Skocz do zawartości

Applejuice

Brony
  • Zawartość

    1987
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    5

Wszystko napisane przez Applejuice

  1. - Och, nie - odrzekł z uśmiechem lekarz. - Gips założyłem ci w trakcie operacji. Spójrz. Wskazał kopytkiem na twoją nogę. Była ze dwa razy grubsza, pokryta białym gipsem. - Następnym razem uważaj, bo nie będzie tak wesoło - ostrzegł, wymachując w powietrzu strzykawką. - Och... Jeślibyś mogła, przyprowadź tutaj... Apple Bloom, o ile dobrze pamiętam, dobrze? Powinna siedzieć na tym korytarzu, po prostu skręć w lewo - powiedział. - Muszę z nią porozmawiać.
  2. - Hm - mruknął pirat, lekko urażony. - Klacz, powiadasz? Zaśmiał się, po czym łyknął trochę butelki białego wina, leżącego na glinianym koszu. - Córa Nocy - powiedział po chwili z czknięciem. - To zapewne od niej masz ten pierścień. Miała zielone oczy, mam rację? Parsknął śmiechem i mówił dalej: - Ano widzisz, mój drogi chłopie, ta historia jest kręta i zawiła. Myślę, że powinieneś dowiedzieć się o niej od kogoś innego, niż ode mnie. No - westchnął. - Chyba, że bardzo ci zależy, no to ja ci bronić nie będę. Ale ostrzegam. - Zaczął wymachiwać przed tobą butelką - To może być dla ciebie trochę dziwne. A szczególnie, że jesteś takim typkiem, który dąży do nieśmiertelności, ha! Wstał i oparł się o drewnianą ścianę, podrzucając już pustą butelką z zadowoleniem. - Może lepiej zastanów się jeszcze - dodał. Widać jednak było, że chce ci o czymś opowiedzieć.
  3. Tytuł jednej z największych ksiąg głosił: "Czarna magia. Nieznane dzieje świata jednorożców". Bardzo cię on zaskoczył. Reszta ksiąg również nazywała się podobnie: "Włókna smoczego serca, czyli jak stworzyć potężne artefakty", "Sztuka ważenia mikstur", "Mroczne opowieści". Ta cześć Canterlot była zdecydowanie inna. Ostrzeżenie dumnej klaczy zaczynało się zgadzać: Niech cię nie zwiedzie nazwa... Tutaj zdecydowanie było coś niedobrego. Może należałoby rozejrzeć się po okolicy?
  4. - Ale co dalej? Nie wiem. - Mówiąc to przyglądał się tobie z szacunkiem, a jego twarz powoli się rozjaśniała. - Pragnę, by cierpiał tak samo, jak ja. Golden. A Cavalorn niech gnije w piekle. Umilkł, przez chwilę ciężko wzdychając. - Ale to było moje marzenie jako dziecko - mruknął. - Co ja w tej chwili zrobię? Kompletnie nic. A nawet jeśli COŚ mi się uda, i tak złapią mnie jego ochroniarze. Stanę się takim samym typem jak oni - wskazał na kucyki żebrzące na chodniku. - Pogrążony w samotności, nic nie warty, naćpany. A nie chcę tego. Wietrzyk delikatnie muskał wam twarze. Zrobiło się chłodno. - Er - powiedział Mist. - Dziękuję. I... powiedz mi jeszcze jedno. Czy ten... całus... był szczery? Spojrzał ci prosto w oczy z lekkim uśmieszkiem, ledwo dostrzeganym na tej smutnej twarzy.
