Stałeś pod pałacem zebr. Nagle opadła na ciebie sieć z metalowych sznurów. Podbiegła do ciebie Twilight i zaczęła ją przecinać nożem, który trzymała. Wtedy podbiegł do niej wielki mech, taki, że ten twój wyglądał przy nim jak zabawka i kopnął ją. Lecąc uderzyła w kolumnę. Z mecha wyszedł dowódca FEAR ze złośliwym uśmiechem. Kopnął ją w brzuch. Twi skrzywiła się z bólu i zwymiotowała, po części krwią. Dowódca zwrócił się w twoją stronę i uśmiechnął nienaturalnie szeroko. Nagle jego ręce i nogi stały się nienaturalnie długie, ciało poczerniało, a ubrania opadły. Przed tobą stanął wielki, człekopodobny stwór. Ponownie się uśmiechnął, ukazując ostre śnieżnobiałe zębiska kontrastujące z jego czarną jak smoła skórą. Następnie uklęknął na czworakach przy Twilight i jak jakieś zwierze wgryzł się w jej szyję. Twilight spojrzała w twoją stronę po raz ostatni, nim jej oczy straciły blask, a spojrzenie wpatrzyło w przestrzeń. Jej ostatnia łza rozbiła się na posadzce z piaskowca jak kryształ. Potwór zwrócił się w twoją stronę i wydał dźwięk podobny do śmiechu. Następnie rozpłynął się w nicość, podobnie jak sieć, która cię więziła. Gdy biegłeś w stronę Twilight, czułeś, że to nie ma sensu, gdy przyklęknąłeś obok niej, jedyne, co czułeś to smutek. Wpatrywała się niewidzącym wzrokiem w przestrzeń. Jej ciało było zimne, nie wyczułeś pulsu. Nie oddychała.
Obudziłeś się zlany potem. Twilight nie było obok ciebie w łóżku.