- Dobra w dupie mam twoje kazanie. Twoją głowę powieszę sobie nad kominkiem. - Vertis uniósł topór i opuścił go. Miałeś szczęście, że nie trafił w głowę, lecz w skrzydło. Ono krwawiło i się ledwo trzymało.
- Cholera ale mam dzisiaj słabego cela. - powiedział śmiejąc się i ponownie unosząc topór. Gdy miał go upuścić za jego plecami kątem oka zauważyłeś Applejack. Była ona cała we krwi i kulała. Jej pancerz był cały dziurawy, lecz miała na tyle siły aby rzucić swój topór, który trafił prosto w głowę Vertsia niemal ją odrywając. Magia się zwolniła a ty mogłeś wstać.