-
Zawartość
4953 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Wizio
-
Postanowiłem spróbować jeszcze raz. - Fluttershy... jesteś dobra... przypomnij sobie jak pomagałaś zwierzaczkom... proszę cię...
-
Ta bez słowa razem z tobą upadła na ziemię. Teraz tkwiąc w pocałunku leżałyście na miękkiej trawie.
-
Wykorzystałem ten moment i spróbowałem uderzyć ją z kopytka.
-
- Dobra - powiedziałem uderzając z patelni Fluttershy. Z tego co wiem ona najłatwiej da się omotać.
-
- A ty ciągle próbujesz mi matkować - powiedziała od niechcenia.
-
- Dobra teraz już się boje - pomyślałem. Wiedziałem, że każda może być niebezpieczna, lecz miałem pewnego haka. Element Lojalności... - Rainbow... naprawdę zdradzasz swoje przyjaciółki i całą Equestrię?
-
Applejack mocno cie przytuliła.
-
- Ano - ziewnęła. Celestia milczała przypatrując się wam.
-
Applejack popatrzyła w niebo po czym pocałowała cię w usta.
-
- Nie ma mowy! - krzyknęła ponownie łapiąc cię magią. - Spokojnie kochany bo ci się maseczka popsuje.
-
- A co kuzynku? ROzkazujesz mi? - zaśmiała się.
-
Już wiedziałem kto i nie spodziewałem się niczego dobrego po tym... Jednak pomimo tego zacząłem przeszukiwać zamek.
-
- Nie tak szybko - powiedziała Rarity trzymając cię magią. - Aby być pięknym to musisz cierpieć - powiedziała ponownie umieszczając cie w gorących źródłach.
-
- Trzymaj się kolego - powiedział otwierając ci magią drzwi.
-
- Może potem - odpowiedziała idąc dalej.
-
- Nope - odpowiedziała niemal natychmiast.
-
Tak jak pomyślałaś Applejack tam siedziała. Prawię od razu cię zauważyła i podeszła do ciebie.
-
- Możesz - powiedziała nie przestając chichotać.
-
- Ano nie zgadłeś. Robimy koło i w nim się tłuką na pięści. Ten kto padnie pierwszy to przegrywa.
-
Miałem nadzieję, że mnie nie rozpoznają, a jeśli już to zapewni mi ochronę. Tak czy siak udałem się do pałacu.
-
Twilight wstała i rozciągnęła się. Następnie popatrzyła na was zmęczonym wzrokiem. - Coś nie tak?
-
Po chwili już wszystkie wyruszyłyście do Akrów słodkich jabłek. *** Po jakimś, niedługim czasie byłyście już na miejscu. Gdy weszłyście do środka Applejack dalej nie było, a Pinkie piekła babeczki.
-
- A tam... Areną to jest karczma, a w niej mordobicia - uśmiechnął się.
-
Nigdy nie sądziłem, że będę musiał to zrobić ale po kolei zacząłem chować nieprzytomnych strażników i tam bez litości ich dobijać. Jednemu z nich zdjąłem zbroję i spróbowałem się w nią przyodziać.
-
Pegazy już po chwili doleciały na miejsce i jak gdyby nigdy nic zostawiły kanapę przed drzwiami. - Nie wierć się tak - powiedziała Rarity przytrzymując cię magią. Po chwili miałeś już na twarzy maseczkę, a po jeszcze drugiej chwili weszliście do gorącego źródełka.