Skocz do zawartości

W.B.

Brony
  • Zawartość

    107
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez W.B.

  1. Podobało mi się nietypowe rozpoczęcie sezonu, brakowało antagonisty (tak jak rozpoczęcie w sezonie 7), ale mimo to naprawdę mnie wciągnęło i myślę że było warto czekać. Według mnie na pochwałę zasługują:

    - nowe postacie! Ten mały jak bardzo mi się spodobał, fajnie że postanowili pokazać relacje między osobnikami innych gatunków,

    - Ministerstwo Edukacji - bardzo ciekawe bo o polityce w Equestrii nie wiadomo zbyt wiele (ale to bajka dla dzieci, więc nawet dobrze),

    - wspomnienie postaci z filmu,

    - Critters!

    Brak progresu Twilight jakoś specjalnie mi nie przeszkadzał, ona chyba ma taki charakter, jest pedantką i musi mieć podręcznikową wiedzę. Bardziej denerwowała mnie Pinkie Pie. Trochę nie pasują mi główne bohaterki w roli nauczycielek.

     

    Podsumowując, uważam że rozpoczęcie sezonu jest bardzo dobre, mam nadzieję że w następnych odcinkach będzie więcej perypetii tych uczniów.

    11/10  (za scenę ze schodami)

  2. To biurko jest cudowne, nigdy bym nie pomyślała że z tego paskudztwa można zrobić takie cuda :) Chociaż na dłuższą metę te ledy by mnie rozpraszały. Jakie ma wymiary? 

     

    • Lubię to! 1
  3. Gadam do wszystkich zwierzaków jakie posiadam, nawet do karaczanów zdarzało mi się mówić. Do tego jestem takim leniem, że jak mam wolne i brak chęci to mogę spać całą dobę. Zaczynam robić dużo rzeczy jednocześnie i nigdy ich nie kończę. Nie lubię fejsbuka. Rzadko używam emotek. Nie używam wstawek z angielskiego języka kiedy mówię/piszę. Zdarzało mi się w zeszłym roku w nocy biegać po śniegu na boso i w piżamie. Jem chińskie zupki łyżeczką od herbaty. Słucham Wodeckiego naprzemiennie Doorsami. Nie jestem wegetarianką, ale takie jedzenie bardziej mi smakuje od mięsa. Zapisuję notatki spaloną zapałką na ścianach. Kiedy czytałam książki Salvadora Dalego czasami czułam że odnalazłam bratnią duszę. Więcej dziwactw sobie nie przypomnę, na co dzień po prostu nie zwracam na nie uwagi.

     

    • +1 1
  4. Kilka pajączków z mojego zbioru :)

    Hapalopus sp. Columbia Gross

    Spoiler

    P3186265.JPG.0037934ebf1e4ad2246990ad7ed77b1c.JPG

     

    Avicularia versicolor

    Spoiler

    P3196278.JPG.f933f7ba66e4987146c0b8413fad8f96.JPG

     

    Grammostola rosea

    Spoiler

    P3186244.JPG.696945036e335a1755fc37c30ad74f9c.JPG

     

    Acanthoscurria geniculata

    Spoiler

    P3186249.JPG.d20af20cbdb19bac5a3dce8d0c13c814.JPG

     

    • +1 1
    • Lubię to! 1
  5. Najwięcej radości sprawiało mi zawsze szwendanie się nocą ze statywem po mieście i robienie zdjęć ulic i budynków. W mroku zabytkowe kamienice prezentują się wyjątkowo i samo patrzenie na nie sprawia mi radość.  Super szczęśliwe uczucie mam podczas jazdy na rowerze z dużą szybkością, taka radosna wolność. Mam też tak podczas słuchania niektórych utworów muzycznych. Obecnie najwięcej frajdy sprawia mi obserwacja pierogów odgrzewanych w czajniku (tak śmiesznie się kotłują) oraz zabawa z moimi kotami i opieka nad całym zwierzyńcem. Czasem jeszcze rysowanie lub pisanie, ale cała wena ze mnie uciekła kilka miesięcy temu i jeszcze nie udało mi się jej znaleźć.

