Wybaczcie, że nie dość że długo to jeszcze trochę z innej beczki ale czuję się po prostu fatalnie. Tak fizycznie jak i psychicznie.
Jako osoba cierpiąca na epilepsję kilka razy w miesiącu muszę męczyć się z miokloniami (po szczegóły odsyłam do linku).
W praktyce jest to bardzo nieprzyjemne choć bezbolesne przeżycie. Nagle następuje gwałtowny "zryw" (przebudzenie). I kolejne serie "szarpnięć" (w stylu drżenia Pinkie). Czasami nagle robi mi się bardzo, BARDZO zimno, rozglądam się tępo po pokoju, gdy próbuję się skupić zostaję nagrodzony kolejnym atakiem-szarpnięciem. Co gorsza nie ogarniam wszystkiego co się wokół mnie dzieje. Widzę tylko to co jest na wprost. Reszta jest jakby ignorowana przez mózg. Czasami mam atak mioklonii "ot tak z okazji braku okazji" - np w połowie dnia.
Co prawda mój neurolog jest świetny - kombinuje z różnymi specyfikami i dawkami ale póki co jedynym lekiem, który może je uspokoić/wyciszyć jest lek uspokajający - mówiąc krótko - psychotrop. I to dość silny. Wyobrażacie sobie studenta na ustnym egzaminie, który zasypia na stojąco? Równie dobrze ktoś mógłby powiedzieć, że piłem/ćpałem. Ba, po jedynej skutecznej dawce (max 8mg/doba - ja biorę 1mg/doba) nie pamiętam niektórych detali z poprzedniego dnia (mniej niż 1mg/doba nie działa).
Kiedyś dopadł mnie na godzinę przed ważnym egzaminem. Postanowiłem przyjąć pół standardowej dawki - 0.5mg i wrócić do domu (bałem się że dostanę ataku "full wypas - z utratą przytomności). Co by się stało gdybym padł gdzieś na chodniku? Otoczony przez nieznajomych? Walczyłem z lekką sennością, ale się udało. Następnego dnia nie pamiętałem czy do niego podchodziłem a jeśli tak to jak mi poszło. Bałem się kogokolwiek zapytać, ale się przełamałem... Innym razem poczułem się fatalnie w kinie, a ja nie miałem przy sobie leku by go "wyciszyć" - mimo to nie pamiętałem połowy filmu. Najważniejsze, że sam wróciłem do domu nie tracąc przytomności
Kiedyś neurolog zaproponował mi picie zielonej herbaty po takim ataku. Na szczęście zmieniłem go. Ta nowa jest bardziej rozgarnięta - powiedziała mi że skoro leki uspokajające pomagają to nie ma nic przeciwko. Tym bardziej, że potrafię się pilnować. Doradziła mi też żebym "ograniczał stres bo to on może powodować napady" - dobra rada, ale nie w moim przypadku. Z dwoma alkoholikami w domu (z jednym niewielkim pożarem, cudem unikniętą eksplozja butli gazowej, brakiem pracy i marnymi perspektyw na przyszłość to niezwykle trudne)... ale wstydziłem się o tym mówić.
Wybaczcie tą ścianę tekstu, ale musiałem się gdzieś wyżalić. Może za parę dni wrócę do tej nieśmiałej ale mimo wszystko uśmiechniętej strony siebie...