-
Zawartość
3487 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
1
Wszystko napisane przez KougatKnave3
-
Wysyłam SOS... DO WSZYSTKICH KLACZY-ŻON W ZASIĘGU! "S.O.S! MATKA DUSI... JESTEM DZIECKIEM... ZNOWU. POWTARZAM: S.O.S! MATKA DUSI... JESTEM DZIECKIEM... ZNOWU" Staram się zaczerpnąć powietrza.
-
- Mamo... dusisz... mnie... powietrza... brak - robię się biały z powodu braku tlenu. DZIĘKUJE KURWA! TERAZ JAK SIĘ BĘDĘ PŁAKAĆ JAK DZIECKO, TO STANĘ SIĘ DZIECKIEM! KURWA ZAJEBIŚCIE! CO JESZCZE?! JEDNA Z MOICH ŻON OKAŻE SIĘ PÓŁ WĘŻEM.
-
- D... dobrze - mówię i idę załamany po Delicate, wciąż mam wrażenie, że pójdzie coś nie tak... matko, zachowuje się jak dzie...cko... o nie.
-
Wciąż ściskam jej kopyto w nadziei, że nie uda mi się tego zobaczyć. Chowam po prostu oczy pod futrem matki. Nie chce.. na to patrzeć, i znów parę łez się wypadło.
-
Spoglądam na nią z... łzami. - Mam nadzieje... - powiedziałem po czym ocieram się z łez. Spoglądam na nią... staram się teraz nie myśleć o tym. - A co do tego co się stało między tobą a mną... kiedy mnie przyłapałaś jako dziecko...
-
Odruchowo wtulam się w matkę. Tak by mnie Deli nie zobaczyła... to dla mnie za dużo... nie chce patrzeć, bo to dla mnie straszne... ona się boi. Nie chce by się bała.
-
Przesyłam wiadomość jej "To lekarstwo... oni cię leczą, leż spokojnie. Zrób to dla mnie" wysłałem jej i uśmiechnąłem się do niej. To wszystko wygląda jak rytuał przyzwania demona.
-
- Co się właśnie dzieje... leczą ją? - spytałem się zatroskany. Mam nadzieje, że będzie dobrze... nie mam ochoty co jakiś czas ładować mojej córki... ale nie... mi to obojętne, ważne by żyła.
-
Eeee... - Okey... uznajmy to za normalne. I on tak do końca życia będzie tak nas nazywać? W końcu Lily nie wytrzyma i jej Strona naprawdę nabierze znaczenia w Relacjach Lily-Fire.
-
- Nie... przy mnie, nazywał ich po imieniu. Nawet mogę ci pokazać - powiedziałem wyciągając kopyto gotowy do transferu wspomnienia. ON TYLKO NA MNIE NIE MÓWIŁ PO IMIENIU! NA INNYCH O PO IMIENIU GADAŁ!
-
- Spokojnie córeczko... będzie dobrze. Wytrzymaj dla mnie - powiedziałem z uśmiechem i spoglądam na matkę. - To czemu do jasnej Matki Księżyca, mówi na mnie Pomarańcza?
-
- Do śmierci, bez konkurecynie Lily... czasem się jej boje przez sam charakter. Do Życia... bardziej Fire Pasuje. A do Pomiędzy... Delicate... - powiedziałem spoglądając na nią.
-
- Więc... ona trzyma jednocześnie z obiema stronami ale nie należy do nich... eee... mózg mnie boli, tak samo jak wtedy kiedy tłumaczyłaś ojcu działanie komuny.
-
Pomyślmy... - Pomiędzy... co to oznacza? - spytałem się patrząc zdenerwowany na matkę. Mam złe przeczucia co do tego... i o dziwo też i dobre. Przeczucia się podzieliły... nie wiem co się stanie.
-
Spoglądam przerażony na matkę. - Co to znaczy? - spytałem się załamany. Nie... mam złe przeczucia... naprawdę mam złe przeczucia...
-
Wspieram ją do czasu jak już skończą. Jak każą mi się odsunąć to z bólem to robię i staję koło matki. Naprawdę... boje się na to patrzeć... będzie to bolało Deli.
-
Więc jedynie co robię to uspokajam ją - Spokojnie... oni wiedzą co robić - rzekłem do niej głaszcząc ją po grzywie. Czekam na to co się wydarzy.
-
Więc przyglądam się ich pracy, i jeśli mogę, to im jakoś pomagam. Od Afry można było by zdobyć dobry specyfik... tylko straszny jest sposób w jaki go tworzy... tak czy siak, czekam na to co się stanie.
-
Więc chodzi bym położył tam Deli. Więc kładę ją na stolę i czekam na matkę. Modlę by się udało... bardzo proszę...
-
- Wow... - tylko tyle miałem do opisania na temat tego miejsca. Tak czy siak idę dalej za matką... to oni mieli tutaj coś takiego... nie wiedziałem...
-
A tata pewnie wkurwiony, że mu przerwałem. Tak czy siak idę niespokojnie z córką na grzbiecie i staram się nadążyć za matką. Muszę sprawdzić czy jest lekarstwo.
-
Przytulam ją - Więc co zrobić? - spytałem się zrozpaczony. Nie mogę pozwolić by mojej córeczce się coś stało... nie chce by taka była. Nie chcę by się tak męczyła. Czekam na odpowiedź matki.
-
- Czyli... umrze? - spytałem się z przerażeniem. A to oznacza, że... tata też wkrótce odejdzie, jeśli to prawda. Matko... jednak ta maszyna nie jest przełomowa.
-
Czekam na to z niepokojem - I co się dzieje Deli? Wiesz co? - spytałem się na skraju załamania które jest podwojone tym, że zobaczyłem moich rodziców podczas TEGO zdarzenia.
-
Cały biały jestem... zobaczyć TO to nie jest grzech... ale jak robią TO właśni Rodzice... to już jest trauma. - Deli jest poważnie chora... leki nie działają, a maszyny w Lost Hills nie wykrywają nic... pomyślałem, że może tobie się uda dowiedzieć.