    • +1 1
  6. Wśród moich koszulek i sweterków dominują kolory szare, czarne, brązowe i zielone. Mam całkiem sporą kolekcję koszulek z Beatlesami. Do tego bluzy w podobnych barwach, katana lub skórzana kurtka. Jeśli chodzi o spodnie to zwykle wybieram jeansy dzwony, szwedy.Z butów glany, opinacze LWP, szmaciane,a nawet klapki. Kiedy jest zimno zakładam długi czarny płaszcz, który ładnie komponuje się z szalikiem z lisa. Jeśli mam założyć sukienkę lub spódnicę musi być ona długa. Mam całe dwie szuflady wypełnione kolorowymi chustami, apaszkami i takimi cienkimi szalikami (nie wiem jak to profesjonalnie nazwać). Lubię motywy kwieciste. Często zakładam rosyjską czapkę w kamuflażu cyfra lub słomkowy kapelusz. Jak widać często elementy mojego ubioru kompletnie do siebie nie pasują, ale mam to gdzieś, bo przecież ma być wygodnie.

    • Lubię to! 1
  7. Ja staram się jeść mięso rzadko, jeśli wiem co jadło i w jakich warunkach żyło. Te ze sklepu to czasami nawet moje koty nie chcą dotknąć. Antybiotyki, chemia, ale to jest bardzo obszerny temat. Ludzie  obrażają ludzi nie jedzących mięsa, przebywam w towarzystwie gdzie nie ma nikogo nastawionego pozytywnie, ani nawet neutralnie do wegetarianizmu. Tacy ludzie nikomu nie szkodzą, przynajmniej mnie się tak wydaje, ale wielu twierdzi że to zaraza i trzeba to tępić. I wszyscy spłycają do "biednych zwierzątek", bo taka jest moda, a tu chodzi o zdrowie, nasze i środowiska w którym żyjemy.

    • Mistrzostwo 1
  8. Gdy nastaje noc odpalam po raz n-ty tą samą kasetę lub płytę, gotuję pierogi ruskie z "Biedronki" w moim niezawodnym czajniku, biorę z podłogi jakąś książkę, a jak mi się odechciewa czytać to zabieram się za rysowanie, origami, haftowanie, wyszywanie, skrobanie lub tworzenie innych pierdół które i tak lądują w koszu lub obok. Wspominam też moje długie samotne nocne szwendaniny po mieście na które nie mogę sobie teraz pozwolić. Gapię się w okno i wymyślam różne sposoby na wyjście nim, ale wciąż zastanawiam się jak wejść z powrotem. Myślę też nad sensem życia. Zdarza mi się pisać  lub rysować zwęgloną zapałką na ścianie.

  9. Zignorowałam pierwsze objawy zapalenia pęcherza i teraz mi się dostało. I jeszcze mrozy nie pomagają, szczególnie gdy jadę rowerem przez 15 minut na dworzec,a koty porwały i schowały wszystkie moje rękawiczki.

  10. Przyczyną niewydolności nerek u kotów  w wieku średnim jest niestety najczęściej sucha karma. Jak sama nazwa wskazuje, jest sucha, a co za tym idzie odwadnia. Koty są przystosowane do pobierania wody z pokarmem, a mając chrupki nie piją jej wystarczająco. Kończy się to problemami z układem wydalniczym. U niektórych wcześniej, u innych później. Do tego są tam rzeczy których nie powinno być w kociej diecie. Myślę że założę niedługo osobny temat o błędach jakie popełniają właściciele kotów, nawet gdy wydaje się im że wszystko mają opanowane, głównie chcę poruszyć tematy żywieniowe, ale muszę zebrać materiały, potrzebuję dużo mocnych argumentów. 

    • Lubię to! 1
  11. Moja kotka wychodzi ze mną na smyczy. Zabieram ją gdy jest ciemno, dziura w której mieszkam pustoszeje bardzo szybko. Kot wyprowadza mnie po parku, zmusza do skłonów pod kolczastymi gałęziami i skakania przez rowy. Ciekawe doświadczenie, ale nie każdy kot się do tego przystosuje. 

    Interesują mnie ptaki na które koty polują. Nierzadko są to rzadkie gatunki zagrożone wyginięciem. Wszystkie gatunki w Polsce na które poluje kot są pod ochroną całkowitą. Wypuszczając kota z domu nie tylko narażamy zdrowie jego i swoje, a także przyczyniamy się do spadku liczebności rodzimych gatunków. Jest taka historia, że facet, chyba latarnik, nie pamiętam, miał kota i puszczał go samopas. Kot przyniósł mu ptaka. Okazało się że to nowy gatunek. Endemit. Potem kotek przyniósł do swojego właściciela wszystkich lub prawie wszystkich przedstawicieli tego gatunku i już go nie ma na tym świecie. 

