Skocz do zawartości

Dolar84

Administrator Wspierający
  • Zawartość

    3975
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    110

Wszystko napisane przez Dolar84

  1. Jedną rzeczą są defilady i inne pierdoły a inną zdradzanie swojego planu kiedy jeszcze nie ma się środków żeby go wykonać. Jeżeli zrobiłby będąc gotowym lub prawie gotowym do uderzenia to inna sprawa - ale ten jełop dał im czas na przygotowanie. Jedynym wytłumaczeniem jest to, że rajcuje go dostawanie po dupsku od Księżniczek albo że nie ma przynajmniej połowy mózgu (pasowałby do Rainbow Dash :D). Pokaz siły spełnia swoje zadanie wtedy, gdy ma się realne środki by jej w razie czego użyć - a z tego co wywnioskowałem z treści, to Sombra był w tamtym momencie jeszcze niemal przysłowiowym gołodupcem. No właśnie w tym tkwi według mnie problem. Rozumiem jeszcze AJ - jest sierżantem, zdobywa doświadczenie i tak dalej. Rozumiem, że Twilight jakiś tam czas spędziła na studiowaniu kwestii militarnych - ale ile mogła zrobić, skoro w tym czasie głównie zajmowała się pracami nad magią przyjaźni? A na wygrywa dosłownie wszystko i nie popełnia żadnych błędów - to się zwyczajnie nie klei. Jakby na początku przerżnęła kilka potyczek od razu by ją to uwiarygodniło. "Większe znaczy lepsze". To jest pewne wytłumaczenie, ale i tak boli fakt, że wszystko jest idealne. Zero błędów. Umówmy się - takie rzeczy się nie zdarzają. A można było zastosować prosty zabieg - niechby wybrała odpowiednik Tygrysa firmy Porsche, który teoretycznie był potęga a w praktyce kupą złomu. I od razu spowodowałoby to opóźnienie we wprowadzeniu tych lepszych - i już Equestria nie byłaby aż tak doskonała. Ale niestety nie jest i strasznie mnie irytuje fakt, "intuicji" Luny. A o silniku odrzutowym to nawet mi nie mów - jak doczytałem że ma być Me 262 to załamałem ręce. A kiedy doszedłem do sceny w której testy idą idealnie, wszystko jest miodzio i od razu walimy go do produkcji to mnie trafił jasny szlag. Gdzie nieudane prototypy? Gdzie martwi oblatywacze? Dlaczego ciągle to wszystko jest takie idealne i OP ja się pytam? I tak, powtarzam się, ale to dla mnie jeden z większych zarzutów dotyczących KO, ponieważ sprawia, iż lektura po pewnym czasie staję się zwyczajnie nudna. Ile można czytać o zwycięstwach jednej strony? Co zaś do broni odwetowej to właśnie przez koszty i zawodność jej wprowadzenie byłoby piękne i osłabiłoby wyżej wspomniany zarzut jakby potracili na to czas i pieniądze. Ale powód je odrzucenia? Serdeczność? W tym momencie Luna mi się jawi albo jako idiotka (na miarę Sombry ujawniającego swój plan) albo zdrajczyni. Również o tym słyszałem i bardzo na ten tekst czekam - jeżeli chodzi o II WŚ, to nie ma dla mnie lepszego tematu niż szeroko pojęta flota. Najgorsze jest to, że tu nie trzeba jakiejś specjalnej wiedzy - to jest aż tak złe, że wprost bije w oczy. Fakt, ja mam to do siebie, że przez ten @$@$%$@ fandom nie mogę już czytać książek nie tropiąc błędów, ale tu by mnie szlag jasny trafiał nawet w początkach mojego czytania fanfików. W bardzo, ale to bardzo wielu miejscach lektura była zwyczajną torturą, a moje komentarze zdecydowanie nie nadawały się do druku. A najbardziej wkurza mnie fakt, że to wszystko można poprawić i tym samym znacząco ulepszyć opowiadanie - wystarczy tylko chcieć, a tejże chęci u autora nie ma.
