Skocz do zawartości

lurasidone

Brony
  • Zawartość

    496
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    1

Posty napisane przez lurasidone

  1. O ile nie sadzę żeby serduszka się przyjęły, to motyle są dobrym pomysłem. Jak ktoś wyżej już powiedział, każda terapia jest dobra, łącznie z motylkiem, oczywiście wizyta u specjalisty /rozmowa z kimś bliskim jest ważna, ale jedno nie wyklucza drugiego przecież. Nie lubisz motyli to narysuj sobie co innego, kluczem tu jest swego rodzaju przypomnienie, co może być pomocne szczególnie dla tych, którzy tną się pod wpływem dzikiego impulsu. Spójrz, zatrzymaj się, odetchnij.

  2. Jednorożec zmierzył klacz szybkim spojrzeniem, wkładając wszystkie siły w to, by nie parsknąć. Rzecz jasna na tak wielkim wydarzeniu alkohol miał praow się pojawić, a dzisiejsze drinki były serwowane na lewo i prawo, od cydru po nieco mocniejsze trunki, których nie każdy chciał sobie poskąpić. Grass uśmiechnął się lekko zakłopotany.

    - Musiała mnie pani z kimś pomylić, a za cydr dziękuję, ale chcę dojść do celu w linii prostej.- to powiedziawszy, skierował się w stronę najbardziej zatłoczonego placu, które zdawało się być centrum wydarzenia. Zrobił spory błąd, nie umawiając się z Cherry w konkretnym miejscu. Pozostało mieć nadzieję, że jakoś na siebie wpadną.

  3. Zastanowiłem się przez chwilę. Nie było potrzeby pytać o drogę, była przejrzysta jak tafla wody, lub raczej zakurzona i zaludniona przez tłumy zmierzające do centrum. Do wieczora będzie ich o połowę mniej, byłem gotowy się założyć, że znaczna część przyszła tylko, aby zobaczyć EE. Potem wrócą do domów, nasyceni widokiem nowych technologii. Evvive la postęp technologiczny, pomyślałem.

    Chociaż nie jestem tu po to. Ot, może rzucę okiem, w ramach zaspokojenia nostalgii. Przede wszystkim muszę odszukać w tym zatrzęsieniu kucykow Cherry, bo to z przez jej prośbę zrezygnowałem z jednego dnia wolnego (albo i dwóch). Czy warto było odbywać tę podróż, okaże się za jakiś czas.

    - Mógłbym zatrzymać tą gazetę? - spytałem, wciąż patrząc na wzmiankę o zaginionym ogierze. Mrugnąlem i przeniosłem wzrok na Hot Air'a, który przypatrywał mi się uważnie. - Oczywiście zapłacę, jeśli ma pan takie życzenie - tak naprawdę nie potrzebowałem całej gazety, tylko tej zajmującej niecałe pół strony kolumny. Poczułem nagłą, przemożną chęć wyjaśnienia, po co mi ona, choć i tak powiedziałbym, że jest tam program całej imprezy. Nie, że odznaczający się wielką hojnością stary znajomy zaginął. Nie było to nic osobistego, mimo to wolałem ten fakt zachować dla siebie.

  4. To może i ja się wypowiem. Na Pandorę natknęłam się przypadkiem, rzuciła mi się w oczy okładka siódmego tomu. To wzięłam, kupiłam zresztą i z szóstym. Trochę głupio wyszło, bo kompletnie nie rozumiałam o co chodzi, postanowiłam się więc podratować anime. Wnioski z obejrzenia takie: ekranizacja ładna, tylko że
     zakończenie zwala z krzesła w negatywnym sensie. Wyglądało to tak, jakby twórcy nagle zorientowali się że zostały im dwa odcinki do końca serii i muszą coś tam wcisnąć. Zawiodło mnie to bardzo, tym sposobem ocena anime z 10.10 spadło do powiedzmy 8.5/10. 
    Trzymam się więc wiernie mangi. W dalszych tomach (powiedzmy od ósmego) widać jak pięknie rozwinęła się kreska ^^
    Ulubiona postać? Xerxes Break, nikt nie może z nim konkurować. Wzbudził moją sympatię od początku przygody z Pandora Hearts. Tak jak ktoś wyżej wspomniał, wstawki z drużyną są przezabawne, a sceny z Sharon wzruszające (tak, mowa o walczyku na balkonie)

  5. Odwzajemniłem uśmiech ogiera i odpowiedziałem.

    - Tak, to my we własnych osobach, zdrowi, zwarci i gotowi do boju. Jeśli pan pozwoli i da mi chwilę, odniosą tą klacz na jej posłanie, bo piórkiem zdecydowanie nie jest, więc wolałbym nie stać z nią na grzbiecie za długo - uśmiechnąłem się przepraszająco i minąłem gwardzistę. - Zaraz wrócę z powrotem, tymczasem radzę zebrać resztę drużyny!