    Co do mniejszego ruchu na wsi, w zeszłym roku widziałam małego kotka ok 3 miesięcy, leżał martwy na środku drogi w wiosce gdzie są tylko 4 domy i dziurawy asfalt. Jeden samochód na pół godziny. Kotek był czarny, więc możliwe że został rozjechany celowo.

    Równie kontrowersyjnym tematem jest żywienie kotów, to mięsożercy, wszystkie karmy dostępne stacjonarnie w sklepach są złożone w 95% ze składników nieprzyswajalnych dla kotów. Dlatego ich kupy tak śmierdzą i gubią tyle sierści, chorują na nerki i pęcherz (sikanie poza kuwetą jest objawem choroby). Wielu ludzi nie wie że trują swojego kotka dając mu suchą karmę, ale to nie temat do tego ;)

    • Mistrzostwo 1
  12. Gryzonie ze sklepów zoologicznych można nazwać pseudohodowlą. Wycieńczone, rozmnażają się aż do samej śmierci. W ciasnym akwarium mieszkają nierozdzielone samce i samice. Nie mówię o wszystkich sklepach, na pewno istnieje jakiś inny, ale osobiście nigdy takiego nie spotkałam. Ryby poupychane masowo w ciasnych akwariach, źle dobrane gatunkowo i obgryzające sobie płetwy, mnożą się na potęgę. Ptaki ze sklepów zwykle też są z wadami lub chore, ich pochodzenie też nie jest zbyt ciekawe. 

    Kupiłam kiedyś modliszki od jakiegoś podejrzanego kolesia, który się upierał że kasa nie dotarła. Musiałam mu wysłać dowód przelewu. Po tym się nie upierał i wysłał, ale zwykłym listem, wszystkie w jednym opakowaniu z jakimiś kawałkami słomy. Pomylił gatunki, dał o jedną za dużo. Były jakieś wątłe, słabe. Okazało się że to też jakiś pseuduch, nie tylko od modliszek. Ma ogromny wybór, czasem naprawdę rzadkich gatunków o nieznanym pochodzeniu. Jeśli chodzi o robale, polecam zamawiać u ludzi z forum Terrarium.pl, są tam prawdziwi hodowcy. 

    Mam znajomą która specjalnie rozmnożyła swojego psa, żeby "mieć śliczne krótkonogie szczeniaczki". Tyle jej nawijałam o kastracji i bezdomności, ale powiedziała: "Ja jestem ze wsi, na wsiach jest inaczej." Na wsiach zwierzęta nie są inne tylko ludzie.

    Po czym rozpoznać pseudohodowlę kotów? W wielu przypadkach kocięta wydają przed ukończeniem 12 tygodni. A 12 tygodni to minimum. Kotki mają jeszcze nieukształtowaną psychikę, mogą mieć potem problemy natury behawioralnej. 

    Ludzie nie mają świadomości o kastracji, większość jest przeciwna, dostając zwierzaka z hodowli/schroniska jest już wykastrowany, zaszczepiony, dlatego cena jest tak wysoka. Ale warto, leczenie zwierzaka z pseudo często przerasta cenę kilku rasowych szczeniaków. A kasa leci.

    • +1 1
  13. Pochwalę się moim zwierzyńcem. Kidyś było tego sporo, teraz nawet nie mam ćwiartki tego co kiedyś. Opieka nad tak ogromną liczbą zwierzaków jest męcząca, cały wolny czas na to idzie. Zacznę od tego co mam obecnie.

    Kotka Pyra, nazywam ją czasem Flegmą. Znalazła ją moja mama, gdy miała miesiąc. Wpadła do silosu w stodole. Z tego powodu, że została o całe 3 miesiące zbyt wcześnie odłączona od matki ma pewne odchyły i zaburzenia behawioralne. Nie ma typowo kocich zachowań. Boi się dźwięków takich jak samochody, ludzie, ale fajerwerki jej nie przeszkadzały. Często przez okno, gdy przejeżdża samochód, wskakuje na parapet i warczy na niego. Zabieram ją czasem na spacery do parku, kiedy jest ciemno i nie ma ruchu. Musi być ciepło, ma kiepską odporność, ale dostaje drożdże piwne na wzmocnienie.