  2. Przeczytane Cóż, zmierzyłem się z gigantem i przetrwałem to starcie. Nie ukrywam, że podchodziłem do niego z mieszanymi uczuciami - z jednej strony ma wiele komentarzy pozytywnych, z drugiej dużo pojawiło się również opinii niemal skrajnie negatywnych. W końcu nie było innej możliwości żeby przeczytać samemu i wyrobić sobie własną opinię. Miałem nadzieję, że negatywne opinie są przesadzone chociaż nie przesadzałem z optymizmem. A gdzie jest prawda (dla danej subiektywnej wartości tego słowa)? Jak to zwykle bywa na żadnym z biegunów. W Kryształowym Oblężeniu, jak w znakomitej większości fanfików jest za co chwalić i jest za co ganić. Postaram się teraz nieco przybliżyć swoje wrażenia z lektury, zarówno te pozytywne jak i negatywne. Myślę, że wrócę do starej taktyki pisania w punktach - Twilight byłaby dumna, poza tym pozwoli mi to skupiać się po kolei na wybranych zagadnieniach, a chciałbym poruszyć ich sporo. Tak więc Ci, których nuży lektura długich komentarzy powinni przestać czytać mniej więcej w tym miejscu. Pozostałym życzę szczęście, gdyż podejrzewam, iż w moich wynurzeniach będzie sporo chaosu. Beware the spoilers! 1. Antagonista główny - zaczniemy od samego Sombry, który miał naprawdę fatalny wstęp. Przekazywanie swoim przyszłym przeciwniczkom wiedzy o tym czym chce je zmiażdżyć? Błąd absolutnie podręcznikowy, taki którego co inteligentniejszy amator by nie popełnił, nie mówiąc już o kimś kto władał całym państwem. A już na pewno nie na kilka lat przed planowanym atakiem. Jakby tuż przed - pewnie! Zasiać strach i wątpliwości, a jeżeli nie uda się osiągnąć celu bezkrwawo, to uderzyć natychmiast nie dając Equestrii czasu na przygotowanie. No ale dobra, jestem w stanie to zrozumieć - gdyby tego nie zrobił, to wparowałby do Equestrii podbił ją, a Kryształowe Oblężenie skończyłoby się po dwóch rozdziałach. No może pięciu. W dalszej części opowiadania nie dostajemy go za dużo, jednak to co można wyczytać... nie pasuje mi zupełnie do postaci tyrana, który chce podbić świat (a przynajmniej jego kęsek). Wydaje się taki... miękki. Brakuje w nim zła. Trochę się to poprawia podczas planowania ataku na Canterlot, ale ogólne wrażenie niestety pozostaje. Jego kreacja, w mojej ocenie, zdecydowanie nie jest za dobra. 2. Antagoniści drugiego rzędu - A tu już jest zdecydowanie lepiej. Jakoś tak ogólnie zauważyłem, iż tworzenie postaci własnych wychodzi autorowi o wiele lepiej niż użeranie się z kanonicznymi (ale o tym później). W każdym razie przyboczni Sombry prezentują się o wiele lepiej niż sam szef. Szef NKWD to szczególnie parszywe bydle - egoistyczny, zdradziecki, myślący wyłącznie o własnej korzyści - innymi słowy, bardzo dobra postać, której ciężko życzyć czegokolwiek oprócz poręcznej gałęzi, sznura z pętlą i małego stołka lub pniaka. Z kolei Krasnaja Śnieżynka, chociaż nie występuje za często to budzi sympatię - i to pomimo faktu, że truje przeciwników gorączką. Zostaje także Blueblood, który wbrew temu co pisałem wcześniej jest jedną z najlepiej oddanych postaci kanonicznych - tak samo tępy, zapatrzony w siebie i chamski jak w serialu. Aż szkoda, że nie było go trochę więcej. 3. Ksieżniczki - tu jest raz dobrze a raz źle. W niektórych scenach widać, że bardzo przejmują się losami kraju i poddanych i robią wszystko żeby im pomóc. Na przykład motyw Celestii otwierającej swój prywatny skarbiec by rozruszać przemysł Equestrii to świetny pomysł. Jednocześnie prosty i logiczny, a nie przypominam sobie, żebym w którymkolwiek fanfiku wcześniej na to trafił. Z drugiej strony niektóre jej decyzje sprawiają, że można ją posądzić o kolaborację - no bo kto rozsądny chce dać wysokie wojskowe stanowiska grupce klaczy, które z wojną nie miały nigdy nic wspólnego? O tym zresztą też jeszcze wspomnę później. Teraz Luna - do niej mam zdecydowanie więcej zarzutów niż do starszej siostry. Pierwszy i w sumie najważniejszy - skąd, na miłosiernego Cthulhu, ona ma tak dobre rozeznanie w technice