapity. Tak, wiem, że powinny być półpauzy, ale to jak dla mnie nie jest poważny błąd. Zgaduję, że to próba rozwiązania problemu z google docs, że podczas robienia drugiego akapitu dialogu zmienia nam to w listę wypunktowania, ale to po prostu widać. Podsumowując, polecam serdecznie, bo to kawał fajnego, lekkiego i przyjemnego tekstu, napisanego z polotem.
  21. Dobra, to faktycznie była krótka historia. A jak wypada? No cóż… Zacznę od formy bo ona się rzuca w oczy. Ziemniakford zostawił tu całą masę słusznych sugestii, bo forma jest słaba. Brak justowania, brak wcięć, myślniki, a do tego błędy w zapisie dialogowym (entery po myślnikach, zamiast przed). Ogólnie jest źle. No dobra, ale może treść kryje coś? Jeden rabin powie tak, a inny powie nie. Zacznę od tego, że to w sumie nawet nie jest fik a fragment fika. Jakby scena wyrwana ze środka. I choć ma potencjał na rozwinięcie się może w krótki i względnie zabawny rando, to sama nie działa. Ot, wpada bohater do cioci Kredens (to jest nawet zabawne) i marudzi na robala. Pojawia się Discord i informuje, że się hajta z Fluttershy. I w sumie tyle. Bez wstępu, bez puenty. A tu naprawdę był potencjał. Na przykład, na komedię pomyłek o próbie udaremnienia ślubu. Najlepiej jakby jeszcze dbały o to dwie, albo trzy grupy interesów. Niestety mamy scenkę, która nie jest zabawna, nie jest ciekawie napisana. W zasadzie można ją skwitować jednym słowem: Aha. No cóż, może następnym razem poszło lepiej.
  22. Miałem długi blok związany z pisaniem Wrednej Szóstki (nie polecam), więc postanowiłem napisać krótki, lekki, komediowy ficzek, na bazie pomysłu, który przyszedł mi do głowy po przebudzeniu. Blok pisarski dalej nie puścił, ale za to popełniłem fik inspirowany Krecikiem i Looney Tunes. Mówiąc krótko, Celestia ma dzień wolny i postanawia go spędzić w ogrodzie, czytając książkę i zajadając naleśniki. Niestety w jej ogrodzie zaległy się szkodniki, które jej to utrudniają. Księżniczka decyduje się je zwalczyć. Oto: Wielka wojna o naleśniki [oneshot][comedy]
  23. Kurcze, to było nawet całkiem dobre. Przyznam, nie spodziewałem się tego. To jest całkiem dobrze napisany oneshot, o romansie dwóch ogierów. Może bez wodotrysków (i innych trysków), ale, moim zdaniem, całkiem solidny. Zaczynamy od stwierdzenia głównego bohatera (moim zdaniem można się bardzo szybko domyślić, że to Big Mac), jak to jego życie jest zbudowane na powiedzmy sobie szczerze, kłamstwie. Kłamstwie wobec rodziny, wobec świata i w sumie wobec siebie. Później przenosimy się do wspomnienia młodzieńczej zabawy, która tak wiele zmieniła. Ta wycieczka do lasu wbrew słowom Babuni, ten pocałunek skradziony Big Macowi przez Breauberna, te emocje później… Ta scena jest po prostu dobrze napisana. Podoba mi się, jak Big Mac podczas całej tej drogi do lasu rozmyśla o tym, jak fajnym przyjacielem jest Breauburn i co razem robili. To dobrze buduje obie postacie i przy okazji zostawia trochę pola do myślenia. Zwłaszcza znając koniec. Tak samo emocje Big Maca, gdy odepchnął Breauberna po pocałunku. To wygląda naturalnie. Początkowa niechęć i strach z powodu złamania ustalonych od dawien dawna „praw natury”. To wypada bardzo naturalnie. Mógłbym się jedynie przyczepić, że ta część mogłaby być bardziej rozbudowana. Aż się prosi by przed przybyciem babuni i zepsuciem im zabawy było więcej wewnętrznego dylematu Big Maca i więcej nerwowych, niepewnych rozmów, w których Breauburn przechodzi ze stanu: w sumie to zmolestowałem najlepszego przyjaciela, do: on mnie chyba też kocha. Ale i tak wyszło całkiem dobrze. Wejście babuni też było dobrze zrealizowane, niszcząc to rodzące się uczucie. To doskonale pasuje i do Babci i do fabuły. A dalej, cóż, wspomnienia, brak spełnienia i dość otwarte zakończenie, które pozostawia miejsce do zastanowienia. Nie do końca się zgadzam z tym, że fik powinien mieć kontynuację. Owszem, chętnie bym poczytał o dalszych losach tego romansu i może liczył na szczęśliwe zakończenie. Ale jednocześnie uważam, że to co mamy jest zamkniętym fragmentem. Podsumowując, polecam ten fik, ponieważ jest dobry. Dobrze, rozsądnie i w odpowiednim tonie realizuje swój pomysł. Polecam.
