-
Zawartość
179 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
2
Wszystko napisane przez Xinef
-
Próbowałem znaleźć jakieś znane osobistości, ale nie udało mi się nic ciekawego wyszperać, a zatem kolekcja uroczych minek z serialu. A zatem... kto wygrał konkurs na najlepszego zeza? Ja obstawiam Applebloom na przedostatnim obrazku
-
Hmm... może pora odkurzyć TARDIS i zabrać Derpy w podróż w poszukiwaniu najlepszego muffina w czasoprzestrzeni? Moglibyście spróbować zlokalizować pierwszego muffina jaki kiedykolwiek został upieczony, albo największego muffina jaki kiedykolwiek zostanie upieczony, albo najsmaczniejszego jaki kiedykolwiek... no w każdym razie przyszłość i przeszłość muffinów stoi przed Wami otworem Jeśli jednak perspektywa zjedzenia wszystkich muffinów jakie kiedykolwiek istniały lub zaistnieją wydaje Ci się odrobinkę... jakby to powiedzieć... niebezpieczna dla zdrowia Derpy i dla losów Wszechświata... to nie pozostaje nic innego, jak... odnaleźć Świętego Muffinograala - legendarny muffin z czasów króla R2r'a i czarodzieja Marelina, który podobno rozwiązuje wszelkie tego rodzaju problemy. I idealnie nadaje się na prezent dla Derpy (wyobraź sobie muffina, który nigdy się nie kończy), zwłaszcza jeśli w poszukiwaniu go weźmiecie udział wspólnie w tym dniu. Tylko taka drobna porada - skontaktujcie się najpierw z Daring Doo, ona wam doradzi jak się za to zabrać, aby miało to charakter ciekawej przygody z odrobinką adrenaliny, a nie demolowania starożytnych świątyń pełnych pułapek, bo co jak co, ale przepisów BHP w takich zabytkach należy przestrzegać. A jeśli zastanawiasz się co w międzyczasie zrobić z Dinky... myślę, że najlepiej będzie, jeśli pod waszą nieobecność pomoże ona Pinkie Pie w organizowaniu imprezy, która się odbędzie po waszym powrocie. Zresztą, jest ona na tyle kreatywna, że na pewno sama wymyśli jakiś wspaniały prezent dla mamy.
-
Jestem zwolennikiem teorii mówiącej, że Derpy i Ditzy to dwa różne pegazy. Wyglądają bardzo podobnie, jednak różnią się głosem, Ditzy ma mniejszego zeza i ogólnie jest mniej podatna na wypadki. Bazując na tym założeniu można konstruować ciekawe historie np. o tym, że pochodzą z alternatywnych wszechświatów równoległych i mogą się spotkać z drobną pomocą Dr. Whoovesa i sobie wzajemnie pomagać gdy spotkają się z agresją, cenzurą i innymi zagrożeniami. W każdym razie Derpy uwielbiam na co najmniej dwóch płaszczyznach: Jako postać fikcyjna - ilustruje fakt, że nawet osoba daleka od ideału, mająca wrodzone wady, charakteryzująca się niezdarnością i innymi cechami których większość z nas nie chciałaby posiadać uznając je za nieszczęście... można nadal cieszyć się życiem, być prawdziwie szczęśliwym i mieć wspaniałych przyjaciół. Natomiast jako prawdziwy kucyk... jest po prostu urocza, bardzo miła, kochana i ma taki godny podziwu charakter - pomimo trudności w życiu, nie poddawać się, cieszyć się każdą chwilą i być miłym i skłonnym do wybaczania nawet tym, którzy Cię krzywdzą. Po prostu pegaz, którego chciałoby się mieć za przyjaciela nawet, jeśli trzeba by się liczyć z tym, że od czasu do czasu coś nam przypadkiem zdemoluje albo zrzuci nam kowadło na głowę
-
Gubby Gums donoszą: "Pojawiły się pierwsze spojlery na temat sezonu czwartego!" Czyżby wszystkie odcinki miały skupiać się na księżniczkach i alicornach? Najgorsze obawy fandomu okazują się prawdziwe. Małe dziewczynki są zachwycone. Lauren Faust... pozostawiła to bez komentarza. Komentarz Big Macintosha możecie zaś przeczytać na stronie milion pięćset sto dziewięćset...
