Wreszcie skończyła wylizywać i wtuliła się w ciebie. Następnie wytarzała was w czekoladzie. W końcu gdy cali już w niej byliście, Stanęła tyłem do ciebie. A ty siedziałeś. Spojrzała na ciebie zachęcająco.
Uśmiechnęła się i odwzajemniała pocałunki. Druga połowa bułki zawisła nad wami, tworząc ciemne miejsce. Z niej też na dwoje plecy powoli kapała czekolada.
Przed jej kopytami uformowały się schody z latających jamnikoświnek z masy kakaowej. Przebiegła po nich z uśmiechem.
- Ktoś urządza imprezę? - zapytała uśmiechnięta.
Latająca, różowa wyspa, na której rosną lizakowe kwiaty i drzewka z piernika. Do tego wszystkiego Pinkie latająca na setkach balonów w stroju baleriny. Gdzieś dalej lewitował zamek średniowieczny z cukru.
Deli siedziała cicho. Dopiero, gdy usiedliście na łóżku, wlazła ci pod koszulę i ułożyła na twoim brzuchu. Poczułeś, że robi się tam mokro. Biedna Deli...
Jest dziesiąta. Deli siedziała na twoich kolanach ze wzrokiem wlepionym w podłogę. W takich chwilach Lily dała by jej z liścia i wrzasnęła "Weź się w garść, co ty, posąg?!".
Deli skubie ciastko z białą czekoladą. Jej ulubione, ale nie je go tak jak kiedyś. Twi ją głaszcze. Lamarr śpi pod kaloryferem. Lucy powiedziała, że jutro... Bo znaleźć nie może czapki.