-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Więc idę do domu i przekazuje te informacje co się dowiedziałem mamie, Farukowi i Chrysalis. Matko, jak ja nie chce tego robić... ale to też zagrożenie dla Federacji.
-
Gdybym kurwa jeszcze wiedział co to jest jeśli można by było się dowiedzieć? Ale wciąż jestem przekonany, że syreny zbytnio mnie nie polubią... bo mogła mi to sama dać.
-
Westchnąłem... czyli jak widać nie lubią jak się im pomaga... - Więc wychodzi na to, że nawet pomagając im egzystencji... wciąż wolały by mnie rozszarpać - powiedziałem idąc wśród plaży... bo wejście na ląd jest kilometr...
-
- Halo... Wiem, że jesteście wkurzone... ale potrzebujemy was. Jak możemy je pokonać? Zrobię co będziecie chciały... cokolwiek - powiedziałem. Normalnie nie błagałbym tak... ale wkońcu o rodzina.
-
- Myślałem, że będziesz milsza dla mnie, że nie jesteście już prawie na wymarciu... Podmieńce badały dno oceanu i coś wybudziły. Chciałbym się dowiedzieć co... - powiedziałem i się przełamuje i patrzę w jej oczy... mam 5 żon, więc raczej mnie nie zauro... kogo ja oszukuje, Matka mi mówi, ze mam słaby umysł w tych sprawach...
-
Staram się na nią zbytnio długo nie patrzeć. Syreny mają coś takiego, ze ludzie, zakochują się w nich na zabój już na patrzenie dłużej niż 10 sekund... - Nazywam się Allan Al-Bashir. Książę Federaci, ten który załatwił zakaz połowów Syren w granicach federacji - powiedziałem.
-
Wiem co zrobić... Idę na nieodwiedzane wybrzeże i czekam tam na coś... konkretniej na pół Kuca... pół rybę. Tak, syrenę. Jeśli ktoś będzie wiedział co to takiego... to tylko syrena.
-
Wysyłam wiadomość do Faruka by przygotował wojsko, a ja dzwonię do mamy i pytam się co się do jasnej anielki dzieje. Co znów Chrysalis zrobiła?
-
Odsłuchuje tą wiadomość, podpisując papier który sprawi, że Lucy poleci w kosmos... czego zawsze marzyła, odkąd ujawniła swoją płeć. Tak czy siak słucham czego to moja ciotka chce?
-
Dobra... jakośsię tam dostaje i biorę włos JelenioCyklopa... i oko jak mi się uda. Następnie wracam do domu, i idę do zbrojowni, i zaczynam z Kryształu i Włosa... robić łuk. De dwa materiały zrobią łuk który nie tylko będzie najlepszy... ale też pozwoli na przechowanie Cienia, z Cienistej Przysięgi. Po stworzeniu łuku, kładę go na stole, i składam ręce w modlitwie... - O Arachnio, bogini Cienia. Usłysz moje wołanie i wysłuchaj mojej przysięgi. Ten łuk, od tej pory związuje ze swoją duszą w postaci Cienistej Przysięgi... ktokolwiek będzie go nosił, będę mu służył radą, i mieczem jak mnie przyzwie w postaci Cienia. Rarity Al-Bashir... właścicielka tego łuku, od czasu w którym ja odejdę, a moja dusza wejdzie do tego łuku, przysięga się uaktywni, i będę jej służyć... aż po kres istnienia. Obiecuje to ja, Allan Al-Bashir - powiedziałem. TO było złożenie przysięgi. Zrobiłem to... bo teraz jestem 100% pewien... że nadchodzi mój czas. Sprawdzam czy pojawiły się symbole w starym dialekcie mojego Ludy...Na całej długości powinna się pojawić kopia tego tekstu.
-
Czekaj... a góra? Czy osłonił swoją górę? Jeśli nie, to wspomagam trajektorie lotu, rakiety tak by jak pocisk Javelin, poleciała w górę i potem spadła na niego z góry. Jak otoczony od góry... to trzeba myśleć. Jak zginie, to lód zniknie.
-
Ładuje kolejny pocisk, tym razem naładowany magicznie... teraz go powali. Obchodzę jakoś tą jego tarczę, i strzelam w niego... musi go to powalić.
-
Więc z pleców ściągam RPG (Każdy z klasy Mechanik, w Federacji, ma RPG), i celuje w niego. Następnie strzelam w niego takim ładunkiem... że powinno go powalić.
-
Więc odrazu się przenoszę do Białej Strefy DeadZony... wcześniej idąc po Ekwipunek. Pełni uzbrojony idę szukać... Jeleniocyklopa, i uważam by z ziemi nie wyskoczyła nagle Afra i nie zrobiła wiadomo czego.
-
Używam zdolności kamuflażu i staram się dostać do tego kryształu... potrzebny mi jest, jeśli moje przypuszczenia są prawdziwe.
-
Dobra... więc w międzyczasie, tepam się, do jaskini Kryształowej w DeadZonie... szukam tam pewnego kryształu. Taki elastyczny, łatwy w obróbce, itp... naprawdę rzadki... i zdolny do zaklinania.
-
Wstaję delikatnie i idę zrobić śniadanie. Jak dobrze pamiętam, Lily najwcześniej wstaje bo idziedo jakiegoś klubu Paintballowego. Więc zaraz powinna tu być.
-
Łapczywie biorę tlen... jeśli chce spać na mojej twarzy.. spoko nie mam nic przeciwko, lecz muszę sobie rurkę do oddychania załatwić. Tak czy siak, sprawdzam która godzina...
-
- MYMPH!! - powiedziałem starając się wziąć jakoś powietrze... ostatecznie podnoszę Deli rękami i ładę ja obok siebie... w tej sytuacji przypomniała mojego psa z dzieciństwa...
-
Więc lekko przyśpieszam.. Twi może pójść w każdech chwili... bo wymioty to niezły budzik jej ciała. Ciekawe co przyniesie przyszłość...
-
Powoli przyśpieszam posuw nie przestając masować i drapać... więc niech się zacznie cała zabawa. A macki u Rarity niech mocniej robią...
-
- Kocham cię, moja Limonko - powiedziałem i zaprezentowałem jej długi pocałunek po czym powoli wsadzam do obu otworów moje członki.
-
Czyli zaczynam drapanie za uchem, masaż skrzydeł, i ocieranie członkami o oba wejścia. Sprawdzam ukradkiem, czy Macki dostatecznie zadowalają Rarity.
-
Więc kiedy Rarity wyciągnie mojego ze swoich ust... porywają ją macki i zaczynają wiadomo co robić. Twi już powinna być w swoim ciele, więc ona idzie na pierwszy ogień. Kładę się, i pomagam jej by była teraz nademną...
-
Mruczę, obie głaszcząc po grzywach, w takich miejscach najbliżej rogu. Ah... jak mi tego brakowało. Wracając, niech to robią tak długo, aż uznają, że przechodzimy dalej...