-
Naszym reporterkom udało się przeprowadzić wywiad z nowym władcą Equestrii! Rozmowa przebiegła następująco: - Ekscelencjo, czy możemy poznać plany Waszmości zwalczania kryzysu panującego obecnie w Equestrii? - Eenope. - Czyżby zatem miłościwie nam panujący książę nie miał żadnych planów? - Eeyup. - Czy to oznacza, że jesteśmy zgubieni i nie ma dla nas ratunku? - Eeyup. Po tej, jakże krótkiej, wymianie zdań reporterki doszły do wniosku, że jedyne dobre wieści jakie mogą nam przekazać, to fakt, że nowo obowiązujące w Equestrii słowniki będą zdecydowanie krótsze i każdy bez problemu nauczy się ich na pamięć.
-
Mam pewne podstawy przypuszczać, iż Cheerilee lubiła kiedyś potańczyć przy dobrej muzyce. Teraz pewnie rzadko ma okazję z powodu natłoku obowiązków, ale na pewno nie zaszkodzi sobie przypomnieć te rytmy popularne za czasów gdy była jeszcze źrebięciem. I tutaj kilka pomysłów: - Na świeżym powietrzu zorganizować lekcje tańca dla młodzieży. - Zorganizować imprezkę w stylu retro (i zaprosić znajomych z dzieciństwa ) - Po prostu odprężyć się w domu przy dobrej muzyce. Mam nadzieję, że Cheerilee miała okazję posłuchać dzieł naszego fandomu, ale jeśli nie to najwyższa pora to nadrobić! - Ewentualnie zaprosić Sama-Wiesz-Kogo na potańcówkę. Hmm... retro + muzyka country? Czemu nie?
-
Najładniejsze ilustracje Cheerilee jakie widziałem są autorstwa Raikoh, a zatem załączam kilka z nich: http://raikoh-illust.deviantart.com/art/Cheerilee-runaway-bride-284498068 http://raikoh-illust.deviantart.com/art/Cheerilee-is-bored-311076154 http://raikoh-illust.deviantart.com/art/Cheerilee-and-her-new-friend-336955481
-
Zagadnienie to jest dla mnie interesujące z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze kończę właśnie studia magisterskie i rozważam możliwość robienia doktoratu, czyli w zasadzie muszę się poważnie zastanowić czy chcę zostać nauczycielem akademickim, a jeśli tak, to dlaczego? Co tak właściwie mnie ciągnie do pracy ze studentami (i działalności naukowej), zważywszy, że informatycy dużo lepiej zarabiają pracując w firmach albo prowadząc własną działalność? Po drugie gdybym kiedyś założył rodzinę, to dobrze byłoby wiedzieć jak zadbać o edukację swoich dzieci. Obecny stan systemu edukacji w Polsce by mnie skłaniał raczej do tego, aby nie posyłać dziecka do szkoły, tylko samemu poświęcić mu czas pomagając w uczeniu się samodzielnym... ale ponieważ jest to bardzo ważna decyzja to powinienem rozważyć wszystkie za i przeciw. Fakt, mocno wybiegam myślami naprzód, ale na serio jest to jedna z rzeczy nad którymi się czasem zastanawiam. W ogóle może jestem jakiś dziwny, ale lubię sobie zaplanować pewne rzeczy na wiele lat naprzód, ewentualnie weryfikując te plany od czasu do czasu. Po trzecie w końcu, mam paru znajomych, w różnym wieku (podstawówka, liceum, studenci), którzy prosili mnie, abym ich tego czy owego nauczył (zwykle chodzi o programowanie gier albo o grafikę 3D). Dobrze by było wiedzieć, jak się za to zabrać, bo jak zacznę uczyć programowania gier takiego chłopaka który dopiero kończy podstawówkę, to za parę lat może być w tym lepszy niż przeciętny absolwent Informatyki. A za kolejne parę lat? Już nie raz widziałem profesjonalne gry pisane przez dwudziestolatków. Ważne, żeby wcześnie zacząć. I teraz się zastanawiam, jak się za to zabrać, żeby dobrze wykorzystać okazję i żeby popełnione przeze mnie błędy nie przeszkodziły chłopakowi w nauczeniu się tego, do czego najwyraźniej udało mi się już go wciągnąć. Ogólnie, to odnoszę wrażenie, że