  5. Pomyśl - lubiłbyś osobę, która wie wszystko, umie wszystko i jest najlepsza ze wszystkich? No.
  6. Dotyk twojego kopytka na ramieniu pegaza podziałał na niego uspokajająco. Opanował drżenie i spojrzał na ciebie smutnym wzrokiem. - Przepraszam, że tak zareagowałem - mruknął. - To był twój znajomy... Musiałaś być w szoku... Zaprzestał jednak tłumaczeniu się i zaczął dochodzić do sedna sprawy: - Jak już ci wcześniej mówiłem... Kiedy byłem młody, to miasto było istną oazą spokoju. Mój ojciec pracował w urzędzie miasta. Konkurował z jednorożcem - z "przyjacielem" tego gnoja. Ogier wstał i stanął na krawędzi peronu, pozwalając by wiatr delikatnie targał mu grzywę. - Golden Dock - odezwał się po chwili. - Tak miał na imię - zresztą, słyszałaś to od niego. Wzbudzał we wszystkich podziw - we mnie też. Był niesamowity... we wszystkim. Był wzorem do naśladowania. Kiedy jednakże zaczął rządzić, przerobił to miasto na fabrykę forsy. Widać to zresztą aż po dziś dzień. Odwrócił się, patrząc ci prosto w oczy. - Nie wiem, czy nadal żyje. W każdym razie, kiedy został "władcą", mój ojciec chciał go obalić razem z pewną grupką. Bezskutecznie... Skończyło się tym, że zwolnił go z roboty. Nie mieliśmy pieniędzy, nie opłaciliśmy rachunków i mieszkaliśmy w porzuconej szopie... Moja mama była chora, a moi bracia i siostry bardzo młodzi. Ojciec był jedynym żywicielem rodziny. A wtedy wszystko się zrujnowało. Przez chwilę miałaś wrażenie, że to już koniec jego możliwości - zacisnął wargi, chowając twarz. Jednakże mówił dalej: - Ojciec się jednak nie poddawał. Walczył nadal z Goldenem. Cavalorn - to ten koleś, co poznałaś go na statku... - zainteresował się moim ojcem. Widziałem, jak ma na niego oko przez cały czas. Grupa kucyków, którzy walczyli razem z moim ojcem... Nie wiem, co się z nimi stało. Nadal byłem zbyt młody, by ojciec mógł mi o tym powiedzieć. Po prostu pewnego dnia rozpłynęli się w powietrzu. Podszedł bliżej ciebie. - Wszystkie pieniądze, które Golden zarobił, oddawał po części dla Cavalorna. Przynajmniej tak ojciec mi opowiadał. Dlatego Cavalorn obawiał się, że mój ojciec może pozbawić go dobrej żyłki złota. I... zabił go. Wiem, że to on! - krzyknął, dając upust swoim emocjom. - Bo niby kto inny?! To wszystko jego wina! Zabił mojego ojca, a potem tarzał się w forsie! Ponownie usiadł na ławce, chowając twarz w kopytkach. - Moja mama... - usłyszałaś jego stłumiony głos. - Jej stan się pogorszył. Umarła. A moje rodzeństwo rozeszło się po świecie. Nie ukrywał tym razem łez. - Uciekłem... obiecując sobie, że... pewnego dnia... znajdę go... - wykrztusił. - I... znalazłem was oraz.... ciebie... I zrobiło mi się o wiele... lżej. Umilkł, a jego srebrzyste łzy z pięknym rozbłyskiem kapały wolno na popękany chodnik.
  7. =.= ------------------ Ogier najwyraźniej zignorował twoje ostatnie pytanie. - Dążysz do perfekcji, a jej się nie da osiągnąć - powiedział z namysłem. - Coś niecoś o tym wiem. Dlatego, chłopie, radzę ci, byś zapomniał o tej nieśmiertelności, bo to ci tylko zepsuje życie. Wyjrzał przez okno, gdzie fale morza delikatnie obijały się o przybrzeżne skały. - Zwykły kucyk nie może być nieśmiertelny. Nawet, jeśli nosi ten pierścień - wskazał kopytkiem na twoją nogę. - Skąd go, do jasnej anielki, wytrzasnąłeś, co?
  8. Powoli otwierałaś oczy. Nadal byłaś senna, ale jakiś wewnętrzny impuls kazał ci się już przebudzić. Dostrzegłaś uśmiechniętą twarz doktora w białej chustce oraz oślepiające światło z lampy. - No i proszę! - wykrzyknął radośnie. - Już po wszystkim! Teraz tylko parę dni pochodzisz w gipsie... I nim się obejrzysz, a będziesz zdrowa!
