-
Zawartość
1465 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
26
Wszystko napisane przez Zegarmistrz
-
Poproszę - nie ma to jak tanki widziane z góry
-
Wujek Zegar radzi - na Originie w darmowych Plant vs Zombie GOTY do przygarnięcia.
-
Takeo - Witam, tak, to ja. Nie chcę zabrzmieć nieuprzejmie, ale wie pan jak to jest z danymi. Im szybciej z głowy tym mniej problemów. Z pewnością była to wina wspomnień, ale nie mógł się pozbyć wrażenia że stanie się coś złego. Ale co mogło się stać w tym w pełni chronionym budynku? Takeo, chłopie, weź się w garść, jesteś kurier a nie ciota. Dodatkowo nie widział nigdzie w pomieszczeniu stacji odbioru danych. Czyli pewnie będzie siedział na stołku i zgrywał wszystko na jakiegoś pena. Niby nie robiło mu to większej różnicy, bo tak czy siak danym nic nie groziło przy bezpośrednim zgrywaniu, ale mimo wszystko stacja bezpośredniego odbioru była wydajniejsza, szybsza, zgrywanie na pena może zająć nawet do 20 minut, z kolei bezpośrednio zajmowało to tylko 2-3 minuty. - Mają państwo sprzęt do zgrywania? Czy też będziemy zgrywać na nośnik? Niezależnie od tego co on wolał, klient miał tutaj ostatnie zdanie. Zawsze.
-
Takeo Białe pomieszczenia. Aż zaswędziały go protezy. Nie żeby nie lubił swoich protez, ale wspomnienia związane z wymianą, z amputacją kończyn, nie były jego ulubionymi. Postanowił skupić się na wszystkim, cop nie było białe - strzałka na podłodze, przyciski windy, twarze ludzi. Nacisnął guzik i postanowił chwilę poczekać. W planach miał dostać się na stosowne piętro a potem znaleźć stosowną osobę. Nie żeby czas go naglił, ale lubił załatwiać wszystkie takie przesyłki od ręki. Ważne informacje miały niestety to do siebie, że często ściągają kłopoty. A zbyt często miast właściciela, obrywa posłaniec.
-
Pozdrowienia z chwilowo jeszcze małej twierdzy Udało mi się już namówić Xsadi do gry - mojego głównego architektomurzyna, więc teraz praca powinna strzelić do przodu jak obietnice wyborcze polskich polityków na tydzień przed wyborami Powyższy screen to nie zrzut z horroru - to tylko dyniowy hełm z texture packu Glimmara - Glimmar's Steampunk Texture pack. Bardzo polecam jeśli ktoś lubi ciemniejszą kolorystykę, ozdobne elementy(od groma) i straszne potwory. I barwniki w fiolkach - te akurat wyglądają przecudnie
-
Takeo Przez chwilę przyglądał się mężczyźnie który odjechał na butorolkach. Swoją drogą ciekawy pomysł, być może kiedyś sam Takeo zainwestuje w podobne, lecz na razie trzeba było pomyśleć o bardziej przyziemnych sprawach. Powoli podszedł do ochroniarzy. - Dobry wieczór. Kurier z MedicTechnology, przesyłka wirtualna. Gdzie mogę znaleźć kogoś uprawnionego do odbioru? Nadawca to Dr. Nina Lion. Standardowa procedura przy której ściągnął okulary by mogli swobodnie przeskanować jego twarz. Zakładał że, jak w większości takich paczek, pokuszą się też o skan siatkówki. Ale co poradzić, nie każdy mógł sobie wejść do budynku twierdząc, że ma coś w głowie.