     

    Spoiler

    PC105820.thumb.JPG.4c152d1075a2f4829d4ed617c149828f.JPG

    Mała Greta to córka Pyry. Z jej pojawieniem się na świecie wiąże się dość dziwna historia. Wyjechałam  w zeszłym roku za granicę. Kotka musiała zostać z kimś, a że nie mam żadnych bliskich znajomych została z moimi dziadkami. Dziadki wywiozły kota na wieś (a wiedzieli że nie wolno wypuszczać) i zostawili. Dawali jej jedzenie raz na tydzień. Kiedy wróciłam podbiegła do mnie i wbiła mi pazury w spodnie wrzeszcząc przeraźliwie. Była o połowę mniejsza, koszmarnie charczała i kaszlała, ciekło jej z nosa i oczu.Rano okazało się że krew wylewa jej się z dróg rodnych, cały parapet i blat były we krwi. Weterynarz si ę zdziwił jak ją zobaczył. Dostała serię zastrzyków, była w ciąży, ale nie można było zrobić kastracji aborcyjnej ze względu na stan  zdrowia. Wcześniej też się nie dało wykastrować, bo jej stan nie pozwalał. Udało się i tak urodziła się Mała Greta. Rano, kiedy wstawałam z łóżka, odsłoniłam koc i zobaczyłam że między moimi nogami jest Pyra, wody płodowe i zakrwawiony koci noworodek. Przeniosłam je do transportera, wszystko działo się u rodziców. Był początek października Pojechałam do dziadków, gdzie mieszkam. Codziennie budziłam się z kotkiem na szyi, Pyra przynosiła mi go. Często też kładła go na dywan i nawoływała żeby podszedł ale on jeszcze nawet nic nie słyszał. Teraz ma 5 miesięcy, wciąż ssie cycka, ma ADHD i boi się ulicznych dźwięków tak bardzo, że przy pierwszej próbie wyjścia na szelkach zsikała się na schody. 

    Spoiler

    PB265718.JPG.b202a619793988974d1449ab5982d780.JPG

    Żółw stepowy Franklin, znajda z miasta. Najprawdopodobniej zostałby stratowany przez przechodniów lub przejechany przez samochód. Jako że jest to znajdek nie mam na niego papierów, czyli nie mogę go wozić za granicę. Jest jeszcze mały, ma 12 cm. Mieszka w terrarium długości 80cm, ale z czasem zmienię mu na 130cm, jak trochę podrośnie.  Specjalnie dla niego przywiozłam własnoręcznie zebrane i wysuszone zioła z rosyjskich stepów, ale on wybrzydza. Nie lubi suchego. Nie mogę go zimować, nie mam warunków.

    Spoiler

    PA270619.JPG.47a1c2f5ca71efdf77a20fdd0305a1c7.JPG

    Ptaszniki. Mam 12. Na zdjęciach samica C. versicolor i samica G. rosea "red" (sprzedana). Mam jeszcze A. geniculata, jest tak wredna że nie mogę sprawdzić płci, samicę B. albopilosum i maluszki K. brunnipes, T. violaceus (kiepsko znoszą temperatury poniżej 10 stopni), Hapalopus sp. Columbia, N.chromatus, L.parahybana, P. reduncus, B. smithi, N. incei, G. rosea. Dość kiepsko z nimi, zeszłej zimy wymarzły 3, teraz 1, ale nic dziwnego skoro galaretka tężeje bez użycia lodówki. 

    Spoiler

    P5024191.JPG.c3d063a49f36dc692a50edd49c19f621.JPG

     

    Spoiler

    P7216449.thumb.JPG.3a33be679d9b67c699487e573d19e7a2.JPG

    To tyle. Ale kiedyś było więcej. Przed przeprowadzką. Oto żółwica Frania. Miała cztery lata kiedy ją dostałam. Została kupiona w zoologicznym jako prezent dla synka. Bardzo szybko urosła, zaczęła wypełniać całe akwarium 10l w którym mieszkała. Miała zawsze 4 cm wody, nie było części lądowej, oświetlenia, do jedzenia te paskudne granulki. Synkowi się znudziła. Akurat wtedy pracowałam w sklepie, a ona w barze obok. Zapytała czy nie chcę żółwia. Powiedziałam że tak. Żółw dostał akwarium 130l, wodę zmieniałam mu co 2 dni (nie mam filtra zewnętrznego), kupiłam żarówki, miała ląd, dostawał prawdziwe rybie mięso do jedzenia. Miała krzywicę.  Po 8 miesiącach powędrowała do stawu 18 000l u takiego faceta który ma dużo takich żółwi. Staw jest odpowiednio zabezpieczony, żółwie nie uciekają.