  9. Kiedy wszystko było już gotowe, do twojego pokoju wszedł szef. - Przepraszam, że przeszkadzam - rzucił, rzucając stos różnych książek na twoje łóżko - ale to nie może dłużej czekać. Usiadł ciężko na kanapie, biorąc do ręki kartkę i pióro. - Talkavia, ta? - mruknął, przejeżdżając kopytkiem po literach na papierze. - A więc... Talkavia - rzekł, odkładając swoje przybory i patrząc się na ciebie uważnie. - Od dziś zaczynasz pracę. Od poniedziałku do piątku, w godzinach 8:00 - 16:00 masz stawiać się w mojej księgarni, która znajduje się tuż obok. Twoja praca będzie polegała na doradzaniu klientów w sprawie różnych książek oraz obsługiwanie ich. Musisz znać parę dzieł, żeby być w nich obeznana i odpowiedzieć na ich pytania. W tym celu - wskazał kopytkiem na łóżko, gdzie znajdowały się książki - musisz przeczytać te najpopularniejsze. Jedne są dłuższe, inne krótsze... W każdym bądź razie musisz to zrobić. Inaczej cię zwolnię. - Przez chwilę słodki uśmiech zszedł z jego twarzy. - Ceny są wypisane na książkach, więc to c nie sprawi problemu... W razie czego możesz prosić o pomoc Bridget - będzie pracowała razem z tobą, a ona ma już nieco większe doświadczenie w te klocki. Jakieś pytania? - spytał, ponownie przyglądając się swojej kartce.
  10. Załóżmy, że było to pytanie retoryczne (bo to się chyba tak nazywa ) Trochę źle to zrobiliście... Po El Martinezie powinnam napisać JA, a potem Salmonella... No ale w związku z tym, że wyszło tak, a nie inaczej, teraz opiszę coś niecoś. Potem będzie to wyglądało w takim razie tak: 1. Ja 2. Salmonella 3. Siewca 4. FFQ 5. El Martinez 6. Salmonella 7. Siewca itd. Kapiszi? (czyli teraz Salmonella) --------------------- Przez mgłę co jakiś czas przebijały się korony suchych drzew bez liści. Gałęzie delikatnie tańczyły na wietrze, a w powietrzu unosił się zapach zgnilizny. Zorientowaliście się, że lecicie nad ogromnym, zielonym jeziorem. Postanowiliście wylądować i dokładnie obejrzeć to miejsce. Jezioro dookoła porastały wysokie trawy, a nad taflą wody unosiła się zupełnie inna mgła niż ta w powietrzu - była lekko zielonkawa, jakby nasycona jakąś dziwną energią. Żaby kumkały, a różnorodne owady cykały. Dopiero później, kiedy wasze oczy przyzwyczaiły się do panującej wokoło szarości, dostrzegliście... postać kucyka, leżącą na drugim brzegu. Prawdopodobnie była nieprzytomna. Z daleka nie można było rozpoznać czy jest to klacz czy ogier - ten ktoś jednakże potrzebował waszej pomocy.
  11. - Co? - powiedział Mist drżącym głosem. - Chcesz wiedzieć, co teraz zaszło, tak? Ukrył twarz w kopytkach. Cały się trząsł. Wiatr rozgonił panującą wszędzie mgłę, ukazując większość oblicza miasta. Tym razem widać było wysokie budynki, stare i zniszczone. W powietrzu unosił się zapach stęchlizny i grzybu. Wydawało się, że życie tutaj toczy się swoim własnym rytmem... Pomimo tej ponurej atmosfery niektórzy wydawali się być szczęśliwi... Może to tylko pozory, że to miejsce jest takie okropne? Wydarzenia, które przed chwilą miały miejsce, utrudniały udzielenie odpowiedzi na to pytanie.
  12. El Martinezie Zacny Wielki Miziatorze - trochę wchodzisz mi w robotę... Opisałeś wygląd chatki i przez chwilę pokierowałeś nawet Jackiem Aligatorem - to, czy on usiadł i zapalił fajkę (skąd on ją w ogóle wziął? ) czy też nagle poszedł tańczyć taniec hula to już moja sprawa ---------------------------------- - Łe tam. Marzenia są dla frajerów! Miałem CHĘCI, WIEDZIAŁEM, że to się może udać, DĄŻYŁEM do tego niczym rekin za zdobyczą. A mówię tu o zostaniu kapitanem statku. Wstał i rozprostował kości, co jakiś czas jąkając ze zmęczenia. - Gritta - powiedział donośnym głosem. - To był pierwszy okręt, którym dowodziłem. A później tak się wszystko piekielnie szybko potoczyło, że... można mnie było nazwać Królem! Wybuchnął szczerym śmiechem, ponownie opadając na fotel. - Chłopie, to były czasy! Złoto, klacze, piwo... Miałem wszystko! Spojrzał na ciebie. - Ale ty, jak widzę, uważasz inaczej. Bo sądząc po twojej wypowiedzi o marzeniach to musisz coś niecoś o nich wiedzieć, nie? Pewnie jakieś tam masz. No bo - bez potrzeby to byś tu nie przylazł.
