-
Zawartość
5524 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
97
Wszystko napisane przez Niklas
-
Przez moment pomyślałem, że być może zbyt pochopnie postanowiłem się na nich rzucić, ale kolejna dawka adrenaliny jedynie spotęgowała moją wściekłość. Pozbawiony mocy technologicznych na jakiś czas, użyłem Wyssania Energii na kroganinie, by choć trochę naprawić swoją tarczę, osłabiając jego i oddałem w jego stronę kolejne kilka strzałów z pistoletu, po czym zacząłem wycofywać się niżej.
-
Syknąłem pod nosem i skupiłem swoją uwagę na kroganinie. Miałem raptem kilka sekund, najwyżej dwie, nim ten sięgnie do spustu i potraktuje mnie strzelbą. Przeżyłbym to, ale i tak mocno bym ucierpiał, a nie byłem pewien czy zdołałbym się wycofać. Musiałem czekać na regenerację klucza, by potraktować Przeciążeniem najemnika. Tymczasem jednak użyłem Rzutu. Raczej nie było to coś, co mogło mu zaszkodzić, ale i tak mogło dać mi czas na wycofanie się w dół. Oddałem przy tym kilka strzałów w okolice dłoni kroganina, tak, by w razie możliwości uniemożliwić mu na użycie strzelby.
-
Turianka pokręciła głową. - Mama cię nie uczyła, że brzydko jest wyzywać innych? - Wyciągnęła pistolet typu Falanga z laserowym celownikiem i wymierzyła we mnie. - Sytuacja przedstawia się następująco: to i tak nie były twoje pieniądze i pliki, to raz. Dwa, nas jest dwoje i mamy lepszy sprzęt. Daruję ci ten atak i puszczę wolno. Znaj moją dobroć. Splunąłem na dach. - Byście mnie rozstrzelali jak opuszczę gardę? Hah, spasuję... A łupy już były moje, więc mnie okradłaś... - Ściągnęłam je z konta Oracha, a nie z twojego omni-klucza. Nie były twoje. Sam jesteś złodziejem, dobrze wiesz jak jest w tym biznesie. - Więc dobrze wiesz, że nie okrada się zajętych łupów. A już sama, kurwa, przyznałaś, że tylko czekałaś, aż połamię konto... - Dam ci radę, człowieczku - powiedział kroganin. - Rację zawsze ma ten, kto ma przewagę. co ty chcesz nam zrobić tym pistoletem? Połaskotać? Uśmiechnąłem się lekko. Uwielbiałem, gdy wszyscy lekceważyli moją broń. Owszem, może i Predator był podstawową bronią i na tym podstawowym poziomie pozostawał w najlepszym razie przeciętny, ale maksymalnie ulepszony potrafił robić różnicę w takich walkach. A i miał przewagę szybkości nad Falangą, nie mówiąc już o Claymorze. Ale wolałem to zachować na lepszą okazję. Musiałem jeszcze trochę poczekać. - Zawsze chciałem zrobić pierdoloną akupresurę z pomocą broni - stwierdziłem spokojnym głosem. - Miło, że aż tak się wyrywasz, by być pierwszym chętnym. - Ostatnia szansa - powiedziała turianka. - Odchodzisz czy nie? - Może jeśli oddasz moje fanty to pozwolę wam odejść - odparłem, nie tracąc swojej pewności siebie. - Oddajesz czy nie? Kiwnęła głową. Wyraźnie zasmucona. - Zabij go. Kroganin nie czekał na sygnał. Przybrał pozycję, a wokół niego zaczęła falować błękitna poświata. Szturmowiec. Zaatakował mnie biotyczną szarżą, podczas gdy turianka starała się mnie okrążyć. Ja z kolei mogłem jedynie nieco odskoczyć i liczyć na to, że rozpędzony drań właduje się z impetem w schody. Teraz żałowałem, że aż tak długo przesiedziałem na niewidzialności. Tym razem mocno by mi się przydała. Niestety, nie mogłem mieć wszystkiego. Na razie olałem kroganina i skupiłem się na hakerce. Przeturlałem się w bok i raz jeszcze uderzyłem w nią Przeciążeniem, a następnie oddałem w jej stronę kilka strzałów. Teraz mogła się przekonać, ile wart jest Predator..,