    Spoiler

    5a93626425014_i91pimgpsh_fullsize_distr.jpg.72eb889ddabfbfe42d95c0a2e55e7dc4.jpg

    Miałam też gryzonie przez kilka miesięcy. Czasem jak widzę na Olx jakieś ogłoszenie z miasta w którym mieszkam, że oddam za darmo jak najszybciej, a na zdjęciach sytuacja wygląda nieciekawie zgłaszam się i trzymam te zwierzaki przez jakiś czas. Ze szczurami niestety musiałam się rozstać, choć zawsze marzyły mi się takie ( mam klatkę 95x50x95, wejdzie 5 szczurków) Było też 5 myszoskoczkó, 7 chomików dżungarskich, 3 roborowskiego, x myszy.

    Spoiler

    P2141430.JPG.f62e96553a8fc89a232e7f7e426d657d.JPG

    Spoiler

    PA270622.JPG.22c934df11873423ae97b788cfbf0e86.JPG

    Spoiler

    P2141408.JPG.9a583a41e95678c29f766f5b02266589.JPG

     

     

    Samiec przepiórki chińskiej, miałam go przez pół roku. Komuś uciekł, nie miał obrączki. Wrzeszczał w nocy,a głos miał bardzo donośny.

     

    Spoiler

    P8050138.thumb.JPG.83cecaedd90a0d0de608fd0e4dbfa9ac.JPG

    Karaczany hodowałam jako karmę dla ptaszników i skorpiona (sprzedany), ale były też ozdobą, ponieważ są wyjątkowo piękne. Miałam 4 gatunki, ale skarmiałam tylko madagaskarskie. Teraz nie mam , bo jest tu zbyt zimno.

    Spoiler

    P4093829.JPG.3e80523b14a3d6a6820d5cc8cdd4df05.JPG

    Miałam hodowlę straszyków kilka lat temu, 20 różnych gatunków. Wszystkie sprzedałam, kiedy trzeba się było wyprowadzić.

    Spoiler

    P7241040.JPG.9156b0584ad4fbd2a996dcfd8de26dca.JPG

    Spoiler

    P7241039.JPG.e3777fecd5450c5b4894798c0c7b9162.JPG

    Spoiler

    P1114237.JPG.643c51bd0df28e5b927febeceab058ed.JPG

    Spoiler

    P7241037.JPG

    Miałam też modliszki, 3 gatunki. Niestety nie zdążyłam nawet ich rozmnożyć.

     

    Spoiler

    P8241768.thumb.JPG.607491f025879ebb11fb16bd342dbf0f.JPG

    Szarańczę kupiłam na karmę dla pająków, ale były zbyt piękne :-) 

    Spoiler

    P4244048.JPG.352203bfd8688dc9b225fb2e2d7c87e6.JPG

    Miałam akwarium 100l, a w nim 2 bojowniki , 15 zwinników blehera, 1 zbrojnik niebieski i swobodna populacja zatoczków i rozdętek. Na zdjęciach Zawisza Czarny (ten ciemny) i Król.

    Spoiler

    P3073214.JPG.33707d6f96f2428f8baacd7856c12302.JPG

    Spoiler

    P5114811.JPG.41017f1de6630446ce281581b754a597.JPG

     

    Teraz jak na to patrzę to dużo tego było. Oczywiście nie mogę pomijać mojego św. pamięci psa, rudego setera Bima (1998 - 2013). Niestey jego zdjęcie tu nie wejdzie, a nie chcę robić kolejnego posta. Był wyjątkowym kanapowym leniem, bał się odkurzacza, kochał podróże samochodem. Wiecznie ciekawska łajza, był naprawdę wspaniały. 

     

    • Mistrzostwo 3
  14. 36 minut temu, Crystal Laughter napisał:

    Gdy byłam małym dzieckiem jak każda dziewczynka oglądałam przygody Barbie :D

     

    Ja nigdy nie widziałam żadnego filmu z Barbie, ale pamiętam "Ostry dyżur"  :-D

    Wygrzebałam coś takiego. Pamiętam jak mi moja mama śpiewała inną kołysankę, też po rosyjsku, o wilczku który ugryzie mnie jeśli nie zasnę, jak widać takie zabiegi działają. 

    Spoiler

     

     

    • Lubię to! 1
  15. 2 godziny temu, PervKapitan napisał:

    Więc życzę Ci powodzenia i wytrwałości. Jakbyś szukała wsparcia  to zawsze możesz napisać. Nawet żeby pogadać na jakieś bzdurne tematy - o ile byś chciała. Żebyś jakoś te parę miesięcy wytrzymała.

    Dzięki za propozycję, jeśli skorzystam to znaczy że już jest naprawdę coś nie tak ze mną. 