  13. Pokój, który wskazał ci ogier, nie był tak luksusowy jak poprzedni. Było brudno, jednakże warunki były całkiem dobre. "Możesz w każdej chwili skorzystać z kuchni lub łazienki - powiedział ogier". Słyszałaś wiele o Canterlot - miał to być raj dla jednorożców, zadufanych w sobie i istnych snobów. A tymczasem wszyscy byli uprzejmi i mili. Dziwne... Nastał już wieczór. Chyba pora iść spać...
  14. - ... Jesteś niesamowita! - wykrzyknęła z zachwytem. - No nic... do zobaczenia! I powodzenia! Czyjeś silne kopyta pochwyciły cię i usadowiły na miękkim łożu. Poczułaś, jak ktoś z tyłu popycha ten "pojazd" w kierunku ogromnych drzwi. Otworzyła je siostra. Znalazłaś się w dużej, białej sali, na której ścianach wisiały różnorakie noże i narzędzia chirurgiczne. Wokół stołu operacyjnego zebrało się już mnóstwo lekarzy z chustami na twarzach. Przenieśli cię na stół. światło od dużej lampy zwisającej z sufitu oślepiło cię. - No nic. - Doktor uśmiechnął się i wziął do reki strzykawkę. - Teraz sobie trochę pośpimy... Czułaś, jak ogromna igła wbija ci się prosto w udo...
  15. Ludzie. To dlatego jej nie lubią - bo jest idealna. Właśnie dlatego, i właśnie o to mi chodziło. Hah, przypomniał mi się Dumbledore z Harrego Pottera - dokładnie to samo!
  16. Mist oblał się rumieńcem, oddychając szybko i głęboko. Patrzył na ciebie z niedowierzaniem, po czym potrząsnął głową i rzekł: - To jakaś paranoja. - Mierzył wzrokiem i ciebie, i ogiera. Rumieńce jednak nie schodziły mu z twarzy. - Najpierw dowiaduję się, że znasz tą cholerną gnidę, a teraz tak... znienacka... - Wypraszam sobie - powiedział z dumą ogier. - To nie moja wina, że... - Er, chodźmy stąd. - Mist zaczął gwałtownie popychać cię w stronę szarych uliczek, starając się nie patrzeć w stronę ogiera. - Więc tak pokonujesz swoje wszystkie problemy, Trail, tak? Tak samo, jak twój ojciec... Tym razem pegaz zaprzestał nieudanym próbom przepchnięcia cię na drugą stronę chodnika. Gwałtownie zatrzymał się i powoli odwracał głowę w kierunku ogiera. - Coś ty... powiedział? - wycedził. - Och - biały ogier uśmiechnął się. - Nie mów, że zapomniałeś, jak to mój przyjaciel, Golden Dock, został - że się tak wyrażę - władcą tego miasta? I o tym, jak twój ojciec w skrajnej rozpaczy popełnił samobójstwo...? Nie wiedząc, kiedy i jak to się stało, Mist uderzył z całej siły twojego znajomego. Zszokowani konduktorzy od razu stawili się na miejscu, powstrzymując pegaza. Ten jednak się nie poddawał - siłował się z nimi, chcąc za wszelką cenę jeszcze raz dopaść ogiera. Twarz tego pięknego, białego kuca teraz nie była już taka piękna. Była cała we krwi, a sam ogier był ledwo przytomny. - Zobaczysz - odezwał się Mist - ŻE KIEDYŚ TEGO POŻAŁUJESZ! Ten natomiast jedynie wykrzywił usta w parszywym uśmiechu, po czym splunął na ziemię. - Proszę pana - rzekł konduktor. - Powinienem wezwać policję... Ale ze względu na tą pogodę wątpię, by tutaj dotarła... Następnym razem jednak niech się pan powstrzymuje... Pegaz nie odpowiedział. Dyszał i drżał na całym ciele. - Żegnam - powiedział konduktor i odszedł razem z zakrwawionym ogierem w głąb peronu. Nastąpiła bardzo niezręczna cisza. Każdy z zebranych obserwował tą sytuację w osłupieniu. - Cholera! - ryknął pegaz, opadając na pobliską ławkę. ------------------- Przepraszam za słownictwo, ale bez tego nie dałoby się oddać dobrego klimatu
  17. - To dobrze - powiedział doktor. - Nie pozostaje nam nic innego, jak udać się na salę operacyjną... Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz, wołając: "Siostro! Przygotować łoże!". - Wow... Flame! - szepnęła Light z zachwytem. - Ty się chyba niczego nie boisz!
