-
Zawartość
4953 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wizio
-
- Dobra musimy już iść. - powiedziała Applejack zdejmująca podziurawioną zbroję i odkrywająca głębokie i krwawiące rany. - Nie mamy czasu na dłuższe znęcania się nad ciałem - klacz podeszła do topora Vertisa i włożyła przypięła do paska. Wyglądało to zabawnie bo topór był prawie jak ona.
-
Przerwa się skończyła, a ty spędziłeś kolejną lekcję na pomocy Cheerile. *** Po kolejnych 45 minutach lekcje się skończyły, a ty mogłeś wrócić do domu.
-
- Spokojnie on już nie żyje - powiedziała Applejack próbując do ciebie podejść. - Twoje skrzydło. Ono chyba już jest nie do użytku.\ - powiedziała wskazując na ledwo wiszące skrzydło.
-
- Wiem tyle, że zebry go napadły, lecz co ci już mówiłam.
-
- No to chodźmy - powiedziała Twilight wychodząc z pokoju.
-
- Kucyki się zmieniają. Ty też kiedyś się zmienisz - powiedziała i otworzyła drzwi.
-
- Dobra w dupie mam twoje kazanie. Twoją głowę powieszę sobie nad kominkiem. - Vertis uniósł topór i opuścił go. Miałeś szczęście, że nie trafił w głowę, lecz w skrzydło. Ono krwawiło i się ledwo trzymało. - Cholera ale mam dzisiaj słabego cela. - powiedział śmiejąc się i ponownie unosząc topór. Gdy miał go upuścić za jego plecami kątem oka zauważyłeś Applejack. Była ona cała we krwi i kulała. Jej pancerz był cały dziurawy, lecz miała na tyle siły aby rzucić swój topór, który trafił prosto w głowę Vertsia niemal ją odrywając. Magia się zwolniła a ty mogłeś wstać.
-
- Jestem już pełnoletnia. Nie możesz mnie tu więzić. Pamiętaj, że to mój dom.
-
- A dasz radę dojść do mojej biblioteki?
-
- A mam w nosie ich zdanie. Nareszcie wiem co jest lepsze niż uczenie się jak kujon. - powiedziała ruszając w stronę drzwi.
-
- Wież mi, że nie uda ci się. Jedyne co ją pocieszy to list od Rainbow Dash.
-
- A ty nie doceniasz mistrza - powiedział robiąc kolejny unik. Myślisz, że takie ścierwo jak ty mnie pokona? Jesteś kompletnym idiotą. Wydłubałeś sobie oko i to ma być oznaka inteligencji? Chyba kretynizmu - powiedział chwytając cię magią i przyciskając do ziemi kompletnie cię unieruchamiając. - To koniec.
-
- Możesz ale nie będzie chciała nigdzie iść. Stoi cały czas przy skrzynce pocztowej.
-
- A co? Szlaban mi dasz? - powiedziała z lekkim śmiechem odsuwając cię.
-
- Nie mamy od niej wieści. Pinkie Pie znowu trochę odbija i myśli, że o nas zapomniała.
-
- Nie ma po co się denerwować. Zaraz wychodzę, więc posprzątam jak wrócę. - powiedziała zamykając książkę i udając się w stronę drzwi.
-
- Powiem to jeszcze raz. Jesteś żałosny. - Vertis zrobił szybki unik. - Myślisz, że twoja zasłona coś da? Głupcze ja jestem twoim mistrzem i wiem wszystko o twoich taktykach. Sam cię ich nauczyłem. - powiedział to i ruszył w twoją stronę niosąc magią wielki, okrwawiony topór.
-
Przez całą przerwę było spokojnie. Nie zauważyłeś żadnych niepokojących zachowań źrebaków i mogłeś ze spokojem wrócić do sali.
-
- Nie zapomnij, że straciliśmy żołnierza - odwróciłem się i udałem się w stronę swojej kuźni. Nie obchodziło mnie co kapitan myślał. Obchodziła go jego własna dupa.
-
- Widzisz. Ja nie myślisz o chodzeniu to idzie ci wspaniale. Nie możesz myśleć o chodzeniu.
-
Vertis był sprytny i wiedział, że masz zamiar go zabić. Wiedział także o ucieczce. W mgnieniu oka się teleportował na drugą stronę komnaty. - Tylko na tyle cię stać? Myślałem, że łowca będzie bardziej nieprzewidywalny. Widać, że to był błąd ucząc cię czegokolwiek - zadrwił wyciągając magią spory, okrutnie wyglądający topór z szafy. - Cóż czas umierać.
-
- Cóż mam nadzieję, że ci się powiedzie.
-
Wyszedłeś na plac zabaw. Było tam kilkanaście źrebaków bawiących się na różnorakie sposoby.
-
Znalazłeś dobre miejsce w rogi komnaty. Byłeś praktycznie niewidoczny schowany za różnymi roślinami itp. Teraz wystarczyło tylko czekać. *** Po pewnym czasie do swojej komnaty przyszedł Vertis. Był zły z powodu waszej ucieczki. Usiadł do biurka i sprawdzał jakieś papiery.
-
- Pracuje nad tym, lecz minie sporo czasu zanim ją zrobię - powiedziała chichocząc.