wojskowej z którą wcześniej praktycznie nie miała do czynienia? Nie popełniła żadnego błędu w wybieraniu najlepszych konstrukcji, a kiedy przeczytałem fragment, że "intuicyjnie wiedziała, że to podwozie będzie dobre", to szlag mnie trafił - intuicyjnie to ona może się znać na broni której używała - na przykład na częściach składowych dzidy (dla tych którzy nie wiedzą to chodzi o przeddzidzie, śróddzidzie i zadzidzie) a nie na nowczesnej technologii. Ale nie, ona wie wszystko najlepiej. Kolejny zarzut to motyw z bronią odwetową - odrzucić ją tylko dlatego, że nie współgra z serdecznością i jest niehonorowa? Czy ta głupia kobyła nie wie, że jej kraj toczy wojnę o przeżycie? Już nawet nie mówię, żeby w całości odrzucała swoje ideały, ale trochę pragmatyzmu na pewno by jej nie zaszkodziło. Z drugiej strony podobało mi się jej rozchwianie emocjonalne - całkiem do niej pasowało, szczególnie motywy, kiedy pod wpływem takich a nie innych działań czasowo cofała się w rozwoju do poziomu dziecka. 4. Mane 6 - Twilight Sparkle, czyli "Brykająca Generał". Od samego początku pomysł by komuś o zerowym doświadczeniu dawać tak wysoką rangę i dowództwo elitarnej dywizji wydawał mi nie pasował. Naturalnie na pewno przez kilka lat poprzedzających wybuch wojny mogła wchłonąć dużo wiedzy, ale z drugiej strony pytanie też ile? Owszem, umie szybko czytać, jednak w tym samym czasie nadal badała magię przyjaźni... No ale nic - swoje przeczytała i łups na front. Gdyby była zwykłą figurantką i miała wpływać na morale to spoko, ale ona dowodzi i to w sposób absolutnie kompetentny. Nijak mi to nie pasuje do kogoś, kto zna jedynie teorię a z praktyką się nie spotkał. Dobra, dowodzi obroną, więc teoretycznie mogła odeprzeć jeden szturm, jednak po drugiej stronie nie walczą idioci! A przynajmniej nie powinni. Owszem, mają gorszy sprzęt, ale mają też doświadczenie bojowe - na pewno udałoby im się w taki czy inny sposób solidnie dogryźć pani generał i to nawet zanim urwało się zaopatrzenie. A ta nic - wygrywa i wygrywa - to zresztą choroba tycząca się całej armii Equestrii. Dopiero pod koniec drugiego tomu raz czy drugi się jej dostało, ale to w sumie przypadki a nie jej błędy, których powinna popełniać na tony i dopiero na nich się uczyć. Poza tym naprawdę nie wiem jak może tolerować wybryki pewnej gnidy służącej pod jej rozkazami a zwanej Rainbow Dash, szczególnie po tym czego była świadkiem. Przyjaźń, przyjaźnią, specjalny status RD, specjalnym statusem, ale są przecież pewne granice! Jednak pomijając to co pisałem powyżej jest całkiem nieźle - można w niej wyczuć postać znaną z serialu, chociaż brakuje nieco charakterystycznych dla niej neuroz. Dodatkowo w ostatnich rozdziałach, gdzie zaczyna zmieniać się w słonia, są intrygujące. - ciekawość co dla niej autor wymyślił. Czy może ma z tym coś wspólnego pewien... kwiatek? - Rarity - o niej póki co trudno się wypowiadać, bo wiemy zwyczajnie za mało. Owszem potopiła trochę statków i później przybyła na front kryształowy, ale nadal jest jej za mało. Może wydaje się nieco przerysowana, ale autor uprzedzał w prologu że może do tego dojść, poza tym jeżeli już to zostało to dokonane w sposób minimalny - zobaczymy co dalej. - Fluttershy - nawet pasuje, chociaż jestem ciekaw jak poradzi sobie z ogarniającą ją znieczulicą. Niestety też nie dostajemy jej za wiele - może się to jeszcze zmieni? Kto wie? W każdym razie póki co widzimy jak ewoluuje z nieśmiałej istotki w frontowego lekarza i spisuje się w tej roli wcale dobrze. - Pinkie Pie - a tu mogę z czystym sumieniem chwalić. Jedna z lepszych kreacji różowej zarazy z jakimi miałem przyjemność się spotkać. Kiedy czytałem że ma trafić do czołgów to trochę się zdziwiłem, jednak jej radosna żywiołowość wbrew wszelkiej logice całkiem dobrze pasuje do pancernych bestii. Tym bardziej, że jej rola to właściwie taki sztandar - sprawami wymagającymi kompetencji zajmuje się jej załoga. I to mi się bardzo podoba. Tak samo jak motyw