  6. Zatrzymałem się i zastanowiłem. Miałem do wyboru dwie opcje, pociąg lub lot balonem. Ten drugi był sprawdzony, w dodatku nie był za drogi. Chciałem dotrzeć do rodzinnego miasta jak najszybciej. Nie wiedziałem, jak szybko porusza się ten cały EE. Jak zawsze zależało mi na czasie. Do stacji miałem 10 minut spacerem, nie było to za dużo, ale mimo to balon kusił mnie bardziej. 

    Zainteresowania z młodych lat widać dalej we mnie tkwiły, bo postanowiłem, że gdy będę w Stalliongradzie zerknę na ekspres. Może uda mi się spotkać kogoś, kto przy nim pracował. Na targach kręcą się różne kuce, raz fascynaci, innym razem konstruktorzy we własnej osobie.

    Podszedłem do sprzedawcy biletów na balon. 

    - Dzień dobry, mogę prosić bilet na lot do Stalliongradu?

  7. Zmarszczyłem brwi i pochyliłem się nad listem, by przeczytać go raz jeszcze. O ile osobę Cherry kojarzyłem z dawnych lat, to nikt o imieniu Nut nie przychodził mi do głowy. Biegałem myślami od znajomego do znajomego, zarówno z pracy, ze studiów jak i ze szkoły. Moimi koledzy nosili różne imiona, czasem jedno dziwniejsze od drugiego, ale nie kojarzyłem kuca, o którym było wspomniane w liście.

    Dlaczego Cherry chciała się ze mną tak pilnie zobaczyć? Co mamy do nadrobienia? Nigdy nie byliśmy ze sobą w bliższych stosunkach, znaliśmy się z widzenia, czasem wymienialiśmy uprzejmości, ale nic poza tym. Kiedy wyjechałem ze Stalliongradu, chcąc znaleźć sobie bardziej ambitną pracę niż nastawianie złamanych kości robotników, nasz kontakt urwał się zupełnie. Wydało mi się dosyć dziwne, że nagle do mnie pisze, a treść listu wskazuje na to, jakoby byliśmy dobrymi przyjaciółmi.

    Przypomniałem sobie naszą ostatnią rozmowę telefoniczną. Przepraszała mnie za coś, czego nie pamiętałem, żeby robiła. Po kilku minutach tłumaczenia jej, że nie wiem o czym mówi, zaczęła krzyczeć i histerycznie płakać, aż w końcu się rozłączyła.

     

    "...Mówię tu takze o przebaczeniu, moich ciężkich słów tamtego dnia w szpitalu"

     

    Zatrzymałem się chwilę przy tym zdaniu. Tak, wiele lat temu wylądowałem w szpitalu na dłużej, przez, jak to zwykłem nazywać, "wypadek przy pracy", w którym pewna misterna konstrukcja wybuchła mi w twarz powodując wiele uszkodzeń. Mimo to byłem pewien, że Cherry tam nie było.

    Bo niby dlaczego miałaby być?

     

    Zapraszała mnie na coś, co widać było dla niej bardzo ważne, tak jak rozmowa ze mną. Podróż do Stalliongradu wymagała albo wypchanego portfela, by podróżować szybko, albo całego dnia tłuczenia się innym środkiem transportu niż podniebny powóz. Byłem wypoczęty, ale mimo to nie miałam nic do dnia wolnego. Nawet dwóch dni wolnych. 

     Ciekawość jednak nie dawała mi spokoju. Nie miałam nic do stracenia, w najlepszym wypadku zaspokoję po prostu to nurtujące uczucie, może nawet zrozumiem do końca treść listu klaczy i wreszcie cel jej dokonanego kilka lat temu telefonu.