-
Rasp Potrawka była gotowa do spożycia, więc przygasił trochę ogień śniegiem, żeby nie przypalić pożywienia. Mógł wprawdzie zjeść surowe - lubił smak mięsa sam w sobie - ale z przyprawami było o wiele lepsze. W czasie kiedy kuc jeszcze spał Rasp nazbierał sporo kolców w które ten się wcześniej wplątał. Po wygotowaniu trucizna z nich idealnie nadawała się do uzupełnienia jego własnych składów. Była dobra i wydajna, do tego łatwa w użyciu. Spojrzał na klacz i miejsca które musiał przypalić. Cóż, wiele z nich będzie widocznych nawet po latach. Ale wtedy będzie ona na tyle dorosła by wybaczyć samej sobie, że potrzebowała jego pomocy. Tak jak on nigdy nie wybaczy sobie, że musiał jej udzielić. Krąg życia, jak mawiał jego ojciec. Ale trzeba było się powoli zbierać. Dogasił ogień pod potrawką, potem potrząsnął kucem. - Pobudka, musimy iść - podał jej trochę przygotowanej potrawy - jedz szybko, ale żuj dokładnie. Uratowałem cię od trucizny, nie planuję ratować od zadławienia. Czekał aż skończy, samemu zjadając stosowną porcję, potem zaś rzucił hełmem w bok. Zabieranie pancerzy należących do zmarłych uważał za zły omen. Dość pecha krążyło po lesie, żeby jeszcze ze sobą taszczyć kawałek. Planował teraz wrócić na trakt, specjalnie że miał nadliczbowy bagaż. Sprawdził jeszcze raz wszystkie torby, po czym okrył kuca swoim płaszczem i ułożył go sobie na ramionach, niczym worek ziemniaków. Nie była to najwygodniejsza opcja dla nich obu, ale przynajmniej zapewniała tępo marszu psa, a nie rannego kuca. No i nawet bez płaszcza futro Raspa wystarczało by było mu ciepło, czego nie można było powiedzieć o sierści, teraz dość naruszonej, kuca.
-
To ja poproszę tą.
-
Takeo Niezwłocznie wysłał zdjęcie pod podany adres, upewniając się uprzednio że jest dobrze zaszyfrowane. Trzydzieści sekund później wysłał na ten sam adres kod do deszyfracji, wypełniając tym zlecenie do ostatniego punktu. Kredyty będą przydatne w swoim czasie, a na razie musiał wtopić się w tłum. Zwolnił trochę kroku, przechodząc z jednej strefy do drugiej. To zawsze było dziwne uczucie. Nie było bram, wielkich wrót. Tylko jedna ulica, która zmieniała perspektywę świata na to miejsce. I wedle tych ulic ludzie żyli, pracowali, kradli i umierali. Ściągnął kaptur żeby wyglądać mniej podejrzanie, ale zostawił okulary. Tak długo jak nie ściągnie rękawiczek, nie będzie widać że ma jakiekolwiek wszczepy, co mogło być przydatne na dłuższą metę. Wybrał kierunek i wznowił tempa, by literalnie mieć paczkę z głowy.
-
Takeo Nabywca zdjęcia to bardzo dobry interes. Wszak w dzisiejszych czasach kredyty piechotą nie chodziły. Lecz by z miejsca oddać rzeczone zdjęcie, do tego na miejscu - nie, to kolidowało z pierwotnym zadaniem. Takeo był znany jako skuteczny i zaufany człowiek. Ciężko zapracował na szczątki szacunku, jakim darzą go klienci. I nie zamierzał ich poświęcić teraz na drobne kieszonkowe. Wysłał numer konta na adres zwrotny ogłoszenia, z zawiadomieniem że mogą otrzymać zdjęcie do minuty po uiszczeniu zapłaty, albo dopiero kiedy skończy obecną trasę dostawczą. Zamieścił też w wiadomości swój tatuaż przedstawiający pająka z dopiskiem Kumo Takeo - wszak jego marka była już niektórym znana, co miało uspokoić potencjalnego nabywce. Łatwo o przekręt elektroniczny, dlatego zaufanie było drogie, a marka której można było ufać - bezcenna.
-
Witajcie! Przejdę od razu do setna sprawy - poprzedni regulamin poszedł z dymem bo ktoś(pokazuje palcem na Tarretha) nie pilnował żeby grafika nie znikła nagle z hostingu. Oh well. Jako że dział nie może stać nieregulaminowy - trzeba spisać go na nowo. Więc jako stoi: 1. Regulamin ogólny ponad wszystko. Nawet ponad ten tutaj. 2. Są działy tematyczne - zanim stworzysz temat, sprawdź czy nie nadaje się do działu kucowego lub innego już umieszczonego w Wymiarze. 3. Standardowo ograniczamy ilość mięsa, bluzgów i tym podobnych. 4. Spam zabawy polegające między innymi na napisaniu jednego słowa będą bezzwłocznie kasowane. Nie ma wyjątków(chyba że naprawdę wymyślisz jakiś imb4 argument - wtedy zapraszam na PW). Administracja i moderacja zastrzega sobie prawo do nagłych zmian w wyżej wymienionym regulaminie.