gdzie strzeliło ją coś w łeb i poprzestawiało kolejne klepki - motyw ze zmianą sposobu mówienia bardzo dobry. - Applejack - jedyna poszkodowana brakiem stopnia oficerskiego. W sumie szkoda, ponieważ nie dostałą go z kuriozalnego powodu - nie mogła opanować zasad savoir-vivre. No ale w efekcie została sierżantem i spisuje się w swojej roli bardzo dobrze. Wręcz doskonale. I to w sumie jej pasuje. Z jednej strony nadal mocno widać jej charakter i zasady, ale z drugiej nawet ona nie jest odporna na to co robi z nią wojna. Na szczęście następuje to stopniowo a nie skokowo - dzięki temu o wiele lepiej to pasuje i wydaje się takie... prawdziwe. Druga po Pinkie najlepiej oddana członkini Mane 6. - Rainbow Dash - a tu jest bardzo źle. Naładowana agresją rasistka, która bije swoich żołnierzy, drze mordę bez sensu i ogólnie zachowuje się jakby miała beczkę smalcu zamiast mózgu. To ostatnie w sumie jest całkiem kanoniczne, ale pozostałe rzeczy nie. Lojalności w niej tyle co nic - zdecydowanie nie zasługuje na swój element. Prędzej na degradację a nawet na wyrzucenie z wojska i pozbawienie wszelkich honorów. Przy okazji jest rozchwiana emocjonalnie tak, że szkoda na nią patrzeć - tu rozpacza po śmierci Scootaloo a po chwili mówi o zestrzeleniach i tylko to ją obchodzi. Nie powiem, całkiem nieźle mi się ją czytało, ale wynika to z tego że tej postaci ogólnie bardzo nie lubię więc wszelkie jej porażki i pokazy debilizmu (bo trudno nazwać jej zachowanie łagodniej) to balsam dla mej duszy, Jeżeli autorowi chodziło o wykreowanie postaci, której czytelnik ma nie znosić to wyszło naprawdę na medal. 5. CMC - tu potraktujemy łącznie. Najlepiej wypada Apple Bloom, ponieważ nie bardzo się różni od swojej serialowej odpowiedniczki. Jest solidna i twarda jak członek rodu Apple i to jej pasuje. Sweetie Belle z kolei wydaje mi się za bardzo przerysowana i nazbyt wydelikacona. A niektóre jej akcje wołają o pomstę do nieba - szczególnie ta z płaczem.... dobra, do tego jeszcze wrócę. Z kolei Scootaloo pojawiła się, zaczęła powoli być sobą i zginęła. I dobrze, bo też jej nie lubię 6. OC protagonistów - tu wymienię jedynie kilka sztuk, które albo mocno zapadają w pamięć, albo czymś się wyróżniły. Zacznijmy od Dornier Fliegera - kreowany na twardego pruskiego żołnierza świetnie się odnalazł w tej roli i niesamowicie mu ona pasuje. Po prostu widać w nim oficerską stal, która połączona z jego charakterem i specyficznym sposobem mówienia tworzy obraz świetnego żołnierza, bezwzględnie oddanego Księżniczkom. Niestety ten doskonały obraz trochę się zarysowuje, kiedy przenosi się ze stanowiska szefa Luftmare na pozycję kapitana w jednostce prowadzonej przez Rainbow Dash - to wygląda jak porzucenie odpowiedzialnego obowiązku i zupełnie do wcześniejszej kreacji tej postaci nie pasuje. Depicted Picture - szefowa wojsk lądowych o niewyparzonej gębie jest moim ulubionym członkiem sztabu generalnego. Wali prosto z mostu i mówi do rzeczy. Tak naprawdę nie ma o co się do nie przyczepić a jednocześnie każda scena z nią jest zwyczajnie przyjemnością. Digiter von Marder i Ruhisu - tych dwóch trudno opisywać oddzielnie, bo stanowią najlepszy duet w całym opowiadaniu. Różnią sie od siebie niemal pod każdym względem, a dogadują się świetnie, naturalnie z uwzględnieniem solidnej dawki przyjacielskiego bluzgania. Sceny z nimi to zwykle prawdziwa przyjemność. Greenhorn - przydupas Applejack, który z początkowi pi**y na resorach zmienił się w całkiem udanego żołnierza. Ogólnie wszystkie te postaci są wykreowane dobrze. Na pewno lepiej niż kanoniczne. 