-
Wiedźma [Epic][NZ][Crossover][Dark][Violence][Adventure][Shipping]
temat napisał nowy post w Opowiadania wszystkich bronies
No, trochę mi zajęło więcej czasu nadrobienie zaległości, ale zdecydowanie było warto zerknąć na rozdział Wiedźmy. Nie no, naprawdę lubię Chromię. W porównaniu do Geralta, jest dużo sympatyczniejsza, mimo że przeżyła równie wiele i odbyła również ciężki wiedźmowy trening. Nie wiem... czy to tylko dlatego, że jest klaczą? Tak czy siak, hug dla niej: Nowo poznana postać też urocza, chociaż widzę, że za bardzo chce innym udowodnić swoją wartość, po tym drobnym wypadku. Czekam, aż będzie nam dane zobaczyć jej umiejętności w pełni sił. Trzecia, najstarsza postać również interesująca. Ma jakąś tajemnicę i dobrze, może ją poznamy wkrótce xd Skąd umie to, co umie. Wątek w domku, wow, tego się nie spodziewałem xD Krypta również urocza, a i nagroda zacna. Były pewne błędy, głównie spacje, ale nic poza tym. Oby tak dalej, Zodiaku! -
Znałem broń krogan na tyle, by wiedzieć, jak blisko mogę podejść, by nie zostać trafionym. Niestety Claymore miał dużo większy zasięg niż mój Adept, w kwestii broni mogłem jedynie liczyć na Predatora. Teraz musiałem jeszcze chwilę odczekać, by zregenerować omni-klucz i przygotować go do ataku. - Nie pozwolę się okradać byle kurwie - syknąłem, mierząc do niej z pistoletu.
-
Co za kurwa..., syknąłem w myślach, analizując teraz wszystkie swoje możliwości. Gdyby nie kroganin, mógłbym zakończyć jej żywot gładko i szybko. Tym razem nieco żałowałem, że nie zabrałem ze sobą żadnych granatów. Chodziło mi to po głowie od jakiegoś czasu, ale nigdy ostatecznie nie dokonałem zakupu na konto jakiegoś głupka, który nie potrafił zabezpieczyć konta... Miałem teraz kilka możliwości: atak pistoletem, cios biotyczny, albo technologiczny. Predator jednak nie mógł zrobić zbyt wielkiej krzywdy doświadczonemu najemnikowi, nawet celując go w głowę. Spalenie pozbawiłoby gościa broni, ale było też bardzo widoczne. Biotyka nie zrobiłaby im większych szkód, zresztą i tak była moją ostateczną bronią i służyła bardziej do odrzucenia wroga tudzież go ogłuszenia niż do zabicia. Miałem jeszcze Wyssanie Tarczy, ale to nie zadziałałoby teraz najmocniej. Przynęta mogła posłużyć mi później. Pozostał więc jeden typ ataku. Niestety jednocześnie pozbawiał mnie mojej czapki-niewidki. Musiałem wyłączyć urządzenie przed uderzeniem, bo inaczej fala elektryczna mogłaby je usmażyć i tyle byłoby mojego pożytku. Wycofałem się nieco w stronę klatki schodowej, by mieć dostateczną osłonę przed atakiem, po czym wyłączyłem niewidzialność. - Więc masz, kurwa, okazję! - syknąłem donośnie, uderzając ją Przeciążeniem, cofając się na schody, by uniknąć ewentualnego strzału z Claymore'a.