-
Takeo Tego się właśnie spodziewał. Postanowił niezwłocznie wykorzystać wskazaną drogę, lecz mimo wszystko z zachowaniem ostrożności. Przyśpieszył kroku oddalając się od całego zamieszania. W międzyczasie na podręcznym PDA zaczął obrabiać zdjęcia które zrobił. Redukcja szumów, zwiększenie detali na podstawie zdjęć dostępnych w sieci. Jeśli jego zdjęcie miało rozmazany obszar, na pewno znalazły się inne, które ten konkretny obszar miały bardziej widoczny i dokładny. Mało kto teraz używał tak starego pomysłu, by z wielu zdjęć jednego miejsca zrobić jedno, ale szczegółowo doskonałe. A kiedy miał już wszystko wyraźne, postanowił umieścić na tablicy informacyjnej tylko jeden wpis. Podał w nim czas i miejsce wybuchu z dopiskiem - wyraźny obraz napastników - 1000 kredytów. Kto wie, może ktoś z poszkodowanego gangu będzie chciał się mścić, teraz, kiedy jeszcze sprawa była świeża. Bo potem, jak już ktoś rządzący zrobi podliczenie strat, może się to okazać kompletnie nieopłacalne. A tak zawsze jakiś amator może chcieć zabrać się za to samemu. Kiedy skończył, postanowił przyśpieszyć, bowiem wiedza w chipie zaczynała mu ciążyć. Zbyt wiele rzeczy w tym mieście nie dzieje się z przypadku. A Eony mu świadkiem - Takeo nie lubił przypadków.
-
Rasp Miał dziwne wrażenie, że cokolwiek było w tym lesie, jeszcze z nim nie skończyło. Lecz chwilowo musiał zając się problemem który teraz miał w łapach. I to dosłownie. Nie miał czasu na nadmierne rozmyślanie. Teraz liczyło się każde ziarnko piasku w klepsydrze kuca. Pobieżna analiza dała mu dość informacji, by wiedział z czym walczy. I by zrozumiał, jak bardzo ta walka nie jest łatwa. Ale kto nie kopie ten nie je, jak mawiało stare przysłowie. Zawinął kuca w swój płaszcz, po czym zaniósł go do obozu, lub tego co z niego zostało, gryfów. Zamierzał wykorzystać je do ostatniej kropli. Najpierw podał kucowi jeden ze specyfików który miał na stanie. Dość żeby utrzymać go na nogach przez najbliższe kilkanaście minut. Pancerze gryfów były spore, specjalnie jeśli chciało się w nie wcisnąć kuca. Więc Rasp postarał się rozkulbaczyć te które były na ziemi, pomagając sobie tu i tam pazurami, a następnie Zebrał je wszystkie na kupie tak, by osłonić jak najlepiej kuca. Wspomógł się też swoim płaszczem, tak, by razem z pancerzami tworzył dla poszkodowanego mały namiot. Potem zabrał się za drewno, karczując pazurami okoliczne krzewy i gałęzie, które wisiały za nisko. Te mające więcej igieł posłużyły za wzmocnienie "ścian" namiotu, powiązane każdym kawałkiem rzemienia jaki znalazł przy gryfach, te mniejsze będą podpałką. Wyciągnął jedną z licznych mikstur jakie posiadał, dodał do niej kilka kropli innej po czym oblał drewno. Swąd siarki był okropny, ale miał dwie zalety, po pierwsze odstraszał niektóre zwierzęta. Po drugie, nie taki zapach można by było wybaczyć, jeśli towarzyszył mu buchający ogień. Lata spędzone z ojcem w głuszy były teraz dla psa błogosławieństwem. Dorzucił większe kawałki drewna z gałęzi, ale zdawał sobie sprawę że na długą metę to nie wystarczy. Ale dość żeby kuc się ogrzał, przynajmniej chwilowo. Jedno z ostrzy wsadził w ogień, tak, żeby wystawała tylko rękojeść. Musiał przypalić niektóre rany kuca, nie miał wystarczająco