7. Kwestia rozwoju technicznego - zostało podniesione wiele zarzutów, iż jest on za szybki, że stworzono go z niczego i tak dalej. Generalnie mogę się z tym częściowo zgodzić, gdyż nawet przy finansowym wsparciu Ceśki takie coś wymaga czasu i doświadczenia, a wtopy są nieuniknione. Wydaje mi się, że po prostu naprodukowali za dużo, gdyby to było nieco mniej i armia miała zdecydowanie bardziej ograniczone środki to wyglądałoby to nieco lepiej. W każdym razie po rozmowach z autorem wiem, iż był to skrót literacki - cóż, nie muszę się z tym zgadzać, ale rozumiem zastosowanie takiego chwytu, choć według mnie osłabia on nieco cały tekst. Jednak tego o czym wspominałem wcześniej, czyli posiadania samych najlepszych konstrukcji to przeżyć zwyczajnie nie mogę i mnie to zwyczajnie wkurza. Equestria jest po prostu OP - mają same najlepsze rzeczy a rezygnują z tych gorszych. No i dlaczego? Przecież wyglądałoby zdecydowanie atrakcyjniej, gdyby po drodze skopali jedną, druga czy dziesiątą rzecz. Naturalnie nie tylko oni - Sombria także, chociaż tutaj problem idzie raczej w drugim kierunku - trzymają się z uporem maniaka początkowych konstrukcji i dopiero pod koniec drugiego tomu zaczyna się to zmieniać na lepsze. Dodatkowo Equestria ciągle wpada na coraz to lepsze pomysły - na przykład motyw z Jaskółką ubódł mnie do żywego. Zero problemów, lot testowy idealny, wprowadzamy do produkcji od zaraz. No dajcie spokój.... gdzie wieloletnie testy, gdzie wypadki, gdzie niepowodzenia? Naprawdę, ale to naprawdę tego brakuje. 8. Klimat - dosyć kontrowersyjny punkt, z którym bywa naprawdę różnie i to z wielu powodów. Jedną z nich jest kwestia przeskoków stylu - nie występuje często, ale kiedy jest to wali między oczy z subtelnością godną Cahan (dla niezorientowanych - zerową). Przykładem jest tu scena z rozdziału Big Flak, gdzie panuje "mroźny", ponury klimat, wszystko idzie pięknie, a nagle Big Mac robi rozróbę o efektach iście kreskówkowych (wbicie kuca w sufit, że wystają tylko tułów i machające kopyta) i cały klimat idzie się gonić. Jeszcze gorzej jest w momencie kiedy Sweetie Belle dowiaduje się o śmierci Scootallo - opis jej płaczu może wywoływać jedynie bardzo niepozytywny śmiech (metrowe strugi łez, które biją w twarz stojących obok i ich przewracają, no i wylanie całych "litrów" - no nie wiem, ale tak sądzę, że umarłaby z odwodnienia i to natychmiast). No i jeszcze jedna, która chyba zirytowała mnie najbardziej - Ceśka przybywa do Pferdenstadt, mamy opisy krainy, mamy charakterystykę mieszkańców jako kuców oddanych władczyniom, ale za to niesamowicie dumnych i nagle co? Wszyscy na jej widok padają plackiem na ziemię - totalna czołobitność. Jedna scena niemal całkowicie zrujnowała klimat tej nacji, która dotychczas prezentowała się wzorowo i tego autorowi nie wybaczę. Znacznie częściej niż takie sceny występuje jednak inny problem - oto jest sobie scena X, wszystko ładnie pięknie i nagle niszczy ją użycie jakiego słowa, które nijak do niej nie pasuje - zwykle jest nazbyt eleganckie lub inteligentne. Jak pisałem to występuje częściej i jest strasznie irytujące. Naturalnie są również sceny bardzo dobre - szczególnie widać to w opisach walk, gdzie mimo sporej ilości szczegółów technicznych czytelnik nie zostaje nimi przytłoczony i wciąga się w lekturę jak w bagno. Jako że walk jest sporo, to i z dobrym klimatem mamy do czynienia w miarę często. Jednym z moich ulubionych są fragmenty z Applejack, które jak żywo przypominają film "Stalingrad" (ale tę dobrą, niemiecką wersję!). Wtedy autentycznie możemy poczuć chłód i strach towarzyszący żołnierzom. Mimo wszystko najbardziej klimatyczną sceną pozostaje ta w Hestii. To zostało zrobione po prostu doskonale i to wszystko - od opisów krainy, po charaktery kuców aż do ich reakcji na słowa Celestii. Właśnie czegoś takiego spodziewałbym się w Pferdenstadt (chociaż bardziej stonowanego) a w tej krainie dawnych wikingów.... no coś pięknego. Można było sobie wszystko bez problemu zwizualizować i wręcz słyszeć jak topory walą o tarczę a dookoła rozlegają się wrzaski pijanych krwią najeźdźców. Fenomen. 