  24. Gdy tylko zobaczyłem ten tytuł, to parsknąłem śmiechem. Czułem, że pod spodem musi być albo absurdalna komedia, która będzie ryła beret nie tylko pomysłem, ale i wykonaniem, albo totalne krapiszcze. Cóż, nie trafiłem. ponieważ złodziej sedesów to tylko i aż dobry fik. Nie wybitny, nie cudowny, tylko po prostu OK. Fik opowiada o pani detektyw, któr uwielbia sok pomarańczowy i zajmuje się tytułową sprawą kradzieży sedesów. Przesłuchuje świadków, bada miejsca zbrodni i pracuje nad sprawą. A świadkowie bywają różni. Jak burkliwy ogier z torbą alko, czy miła pani domu, gotowa poczęstować panią detektyw obiadem i pączkami. Fajny motyw, choć osobiście dołożyłbym w tym miejscu jeden, albo dwa długie i rozbudowane opisy toalety z może obserwacją co taka toaleta mówi o jej bywalcach. Zapach, umeblowanie, dodatki, może zostawiona książka, albo domestos stojący w zasięgu, w którą stronę papier wisi… To by było coś. Przecież taki kibel naprawdę wiele mówi o użytkowniku. Złodziej zostaje szybko złapany. I mógłbym na to narzekać, gdyby nie fakt, że po prostu głupio wpada. Nawet dobry pomysł. Ale złodziej jeszcze szybciej ucieka i kradnie pociąg, którym jechała bohaterka. Dlaczego? Bo jest szalony I dlatego też zdradza jej to, że musi jeszcze ukraść pięć sedesów by osiągnąć cel. Okej, jakimś cudem to kupuję. Mógł powiedzieć coś więcej, ale jego filozofowanie i szalona miłość do kibelków jest jakaś. Podoba mi się. Oczywiście mógłbym ponarzekać, że znów można by tu dać coś więcej, ale źle nie jest. Mamy dość treści by zbudować postać dziwaka/szaleńca, który ma masterplan, oraz jego kwaterę. Swoją drogą, nawet polubiłem tego gościa. Mamy też to, co moim zdaniem jest w takim fiku obowiązkowe, czyli narrację pierwszoosobową. Nie wyobrażam sobie podobnej komedii detektywistycznej bez narracji pierwszoosobowej i przemyśleń głównej bohaterki. Niekiedy złośliwych i krytycznych, albo będących długim wewnętrznym monologiem o rzeczy niezbyt istotnej. Widzę, że autor starał się tutaj to wykorzystać, ale mam wrażenie, że nie do końca to wyszło, że tu był większy potencjał na humor. Zwłaszcza jakby to połączyć ze wspomnianym wcześniej motywem rozważań i oceny cudzych toalet. Tu by był spory potencjał. Technicznie fik wygląda to OK. Nie widzę nic do czego możnaby się przyczepić. No może poza kilkoma razami, kiedy zamiast ą było o. Podsumowując, mimo wszystko polecam. To niezły tekst, choć nie wykorzystuje w pełni swego potencjału. Szkoda też, że się skończyła na samym początku. Może gdyby się rozwinął i miał troszkę więcej wsparcia na początku, to dotarłby do poziomu Kucyka, zabawki i mydła w płynie (tak, wiem, że to nieco inny humor).
  25. Czasem zastanawiam się, czemu odkopuje tak stare i tak porzucone fanfiki. Zwłaszcza takie, gdzie mam tylko 1 rozdział napisany 10 czy 11 lat temu. W tym wypadku była to ciekawość i ewidentny crossover z książką, którą kiedyś czytałem. Muszę przyznać, że dobrze wspominam www1939.com.pl Ciszewskiego. Nie było to wprawdzie wybitne dzieło, ale pamiętam je jako poczytne, OK, może być. A jak wypada pierwszy rozdział tego fika? O dziwo dobrze. Jest bardzo zbieżny z tym, co pamiętam z książki. Zbierane są siły, przedstawiani hurtem bohaterowie i przygotowania do testów nowego systemu bariery, który oczywiście nie idzie dobrze i żołnierze trafiają do Equestrii (zamiast do 1939). Jedyną różnicą jest to, że zamieszany jest w to Fausticorn, jeśli dobrze przeczytałem. I co do tej zmiany miałem wątpliwości, ale zarazem nadzieje. Bo jestem zdania, że lepiej byłoby nie ujawniać aż tak jej udziału i pozostawić czytelnika w niepewności, kto to zrobił (może ujawnić później). Z drugiej, cieszę się z jej udziału, bo biorąc pod uwagę czym tak naprawdę było ochronne pole, to można by pociągnąć ten wątek i dodać dyskusję o tym, czy to dobrze, czy niedobrze, że nie trafili do 1939, oraz czemu byli okłamywani co do kopuły. Słowem, widzę tu potencjał. Technicznie wygląda spoko, nie zauważyłem nic złego. I jeszcze kwestia drugiego rozdziału, który jest tylko na fimfiction. Dlaczego? Dlaczego jest tam, dlaczego po angielsku i dlaczego mam wrażenie, że nie jest poprawnie napisany po angielsku? Nie jestem w te klocki aż tak dobry by przeanalizować język i powiedzieć co dokładnie i jak ma być, ale wydaje mi się, że brak tu jakiejś płynności i bogactwa językowego, które kojarzę z innych angielskich fików. No i dostrzegłem kilka literówek w angielskiej wersji (chociażby Crystalis by daleko nie szukać, albo Same lightning, zamiast Some lightning). A skoro ja je tam widzę to tam musi coś być. Poza tym, skoro Verlax narzekał, to coś w moich przeczuciach musi być. Aczkolwiek, będę też chwalił, bo wybranie podmieńców jako przeciwnika to dobry pomysł, zaś całość też trzyma klimat książki, na której fik bazuje. Sam hivemind, który można wyłapać sprzętem „radiowym” też brzmi ciekawie. Bo z jednej strony może dać spory potencjał i kolejną przewagę ludziom, a z drugiej może się okazać, że ułatwi zakładanie na nich pułapek. Podsumowując, to był materiał na dobry fik. Nie wybitny, ale po prostu dobry. Szkoda, że nie jest kontynuowany.
×
×
  • Utwórz nowe...