bardzo ważna jest tutaj empatia, czyli umiejętność spojrzenia na to co ja, jako nauczyciel mówię, z punktu widzenia ucznia. I to konkretnego ucznia, a nie "statystycznego ucznia". Muszę dobrze zrozumieć to jaką wiedzę on już posiada, aby nie próbować definiować nowych pojęć posługując się pojęciami, których on nie zna. Trzeba uważać na sytuacje, kiedy uczeń może znać pewne pojęcia, ale z innego kontekstu, pod nieco innym znaczeniem. Przypomina mi się sytuacja, kiedy próbowaliśmy sołtysowi wytłumaczyć co to są gry fabularne (bo chcieliśmy organizować je w lokalnym Domu Kultury). Jak kolega wziął się za tłumaczenie, to musiałem sporo kombinować, żeby odkręcić pierwsze wrażenie jakie wywołał, bo (z punktu widzenia sołtysa) zabrzmiało to jak "odlatujemy w kosmos i ogólnie opis brzmiący jak typowe doznania narkomana po zażyciu mocnej dawki". Tak... umiejętność doboru właściwych słów do właściwego rozmówcy jest ważna nie tylko w relacjach z dziećmi, ale też w relacjach z dorosłymi i wcale nie ma tu aż tak dużej różnicy W każdym razie widzę też jak ważne jest nauczanie indywidualne właśnie w przypadku informatyki. Miałem do czynienia zarówno z osobami, które twierdzą, że najłatwiej im to wszystko zrozumieć zaczynając od poznania tego jak działa procesor, jak operuje na adresach w pamięci i jak te wszystkie dane są reprezentowane w pamięci komputera. Czyli bardzo niskopoziomowe podejście. Z drugiej strony, wiele osób twierdzi, że najłatwiej zacząć od najbardziej abstrakcyjnych pojęć, np. od nauki algorytmów z użyciem języków wysokiego poziomu jak Python. Fakt, można w ten sposób napisać bardzo prosty i krótki program, który wiele robi i nie trzeba się zastanawiać, jak to wszystko jest obliczane w komputerze... ale prędzej czy później trzeba będzie te aspekty niskopoziomowe też poznać. I tutaj po prostu dochodzę do wniosku, że nie ma jednego, idealnego podejścia - dla każdego trzeba znaleźć takie, które jemu najbardziej podpasuje. Często dobre rozwiązanie będzie leżeć po środku - jakiś język programowania który zawiera aspekty i niskopoziomowe i wysokopoziomowe. W ten sposób uniknie się typowych sytuacji, kiedy osoba która zaczynała od programowania wysokopoziomowego ma bardzo duże problemy z nauką niskopoziomowego, albo na odwrót. ^ powyższy akapit starałem się napisać tak dobierając słowa, aby osoby nie mające pojęcia o informatyce były w stanie zrozumieć przynajmniej generalną koncepcję tego, o czym mówię. Słowa bardziej zagadkowe, jak np. "niskopoziomowe" czy "wysokopoziomowe" użyłem wiele razy, tak, aby czytelnik mógł odczytać z kontekstu do czego się odnoszą, nawet, jeśli w kontekście informatycznym słyszy je po raz pierwszy. Jak mi to wyszło? Oceńcie sami Odnośnie nauczania jest jeszcze jedna ważna kwestia którą chciałbym poruszyć, a której wydaje mi się, że wielu nauczycieli nie jest świadomych. Moim zdaniem nie ma tak na prawdę czegoś takiego jak "uczenie kogoś". Można co najwyżej pomagać komuś w "uczeniu się". Uczenie, to proces który odbywa się w umyśle ucznia i nauczyciel nie jest w stanie tego procesu dokonać. Chociaż zarówno uczeń jak i nauczyciel mają na ten proces wpływ, to jednak tym który go ostatecznie dokonuje jest uczeń. A dokładniej jego mózg, częściowo świadomie, a częściowo podświadomie, ale ważne w tym wszystkim jest to, że rolą nauczyciela jest pomagać uczniowi w tym procesie, a nie próbować dokonać tego procesu, bo to jest niemożliwe. Hmm... zapewne jeszcze tu kiedyś napiszę, ale na pierwszy raz starczy chyba tyle przemyśleń.