9. Przeintelektualizowanie - postanowiłem dać temu osobny, choć krótki punkt, ponieważ wydaje mi się to bardzo ważne. Bardzo często, nagminnie wręcz autor korzysta ze słownictwa, które często trzeba sprawdzać po słownikach. Nie mówię że to zła maniera - sam lubię z niej od czasu do czasu skorzystać. Jednak nie należy przesadzać, a tutaj mamy tego zwyczajnie za dużo. To naprawdę potrafi strasznie zirytować. Najgorsze jest jednak to, iż często słownictwem z górnej półki biją postacie, które nijak do nich nie pasują. A czasami to już używają takich archaizmów, które dobrze wyglądałyby używane jedynie przez Lunę - co zabawne, ona mówi w ten sposób stosunkowo rzadko. W każdym razie jest to poważny problem na który warto zwrócić uwagę przy dalszym pisaniu i nieco powściągnąć swoje... upodobania co do używania takich słów. 10. Forma - W poprzednich punktach zasadniczo wszędzie znalazło się coś i do pochwalenia i do zganienia. Ten będzie wyjątkiem, gdyż tu mogę jedynie opieprzać (tak, celowo używam tego określenia, choć powinno być jeszcze mocniejsze) i to srodze. Forma w Kryształowym Oblężeniu jest absolutnie i całkowicie fatalna! Naprawdę nie wiem czym zajmują się tutejsi korektorzy, ale za swoją "pracę" z całą pewnością będą przez wieczność walcowani na piekielnych maglach (religia obojętna)! Na miejscu autora zastosowałbym w stosunku do nich pewną metodę o której śpiewały Elektryczne Gitary - dla niezorientowanych wyjaśniam, iż jest to tak zwana procedura "noga - dupa - brama". I obowiązkowy zakaz powrotu. Literówek nie da się zliczyć, anglicyzmy walą po oczach, stylistyka leży i kona, a składnia czasami jest taka, że mistrz Yoda po spojrzeniu na to popełniłby natychmiastowe samobójstwo. Dodajmy do tego fakt, że stosunkowo często używane są słowa, które w danym kontekście zupełnie nie pasują do reszty treści, bo mają zupełnie inne znaczeni. To się po prostu tragicznie czyta - po kilku pierwszych rozdziałach mój mózg zaczął stosować autocenzurę, bo inaczej nie byłbym w stanie przez to przebrnąć. Ba! Na początku postanowiłem robić sobie prywatną listę zauważonych błędów, ale poddałem się w połowie drugiego rozdziału - w takim tempie czytanie trwałoby przynajmniej rok, o ile nie lepiej. Pod tym względem "Kryształowe Oblężenie" to jeden z najgorszych fanfików jakie czytałem - wielu debiutantów jest w stanie poradzić sobie o wiele lepiej. Tak na szybko mogę wypisać kilka co straszliwszych abominacji - na przykład pisanie "gothca" zamiast "gotka". Albo coś co mnie niemal zadusiło, czyli zamiast "aye, aye ma'am!" dostaliśmy "aj, aj, ma'am". Bolało ją coś, czy jak? Niestety tutaj tych przykładów mógłbym mnożyć na potęgę. Tragedia, dno i trzy metry mułu. Ja bym się coś z taką formą wstydził opublikować nawet na forum, nie wspominając już o druku. Dobra, to by było na tyle tych punktów. Na pewno nie odniosłem się w nich do wszystkiego, ponieważ to trudne przy fanfiku tej wielkości. Bardzo chętnie podejmę dyskusję na temat wymienionych czy niewymienionych cech, wad i zalet "Kryształowego Oblężenia". W każdym razie jak sami widzicie są w nim dobre rzeczy, są również i złe. Niestety te drugie póki co przeważają, ale to jeszcze twór niedokończony, więc jest nadzieja, iż będzie tylko lepiej. Sam pewnie będę czytał dalej - jestem ciekaw kilku zapowiedzianych rzeczy no i mam zamiar dowiedzieć się jak to się wszystko skończy - ogólnie stawiam na zwycięstwo Equestrii, ale mam nadzieję, że po drodze dostaną jeszcze parę razy solidną młóckę. Jak bym to ocenił? Gdybym nie brał zupełnie pod uwagę formy, a tylko pierwsze 9 punktów to wyszłoby, iż to fanfik średni z mocnymi i słabymi momentami. Niestety, nawet doliczając do nich solidną kwerendę źródłową (którą widać, a nie wymieniłem jej, bo świetnie zrobił to Gandzia) i mocny marketing (brak wzmianki z tego samego powodu co wcześniej) to forma robi swoje i kładzie "Kryształowe Oblężenie" na łopatki - na szczęście nie dociska za mocno i jest jeszcze szansa na powstanie - trzeba tylko wykopać niekompetentnych korektorów i znaleźć takich porządnych a wrednych - oni naprawdę pomogą. Dla fanów ocen numerycznych 3/10 (z możliwością solidnego odratowania i podwyższenia, gdyby tylko zrobić coś z punktem 10).