opatrunków ani maści żeby załatwić to inaczej. - Pobudka mały, masz, pij - kolejny specyfik, kolejna trucizna, choć tym razem powodująca bezsenność - wiem, niedobre, ale musisz pić, musisz żyć. Wiedział, że być może kiedyś będzie mu za to wdzięczny. I wiedział też, że zaraz będzie go za to przeklinać. - Muszę ci wypalić niektóre rany. Inaczej trucizna rozejdzie się po ciele. Jesteś słaba, organizm nie da sobie rady sam. Potrzebujesz adrenaliny, potrzebujesz ciepła. Co mówiąc sięgnął po nóż i po pas od swojej torby. - Gryź, z całej siły. Nie będę kłamał, będzie bolało. Ale przeżyjesz - złapał ją mocniej, by nie wyrwała mu się, po czym zaczął przypalać, miarowo, raz za razem każde z większych skaleczeń. Nie było to miłe, ani dla niej, ani dla niego, ale wiedział co musi być zrobione. Adrenalina wypali jego truciznę z ciała, tak jak ogień wypali resztę roślinnego jadu. Potem przyjdzie zmęczenie, adrenalina opadnie, najpewniej urywając świadomość. Wtedy pozwoli jej spać, sprawdzając tylko co jakiś czas oddech. W końcu miał obietnice do dotrzymania. Ułoży ją plecami do ognia, by ciepło zrobiło swoje, a sam zacznie robić potrawkę z mięsa gryfa i kilku drobnych przypraw z własnych racji. Obecne tu ciała były w idealnym stanie dla niego. Zimno nie pozwala na rozmnożenie się zarazków i robactwa, a mięso gryfów miało przyjemny smak, zbliżony do kurczaka. Dodatkowo nie musiał martwić się o zużycie zbyt wielu racji, że o tryskającej krwi nie wspomni. Musiał się z tym uwinąć szybko, bo kuc swoje już widział i nie trzeba do tego było dodawać patroszenia gołąbków. Dlatego tam gdzie nie mógł poradzić sobie ostrzami, to radził sobie kłami i pazurami. Jedną blaszaną stronę czyjegoś napierśnika wykorzystał nawet jako patelnię, żeby mieć na czym smażyć, czyjś hełm z kolei, po odpowiednim wybebeszeniu miękkiej strony, posłużył za garnek. Okoliczny śnieg, po roztopieniu i przepuszczaniu przez jego alchemiczny filtr, pozwalał pozyskać wodę na herbatę. Co prawda nie był to pierwszy raz gdy parzył ją przyborami alchemicznymi, ale akurat tutaj wolał być ostrożnym. Wciąż miał w myślach to uczucie strachu, które nijak mu nie pasowało. Dlatego ani na chwile nie zostawiał ostrzy dalej, niż na zasięg łapy.
-
Takeo Wybuch go zaskoczył, ale liczne odłamki już nie. Przyśpieszacz działał jak trzeba, pozwalając mu uniknąć co bardziej niebezpiecznych efektów wybuchu - uciekających w panice ludzi, aut które mogły stracić kontrole czy choćby lecących tu i tam odłamków. Nie musiał czekać na rozwój wypadków. To nie była jego robota ani jego walka. Za to informacje zawsze były w cenie. Zaczął robić zrzuty ekranu z tego co widział. Liczne obrazy zapisywane bezpośrednio na jego dysku, mogły okazać się potem niezwykle cenne gdyby ktoś chciał się dowiedzieć co tu się kurna stało. Sam zaczął iść w swoją stronę, bowiem nie zamierzał zbliżać się do tego całego chaosu. On miał swoje zadanie. Obserwował też tablice informacyjne, zazwyczaj w takich przypadkach każda osoba mająca telefon i będąca w bezpiecznej odległości od zdarzenia była wspaniałym wręcz nawigatorem. Wystarczyło tylko odławiać najistotniejsze wiadomości. Musiał sobie jak najszybciej wytyczyć nową trasę. Ewentualnie wykorzystać jakiś Skrót.
