-
Zawartość
1887 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Nightmare
-
Ewentualnie powiesz, że obmyślałeś jakąś zajebistą strategię, która powali gryfy na kolana. Po paru minutach makaron był gotowy do jedzenia.
-
Lily kiwnęła głową. Znalazłeś makaron w kształcie kokardek z sosem pomidorowym. Wystarczy odgrzać. Bolt już pewnie śpi. Otwierając szafkę w poszukiwaniu przypraw, znalazłeś Deli, śpiącą przy słoiku z ciastkami.
-
Czyli nienawidzisz Luny... Fajnie. Lily jest w kuchni i wpierdala parówki.
-
Obudziłeś się... Wieczorem... Następnego dnia. Znowu głodny, już nie zmęczony. Chyba przespałeś atak...
-
Po jedzeniu należy odczekać pół godziny, bo podczas snu się nie trawi i można przytyć... Tak, zarzucę tekstem mojej mamy. To powiedziała ci Lily.
-
Obudziłeś się zmęczony wieczorem. Nie, to nie dzieciaki wyciągały cię z łóżka. To żołądek, pusty jak... Jak... Jak łeb Capo.
-
Ziew. Gilda odpisała, że nie mogła. Tyle. Po prostu. Ziew... Jednak raczej jutro.
-
Napisała coś, że bała się pijanych kibiców. Acha, ok. Rarcia po chwili napisała, że pracowanie w nocy nie jest dobre dla cery i to narusza jej biologiczny zegar. Mimo, że dodało ci energii, wciąż w głębi umysłu czaiło się słówko "spać...".
-
Cloudi coś odpisała, ale nie mogłeś przeczytać. Litery wirowały ci przed oczami. Spaaaaać...
-
Mimo wzięcia masy kawy i innych kofein, czy energetycznych napoi, wciąż czułeś się jakbyś został przejechany przez walec drogowy. Po prostu walec drogowy miał formę kibiców.
-
Gdy wreszcie skończył się ten "dzień" roboty, wszyscy byliście wymęczeni. Miałeś ochotę paść i zasnąć.
-
Jedno słowo: Mordor. Bez Gildy jest tak ciężko... Lucy nawet ledwo wyrabia. Niektórzy tak się nachlali, że ją podrywali. Po zapłaceniu lądowali na dworze...
-
I się zaczęli złazić. W ciągu paru sekund zrobiło się tłoczno i duszno. Wow...
-
Capo nie miał racji, bo żeńska część personelu nie przyszła. Wróć, przyszła Lucy. Cała reszta gotowa na miejscu.
-
Z Twilight poczytaliście książki, a z Boltem zrobiliście kolację. Do tego potem trochę pobawiliście się lalkami z Deli. W końcu nastała dziesiąta.
-
(Kosz - best sport świata ^^) Jest około szesnastej. Deli poszła zjeść bułkę. Lily znowu przelazła wkurzona przez dom do wyjścia.
-
Jakoś się uczyła, postępy są, ale do normalności jej daleko. Chyba nigdy nie będzie umysłem w tym wieku, co trzeba.
-
Mocno cię przytuliła. Kolejna rzecz, która oddala jej umysł od wieku, w którym powinna być..
-
Jeszcze nie. Atak zacznie się chyba jutro. Deli odetchnęła dopiero w domu.
-
- Wlacamy do domu? - zapytała, wtulając się w ciebie. Boi się ptaków tak jak ty kiedyś wampirów.
-
Po prostu... Ptaki. Gołębie karmione przez staruszka. Deli chyba przez te gryfy na fobię przed ptakami.
-
Wyszliście z domu. Z początku spacerek był miły. Jednak w parku Deli pisnęła i schowała się za tobą.
-
Equestria się przyłącza, Changea też. Królestwo Motyli pozostaje neutralne. Zebbry się niezdecydowały. Rano Deli zaproponowała wyjście do parku.
-
Rano Capo ci wysłał SMS, że włączył komę o parę minut za późno... Ojojoj... Musiało boleć...
-
- Hmpf - mruknęła i wyszła. Chyba ma TE dni... To biada temu, kto ją wkurzy...