  3. Tylko schowaj to w spoiler - tak robimy ze wszystkim obrazkami/filmami w tym dziale. A sam utwór jest przyjemny i miło się go słucha - a z zasady nie dzierżę HH :D. W każdym razie tu została wykonana bardzo dobra robota. Gratulacje Mates - czekamy na więcej,
  4. Można i owszem, poda warunkiem, że będzie też w google docs - to forma obowiązująca
  5. Skoro nie ma nic o EQG w regulaminie to znaczy że jest oczywiście dozwolone. Baw się dobrze Pozwolę sobie w odpowiedzi na to zacytować pewnego aktora którego Arnold wołają: "You're funny guy, I will kill you last".
  6. Przeczytałem kolejny rozdział - w sumie niewiele się działo. Jednak czynione w nim przygotowania pozwalają mieć nadzieję, że w kolejnym doczekamy się masy wydarzeń. Przyznaję iż mam nadzieję, że Rainbow spotka coś ostatecznego, śmiertelnego i w miarę możliwości wybitnie bolesnego. Oj zdecydowanie mam nadzieję.
  7. 1. Tu bywa różnie, ale zasadniczo najczęściej widać przedział od 11 do 14, w zależności od tego która najbardziej piszącemu pasuje. 2. Najczęściej spotykane to naturalnie Times New Roman (YEAH!) i Arial (bleee). 3. Zdecydowanie powoduje oczopląs, osobiście bezwzględnie odradzam.
  8. Tagi obowiązkowe to te które wymienił już Niklas (Z/NZ/Oneshot). Po prostu czasami ludzie je wrzucali i liczyli jako jeden z możliwych, czego robić nie musieli - postanowiłem więc to doprecyzować (szczególnie po moich "popisach" z poprzedniej edycji) Też Was kocham Co do [Random] to za nimi wręcz przepadam, ale on się pojawiał bardzo, ale to bardzo często - pomyślałem, że odrobina odmiany nie zaszkodzi. [Romans] mi też nie przeszkadza, ale tu chciałem uniknąć MLPowskich wersji Romea i Julii co by się wręcz narzucało, a jednak ten konkursy przynajmniej czasem mają stanowić pewne wyzwanie dla piszących
  9. Od ostatniej edycji specjalnej trochę czasu minęło, więc nadszedł czas na kolejną. Tym razem mamy temat, który został wymyślony przez Poulsena podczas pewnego meeta. Wydał mi się na tyle atrakcyjny, że po uzyskaniu zgody autora zaadaptowałem go do naszego małego konkursu. Tak więc... "Trixie musi umrzeć!" 1. Limit słów - 8000 2. Termin oddawania prac: 26.05.2016 23:59 3. Tagi: zakazane są [clop],[gore] oraz [romans] i [random]. Wszystkie pozostałe są dozwolone. Ilość - nie więcej niż 5 (oprócz obowiązkowych, które jednak nie muszą pojawiać się tutaj, a dodać je trzeba dopiero przy normalnej publikacji fanfika w temacie). 4. Opowiadanie musi być w klimacie MLP 5. Po oddaniu pracy nie można dokonywać w niej żadnych poprawek. W związku z tym proszę WYŁĄCZYĆ w google docs opcję komentowania/edycji na czas trwania konkursu. Jednocześnie prace mogą być publikowane w dziale po zakończeniu konkursu, zanim jeszcze pojawią się wyniki. 6. Przed przystąpieniem do konkursu proszę zapoznać się z Regulaminem. Wiem, że niektóre punkty się powtarzają, ale i tak do tego zachęcam. 7. Prace które przekroczą limit słów, zostaną nadesłane po terminie, będą błędnie otagowane (za dużo tagów lub niedozwolone), lub zostaną poddane korekcie przez osoby trzecie podlegają dyskwalifikacji. 8. Przystępując do konkursu uczestnicy akceptują powyższe warunki oraz regulamin. Sędzia - Dolar84 Wszystko zostało powiedziane, reszta w Waszych rękach. Termin dosyć krótki, limit niemały więc mam nadzieję, że się sprężycie. Wszystkim życzę powodzenia! Let the Chaos begin!