-
Za późno..., powiedziałem w myślach, z trudem powstrzymując się przed oddaniem strzału. O ile dobrze wyliczyłem, ostrożne wejście zajęło mi około czterech minut, więc miałem jeszcze nieco ponad dziesięć do dyspozycji. Zacząłem się rozglądać po otoczeniu i jednocześnie nasłuchiwałem uważnie. Wolałem wiedzieć, z kim mam do czynienia. Potem zaś zacząłem planować swój atak. Nie miałem pojęcia, kim był ten kroganin. Mógł być szturmowcem, a wtedy miałbym nieco przechlapane, nawet gdybym pozbawił go strzelby. Co prawda nie mógłbym jej zablokować Przeciążeniem, ale mógłbym mu nieco przypiec łapki. Druga postać, ta... hakerka, również pozostawała dla mnie zagadką. Jej głos brzmiał dla mnie kompletnie obco, nie mogłem więc się dowiedzieć, jakiej była specjalizacji, a mogła być od inżyniera do szpiega. Na razie... pozostała mi obserwacja.
-
Uznałem, że to najlepszy moment, by ponownie skorzystać z niewidzialności. Co prawda nie mogłem wyciszyć swoich kroków, ale przynajmniej prościej było to zrobić, gdy przeciwnik mnie nie widział. Użyłem swojego urządzenia, po czym ostrożnie zacząłem wchodzić na górę.
-
Wciąż nigdzie nie dostrzegałem obecności mojego celu, ani jego ochroniarza, ale ci mieli przewagę czasu, co najmniej piętnaście minut, plus te kilka, które straciłem na rozmowie z vorchami. Wciąż jednak musiałem być gotowy na każdą ewentualność, dlatego sięgnąłem od razu po Predatora. Owszem, może i nie był najmocniejszą bronią, ale był lekki i szybki, a i miałem dzięki niemu wolną drugą rękę, którą mogłem zaatakować albo z omni-klucza, albo z biotyki. Postanowiłem więc przejść dalej.
-
Hmm, kogoś na pewno obchodzą A i tak powiesz, że to plebs
-
Kij tam, że nie ma kozła oporowego na końcu linii i szczegół, że parowozy nie mają jak się odwrócić po zakończeniu biegu - drewniane podkłady na szynach ftw!
-
Ciekawe czy ta dwa kuce, które splątały pnącza, zgodziłyby się z tobą Oglądałem dwa razy: ze streama, a potem w hd z napisami, bo nie byłem w stanie wyłapać wszystkiego, a już zwłaszcza tego, co mówiła Pinkie. Nauka latania była w porządku, ale ten odcinek pokazał jedną rzecz, coś, co się ładnie nazywa z angielska - overthinking. Zobaczcie, co się dzieje, gdy Twilight się mocno skupiała na machaniu skrzydłami - nie wychodziło jej to najlepiej, podobnie jak lądowanie. A końcówka przy drzewie - wylądowała gładko, no i dobrze utrzymywała się w powietrzu.A i jej panika z listą - skupiła się na tym, nie na lataniu i proszę - wychodziło jej to świetnie xd Oglądając po raz pierwszy, Twilight wydawała mi się dość... głupia, ale za drugim podejściu uważam, że zachowuje się adekwatnie do sytuacji. Przecież wiemy, że panikuje, gdy ma coś zrobić, no i wtedy zachowuje się wręcz irracjonalnie. Co więcej... Pomysł na dzień i noc był naprawdę zacny, tentakle... znaczy, pnącza, znośne, chmury dziwne, ale też ujdą. Zdecydowanie było czuć w tym Discorda Wcześniej przegapiłem, o co kaman z tymi pnączami, dopiero dzisiaj mogłem usłyszeć, jak to było xd W sumie, spodziewałem się czegoś lepszego. Co więcej... urocza głupota naszych bohaterek. Taa, nie ma to jak kazać Twalot spadać, a potem mieć nieogar i żałować, że odesłały jedynego kuca, który może coś poradzić Oh well... No ok, chronienie i ta