-Nie martw się AJ. Ty jesteś taką fajną klaczą, że na pewno znajdziesz sobie jakiegoś amanta^^ Miłość nikogo nie omija. - pocieszałm wyrażnie smutną, a bynajmniej zagubioną Applejack.
W tym czasie Kiti spacerował z Winoną. Zapytała go o opowiedzenie o sobie nieco asekuracyjnie. Według niego wydawała się trochę bardziej śmiała. Jednak postanowił otworzyć swoje Pamiętniki z wakacji (OK, kończę już =3)
- Z przyjemnością mogę ci coś opowiedzieć^^ Dawno, dawno temu w odległej galaktyce. Na gazowej planecie Abudabis urodził się pan ciemności (Sorki nie ta płyta )
Nie tak dawno temu, zaledwie 4 lata temu. W górach Hoofonskich urodziłem się ja, mały śnieżny lisek. Żyłem w niewielkim stadzie. W sumie było nas koło tuzina, trudno się liczy białe lisy na białym śniegu. Szczenięce lata pamiętam bardzo pozytywnie. Wszyscy bawiliśmy się razem, polowaliśmy razem i kradliśmy jaja z gniazd razem. Do jednej nocy, podczas której odkryłem, że mam w sobie niezwykłą moc (były to moje pierwsze urodziny). Wtedy biały śnieg odbijał tylko światło pełni księżyca. Wracaliśmy właśnie z polowania. Udało nam się złapać sześć śnieżnych bażantów, więc uczta szykowała się niezła. Jednakże, nie tylko my upatrzyliśmy sobie to ptactwo. Trójka misiów polarnych (Papa miś, mama miś i misiątko <XD) czychała tuż za nami. Przez dłuższą chwilę staliśmy i mierzyliśmy się wzrokiem. Gdy wtedy zaatakowali. Bażanty odłożyliśmy na bok i zaczęła się wojna. Wy ich gryźlismy, a oni wymachiwali łapami. Cała potyczka trwała zaledwie kilka minut, jednak dla mnie ciągnęła się godzinami. Wydawało nam się, że przewagą liczebną uda nam się utrzymać łup.
Myliliśmy się. Największy niedźwiedź jednych machnięciem swoich gigantycznych łap zadał smiertelne rany czwórce z nas, w tym najważniejszą osobę w moim życiu, moją matkę. Ta chwila zatrzymała się w czasie. Widziałem w locie dokładnie jej pusty wzrok wypełniony bólem i wszędzie bryzgającą krew. Gdy jej ciało opadło, ogarnął mnie przeogromny gniew, którego nie doświadczyłem nigdy potem w życiu. Serce biło mi jak szalone, robiło się coraz goręcej, a wzrok miałem skupiony na jednym celu. Bestii, która uśmierciła moją matkę. Wtedy pierwszy raz stanąłem w płomieniach. Zamieniłem się w gigantyczną kulę ognia i przypuściłem atak na oprawcę. Po tym ataku została osmolona sierść na jego brzuchu i cała grupka uciekła w popłochu. Zwycięstwo? Nie do końca. Gdy się odwróciłem zauważyłem, że nie tylko misie przestraszyły się mojego ognia. Moje stado wzięło bażanty i uciekali z miejsca zdarzenia. Zacząłem za nimi gonić pytając się przed czym uciekają. Słowa, które wtedy usłyszałem od swego ojca ,Ryu, stanęły mi jak kołkiem w sercu: "UCIEKAMY PRZED TOBĄ, JESTEŚ INNY!". Wtedy przewróciłem się i patrzyłem jak nasza wataha znika za horyzontem.
Siedziałem tak na ziemi przez dobre kilka godzin, próbując wszystko ustawić w moim umyśle. Nie mogłem uwierzyć w słowa mojego jedynego ojca. Potem tylko podszedłem do mojej zmarłej matki i płakałem. Płakałem najszczerszymi łzami. - opowiadającemu Kitiemu także popłynęła łezka po policzku, którą po krótkiej chwili wytarł o swoje futerko - Przysypałem ciała swoich przyjaciół śniegiem i zacząłem się tułać po górach Hoofońskich. Chodziłem...chodziłem....chodziłem tak przez więcej niż trzy dni. Potem straciłem rachubę, bo głód zaczął doskwierać. Na szczęście udało mi się złowić dorodną rybkę, na nieszczęście jednak po wzięciu paru gryzów ukazał mi się niedźwiedź. Na domiar złego był to miś z osmalonym brzuchem. Ten rozwścieczony zaatakował mnie znienacka. Zraniony leżałem i nie mogłem niczego zrobić. Czekałem już tylko na ostatni cios.
"Hej! Zostaw go" - usłyszałem głos, który od tamtego momentu słyszałem na co dzień. Był to szarawy kuc z pomarańczowymi włosami i zmrożonym pyszczkiem. Jak się już pewnie domyślasz był to Kitsune. Rzucił się na misia i próbował go utrzymać. Ten jednak także po uderzeniu poleciał na kilka metrów. Patrzyłem jak z boleścią w oczach upadał na ziemie. Poczułem wtedy coś dziwnego. Między sobą, a nim poczułem jakby więź. Nawet usłyszałem w swojej głowie głos "Zrobiłem co mogłem", który wydobywał się z oszołomionego kuca. Poczułem wtedy nowe pokłady energii, stanąłem w płomieniach i...straciłem przytomność.
Obudziłem się...gdzieś. Byłem w jakiejś chatce. Gdy otwierałem oczy lekko się przestraszyłem, jednak widok jaki stanął mi przed oczami był...znajomy. Był to zmrożony pyszczek. Okazało się, że ten kuc opiekował sie mną całą noc. Tak się ucieszyłem, że tylko przymknąłem swoje oczęta i powiedziałem w myślach "Dziękuję". Gdybyś widziała moje zdziwienie, gdy Kitsune mi odpowiedział "To ja powinienem tobie podziękować za uratowanie życia".On mnie rozumiał. Słyszał co myślę. Ja wiedziałem co on myśli. Nie zrozumiałem tego od razu. Uważam jednak, że to spotkanie było nam zapisane w gwiazdach. Zwłaszcza, że Kitsuna Cutie Mark przedstawia maskę lisiego demona. Potem przez kilka miesięcy miałem nowy dom. Wraz z Kitsunem mieszkaliśmy w Hoofon. W ciągu tych paru miesięcy wspólnymi siłami udało nam się ubić tego miśka, ale to już inna historia. Potem sytuacja zmusiła nas do wyruszenia w podróż i trwamy w niej do dziś.