-
Szanowna Cheerilee, od pewnego czasu kilka pytań kręci się po moim umyśle szukając odpowiedzi, a zatem daję im tutaj ujście: - Jakim sposobem Applebloom poznała Sweetie Belle i Scootaloo dopiero na imprezie cute-ceañera? Czy chodziły do różnych klas? A może Sweetie Belle i Scootaloo chodziły do innej szkoły, albo dopiero co wprowadziły się do Ponyville? Ale tą opcję można chyba wykluczyć, bo Sweetie Belle mieszka chyba z rodzicami w Ponyville od dawna, a zresztą były wszystkie obecne na tysięcznym Letnim Święcie Słońca. Po prostu zastanawia mnie, jakim sposobem najpierw Applebloom była w klasie sama, a później Sweetie Belle i Scootaloo dołączyły do jej klasy. ... a może wcześniej... o zgrozo ... one w ogóle nie chodziły do szkoły? - Może to dość ogólne pytanie, ale jak wygląda system edukacji w Equestrii? Czy dzieli się tylko na dwa etapy - edukacji podstawowej takiej jak w Twojej szkole i edukacji wyższej jak w uniwersytecie Canterlotu? Czy są jeszcze inne etapy? Które z tych etapów są obowiązkowe i kiedy się kończą? (innymi słowy, kiedy zwykle kucyki kończą edukację? Gdy znajdą pracę? Czy wtedy, gdy ukończą jakiś program nauczania i zdają jakiś egzamin?) - Czy w Ponyville są jeszcze inne szkoły oprócz Twojej? Czy są inni nauczyciele? Czy macie szkoły zawodowe, czy raczej preferujecie system, gdzie zawodu kucyki uczą się od innych kucyków wykonujących dany zawód, raczej niż w szkole? Ogólnie to lubię taki system - mistrz z czeladnikami - ale w świecie ludzi jest on współcześnie obecny w dużo mniejszym stopniu niż kiedyś. Mam nadzieję, że pytania nie są zbyt wymagające, ale musiałem je zadać, bo inaczej by mi nie dały spokoju
-
Jako, że moje hobby to tworzenie światów, to interesuję się praktycznie wszystkim co przy tworzeniu światów się przydaje... czyli w zasadzie to wszystkim Dlatego, jeśli nie lubiłem jakiegoś przedmiotu, to należy to raczej interpretować jako "nie podobał mi się sposób prowadzenia danego przedmiotu, jako mało efektywny, mało sprawiedliwy itp.", raczej niż nieciekawa tematyka lub podobne problemy z samą dziedziną nauki. W każdym razie, z podstawówki, gimnazjum i liceum nie przypominam sobie, żeby jakiś przedmiot szczególnie negatywnie utkwił mi w pamięci. Fakt, podstawówka nie była najlepsza, raczej z tych które specjalizują się w przetwarzaniu masowym, ale już gimnazjum i liceum było bardzo dobre (zapewne dlatego, że autonomik). Z kolei na studiach... Z fizyką był ten problem, że wszyscy na Politechnice mają fizykę, więc profesorowie od fizyki mają bardzo dużo studentów do "przetworzenia", co skutkowało tym, że na każdego studenta przeznaczali bardzo mało czasu. Co to oznaczało w praktyce? Nie sprawdzali kolokwiów, tylko oceny wystawiali z randoma. Podobno ktoś zaliczył choć oddał pustą kartkę, a nie jeden laureat olimpiad fizycznych pisał parę poprawek zanim zaliczył. Kolejne roczniki podobno mniej narzekają na fizykę niż nasz rocznik, więc może coś się już poprawiło do tamtej pory. Bezpieczeństwo Systemów Komputerowych - tutaj główny problem polegał na tym, że nawet jak się napisało projekt który spełniał wszystkie wymagania podane na początku przez prowadzącego, to i tak było spore ryzyko, że się nie zaliczy, bo "coś się jeszcze prowadzącemu nie podoba". Moim zdaniem dostać dwóję za projekt, który spełnia wszystkie wymagania, to trochę... dziwne. Z przedmiotów nielubianych przez bardzo wiele osób z mojego rocznika, które jednak mi specjalnych problemów nie sprawiły, to Podstawa Analizy Algorytmów (czyli szacowanie jak długo dany program będzie się wykonywał dla jakich danych i ile będzie potrzebował pamięci) i Architektura Komputerów (jak działa procesor, w tym - na serio - pisanie programów komputerowych, na szczęście bardzo prostych, za pomocą zer i jedynek). Śmieszna sprawa, jak spotkałem kiedyś koleżanki z liceum w tramwaju i rozmawialiśmy i doszły do wniosku, że Architektura Komputerów, to pewnie projektowanie jak mają wyglądać obudowy laptopów, żeby ładnie wyglądały
-
Changelingi widać są bardzo zdesperowane, aby uzupełnić ubytki w armii po ostatniej nieudanej próbie podboju. Teraz rekrutują każdego napotkanego owada!