-
Takeo Błogosławione przyciemniane okulary, albowiem spod nich można się gapić do woli. Azjata zmierzył wzrokiem komisarza, zastanawiając się co taki człowiek robi akurat w tym miejscu. Kiedy zapaliło się odpowiednie światło, postanowił zwyczajnie zapytać. Zrównał krok do policjanta - co przy jego wzroście nie było rzeczą łatwą - po czym zwyczajnie zagadał. - Spokojny wieczór jak na tą okolice, nie? Nie spodziewał się fajerwerków, ale z drugiej strony miał pewność, że jego twarz została już co najmniej raz rozpoznana. A to oznaczało że nie jest obcy. - Ptaszki ćwierkają że macie jakąś większą akcję dzisiaj. Jakaś dobra rada dla pingponga? Takeo potrafił się śmiać z samego siebie, choćby tylko dlatego, że mało osób które znał miało by odwagę mu w tym pomóc.
-
Takeo Przez chwilę myślał o typie którego widział na stacji. Nie kojarzył trepa, choć w tej części miasta to akurat nic specjalnego. Z drugiej strony, ubierał się dziwnie, a to oznaczało że nie bał się być widocznym. W przeciwieństwie do niego, Takeo wolał ciemne stroje, bardziej profesjonalne jak uważał, zwłaszcza że miasto dostarczało sporo kryjówek, jeśli ciężko było cię zauważyć. Powoli acz systematycznie przeciskał się przez tłum, obserwując przez okulary otaczających go ludzi. Ruch go nie zaskakiwał, bardziej zastanawiał się skąd tu tyle policji. W tym jeden czy dwóch po cywilnemu. Większość z nich korzystała już przynajmniej raz z jego usług, więc zakładał że i oni go poznają. Z tą myślą naciągnął mocniej kaptur na głowę i odpalił noktowizje, która, współgrając z jego okularami, dostarczały odpowiednią widoczność. Postanowił też poszperać trochę na tablicy informacyjnej w cyberprzestrzeni, a nuż ktoś coś zwęszył, a Eony niech będą świadkiem, nie chciał się pakować gdzieś, gdzie policja planowała zrobić szturm.
-
Takeo Nie marnował czasu, bowiem zlecenia tego typu zwykle stawały się śliskie. Z drugiej strony, pracodawca był trochę bardziej wiarygodny, a co za tym idzie, wiarygodności nabierała też wizja zapłaty. Wolał wszystko załatwić od ręki, więc znalazł na stacji toaletę, potem umieścił pendrivie w swoim porcie, wpierw odchylając włosy na bok. Zgrywanie - proces przenoszenia danych z nośnika do jego implantu. Bolesny, ale nie bardziej niż klasyczny ból głowy. Odczekał chwilę aż skaner wskazał zieloną diodą 100% załadunku danych, następnie ustawił pendrive na pełne kasowanie, co przywracało dany nośnik do stanu fabrycznego, bez możliwości odzyskania danych. W ten sposób upewnił się, że tylko on posiadał przesyłkę. Chwycił z kieszeni batonik proteinowy, po czym skierował swoje kroki w kierunku wyjścia ze stacji. Czekał go kawałek drogi, która niekoniecznie była bezpieczna. Dobrze że przed wyjściem załadował baterie, przynajmniej tym nie musiał się przejmować.
-
Za zgodą MG prowadzącego grę, moja KP wyląduje na jego poczcie.
-
Zaklepuję sobie miejsce o ile MG się zgodzi, potrzebuje z 4-5h na zrobienie postaci klimatycznej i pasującej do świata.