sprawa... Ale co by jej przyszło z rządzenia Equestrią, skoro tą by pokrył las? xd Chociaż pewno tutaj nadanalizuję sprawę, w końcu to wciąż bajka dla dzieci, chociaż może już nieco inaczej ułożona. Co jeszcze, to zakończenie... Kryształ-szkatułka na sześć kluczy Ciekawe... I ciekawe, dlaczego to właśnie teraz Drzewko ukazało swój skarb. Może się dowiemy wkrótce. I zgodzę się, że korona Twi jest teraz gorsza niż była. Poprzednia miała swój urok, ta jest taka... królewska, taka zwyczajna. Ale to już taka mniejsza wada xd Ogólnie oceniam te odcinki na 8/10. Minus za tę scenkę z odesłaniem Twi. Tak mi się nie podoba, że po prostu ją pominąłem tym razem. Z rzeczy, które mi się podobały: - głupawka Twi; - Twilight wydająca rozkaz niczym rasowa księżniczka; - wygląd Drzewa Harmonii; - Discord, który w tym odcinku spełniał rolę takiego królewskiego błazna - użył niby takich kpiąco-szydzących słów do Twi, ale dał jej do myślenia i nakierował na właściwy tor. No i nie pozbawił jej lekcji ;rainderp: - Scenka z Pinkie i schodami: "Take the stairs, silly!" - Przemiana Luny (chociaż chciałbym nieco głębszą historię, a nie tylko takie "a, twój dzień ssie, BĘDZIE NOC, BO JA!" Luna, nie jesteś Tarrethem Also, mały błąd zauważony w odcinku: http://prntscr.com/26ddp2 Logika
-
Wszystko coraz mocniej śmierdziało zasadzką... Albo miejscem, w którym można było się spotkać, unikając oczu ciekawskich oraz - tym bardziej - Aryi. Jednak wciąż pozostawałem czujny. Zabrałem z pojazdu przymocowany czujnik, zbliżyłem się do budynku i uważnie przeskanowałem wejście za pomocą omni-klucza. Wolałem się upewnić, że nie ma tutaj żadnych bomb, ani czających się za drzwiami drabów.
-
Chyba że czuli się na tyle pewnie, że zaparkowali pod miejscem swojego pobytu. No albo zorientowali się, że podłożyłem im pluskwę i tylko ciągną mnie w pułapkę. Tak czy siak, musiałem być ostrożny. Niewiele brakowało, by z łowcy stać się zwierzyną, a do tego dopuścić nie zamierzałem. Choćbym miał zrównać wszystko na swojej drodze z ziemią. Zacząłem powoli schodzić w dół.
-
Bardzo mnie kusiło, by nieco ich przysmażyć Spaleniem, albo łańcuchowo potraktować Przeciążeniem, ale z drugiej strony, jeśli faktycznie łasili się jedynie na kredyty, mogłem im je dać. Zresztą i tak nie były moje... Chyba nawet należały do jakiegoś przydupasa Arii, o ile dobrze pamiętałem... Heh, idiota mógł lepiej zabezpieczać swoje konto... Do Tysiąca wam dam..., stwierdziłem w myślach. Połasicie się na więcej, to was zapierdolę... Sięgnąłem do kieszeni i rzuciłem im 500 kredytów.
-
Zupełnie nie ruszał mnie los tamtej asari. Zresztą, sama była sobie, kurwa, winna, że tu przylazła. Pewno jeszcze turianie jej coś obiecali - pewno czerwony piasek czy inne uzależniające gówno. No i wszechobecne vorche. Samozwańczy władcy slumsów, którzy nie cieszyli się sympatią Arii, ale dopóki nie wyglądali poza mury swojej dzielnicy, władczyni Omegi nie robiła nic przeciwko nim. Wolałem uniknąć walki, chociaż już coś czułem, że nawet jeśli nic nie zrobię, vorche same postanowią się zabawić moim kosztem. Byłby to ich ostatni błąd w życiu, ale cóż... straciłbym jedynie cenny czas. Miałem nadzieję, że jednak coś innego zdobędzie ich uwagę. Ale jeśli nie, byłem gotowy do walki.