-
Twi: A najlepsza na koronacji była mina mojego brata! Pierwszy raz w życiu widziałam płynną dumę! Luna: Och Twilight, jaka Ty jesteś naiwna. Coś takiego jak płynna duma nie istnieje. Mówił Ci ktoś, że z płynną dumę jest tak samo jak ze skrzydłami, łyżką z Matrixa czy ciastem z Portalu? To wszystko wymysł naszej wyobraźni! Twi: A właśnie, że płynna duma istnieje! Zaraz Ci pokażę! Mój brat by mnie nigdy nie okłamał!
-
Wiarygodne źródła donoszą nam, że podobno pewien fotograf prasowy tak potwornie prezentuje się w najnowszej kreacji Applejack i fryzurze prosto z salonu Trixie, że wszyscy na jego widok dostają dreszczy. Sweetiebelle donosi nawet, że jedyne co uratowało ją przed tym przerażającym widokiem to szybka reakcja Rainbow Dash, która zdążyła ją zasłonić skrzydłem. Jeśli ten opis Cię nie odstraszył i masz nerwy jak stal... szczegóły możesz doczytać na stronie 42 naszej gazetki. Więcej zdjęć nie mamy - edytor odmówił zamieszczenia ich w obawie iż wywołałoby to serię zawałów wśród czytelników. EDIT: Ok, wymyśliłem krótszą wersję plotki: "Luna pyta się Dash i Znaczkowej Ligi - Jak wyglądam w mojej uroczystej sukience z koronacji? Prawda, że cudownie?"
-
No cóż, nie wiemy jakie są ceny mieszkań w Ponyville, ale wiemy, że kucyki potrafią w trakcie jednej piosenki zbudować stajnię, więc można założyć, że budują bardzo sprawnie. Zresztą kucyki budujące widzieliśmy już w co najmniej trzech odcinkach ("The Mysterious Mare Do Well", "Too Many Pinkie Pies" i "Apple Family Reunion"), a może i więcej tylko mnie pamięć zawodzi... i jakoś odniosłem wrażenie, że kucyki opanowały do perfekcji sztukę stawiania budynków w bardzo krótkim czasie, z pomocą prefabrykowanych elementów, magii, dużych zespołów robotników, lub innymi sposobami... bo jak pokazuje praktyka, prawdopodobieństwo iż budynek ulegnie zniszczeniu w trakcie budowy jest bardzo duże, więc szkoda byłoby poświęcać bardzo dużo czasu na coś co i tak się nie uda doprowadzić do końca. A zatem lepiej budować szybko i niskim kosztem, licząc, że za którymś razem się uda
-
Odnośnie chciwości... problem tak na prawdę polega na tym, że każda firma która wyjdzie na giełdę i w której ponad połowa udziałów nie należy do osób emocjonalnie zaangażowanych w to co dana firma robi... No po prostu problem wynika z tego, że osoby którym zależy tylko na pieniądzach, a to prawdopodobnie charakteryzuje większość grubych ryb wykupujących udziały w korporacjach typu Hasbro... oni mają prawo narzucić firmie konkretne decyzje kierując się wyłącznie względami finansowymi. Dlatego nawet, jeśli kierownicy działu odpowiedzialnego za MLP, pracownicy i ogólnie wszystkie osoby zaangażowane emocjonalnie w kucyki które pracują dla Hasbro są przeciwni jakiejś decyzji, bo zaszkodziłaby ona fandomowi, to i tak ostatnie słowo mają udziałowcy. Dlatego jak założę swoją firmę, co mam zamiar niedługo uczynić bo w tym roku kończę studia, to nie planuję nigdy wychodzić na giełdę, nawet jeśli miałbym taką możliwość i wiązałoby się to z dużymi pieniędzmi. Chociaż... i tak wątpię, żeby ktokolwiek chciał kupować udziały w firmie zajmującej się pisaniem komercyjnych gier open source ;]
-