-
Z tymi 10 % to co prawda już dawno obalili, ale tak mnie coś naszło. A co jeśli idzie tutaj o aktywne używanie tych 100%? Znaczy się, mam pełną swobodę(a przynajmniej w granicach anatomii i gimnastyki) ruchu, mogę patrzeć gdzie chcę, obracać kończynami jak chcę itp. Ale nie mam kompletnie żadnej kontroli nad tym, czy zapamiętam coś lepiej niż coś innego. Nie mam kontroli nad tym czy mój żołądek będzie coś trawił czy też nie. Jest sporo takich funkcji, na które człowiek nie ma wpływu bez czynników zewnętrznych(postanów że przestaną ci rosnąć paznokcie albo włosy, wyłącz i włącz którykolwiek z podstawowych zmysłów). Wiele tych rzeczy dzieje się bez naszej bezpośredniej pomocy, zatem pytanie, czy mózg mógłby nimi sterować. To trochę jak umiejętności aktywne i pasywne w grach xD Te aktywne(choćby mruganie) działają, bo ty chcesz żeby działały. Te pasywne działają czy tego chcesz czy nie. A jeśli mózg mógłby kontrolować aktywacje i dezaktywacje tych pasywnych umiejętności? Czy wtedy ludzie jako organizmy byliby lepsi? A tak już trochę poważniej - nasz mózg wykorzystuje 100% każdej komórki którą posiada. Nie znaczy to niestety, że my świadomie robimy to samo. Masz odruchy których nie kontrolujesz a które twój układ nerwowy czasami ci podrzuci do wykonania. I samo to daje ci już wynik poniżej 100%, choćby w postaci 99.9(9)%
-
Rasp To dobry obrót sytuacji. Pozwolił żeby czarny pies znowu ucichł w tyle jego głowy, wyczekując na kolejny atak. Tak, zdecydowanie wolał być widziany jako ostateczność, aniżeli tylko możliwość. I zamierzał to wykorzystać do cna. Choćby grając potwora jeszcze przez te kilka minut. - Zatem wybrałaś. Czy dobrze, czy źle, o tym dowiesz się w odpowiednim czasie, zapewniam. Lecz miej na uwadze, nic nie robię za darmo. Śmierć odbiera życie - wypowiedział te słowa powoli, by kuc mógł zebrać oddech, by miał chwile na pojęcie jak bardzo jest źle i jak bardzo potrzebował pomocy - zatem składasz owe w moich łapach. Nie zapomnij o tym. Sięgnął do pasa, wsuwając w łapę dwa z ostrzy do rzucania, zaś drugą sięgnął po przybory alchemiczne. Miał tam jeszcze trochę składników na trucizny, ale kilka z nich nadawało się na maść, która mogła zatamować pomniejsze krwawienia, resztę będzie musiał wygoić siłowo. Nie będzie to przyjemne, ani dla niego, ani dla kuca, ale lepsze to niż umieranie z zimna i wykrwawianie się na jakimś leśnym pustkowiu. Wciąż niepokoiła go ta żądza mordu, którą odczuł wcześniej. Wytężył zmysły raz jeszcze, gotów zaatakować na jakikolwiek znak nieprzyjaciela, pod, na i nad ziemią. A na swoje szczęście, miał też tutaj odpowiednią przynętę. - Podejdź, zajmę się twoimi ranami. W tym stanie nie dasz rady opuścić lasu, a tego byśmy nie chcieli, prawda?
-
Rasp Zwolnił trochę bowiem poczucie strachu w połączeniu z jego doświadczeniem oznaczało żądze krwi. W tym lesie polowało coś o wiele bardziej zabójczego niż on sam. Coś, co widziało psa tylko jako przekąskę, którą być może chwilowo nie warto było się zajmować. Ale tym Rasp będzie się martwił za chwilę. Na razie musiał zająć się kucem, którego widział przed sobą. Samo podejście do niego mogło wywołać jeszcze większą panikę, a co za tym idzie, liczniejsze rany. Więc trzeba było podejść do tego inaczej. Poprawił kaptur na głowie upewniając się że niewiele pyska z niego wystaje. - Hej, wierzysz w potwory? Poczekał aż te słowa dotrą do kuca. Potrzebował choć trochę jego uwagi. - Wykrwawiasz się i niedługo umrzesz. Wolisz śmierć, czy pomoc od potwora? Najpewniej przesadzał z tym wykrwawianiem się, przynajmniej do czasu aż nie sprawdzi dokładniej jego ran. Ale chciał zmusić kopytnego do uznania go za jedyną deskę ratunku. Jak mawiają, tonący brzytwy się chwyta, więc kto wie, może ten zaryzykuje postawienie wszystkiego na potwora?