  18. - Wspaniale! - wykrzyknął uradowany ogier, przyglądając się twojemu podpisowi. - A więc... Witam na pokładzie! - powiedział. - Szczegóły wyjaśnię pani później... O! Zapomniałem... Jak pani się nazywa? Jeśli ma pani taką potrzebę, to z chęcią oddam jeden z moich licznych pokoi... To żaden problem!
  19. No, i tak może być przez cały czas. Czyli mamy już ustaloną kolejkę: 1. Siewca 2. FFQ 3. Martinez. A MG, czyli ja, będzie co jakiś czas się wtrącał. ------------------------------- Światło od błyszczącej, magicznej kuli, padało na - jak się okazało - pomieszczenie, w którym się znajdowaliście. Było dosyć duże, by pomieścić około dziesięć kucyków. Pomimo dużych rozmiarów nie było ono przyjazne. Jedynym źródłem światła, oprócz kuli, było okno, przez które można było z łatwością wylecieć. Dostawała się przez nie mgła, która ogarnęła cały pokój. Jak się zorientowaliście, nie było stąd ani wejścia, ani wyjścia. Wszystko otaczały ściany wykonane z szarego kamienia. Gdzieniegdzie wystawały z nich przepalone już pochodnie. Podłoga natomiast była wilgotna i śliska. Porastały ją różnorakie mchy i grzyby. Przez okno nie było widać nic oprócz mgły. Logiczne było, że okno powinno być umocowane gdzieś na skale - jednakże mgła była tak gęsta, że nie można było dostrzec nawet muru tego... miejsca. Ciekawe - czy nadal byliście w Equestrii...?
  20. Celestia powinna się pojawiać w odcinkach. No, pojawiała się, i to już kilka razy, ale nie było z nią specjalnego odcinka, tak jak z Luną. A kto wie, może wtedy ludzie polubiliby ją? Szczerze... to ja nie lubię ani Celestii, ani Luny Powinniśmy poznać ją bliżej. No bo - kto lubił by postać, która jest taka... zwyczajna? Zwyczajna - chodzi mi o to, że nic nie ma w sobie specjalnego, co by ją wyróżniało (oprócz tego, że jest księżniczką). Podobna sytuacja była z Applejack - mało osób ją lubiło, bo nie było z nią odcinków. Z Celestią zapewne też tak jest. Tyle tylko, że Celestia jest wręcz idealna - a to nie jest dobra cecha.
  21. - Ja? Ech... Ponownie wyprostował się i ziewnął. - A tak sobie tu mieszkam - odparł prosto z mostu. - Kiedyś byłem piratem, ale mój statek się rozbił... No to ja płynę przez te szerokie fale... Zaczął wymachiwać kopytkami w dziwny sposób. Najwyraźniej bardzo się cieszył, że ma wreszcie jakieś towarzystwo. -... byłem cholernie zmęczony, ale nie poddawałem się! No i patrzę - a tu ląd! Chłopie, nawet nie wiesz, jaka to była radość!... No i do tej pory wiodę tutaj samotne życie rozbitka. Nauczyłem się dużo - sam zbudowałem tę chatę - wskazał kopytkiem na swoje mieszkanie - w tych lasach jest dużo zwierząt do upolowania, a czas mi mi ja na... Ach, zresztą, nieważne, na czym czas mi mija, he, he! A zwą mnie Jack Aligator... No, zwali. Ale to imię mi się bardzo podoba, no to se takie zostawiłem. Odwrócił się i ruszył w kierunku chatki. - Chodź - powiedział. - Wyglądasz na wykończonego!
  22. - Yhm... - mruknął doktor. Podszedł do ciebie i obejrzał uważnie twoją nogę. - Ojojoj... Nie obędzie się bez operacji. Aż dziw, że przez jeden, głupi korzeń stało się coś takiego! - Co się stało, doktorze? - spytała zmartwiona Light. - No więc... - odrzekł niepewnie lekarz. - Do środka... nogi... dostało się coś, co niszczy tkankę. Każdy ruch musi sprawiać tobie problem, prawda? Ale pozbędę się tego bardzo szybko. Musisz mi jednak powiedzieć, czy zgadzasz się na operację, bo bez tego ani rusz!
