Byłem zdziwiony faktem, iż Pinkie nie potrafiła ściągnąć nikogo z mieszkańców Canterlot (zwłaszcza, że później Rarity wcale nie wykorzystywała do tego jakichś wymyślnych sztuczek). Nie spodziewałem się również, że z radosnej Minuette nagle zrobią takiego jedzeniowego snoba. Jakoś to do niej nie pasuje, no ale cóż... W sumie, po raz kolejny się potwierdza, że Canterlot to w sumie nieciekawe miejsce, pełne burżuazji, snobizmu i pogardy do czegoś innego niż ustalone normy, czymkolwiek one są.
No ale, na plus, że to odcinek o kuchni w Equestrii. No i o tym, że ekskluzywne restauracje są tylko po to, by podlizywać się krytykom i snobom, zapominając o jakości jedzenia (sprzedają też mikroskopijne porcje za całkiem makro kwotę).
Do gromadki pucaków dołączyły też kuce hinduskie. Postacie, choć początkowo skonfliktowane, dały się lubić. Pinkie była dość poważna jak na siebie, Rarity zaś... Cóż... to jej dążenie do bycia takim samym jak inni, podczas gdy jako projektantka mody sama nawołuje do oryginalności i za to ochrzaniła Sassy, że chciała zrobić linię produkcyjną (a to przecież butik w Canterlot ).
Ale ogółem przyjemny odcinek (dużo lepszy niż poprzedni), no i cóż... teraz pozostaje tylko czekać na kolejne, które pojawią się jesienią.