-
Rasp Na chwilę zastygł gdy jego uszy wychwyciły kapanie krwi, lecz tylko na chwilę, gdyż chwila ta została przerwana przez oddalające się kroki. Nie planował niczego ponad przejście przez krzaki, lecz teraz uznał iż świadek zdarzenia mógłby być dobrą opcją. Jego ojciec powiedział kiedyś, że w polowaniu przychodzi moment, gdy łowca musi wyjść z cienia. I zdecydowanie teraz była to pora. Diamentowe psy mogły chodzić tak samo dobrze jak minotaury, wyprostowane, lecz dopiero na wszystkich łapach można było poznać ich skuteczność w polu. Wykorzystał wszystkie zmysły do zlokalizowania oddalającej się istoty. Węch, wzrok, słuch, to jego atuty. A teraz postanowił wykazać się ich możliwościami. Poprawił swój ekwipunek, po czym przedarł się przez zarośla z całą siłą, padając na cztery łapy. Metal w ciele zebrał się teraz w jego pazurach, zapewniając sporą przyczepność mimo zamrożonego podłoża. - Uchwyć podłoże, Uchwyć Equestrię, Uchwyć Świat. Ziemia była domeną psów. Czy to na niej czy pod nią, ciężko było znaleźć sprawniejszą istotę jeśli liczyć kontakt z podłożem. Wystarczyło wyczuć drgania, zrozumieć twardość gleby. Wiedzieć kiedy odbić łapę by zachować jak najwięcej energii. By utrzymać optymalną prędkość. I to postanowił zrobić, gdy pierwszym szarpnięciem o podłożę wyrwał kawałek zamarzniętej skały, wpadając w pościg za zbiegłą zwierzyną.
-
Rasp Strach. Głód. Zimno. Panika. Śmierć. Pole bitwy, choć niewielkie, dawało więcej, aniżeli tysiące opisów. Każde zadrapanie, każdy ślad, to wszystko informacje, które można było odczytać, jeśli wiedziało się jak to zrobić. A Rasp wiedział. I czytał. Waga przeciętnego gryfa, waga ich pancerzy, siła która może takim rzucić lub takiego przygnieść. Wbrew pozorom, gryfy nie są niepokonane, choć kiedy widzisz takiego w zbroi, to wydaje ci się inaczej. Nie miał zbyt wiele czasu, ale zdążył tu i tam odgryźć kawał metalu. Wszak szykował się na najgorsze. Pozwolił by metal płynął w nim. By wzmacniał jego ciało, wypełnił futro, pazury i kły. Metal dawał poczucie bezpieczeństwa. A teraz była to luksusowa potrzeba. Nie sprawdzał ekwipunku zabitych, choć zanotował sobie to miejsce w pamięci gdyby zdarzyło mu się wrócić. Następnie skierował swoje kroki w kierunku łkania. Ostre jak brzytwy szpony mogły bez problemu rozerwać krzewy, ale też to co chowało się w nich, lub za nimi. Dlatego zdecydował się na bezpieczniejsze podejście, ostrożnie wycinając sobie ścieżkę w kierunku nieznanego.
-
Rasp Mógł sobie odmówić przygody, ale wtedy na co była by ta cała wędrówka? Nie, nie był jakimś samozwańczym obrońcą uciśnionych czy też naprawiaczem tego złego świata. Ale był za to cholernie ciekawski. Poprawił płaszcz po czym najlepiej jak umiał, z wyczuciem osoby wychowanej częściowo w lesie, zaczął się skradać wykorzystując każdy cień, każdy zakamarek na swojej drodze. Cel miał jasny - dostać się tam, gdzie gryfy zataszczyły ofiarę. Być może zostały z niej już obgryzione kości, ale to samo w sobie nie przeszkadza zapolować na większą zwierzynę. Po drodze upewnił się że na broni podręcznej była odpowiednio rozsmarowana trucizna. Sól w jej składzie powinna skutecznie zatrzymać proces zamarzania, nie wspominając że ta sama sol po dostaniu się do rany była naprawdę nieprzyjemną niespodzianką. Pomijając oczywiście inne równie nieprzyjemne efekty.