  16. 12 godzin temu, PervKapitan napisał:

    @W.B. Co za ograniczenie umysłowe... Rosja to piękny kraj. Ale ja tu nie o tym. Więc masz związane ręce...nie brzmi to zbyt pozytywnie. Do sierpnia sporo czasu... A studiujesz coś bądź pracujesz? Jeśli studiujesz czy uczysz się to może znajdź jakąś poboczną pracę, by mieć na swoje, wtedy byś mogła jeść na mieście coś, chociażby. Ogólnie żeby jak najmniej czasu spędzać w domu, jest taka opcja?

    Sytuacja jest o tyle skomplikowana że babcia ubzdurała sobie że ze mną trzeba uważać ja z jajkiem. Wszystko dlatego że boi się mojej mamy, która, gdyby coś mi się stało, miałaby przyjechać i tak ją zrugać, że aż dostałaby zawału. Tak się boi, że kiedy przekazuję jej pozdrowienia od rodziców to się obraża i płacze. Aby wyjść z domu muszę sprecyzować dokładnie miejsce, cel, przyczynę, dlaczego akurat tam. Raz doszło do sytuacji gdy chciała zgłosić zaginięcie, gdy przyszłam później niż zapowiadałam. 

    Wczoraj dowaliła:

    -Babciu, a jak zrobić taką zupę wiśniową? - zapytałam, aby wyjść z niezręcznej ciszy.

    -Z wiśni.

    I tu się skończyła rozmowa. 

    Zamierzam studiować, o ile mnie gdzieś przyjmą. Albo w Rosji, albo w Polsce. Ale to zależy od przypisania ziemi i sprzedaży sadu. 

    Nie szukam rady, ponieważ nie istnieje w tym przypadku jakaś bardziej sensowna niż taka, by czekać na rozwój wydarzeń. 

    Miło mi było wyżalić się przed obcymi ludźmi, to całkiem interesujące doświadczenie. Zwykle to mój brat wysłuchuje narzekania.

  17. Chętnie bym tak zrobiła ale nie mogę, ode mnie zelżą losy finansowe całej rodziny, czyli to czy przypiszą ziemie czy nie i muszę jeszcze sprzedać sad. Język znam, jestem w połowie Rosjanką, dlatego nie mam tutaj nikogo z kim trudno byłoby mi się rozstać. Zaskakujące jak ludzie szybko zmieniają nastawienie, gdy dowiedzą się o pochodzeniu. Jeśli wszystko potoczy się zgodnie z planem to w sierpniu już mnie tu nie będzie. Na wynajęcie mieszkania mnie nie stać, dlatego tak bardzo zależy mi na ziemi i sprzedaży sadu. Niby mało czasu zostało, ale nikt nie wie jak potoczą się wydarzenia, a niepewność jest dobijająca. Może to straszne, ale zawsze czai się we mnie taka nadzieja, że kiedy wyjeżdżają gdzieś samochodem, to już nie wrócą.  Dziadek ma zaćmę i jaskrę, mimo zakazu lekarza wciąż prowadzi auto.

    To jest jedna z tych sytuacji bez wyjścia, gdzie trzeba czekać na rozwój wydarzeń na które właściwie nie ma się wpływu. Powoli się kończę, czuję to. Zazdroszczę ekstrawertykom, za to że nie lubią samotności. 

  18. Już drugi rok mieszkam z dwójką najbardziej upierdliwych ludzi świata. Dwójka starców z gatunku "Jestem starszy, dlatego wiem więcej na każdy temat".  Traktują mnie jakbym była nieletnim, bezbronnym i nieporadnym dzieciątkiem, chociaż doskonale wiedzą że w poprzednim miejscu zamieszkania żyłam okresowo sama. To było piękne życie, jadłam gdy zgłodniałam, nie miałam presji. Od zawsze nikt mnie nie lubił, nie było tematów do rozmów. Samotność weszła mi w nawyk i jest mi potrzebna. Wcześniej, gdy nie mieszkałam sama, nie miałam ograniczeń. Wychodziłam sobie i mogło mnie nie być długie godziny, nikt się nie czepiał, rozmowy były na luzie. Przykład z grudniowej rozmowy kiedy wróciłam cała w błocie:

    -Gdzie byłaś? (Mama)

    -A w takiej jednej wiosce  20 km stąd (ja)

    -Pieszo?

    -Tak, skrótem przez mokre łąki.

    -I co tam było?