  8. Imię: Grass Whisperer
    Gatunek: jednorożec
    Coś o wyglądzie: http://fc08.devianta...ous-d5tgbah.jpg

    Historia postaci: Urodził się w Stalliongradzie, dużym mieście przemysłowym. Marzył o studiach na Uniwersytecie Medycznym w Canterlot, ale jego rodzina nie należała do tych bardzo zamożnych. Razem ze swoim przyjacielem, Nut Shell'em wykupili mały warsztat od starego pana Nail'a*. Tam pracowali nad machiną, która przyniosłaby Grass'owi odpowiednie fundusze na opłacenie sześciu lat studiów. Ich praca trwała dwa lata, w tym czasie Nut poznał swoją narzeconą, Sweet Cherry**, kwiaciarkę, która lubiła przesiadywać razem z nimi w warsztacie. Po wielu dniach i nocach żmudnej pracy ich dzieło było gotowe. Wieść o przedsięwzięciu, jakiego się podjęli, rozniosła się już nie tylko po Stalliongradzie, ale również w Fillydelphii i kilku mniejszych miastach. Wielu ostrzyło sobie zęby na maszynę, gdyż pozwalała ona na znaczne usprawnienie pracy w zakładach przemysłowych przy minimalnym zużyciu energii. Zanim jednak wystawiliby swój wynalazek na aukcję musieli sprawdzić, czy działa prawidłowo. A jak wszyscy wiemy, nawet najlepsza maszyna czasem może nie działać, tak, jak trzeba. Pozwól, że tutaj zamiast zimnego i nudnawego opisu sytuacji zamieszczę krótkie opowiadanko:

    - Ciśnienie 80% i rośnie.
    - Obroty 8000.
    - 95%
    - Wszystko w normie.
    - Uwaga, przekraczamy 100%. Ciśnienie 105%
    - Otwieram zawór B.
    - 120%
    - Słyszysz to?
    - Co?
    - Ten dźwięk.
    - Nie.
    - Utrzymaj parametry na tym poziomie, sprawdzę dokładniej.
    - Jasna... Co to było!?
    - Wyłączaj!
    - Odcinam! Zawory bezpieczeństwa nie działają, trzeba ręcznie!
    - Otwie(...)

    Młody kucyk powoli otworzył oczy, przy łóżku na którym leżał stała klacz w białym czepku na głowie.
    Właściwie to wszystko było tu białe, sufit był biały i ściany były białe, możliwe, że i podłoga, była
    biała, ale tego akurat sprawdzić nie mógł, ponieważ ku wielkiemu zaskoczeniu nie był w stanie się ruszyć. Gdzie jestem, co się stało - chciał zapytać, ale żaden dźwięk nie wydostał się z jego ust.
    - Śpij - powiedziała pielęgniarka kładąc mu kopytko na czole - Musisz odpoczywać. Zamknął oczy i zasnął.

    - Posłuchaj mnie, czy pamiętasz co się stało?
    - Nie, nic nie pamiętam. Dlaczego tu jestem?
    - W twoim warsztacie był wypadek, dlatego jesteś teraz pod naszą opieką. Poskładaliśmy cię do kupy, kości się ładnie zrastają i wkrótce będziemy mogli wyciągnąć cię z tych usztywnień. Jesteś młody i silny, szybko się wyliżesz.
    Pacjent nie odpowiedział. Co tam się stało, dlaczego nic nie pamięta? Co z Nut'em, czy też tam był? 
    Czy nic mu się nie stało?
    - Mój kolega - powiedział cicho - Nut Shell, czy był tam ze mną?
    - Dość rewelacji jak na jeden dzień chłopcze, porozmawiamy jeszcze, na razie odpoczywaj.

    Nut nie żyje. Nie żyje i to moja wina! Gdybym nie zbudował tej przeklętej machiny dzisiaj by żył.
    Zabiłem go. Zabiłem... Od miesiąca się tym zadręczał, szpitalna psycholog robiła co mogła i prawie jej się udało, prawie. Prawie czyni wielką różnicę. Słowa Sweet Cherry z którą Nut był zaręczony wciąż dudniły mu w głowie - "to twoja wina" rzuciła mu na schodach szpitala, gdy wychodził. Tak, to była jego wina.