-
Z drugiej strony... jeśli ktoś chciał naprawdę dobrze się ukryć i przebywać poza sferą zainteresowań Arii, slumsy były idealnym miejscem, by się ukryć. Stwierdziłem, że jeśli w końcu dopadnę tego kogoś, zabiję go dwukrotnie za wybór miejscówki. Nie miałem czasu do stracenia. Wybrałem samochód, który wzbudzał najmniejszą uwagę i zhakowałem jego systemy, dostając się do środka. Później z pomocą omni-klucza odpaliłem go. Następnie użyłem go do w miarę szybkiej podwózki do slumsów. Wylądowałem w pewnym oddaleniu od swojego celu, tak na wszelki wypadek, po czym porzuciłem odpalony pojazd. Lepiej w sumie, by się zainteresowali nim niż mną. Nie cierpiałem tego miejsca i wolałem nie przebywać tutaj dłużej niż było to potrzebne. Ruszyłem uliczką i zacząłem iść w stronę pojazdu mojego nieznanego przeciwnika.
-
Ta ulica przypomniała mi najdobitniej, dlaczego unikałem głównych ulic Omegi. Co jak co, ale znosić taki hałas dzień w dzień? Zastanawiałem się, w jaki sposób mógł tutaj ktokolwiek mieszkać. Monotonne odgłosy maszyn, owszem, były dla mnie do przyjęcia, ale to? Nigdy, kurwa, w życiu. Tymczasem jednak musiałem skupić się na tajemniczym przeciwniku. Sądząc po swoim ochroniarzu, należała do najemników. Ktoś mocno postarał się, by dane, do których miałem zamiar się dostać, zniknęły. Musiałem więc jakoś się zbliżyć, pozostając w ukryciu. Może i byłem dobry, ale szarżowanie na czujnego kroganina było samobójstwem i głupotą. Po to właśnie dysponowałem urządzeniem zapewniającym niewidzialność. Zniknięcie w tłumie było proste, należało jedynie uważać, by nikt na nas nie wpadł.Musiałem tez pilnować godziny, bo miałem raptem kwadrans, a jednak wolałem nie marnować tego cennego urządzenia, gdy mógłby mi się przydać do ważniejszych rzeczy. Na moją korzyść działała dzisiejsza bardzo nietypowa bójka, to mogło mi kupić nieco czasu. Gładko prześlizgnąłem się przez większość tłumu. Tuż przy swoim celu o mały włos nie wpadłem na kroganina z Krwawej Hordy, ale w ostatniej chwili go wyminąłem, na co ten jedynie pociągnął nosem i pokręcił głową. Zbliżyłem się do pojazdu. Nie kłopotałem się zaglądaniem w szybę - zwykle zakrywała pasażerów i kierowcę, a i ryzykowałem tym, że ten mógł zobaczyć moją sylwetkę, wszak niewidzialność nie była doskonała. Kucnąłem jedynie i przyczepiłem do pojazdu mały czujnik GPS. Następnie oddaliłem się nieco i korzystając z okazji, wyłączyłem niewidzialność. Zacząłem też szukać pojazdu, który mógłbym zhakować i użyć do dyskretnego pościgu.
-
Zmrużyłem oczy, poprawiając lekko swój wizjer oraz kaptur. Nie dość, że ten ktoś dysponował moim talentem do hakingu, to jeszcze postanowił podpierdolić mój styl ubierania. Chociaż jakby o tym pomyśleć, było to zabawne. Zwykle nikt nie zwracał większej uwagi na takie postacie... chyba że wiedziało się, kogo szukać. A gdy posiadało się taką wiedzę, wystarczyło jedynie dobrze się przyjrzeć. Twoje niedoczekanie, syknąłem w myślach, po czym ruszyłem jej śladem, zachowując jednak bezpieczny dystans. Mogłem zakładać, że ktokolwiek to był, potrafił rozpoznać, gdy ktoś go - lub ją - śledzi. Na szczęście potrafiłem dobrze skupić się na ofierze. A znajomość miasta tylko w tym pomagała.