  23. - Pracy? - powtórzył ogier. - A... No tak. Nie przypuszczałem, że ktoś się tutaj zgłosi. Zapraszam - powiedział, wskazując na stary fotel przy biurku. Dopiero teraz spostrzegłaś, że w domu panuje ciemna, jednakże ciepła atmosfera. Ogień trzaskał wesoło w kominku, na ścianach wisiały rodzinne zdjęcia... Wszystko wskazywało na to, że mieszka tutaj dużo kucyków. Ogier usiadł po drugiej stronie biurka i podsunął ci kartkę i długopis. - Proszę podpisać, a pracę możemy rozpocząć w tej chwili - rzekł.
  24. Obudziliście się, nie mając żadnych wspomnień - jedynie wielka, czarna plama zapełniała wam cały umysł, nie pozwalając myśleć racjonalnie. Otaczała was istna otchłań ciemności. Słyszeliście swoje równe i szybkie oddechy. Każdy zmysł był doskonale wyczulony - jakbyście zostali nasyceni jakąś tajemniczą magią... Tajemniczość - jedno słowo, które określa w tej chwili wszystko. Trzeba jednak stąd uciekać. Miejsca tajemnicze i nieznane nie są zbyt przyjazne. Szczególnie, że nic nie widzisz i nie pamiętasz... ------------------------------ Krótkie FAQ. 1. WTF? Co to w ogóle jest?! A więc, domagaliście się wspólnej przygody, no to ją macie. 2. Aha, no ok... Ale jak to będzie funkcjonowało? Normalnie. Każdy z graczy Soczka będzie kierował swoją postacią. 3. Tylko oni bedą grać? A Soczek nie? No z tym Soczkiem to trudna sprawa. Kiedy uzna, że Mistrz Gry jest potrzebny, to wkroczy. 4. Czyli... Obowiązuje kolejka. Przypuśćmy: 1. El Martinez 2. FreeFraQ 3. Siewca13 4. Niklas 5. Salmonella 6. El Martinez 7. FreeFraQ itd. Kumasz? 5. Yyy... A jak nie będzie jeden z graczy odpisywał przez długi czas? I kto będzie ustalał kolejkę? No... jak ktoś nie będzie odpisywał, to Soczek odpisze. Kurde, przeczytajcie sobie sesję Flutteryay i uzgadniajcie wszystkie akcje między sobą, kurka. A. Niklas coś chyba Soczkowi wspominał, że nie jest tym zainteresowany, więc raczej go nie będzie. A z Salmonellą to nie wiem jak jest, bo nie odpisała w ogłoszeniach. Soczek mówi, że jak ktoś nadal nie wie, o co kaman, to ma do niego napisać.
  25. - Er...! - wypalił w końcu Mist, całkowicie zaskoczony. Powędrował wzrokiem za pociągiem do Ponyville, który właśnie odjechał w wielkim obłoku dymu. - Er... - powtórzył, najwyraźniej nie wiedząc, co powiedzieć. Czyżbyś dostrzegła na jego twarzy rumieńce...? Przyglądał się tobie dziwnym wzrokiem, w którym rozpoznałaś zdziwienie i... dumę. Po chwili jednak parsknął cichym śmiechem, uśmiechając się do ciebie z sympatią. - Nie wiem niestety, gdzie można znaleźć tutaj jakąś robotę. Dawno tutaj nie byłem. Ceny biletów nie są jednak aż tak drogie... Wystarczy, że gdzieś zatrudnimy się na jeden dzień, a powinno nam wystarczyć pieniędzy. Tłumy nadal znajdowały się na stacji. Niektórzy nawet biegli za pociągiem; inni siedzieli załamani na ławkach, a jeszcze inni nadal stali na krańcu peronu, machając do swoich najbliższych. Wtem dotarł do waszych uszu dziwny odgłos. -...ż ty! Ile razy mam mówić, żebyś się posunął, co?! Z drogi! Ktoś przepychał się, najwyraźniej próbując dostać się do was. I w końcu mu się to udało. Cały poobijany, z przekrzywionym beretem, chwiejnym krokiem podszedł do ciebie... I rozpoznałaś te piękne, błękitne oczy. - Och! - wykrzyknął radośnie. Mist nie poruszał się. Stał sztywno jak wryty z wielkimi oczyma, obserwując ogiera, który teraz chaotycznie potrząsał twym kopytkiem. - Jak miło cię znów widzieć! Nie sądziłem, że kiedykolwiek się jeszcze spotkamy... Bardzo martwiłem się o ciebie, kiedy tak nagle zniknęłaś, naprawdę!
×
×
  • Utwórz nowe...