-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Auuuuu... jakie słodkie... pierwszy raz od dawna mam przyjęcie urodzinowe... nie mogę się powstrzymać od łezki czy dwóch. Szkoda tylko że Dash i Galaxa nie ma... patrzę na to z uśmiechem...
-
Łapie go telekinezą... i przywołuje go spowrotem. Kładę go na fotelu, i łącze go z fotelem koło Cloudi - Księżniczka Shymin, władczyni syren pomogła nam... więc odwzajemniłem się jej parasolką z oka Jeleniocyklopa... własnoręcznie upolowaną... i Skraplaczem - powiedziałem i kładę ją na moim Fotelu... ja jestem solenizantem i muszę usługiwać gościom... poza tym, mój fotel ma taką tapicerkę więc nie powinno jej się stać nic w płetwy (wciąż pamiętam groźby Trytonów Summonerów)
-
No to idę do kuchni, biorę Shymin na plecy i przedstawiam ją całej grupie moich przyjaciół i żon. - Przyjaciele... chciałbym przedstawić Księżniczkę która nam pomogła z tymi potworami w Changei. Księżniczka Shymin.
-
Ale pewnie foch bo wydałem sekret... i jest gąsienicą... kładę go koło Cloudi - Proszę... popilnuj go, inaczej deseru niebędzie - powiedziałem i idę pomóc Twilight i Shymin w kuchni. Dziękuje jej za przyjście...
-
Biorę go za nogi... i prowadzę go znowu do Cloudi... - Zachowuj, się bo powiem o RPG w pokoju Brown - powiedziałem. RPG... niechodzi mi bynajmniej o grę planszową... A o wyrzutnie rakiet...
-
Przełykam głośno ślinę... może lepiej ucieknę do innego wymiaru... bo wszędzie mnie znajdzie... a wtedy... I am Dead... not big surprise. - Cześć Shymin - powiedziałem machając do niej z uśmiechem...
-
- Ups... - powiedziałem i idę do kuchni z Twilight by pomóc jej w jedzeniu... - Jak bardzo mam przerypane? - spytałem patrząc się na nią miną pieska...
-
Powolutku chowam karabin... - Nic nie widziałaś... nie było tego tutaj - rzekłem patrząc na Twi i robiąc gesty... - Ja nie mogę, a Capo i Ghost mogą... to trochę nie fair... ale dzięki że przyszliście...
-
Patrzę w osłupieniu... ledwo się powstrzymałem od wyciągnięcia Karabinu za obrazu... o nie... odruchowo zdążyłem już go w połowie wyjąć... a obiecałem Twi, że pozbędę się broni z domu... jak patrzy?
-
Podnoszę głowę i idę do niej - O co chodzi skarbie? - spytałem się wchodząc do salonu. Co znów się stało? Jak Lily znów w napadzie złości rozpieprzyła TV to tym razem odetnę jej kieszonkowe.
-
Więc ja czekam, na to co się stanie wykonując swoje obowiązki... no... za 13 godzin północ i koniec kolejnych urodzin bez imprezy. Wracam do roboty...
-
Więc znajduje czas w biurze i wykonuje formalności z Obiema restauracjami, państwem i moim miastem. Ach... robota papierkowa... o dziwo... tęskniłem za tym.
-
- Dobrze... nie będziemy cię już niepokoić. Do następnego razu - powiedziałem i biorąc Deli wracamy do domu. Po powrocie mówię... - I jak spotkanie z Shymin...
-
Więc włączam się do rozmowy. Dobrze, że Capo nie wie o Syrenach. Mówi "Syreny to najseksowniejsze laski świata"... znienawidziły by mnie, gdybym sprowadził tu capo... powtórzyła by się historia z wioską i 30 minutami...
-
Dzisiaj moje urodziny... ale nie przejmuje się tym. I tak imprezy nie robimy, więc spoko. Wracam do Deli i Shymin i sprawdzam jak się dogadują.
-
Z uśmiechem patrzę na to... poza tym... - Ja sprawdzę co ze skraplaczem, czy zdaje egzamin. Wy się zapoznajcie - powiedziałem i idę sprawdzić skraplacz.
-
Ja patrzę na to. Syreny na powierzchni... są wolniejsze od żółwi. Więc jeśli by chciała do mnie wpaść... to musiałbym ją nosić. Tak czy siak, przyglądam się i komentuje... - Śmiało Deli...
-
- To nie Fluttershy. TO Księżniczka Shymin. Kiedyś ci czytałem bajeczkę, że syreny mają wyglądowe odpowiedniki na powierzchni. Okazuje się, że Fluttershy ma swoją wersje Syreny - powiedziałem i ją trochę pcham do przodu... leciutko, by mogła zrobić pierwszy krok...
-
Delikatnie ją ściągam. Wstaję i idę się przygotować. Potem czekam na Delicate. Pomagam jej się przyszykować i idziemy na spotkanie z Shymin... ciekawe jak się zachowa widząc syrenkę...
-
- Dobranoc... to jutro o tej samej porze i w tym samym miejscu - powiedziałem oddalając się. Więc przenoszę się do domu i kładę się spać...
-
Przewidziane... wodoodporny garniak... za często mnie wrzucała do wody ze śmiechem... wiele garniaków zginęło tamtego miesiąca... jeśli mnie puści to z uśmiechem patrzę na nia... jak nie... to wstrzymuje oddech bo znów mnie pewnie wciągnie.
-
Więc obejmuje ją po przyjacielsku jak pozwoli, odwzajemni? - Drobiazg... po prostu chce by wasz piękny i fascynujący gatunek przetrwał... poza tym... jutro też wpadnę, z moją córką którą tak chciałaś poznać - powiedziałem z uśmiechem.
-
- To mój obowiązek jako przyjaciela. To Skraplacz. Maszyna jest używana, do szybszego porostu roślin, polepszając jej smak, lecz nie niszczy przy tym wartości odżywczych i tego typu podobnych. Teraz możecie krócej hodować rośliny, i będziecie ich mieć więcej... do jej działania... potrzebna jest woda. Chyba z paliwem nie będzie problemu - powiedziałem rozglądając się.
-
- A tak bez okazji. Tak naprawdę, to usłyszałem, że urodziłaś się 26 Grudnia... a skoro jeszcze dzień się nie skończył... to proszę - powiedziałem dając jej prezent.
-
- Cześć Shymin - powiedziałem podchodząc i stając koło niej z zapakowanym prezentem. - Mam prezent dla ciebie - powiedziałem patrząc na nią i pokazując jej paczkę.