  10. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  11. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  12. Tak jak napisał Hoffman - serdeczne gratulacje dla wszystkich uczestników konkursu. No i już się szykujcie, ponieważ wielkimi krokami zbliża się kolejna edycja specjalna - szczegóły podam niedługo
  13. Sprytne. Niestety nie udało mi się zdążyć na wczoraj z opowiadaniami, ale zostało mi jedno do oceny - Hoffman swoje już dostarczył, więc to tylko kwestia matematyki i ewentualnego omówienia remisów jeżeli takie się trafią (a nie wiem bo nie czytałem jeszcze tego co napisał, żeby się nie sugerować). Myślę, że jeżeli do omówienia nie będzie za dużo to około 18-19 opublikuję (w końcu!) ostateczny werdykt.
  14. Pomysł niezły, ale musiałbym iść kupić kostki. Sorry, skąpstwo wygrało, wolę czytać
  15. Hoffman skończył swoje, ja do jutra będę miał gotowe. Omówimy, ustalimy i wstawimy wyniki.
  16. Do Project Horizons jeszcze dużo brakuje - patrząc na to co jest opublikowane na fimfiction (a nie jest to komplet) i porównując z wyliczeniem oskarowym to KO stanowi mniej więcej 1/3 PH. A chociaż Project Horizons jest długi to nie wiem czy pod tym względem przebił nadal publikowane "The Chase", które na chwilę obecną liczy 2 306 220 słów. To co pisał Spidio opowiadaniach obcojęzycznych jest w sumie ciekawe, chociaż jeżeli miałbym obstawiać kraj w którym coś równie długiego mogłoby powstać to faworyzowałbym naszego wielkiego wschodniego sąsiada. Ale to tylko przeczucie... Jednocześnie powstaje inna kwestia (choć to bardziej do Stowarzyszenia, gdzie warto się z nią przenieść) - czy zawsze warto walczyć o długość opowiadania? Nie odnoszę tego bezpośrednio do KO, ponieważ z rozmów ze Spidim można wywnioskować (mam nadzieję że prawidłowo), iż główna oś jest od początku sprecyzowana i sam naczelny pomysł podlega jedynie drobniejszym modyfikacjom, a spora ilość tekstu to wina wątków poboczonych i wszelkich innych rzeczy, które autor dodaje dla ulepszenia opowiadania. I tu też przykładem jest Project Horizons, który podobno (jeszcze nie doczytałem) pod sam koniec niesamowicie się zepsuł, gdyż autorowi zabrakło pomysłu do pisania i nieco zbyt... żywiołowo dał się ponieść wyobraźni, co zaszkodziło całemu projektowi (ach ta gra słów! ). Tak więc, czy zawsze opłaca się przedłużać na siłę? Na dywagacje ogólne zapraszam do Stowarzyszenia Żyjących Piszących
  17. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  18. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  19. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  20. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  21. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
  22. Jak dopomoże Cthulhu to pojawią się jeszcze w kwietniu. Szanse na to są całkiem wysokie.
  23. Oczywiście że lepszy jest ten kto ma większe umiejętności - ten kto mam mniejsze może jedynie starać się osiągnąć ten poziom i wtedy można go uznać za lepszego - proste i logiczne. Bo wytrwałość bez rozwoju jest niestety niewiele warta (i nie mam tu na myśli Suna jako takiego - nie wiem jaki poziom tłumaczenia prezentuje, choć spodziewam się że co najmniej dobry z tendencją wzrastającą - ale ogólną zasadę). Jednak ta część dyskusji powinna się toczyć w Stowarzyszeniu Żyjących Piszących i tam proszę ją przenieść. Każdy kolejny post o tego typu teoriach w tym temacie zostanie potraktowany jak spam i usunięty a jego twórca walnięty łopatą. Naturalnie wszelkie dyskusje o Falloucie czy próby przekonania Poulsena żeby nie porzucał projektu definitywnie są jak najmilej widziane :D.
  24. Ten post nie może zostać wyświetlony, ponieważ znajduje się w forum, które jest chronione hasłem. Podaj hasło
×
×
  • Utwórz nowe...