Jak ja uwielbiam wakacje.
Matka ma do mnie non-stop wyrzuty. Bo nigdzie nie wychodzę, bo nic nie robię, bo siedzę przy laptopie, bo leżę na kanapie, bo nie zakręciłam pasty do zębów. Tak, na rację, nic nie robię, bo praktycznie nie mogę! Nie mam przyjaciół, żeby non-stop z nimi wychodzić, nie mogę iść na spacer, bo po co, a z nią na spacer z psem nie mam zamiaru chodzić.
"A co robisz na tym komputerze?!", "Rozmawiasz z kimś?!", "Co dziś robiłaś?!", "Bo ty nic nie robisz!". Szału można dostać. Ale przecież jej nie powiem, że znowu przesiedziałam
cały dzień na siedzenie z nudów na forum o kolorowych konikach, czekając na PW od osoby, o której ona nawet nie ma zielonego pojęcia. Przy okazji byłam jeszcze na Tumblrze, na którym oprócz reblogowania co 4 obrazka nic nie zrobiłam, a w tle leciał jakiś folk. Nie, bo by było kolejnych milion pytań. Chętnie bym wyszła, pograła w coś na podwórku ze znajomymi, ale ej, ja ich nie mam. No i tu się zaczyna pretensja, że z nikim się praktycznie nie przyjaźnie. Ah tak, raz, czy dwa poszła ze mną na pizze, przy czym nazwała mnie ciotą, dlatego, że nie chciałam spróbować piwa i nie mam 3 kilogramów makijażu na twarzy jak ona... A potem się dziwi, że nie chce z nią zbytnio wychodzić, bo wygląda jak MILF