-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
- Pasuje - powiedziałem z uśmiechem i następnie wracamy do domu, jeśli już można. Ciesze się, że Lucy jest szczęśliwa. Po powrocie sprawdzam, czy Lily wciąż śpi.
-
- Taka podobna do mamusi - powiedziałem z uśmiechem. Po chwili oddaje Lucy, klaczkę a potem się pytam. - Jak ją nazwiemy? - spytałem się...
-
- Prawię zgadłem - powiedziałem do niej z uśmiechem. Następnie biorę dziecko na ręce i spoglądam na nie z bliska... Lucy do jutra powinna odzyskać dawną sprawność.
-
Więc wchodzę powoli do środka... następnie patrzę na tą niespodziankę Lucy... Róż na Sto Procent... stawiam, że większości jest róż. Więc podchodząc sprawdzam jak wygląda córka.
-
Więc wstaję i szybko się ubieram... pierdolić jedzenie... wsiadam do auta, kto chce, ten moze jechać. Następnie z piskiem opon jadę do szpitala.
-
Coś tak podejrzewałem... Zaczyna się robić druga Delicate. Im bliżej córek tym lepiej, nawet Bolta i Beka bym tu wpóścił. Więc obejmując wszystkie 3 klacze na mym łóżku... zasypiam.
-
Patrze na nią z uśmiechem i następie czytam jej bajkę na dobranoc... po wszystkim kładę ją na łóżku koło mnie i Twi, i... nie zasypiam. Mam teorie. Czekam aż ktoś niespodziewany wejdzie do sypialni.
-
Obejmuje je. Lily coś ostatnio za bardzo się łasi... pewnie premiera nowej gry, a ona nie ma kasy... bardzo do niej podobne... tak czy siak, już czas. - Dobra... macie pół godziny na przygotowanie się do snu i pójście do łóżek...
-
- Deli czekaj... - powiedziałem niemal natychmiast. - To nie było na ciebie. Dostałem skargi od Nauczycieli, że Lily pobiła pewnego ogiera, za to, że cię tak nazwał - znów spoglądam na Lily - Pochwalam to, że starasz się bronić siostrę, ale musisz postarać się rozwiązywać konflikty nie tylko za pomocą kopyt, ale też za pomocą słów... wież mi. Każdego można obejść.
-
W końcu tym razem Bolt robi kolacje. Po zjedzeniu jej biorę Lily na słówko, na spacer po ogrodzie, bo jest jeszcze czas. - Słuchaj... słyszałem o tej ostatniej bójce... wytłumaczysz mi całą sprawę?
-
Więc idę do domu i daje raport Twilight która pewnie od mojego wyjścia siedzi na schodach i czeka na mój powrót głaskając z uczuciem węża. Przechodzę przez portal i daje raport Twi... głównie o przezywaniu owocami innych uczniów przez Fire'a i tej bójce Lily w obronie Deli.
-
Aha... więc pytam się nauczycielki czy ma jakieś zastrzeżenia do dwójki najmłodszych uczniów z mojej rodzinki. Następnie jeśli ma coś do powiedzenia... to czekam, aż jakiś nauczyciel zaprosi mnie na rozmowę.
-
Znając życie... wychowawczyni będzie chciała pogadać trochę ze mną na temat Lily, zgadłem? Jak tak, to zostaje, jak nie to idę już jeśli już nic niema, na wywiadówkę młodszych.
-
Więc podchodzę do nauczycielki i biorę cenzurki swoich brzdąców... następnie sprawdzam i je porównuje, z czego mają zagrożenia, a z czego przejdą na bank...
-
Lily - Mordor, Bolt - Kuchni i jedzenie, Deli - Czas ze mną... więc szukam podobnych do ich stylu, obrazki. Ciekawe czy siedzą razem czy osobno... tak czy siak, szukam ich obrazków.
-
Jak to brzmi... żona wygania męża do piwnicy... tak czy siak idę do szkoły dzieciaków jak naszybciej jak mogę i staram się nie spóźnić na wywiadówkę... bo mnie Twi poszczuje wężem...
-
Nom... więc robię obiad i obserwuję cały czas Lily... dziwnie się ostatnio zachowuje... po zjedzeniu obiadu, szykuje się do wyjścia na wywiadówkę.
-
- Ciesze się, że wszystko wychodzi na dobre... jeśli zdacie, to jedziemy na wakacje... - powiedziałem z uśmiechem. Wspólne rodzinne wakacje, tego nie było...
-
Więc podaje i najszybciej jak to możliwe wychodzę z pomieszczenia... następnie czekam na dzieciaki jak wrócą ze szkoły... mam nadzieje, że z dobrymi wieściami.
-
No właśnie... więc spędzam czas z Lucy a potem żegnam ją i wracam do domu by dać pikusiowi jeść... zobaczymy jak mnie dziś potraktuje...
-
- Mam nadzieje, że cię dobrze tutaj traktują - spytałem się, siadając koło niej... ciesze się, że Lucy spełniła swoje marzenie o dziecku... a jutro także marzenie o ojcu... ojczymie... czy jak to będzie nazywać...
-
- Z twojego kolorku sierści, wnioskuje, że dobrze się czujesz... - powiedziałem i ją pocałowałem by po chwili odsunąć się trochę, jak by inne też by chciały się z nią przywitać.
-
Więc pukając wchodzę do środka - Cześć, Lucy - powiedziałem z uśmiechem spoglądając na nią. Już niebawem, pewnie dobierze moment taki by wkurzyć doktorów... moja kochana klaczo-włócznio-bogini.
-
Naprawdę święto... więc ja idę do Lucy... po przygotowaniu, wychodzę z domu biorąc żony jak chcą i idziemy w odwiedziny do Lucy... mam nadzieje, że może gadać.
-
Modliłem się o to wczoraj... przed wczoraj... i jeszcze tydzień wstecz. Więc pakuje drugie śniadanie dzieciakom i daje im każdego żegnając i mówiąc powodzenia i by Deli się dowiedziała czy ma wszystko zdane...