    -Ruiny średniowiecznego kościoła, bobry i kilka myszołowów włochatych.

    -Zaraz będzie obiad.

     

    Potem wszystko się posypało. Rodzice wyjechali za granicę jakieś 2100 km do mojego brata (jedynej osoby z którą mogę szczerze i normalnie rozmawiać), mieszkanie zostało sprzedane. Ja zamieszkałam w górnym mieszkaniu domu dziadków. Mam czajnik, panele w jednym pokoju, dziurę przy wejściu do łazienki, wanne, która po napełnieniu wodą spowoduje zarwanie spękanej i wklęsłej podłogi.Temperatura zależy od tego jaka jest na dworze. Jak było -6 to ja miałam 7, w zeszłym roku doszło do 2 stopni. Żeby się wykąpać muszę iść do Nich. Woda jest zawsze tak lodowata że nie czuję skóry głowy. Jedzenie jest wstrętne, nie mam prawa dotykać garnków. Tylko babcia gotuje. Albo nie. Zależy od nastroju. Jak coś upitrasi to jedyną przyprawą jest kminek. Mięso też smażone po prostu tak, bez przypraw. Rosół bez soli, budyń bez cukru. Teraz na szczęście nie robi już placków. Lodówka: cebula leży na szklanej półeczce obok kotleta i zeschniętego makaronu bez przykrycia. Wszystko śmierdzi. Gdzieś w kącie widać czarny pomarszczony twór, który kiedyś był cytryną. Wszystko dlatego że lodówki nie wolno otworzyć na dłużej niż na dwie sekundy - bo się zepsuje. Trzeba szybko wyjąć co się chce i nie zastanawiać się. 

     

    Denerwujące są rozmowy. Na każde wspomnienie o moich rodzicach babcia wpada w szal, bywa że płacze i rzuca torebką, wszystko na pokaz. Chyba. Ona całe życie kłamała, dlatego obecnie nie jestem w stanie jej uwierzyć w nic. Dziadek stale zaczepia swoimi gadkami, o tym że mieć hobby jest bez sensu, jeśli nie przynosi ono zysków, dlatego powinnam rzucić ornitologię, wyrzucić kolekcje, książki i całe życie poświęcić ciężkiej pracy, aby zarobić jak najwięcej pieniędzy na stare lata. I oczywiście sport trzeba uprawiać, nie taki jak lubię, czyli kolarstwo, kajaki, a coś normalnego. Łyżwy, rolki, bieganie i nic więcej. "Nie ma tak, że nie lubisz czegoś jeść. Jesteś rozpuszczona, bo nie żyłaś w czasach wojny. Ja lubię jeść wszystko, bo muszę. Masz za dużo ubrań, nie poradzisz sobie, wyrzucą cię z każdej pracy, niczego nigdy nie osiągniesz jeśli będziesz biegała za ptakami" - słyszę kilka razy dziennie. Wiadomo że "kłamstwo powtórzone tysiąc razy staje się prawdą". Dziś zauważyłam że nie wychodziłam w teren od połowy października, nie ruszyłam kolekcji, nie przeczytałam żadnej książki, nie chcę widzieć mojego rowery którym pokonuję codziennie tą samą monotonną trasę. Zaczęłam być obojętna na smaki. Wciąż nie podgrzewam wody z butelki ale to tylko kwestia czasu. 

     

    W zeszłym roku w drugie święto zachorowała jedna z moich kotek. Takie jej się oko paskudne zrobiło, weterynarze w mieście są kiepscy. Ja jestem prawie bez kasy. Jedyną zaletą życia w tym domu wariatów jest to, że płacę tylko za telefon, internet i połowę za prąd. I tak jestem bez kasy. Dzięki pomocy kilku dobrych obcych osób (o dziwo są jeszcze takie), udało się uratować oko kotki. Dziadek upiera się żeby wyrzucić je na dwór, gdzie ich miejsce, choć wie że zaraz zostaną przejechane. Jedna z kotek panicznie boi się hałasu, nawet gdy otworzę okno biega szukając schronienia. Ale on traktuje zwierzaki jak przedmioty. "Nic się nie stanie jak ją rozjadą, to tylko kot". 

    O części zwierzaków nie mają pojęcia. A mam 2 koty, żółwia stepowego, bojownika, papugę falistą, 12 ptaszników. Ptaszniki marzną tutaj, jeden nie przeżył zeszłorocznej zimy. Udało mi się sprzedać parę rzeczy, teraz mogę zapłacić do KRUS-u. Sprzedaję wojskowe rzeczy z kolekcji mojego brata (dał mi trochę na sprzedaż), jest też sad, ale nikt go nie che. 