-
Wybitnie nie lubiłem, kiedy ktoś śmiał wtrącać się w moją pracę. A już zwłaszcza wtedy, gdy ktoś dysponował równie dobrymi umiejętnościami co ja, jeśli chodzi o hakowanie. Tylko nieliczni potrafili przebić moje programy i wymusić format dysku, a ja znałem praktycznie wszystkich z nich. I każdy z nich wiedział, że z Trace'em się nie zadziera, bo nie byłem małym i słabym, pryszczatym chłopaczkiem z omni-kluczem. Tego kogoś czekało lanie... Zakończyłem swoje działania, zdobywając jedynie małą liczbę danych, po czym ruszyłem w stronę schodów prowadzących na wyższą ulicę. Ten ktoś, kimkolwiek był, musiał zapłacić za swój grzech... jeśli będzie miał pecha, to i życiem...
-
Imię: Trace (prawdziwe: Tallon'Nahirr nar Rayya) Rasa: quarianin Płeć: męska Wiek: 24 Klasa postaci: strażnik (umiejętności biotyczne są, acz słabsze niż w przypadku np. ludzi; umiejętności techniczne wysokie, zwłaszcza hakowanie). Wygląd: w sumie to ma posturę i wygląd człowieka, wyłączywszy kończyny, po których widać, że to czystokrwisty quarianin. Ma typowe dla swojej rasy czarne oczy z białymi tęczówkami i źrenicami, które zakrywa pomarańczonym wizjerem poprawiającym wzrok. Jego włosy są czarne, ale same ich końcówki przybierają biały kolor. I co ciekawe, jeśli się je zetnie, po kilku dniach „nowe końcówki” jaśnieją, by ostatecznie przybrać śnieżną biel. Nosi lekki, przerobiony pancerz Zaćmienia (usunięte logo, wzmocniona konstrukcja) oraz płaszcz z kapturem (podobny do tego Kasumi). Charakter: wycofany i nieufny. Mówi mało, bo nie ma potrzeby z kimś dłużej rozmawiać. Pod tym chłodem i oschłością skrywa jednak potrzebę bliskości czy choćby jakiejś przyjaźni. Nie chce jednak, by spotkało go to samo, co kiedyś. Uważa siebie za wynaturzenie i nie boi się zginąć. To, pokręcone przeżyciami, sprawia, że jest niezwykle utalentowanym łowcą, biegłym zarówno technologii, jak i biotyce, a w razie potrzeby potrafi długo stać w bezruchu. Nastawienie do reszty Galaktyki: raczej negatywne. Wynika to głównie z tego, które go spotkało. Nie znalazł jeszcze nikomu, przed kim mógłby się otworzyć albo choćby zaufać na tyle, by nie spać na czuwaniu, obawiając się kosy w żebra. Historia: Mówiło się, że quarianie są rasą pozbawioną umiejętności biotycznych. Nie była to prawda, po prostu tacy występowali niezwykle rzadko, a i nie opowiadało się o nich, by nie wzbudzić zainteresowania naukowców. Inną sprawą było to, że Obdarzeni, jaki ich nazywano, często nie dożywali piątego roku życia, gdy nagromadzona energia biotyczna po prostu niszczyła ich wątłe i słabe ciała. Ułamek biotyków dożywał dorosłości i jeśli już tak się stało, byli niezwykle szanowani we Flocie. Nie inaczej było w przypadku Tallona, który przyszedł na świat na statku Rayya. Od początku wzbudzał zainteresowanie swoich pobratymców swoją odpornością. Zwykle quariańskie dzieci chorowały, nawet w pozornie sterylnym pomieszczeniu, on jednak zdawał się być tym faktem niewzruszony. Zupełnie jakby natura zapomniała o tym, że powinien mieć niską odporność. Jako jeden z nielicznych quarian mógł badać obce obiekty bez kombinezonu, reagując jedynie kichaniem lub drobną wysypką. Podejrzewano już wtedy, że ma to