    ~~~

    Gdy wyzdrowiał, wyjechał do Canterlot na studia. Skąd miał pieniądze? Dobre pytanie. Sam nie był pewien, kto okazał się być tak hojny, w każdym razie w domu znalazł czek z sumą wystarczającą. Ukończył je z wynikiem celującym, był wzorowym studentem, szanowanym przez profesorów i kolegów. Mimo to unikał towarzystwa i wszelkich imprez, lubił być sam.
    Przez lata męczył się ze wspomnieniami. Nawiedzały go w najmniej oczekiwanych momentach. Były bolesne, tak bardzo, że Grass'owi w końcu udało się całkowicie zapomnieć o całym wypadku.
    Przeprowadził się do Ponyville i tak podjął pracę w miejscowym szpitalu.

    * - Pan Nail jest starszym, już podupadającym na zdrowiu kucykiem. Przez całe życie pracował jako mechanik i konstruktor, ale gdy starość zaczęła dawać mu się we znaki poszedł cieszyć się tym, co mu jeszcze z życia pozostało. Warsztat sprzedał dwóm młodym znajomym ogierom. Wiedząc, że nie dysponują wielką ilością funduszy sprzedał warsztat za niewielką sumę, mając nadzieję, że zostanie dobrze wykorzystany i przyniesie młodym wynalazcom wiele pomysłów.

    ** - Sweet Cherry jest kwiaciarką pracującą w Stalliongradzie. Jej Cutie Mark przedstawia dwa kwiaty wiśni. Nut'a i Grass'a poznała przez przypadek, w tym pierwszym się zakochała. Wiele czasu spędzała w warsztacie, przypatrując się pracy nad maszyną. Sama nie znała się na konstrukcji, więc nie mogła pomóc. Z czasem Nut oświadczył się jej. Przyjęła je, stając się tym samym narzeczoną Nut Shell'a. Ślub i wesele chcieli urządzić zaraz po zakończeniu budowy wynalazku.
    Niestety poszło nie tak, jak wszyscy chcieli. Nut zginął w wypadku, Cherry w tym czasie nie było w warsztacie. Popadła w rozpacz, i gdy uzyskała możliwość spotkania się z Grass'em rzuciła mu w twarz, że to była jego wina. Tak naprawdę wiedziała, że winnego nie ma, mimo to chciała sobie ulżyć, zrzucając ją na kogoś. Tak naprawdę Grass nigdy nie przestał być jej przyjacielem, Sweet Cherry nie przewidziała, że jej słowa wyryją się tak głęboko w jego umyśle. Jako przeprosiny podarowała mu czek z pieniędzmi, jakich potrzebował, chociaż wiedziała dobrze, że najprawdopodobniej Grass nigdy nie dowie się, od kogo go otrzymał.
    Obecnie Sweet Cherry mieszka w Hoofingam, gdzie prowadzi swoją własną kwiaciarnię.

    Cutie Mark: Dwa skrzyżowane ze sobą skalpele, symbolizujące jego talent do chirurgii i umiejętność skupienia się na wykonywanej czynności.

    \

  9. a)  Silent Ponyville :3

    b) Ty już tam wiesz co. Ustaliliśmy na skype <3

    c) Singul pliz.

    d) ...jestę mistrzem. A na serio, kilka było, sesjopodobne słowne, sesjorpg u Ciebie i innych MG.

    e) klimat. Bardzo cenię sobie atmosferę świata, w którym gram. Dodać jeszcze mogę wielowątkową fabułę. Gdyby się pojawiła, byłoby bardzo miło.

  10. Cała sytuacja wyglądała tak, jakby wszyscy pakowali się z zamiarem opuszczenia podziemia. Było to dosyć dziwne, nie spodziewałem się, że ot tak zaczną się pakować i znikną. Gdzie rebelianci mieli się ulokować? Trudno o bezpieczne miejsce na powierzchni, sprawa jest jeszcze bardziej skomplikowana przy dużej grupie, która nawet jeśli podzieli się na mniejsze na początku nie pozostanie niezauważona. Obejrzałem się na Green i podszedłem do najbliżej stojącego kuca. Odchrząknąłem, a gdy ten uniósł głowę spytałem:

    - Co tu się dzieje? Czyżbyście przenosili się w jakieś inne miejsce?