     

    Wrócę jeszcze do mojej samotności. Nie wychodziłam od kilku miesięcy, tak żeby się wyciszyć. Wcześniej w tygodniu wystarczyło parę godzin. Tutaj nie mogę się wyrwać, aby, jak ja to nazywam, napełnić się sensem życia. Sens ucieka powoli, dzień po dniu, tydzień po tygodniu. Teraz już właściwie nic nie zostało. Brak sensu spowodował zanik koncentracji, obojętność (gdy zgubiłam kartę kredytową, ku swojemu własnemu zdziwieniu nie czułam strachu i nawet mi się nie chciało iść szukać), muszę się zmuszać żeby iść spać, nie mogę się oderwać od krzesła. Nie widzę sensu w tym wszystkim, ale chcę go poczuć. Nawet zaplanowałam ucieczkę za dwa tygodnie. Na kilka dni. To głupie że osoba dorosła musi uciekać, ale skoro nie mogą wychodzić, nie widzę innego wyjścia. Te wampiry karmią się poczuciem winy moim i innych osób. Po rozmowie z nimi zwykle spędzam nawet dwie godziny analizując pęknięcie na ścianie. To nie jest normalne. Moi rodzice przyjeżdżają dopiero w kwietniu. Wtedy będę mogła jeździć do nich raz w tygodniu i napełnić się sensem życia gdzieś w lesie. Ale nie wiem ile sensu mi zostanie do tego czasu. Nawet mam koszmary senne z babcią, która mnie porywa i mimo że spycham ją ze schodów, zrzucam na nią rower, to ona i tak pnie się w górę. Jej paranoja i stany lękowe przed sąsiadami zaczynają mnie przerażać. Nie mogę nic m mówić, muszę przytakiwać za każdym razem gdy mówią, że moim rodzicom się nie uda za granicą, że są skończonymi głupkami, że pojechali do Rosji (od razu zaznaczam, że nie jestem szpiegiem Putina, nie jestem diabłem, nikomu źle nie życzę, mam nadzieję że obędzie się bez obelg i wyzwisk). Moją misją jest podlizanie się i skłonienie ich do przypisania ziemi w innym mieście na mojego tatę - ich syna, którego serdecznie nienawidzą. 

     

    Pojawiły się powikłania, cierpię na bezsenność, nerwobóle,  znikąd zaczęły mnie boleć staw biodrowy i kolanowy, odezwała się krzywo wstawiona kostka po urazie sprzed kilu lat.Faszeruję się tabletkami na poprawę nastroju, przeciwbólowymi, różnymi. Nic nie pomaga i nie pomoże dopóki gdzieś nie zniknę. Czas mojego znikania zależy od czasu spędzonego z ludźmi. To jest dość dziwne i trudno to zrozumieć. Po czymś takim myślę że potrzebowałabym przynajmniej trzech dób aby dojść do siebie. Ale teraz nawet nie umiem ocenić. Teraz jestem głodna jak wilk, dalej biję się z myślami, żeby jednak pójść się położyć. Gdyby nie zwierzaki, które beze mnie nie przeżyją nie wiem co by teraz ze mną było. 

     

    Rozpisałam się i do tego chaotycznie. Z góry przepraszam za możliwe trudności w przeczytaniu i zrozumieniu. Cieszę się że mogłam się wygadać obcym ludziom. To nie leży w mojej naturze i dziwnie się z tym czuję. Nawet jeśli nikt tego nie przeczyta ulżyło mi, gdy wylałam swoją frustrację na biedną klawiaturę. 

    Pozdrawiam wszystkich serdecznie

     

     

    • +1 1
  19. Pierwsze 4 sezony obejrzałam dla samego obejrzenia, starałam się doszukać w nich czegoś inspirującego, nawet znalazłam trochę, ale nie miałam takiego ubawu, wszystko szło w pośpiechu. Można powiedzieć że schrzaniłam mój "pierwszy raz" z serialem. 

    Co do humoru, to jest tu zastosowany ciekawy zabieg w wielu odcinkach. Bohaterki mówią na początku odcinka, że coś się uda, będzie dobrze, coś jest wspaniałe, idealne, a okazuje się że jest zupełnie na odwrót. Z tą odwrotnością zmagają się w odcinku. Jest to częste zjawisko a zawsze cieszy, przynajmniej mnie.

     

     

     

×
×
  • Utwórz nowe...