Typowo w petycjach podaje się swoje dane osobowe po to, aby uniknąć sytuacji kiedy jedna osoba wyśle milion podpisów podając się za milion osób. Teoretycznie pozwala to po prostu sprawdzić na wyrywki kontaktując się z osobami które podpisały petycję, żeby sprawdzić czy faktycznie coś podpisywały, czy też ktoś się pod nich podszywa albo w ogóle taka osoba nie istnieje. Tylko że do tego celu dane osobowe powinny być dostępne jedynie komisji sprawdzającej czy petycja była przeprowadzona poprawnie - nie powinny być te dane publikowane. Dlatego masz tam opcję pozostania anonimowym, wówczas dane te będą dostępne wyłącznie upoważnionym komisjom. Z drugiej strony warto sprawdzić, czy przesyłane dane są szyfrowane i czy sama strona jest godna zaufania. Co prawda firefox podaje mi, że strona nie udostępnia certyfikatu potwierdzonego przez zaufane źródła, ale z kolei plugin Web Of Trust pokazuje, że jest tam jakiś "Symantec SSL Certificate" i nie widzę specjalnie negatywnych opinii, więc można przypuszczać, że dane osobowe nie są wykorzystywane do niecnych celów. Ale gwarancji nie ma. Tyle teorii, przejdźmy do praktyki: W praktyce... wątpię, żeby ktokolwiek to sprawdzał, więc można wpisać w miejsce adresu cokolwiek. Żeby nie kłamać proponuję wpisać po prostu "I prefer to stay anonymous" albo coś w ten deseń. Podawanie fałszywych danych to co prawda przestępstwo w niektórych sytuacjach, ale podanie informacji, że nie zamierzasz wpisywać swojego adresu to już nie jest przestępstwo. Co najwyżej unieważni twój głos, ale wątpię, żeby takie rzeczy sprawdzali. Co do imienia, nazwiska i kraju - ja osobiście nie widzę przeciwwskazań, żeby te dane podać publicznie, ale rozumiem osoby które tego nie robią, a zatem imię i nazwisko też można wpisać "anonim" albo coś w ten deseń. I na koniec pytanie, jaki to w ogóle ma sens? Czy cokolwiek się w ten sposób uzyska? Szczerze powiedziawszy, wątpię, bo zarząd Hasbro podejmując decyzję był zapewne świadomy, że w reakcji dostanie petycje podpisane przez dziesiątki, a może i setki tysięcy fanów. Byliby głupi gdyby tego nie przewidzieli. Ale z drugiej strony samo podjęcie takiej decyzji nie było raczej mądre z ich strony, więc może jednak coś jest na rzeczy. Jeśli miałbym się doszukiwać jakiegokolwiek sensownego powodu dla którego to zrobili, to jedyne co mi się nasuwa na myśl to coś co mi się obiło o uszy, że prawo amerykańskie zmusza ich do ochrony swoich znaków towarowych. Nie brzmi to zbyt sensownie, ale cała ta sytuacja jest bez sensu, więc prędzej w to uwierzę, niż w to, że świadomie chcą się pozbawić fanów i w ten sposób zmniejszyć swoje dochody z MLP. I na koniec napiszę tylko pewną myśl która mi od jakiegoś czasu chodzi po głowie... czy myślicie, że dałoby się jakoś zorganizować kickstartera albo podobną akcję zbierania pieniędzy, żeby społeczność Bronych wykupiła od Hasbro znaki towarowe My Little Pony i te wszystkie własności intelektualne np. do postaci? Nie chodzi mi o to, żeby pozbawić Hasbro możliwości tworzenia MLP, bo pomimo kilku dziwnych decyzji, np. w kwestii Derpy, ogólnie spisują się nienajgorzej. Dlatego własność intelektualna zostałaby przekazana do domeny publicznej i Hasbro mogłoby nadal wytwarzać serial i czerpać zyski z figurek itp. Kwestia jest jedynie taka, że nie mogliby nikomu zabronić robienia tego samego. Co więcej, fandom