  11. Po krótkim, choć dłuższym niż zazwyczaj namyśle wstałem, otrzepałem grzywę i ogon ze ściekającej po mnie wody. Może by udać się do punktu medycznego? Mnie tam już bardziej nie załatają, ale znając życie ktoś tam do łatania będzie. Uśmiechnąłem się ponuro. Toż to rebelia, zawsze znajdzie się ktoś, kogo trzeba posklejać, pozszywać, załatać.

    - Hej Green, czekaj! - zawołałem za odchodzącą klaczą, mając nadzieję że mnie nie zignoruje. W końcu udawaliśmy się w tym samym kierunku, nie było powodu żebyśmy nie szli razem. Podbiegłem do niej lekkim truchtem i powiedziałem.

    - Trzeba zebrać ekipę i wreszcie odbić Pokemonę. Już za długo zwlekaliśmy.

  12. Przewrocilem oczami po czym zirytowany spojrzałem na Magica.

    - Kucyki! Ja do cholery nie mogę prowadzic dwóch rozmów jednocześnie na dwa zgoła inne tematy. Po tym jak to się skończy widzę tylko dwie opcje: albo wychodzimy z tego jak bohaterowie, a same wspomnienia będą poruszać się za nami jak cienie. Jest też mniej optymistyczna opcja która przewiduje kilka szubienic. - usmiechnalem się kpiąco. - O wątrobie nie wspominaj. Nie ucz ojca dzieci robic, czy jakoś tak. Wiem o tym, w życiu wiele się nauczyłem. Poza tym lubię moją pracę i nie mam zamiaru jej trafić.

    A Pokemona? Nie wiemy gdzie dokładnie jest. Może Ty wiesz?

  13. Wydawało się, że  Green chce ze mną porozmawiać, usłyszałem jednak pytania Magica, na które mimo wszystko wypadałoby odpowiedzieć. Podpłynąłem trochę bliżej do niego, zmuszając tym samym Green do popłynięcia za mną. Biedna.

    - Wypiliśmy dużo. A czemu? Zgadnij - zmrużyłem lekko oczy. - Żeby choć przez chwilę zapomnieć. Zresztą ten wielki motyl był całkiem ciekawy... - dodałem już ciszej.

  14. Minął już jakiś czas od pierwszego etapu pojedynku, w którym Rh'anoella odniosła dosyć niespodziewane dla niej zwycięstwo. Kilka dni wystarczyło jej, by odsapnąć i zregenerować siły. Była ciekawa następnego przeciwnika, nie miała okazji słyszeć o nim wiele. Właśnie ta ciekawość i pewność siebie wiodły ją przez wysoką bramę prowadzącą na rozległą arenę.

    Owa brama była dosyć specyficzną konstrukcją, wykonaną na pierwszy rzut oka z samego lodu, gdyby jednak przyjrzeć się bliżej można było zobaczyć cienkie srebrne pręciki stanowiące szkielet. Trzymała się pomiędzy dwoma kolumnami o objętości około dwóch metrów. Ozdobione były misterną płaskorzeźbą przedstawiające dalekie doliny Equestrii oraz znane lub mniej znane fragmenty Lodowych Krain. U góry złączone były zawijającym się pnączem winorośli pokrytej szronem. Nad całą konstrukcją widniał napis ułożony z kilku tysięcy malutkich kawałków lodu, który za pomocą magii unosił się w powietrzu.

     

    Carpe diem...

     

    Chwytaj dzień. Tak, chwytaj dzień, póki go jeszcze masz.

    Rh'anoella uśmiechnęła się szeroko. Miała zamiar wykorzystać daną jej dziś szansę maksymalnie jak to tylko możliwe. Pokazać, że nie bez powodu przeszła dalej, pozostawiając za sobą poprzedniego przeciwnika.

     

    Jej ptasie szpony cicho stukały o lód, robiąc w nim delikatne, prawie niewidoczne rysy. Stuk, stuk, stuk.

    Hoffman miał rację, na arenie w istocie było zimno. Dziewczyna dobrze zrobiła nie zdejmując nakrycia, w którym tu przybyła.

    Zapinany pod szyją kaftanik wykonany ze skóry, kaptur wyszywany futrem niedźwiedzia polarnego dobrze sprawdzał się kilka tysięcy metrów nad ziemią, gdzie temperatura powietrza mogła sięgać nawet 50*C mrozu. Sprawdzi się więc i tu, na lodowej arenie.

×
×
  • Utwórz nowe...