związek z rozwiniętą biotyką w jego ciele, a którą odkryto, gdy pewnego dnia któryś z lekarzy zechciał zabrać mu strzykawkę, którą Tallon trzymał w dłoni. Uderzył medyka Rzutem na tyle mocnym, że ten przewrócił się na podłogę. Dzieciństwo i wczesna dorosłość upłynęła mu na tym samym – nauce i nudnym przesiadywaniu na pokładach statków. Przez kilkanaście lat swojego życia był przerzucany z jednego miejsca na drugie, chodził od naukowca do naukowca. Nie miał miejsca, które mógłby nazwać domem. Gdy pewnego dnia statek został zaatakowany przez nieznanych napastników, nawet się ucieszył. Zwłaszcza, że ci od razu się nim zaopiekowali i dali poczucie przynależności. Tallon miał nadzieję, że w końcu się odrodzi. Tymczasem czekał do podobny los co do tej pory, a nawet gorszy. Ci ludzie jedynie przetransportowali go do ukrytej placówki i sprzedali za pieniądze. Tallon trafił na kolejne badania, jednakże znacznie brutalniejsze niż cokolwiek, co do tej pory przeżył. Testowano jego siłę i odporność – zarażano go chorobami, by sprawdzić, jak jego organizm sobie z nimi poradzi, testowano wytrzymałość poprzez odbieranie mu większej części jedzenia i wody i zmuszając do siedzenia w zimnych pomieszczeniach. Nakłuwano go, modyfikowano, coś wszczepiano. Słowem: stał się jedynie królikiem doświadczalnym dla organizacji zwanej Szarym Świtem. Dużo czasu upłynęło nim jego siła urosła na tyle, by mógł uciec. Chociaż podejrzewał, że i tak pozwolono mu na to, by później monitorować jego postępy, co zresztą potwierdził jakiś czas później, gdy odnalazł w swoim ciele wiele pluskw namierzających. Bez trudu je zneutralizował, co jedynie spotęgowało gniew jego twórców. Stał się celem ataków ze strony zabójców i organizacji typu Błękitne Słońca. Ale skomplikowane testy wzmocniły go na tyle, że ze strachliwego quarianina stał się prawdziwym łowcą... Łowcą, który wiedział, jak się ukryć. Większość czasu spędzał w slumsach Omegi, gdzie mógł liczyć na względne bezpieczeństwo. Korzystał ze swoich umiejętności hakerskich, by zdobywać potrzebne mu pieniądze, broń, ekwipunek. No i wykorzystywał wszystkie swoje siły, żeby dopaść osoby stojące za Szarym Świtem i zabić je. Nie przewidywał jeszcze, że jego osobista wendetta doprowadzi go do czegoś, co mogłoby wywrócić kruchy porządek we wszechświecie do góry nogami. A wszystko zaczęło się od hakowania blisko rynku Omegi w celu pozyskania nowych funduszy... Ekwipunek: omni-klucz z omni-ostrzem, pewna siła biotyczna, pistolet Predator, strzelba Adept, mały nóż myśliwski, torba na ramię z kilkoma zapasowymi pochłaniaczami ciepła, przypięte do paska urządzenie zapewniające chwilową niewidzialność (około piętnastu minut, po wyczerpaniu ładuje się samoczynnie przez godzinę). Cel: dopaść wszystkich stojących za Szarym Świtem i zabić ich.
-
Czarny *** Przebijam samostrzałem:
-
Tym razem trafiły się naprawdę zacne persony, wow, jakże mi miło. Nie ma co, Zodiak i Kree zostają MG. Przy czym mam drobne uwagi do Kree jeśli chodzi o konstrukcję dialogów. Naprawdę, gdy kończysz wypowiedź wielokropkiem albo wykrzyknikiem/znakiem zapytania, NIE piszesz wtrącenia odnarratorskiego dużą literą Ot, taka drobną uwaga. Nabór closed.