mógłby bez przeszkód robić komercyjne gry, filmy, sprzedawać książki napisane przez fanów itp. Domyślam się, że nadal byłoby pełno darmowej twórczości, a obecność komercyjnych produkcji tylko by bardziej rozkręciła obydwie formy twórczości. Myślę też, że możliwość tworzenia komercyjnych gier opartych na MLP pozwoliłaby większej liczbie twórców na podjęcie się tego (gdyż zamiast hobbistycznie, mogliby się tym zająć zawodowo) i przyspieszyłaby powstawanie gier, bo widzę, że na razie większość projektów posuwa się zdecydowanie wolniej niż projekty komercyjne podobnej jakości. Ogólnie myślę, że fandom by bardzo na tym skorzystał, tylko pozostaje kilka pytań. 1. Czy w ogóle jest to możliwe według amerykańskiego prawa? 2. Ile pieniędzy Hasbro by chciało i czy uda się tyle w fandomie uzbierać? Fandom ma co prawda duży potencjał zbierania pieniędzy, ale jeśli Hasbro zażąda astronomicznych sum, to może być z tym problem. 3. Czy nie lepiej byłoby tą sumę pieniędzy przeznaczyć na cele charytatywne? Na serio się zastanawiam, bo jakby to była kwestia kilku milionów dolarów, to może nie warto tego wydawać w egoistyczny sposób, tylko dlatego, że chcielibyśmy mieć prawo do spokojnego zajmowania się naszym kucykowym hobby, bez obaw, że nam to Hasbro odbierze? Innymi słowy mam nadzieję, że uda się to rozwiązać w jakiś prostszy sposób, ale że ten pomysł mi od jakiegoś czasu chodzi po głowie to tak się zastanawiam co o tym myślicie. Może plotę bzdury albo jest w tym toku myślenia jakiś poważny mankament który przeoczyłem?
-
Pinkie Pie jest najprzezorniejszym z kucyków. Jak zwykle miała plan awaryjny na wypadek jakby Elementy Harmonii nie zadziałały w walce z Nightmare Moon. Musiała tylko zaczerpnąć odrobinę negatywnej energii od swojej mrocznej strony i voilà! Nightmare Moon zmienia się w Lunę bez potrzeby korzystania z tęczowych tornado-wodospado-shoop-da-whoop'owatych mocy Elementów Harmonii!
-
Hej Pinkie! Czy w Equestrii obchodzi się tłusty czwartek? Jeśli tak, to czy tradycyjnie sprzedajecie z państwem Cake pączki, czy jednak jakieś inne wyroby cukiernicze? Bo jakoś pączków w Cukrowym Kąciku nigdy nie widziałem. No może za wyjątkiem tych z dziurką, ale one są zwykle bez nadzienia, to nie są prawdziwymi pączkami... czy może się mylę? Jak myślisz Pinkie? Ty się na tym lepiej znasz... O, to przy okazji zapytam o faworki. Macie tam faworki? A jeśli tak, to czy takie dobre z delikatnego, kruchego ciasta? Bo moja babcia robiła bardzo dobre faworki, właśnie takie kruche, podczas gdy większość faworków jakie widzę w sklepach jest taka miękka, elastyczna i tłusta i nie są aż tak dobre. Wiele słyszałem o talencie cukierniczym państwa Cake, więc zakładam, że pewnie robią dobre faworki, ale nie zaszkodzi zapytać... w razie czego spróbuję zdobyć przepis I jeszcze jedno pytanie... potrafisz eksplodować pięć razy? I... w jaki sposób oddychałaś, jak Trixie pozbawiła Cię pyszczka? Rozumiem, że niemożność mówienia była dla Ciebie o wiele większym problemem, niż niemożność oddychania, ale jednak mnie to ciekawi
-
To ja tak z ciekawości zapytam... dlaczego jest taki bezbarwny? Odziedziczył kolory po ojcu (który domyślam się, jako górnik pewnie jest czarno-szary)? Czy może ma jakieś zebry wśród dalekich przodków? Bo barwa grzywy takie nasunęła mi skojarzenia. Co do wizerunku, to ogólnie sprawia bardzo sympatyczne wrażenie. Dobrze by było, jakbyś go przedstawił z jakimiś instrumentami czy innymi gadżetami jakie uznasz za stosowne (torba podróżna?). Poza tym może to szczegół, ale wydaje mi się, że przy takim ustawieniu tylnych kopyt, cutie mark powinien być trochę przechylony. Taki idealnie prosty wygląda nienaturalnie. Sama historia brzmi zaś średnio zachęcająco. Motyw z pieszą wędrówką miałby moim zdaniem więcej sensu, jakby to był świadomy wybór w celu zasmakowania życia podróżnika i barda. Wytłumaczenie z brakiem pieniędzy zdaje się o tyle naciągane, że po pierwsze lepiej by chyba zrobił starając się zarobić na bilet, bo koszty wyżywienia i noclegów podróżowania przez rok pieszo prawdopodobnie sporo by przekroczyły koszty biletu. A po drugie Equestria jest raczej mała - analizując serial i mapę można dojść do wniosku, że piesze przewędrowanie z końca na koniec zajęłoby może 2 dni. Oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, żeby posłużyć się "licentia poetica" i w Twoim świecie uczynić ją sporo większą i z liczniejszymi miejscowościami, ale pragnę zaznaczyć, że piesze przewędrowanie z jednego końca Polski na drugi (np. pielgrzymki) to kwestia kilku tygodni, no powiedzmy miesiąca. Jeśli przewędrowanie pół Equestrii miałoby zająć rok, to znaczy, że albo Equestria jest gigantyczna, albo w każdej miejscowości zatrzymywał się na kilka dni. Mam nadzieję, że nie brzmiałem zbyt krytycznie, bo ogólnie koncepcja postaci mi się podoba
-
Znalazłem trochę czasu, żeby własnoręcznie narysować Cookie w trakcie jak pracuje nad paterą do owoców, zamówioną przez Fluttershy (ilustracja w pierwszym poście) Krytyka ilustracji mile widziana - obrazek jest odnośnikiem do mojego DeviantARTa, więc może dyskusje na temat grafiki lepiej prowadzić tam, a jakby były pytania do samego kucyka to raczej tutaj. Mam nadzieję, że ta wersja pozostawia mniej wątpliwości co do natury i zasadności spiętej grzywy.
-
Arroyo, całkiem sensownie piszesz, ale mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko, że do paru rzeczy się trochę przyczepię Czemu Fluttershy chciała dotrzymać swojej części umowy, choć Discord złamał swoją? No cóż, Fluttershy nie powiedziała "Nie użyję przeciwko tobie elementów harmonii pod warunkiem, że naprawisz sytuację". Ona jedynie obiecała, że nie użyje przeciw niemu swojego elementu harmonii. Oczywiście z kontekstu wiemy, że chodziło o umowę obustronną, ale Fluttershy użyła akurat takich słów, które wiązały przysięgą tylko ją, a nie Discorda. Czy był to błąd z jej strony, że dała się nabrać Discordowi, czy też zrobiła to celowo, gdyż miała zaufanie do Discorda? Nie wiem, ale obstawiałbym tą drugą opcję, bo Fluttershy wiedziała co robi i nie jest aż tak naiwna, jak to sama raczyła podkreślić. Odnośnie sceny, gdzie Discord najpierw mówi, że nie obchodzi go utrata przyjaciółki, a potem nagle mięknie... moim zdaniem starasz się zaaplikować za dużo logiki do zrozumienia zachowania Discorda. Jeśli próbuje się zrozumieć Discorda, to posługiwanie się logiką, analizą przyczynowo - skutkową itp. mija się z celem. Jego umysłem kieruje chaos. Jeśli jednak na siłę próbować tam jakąś logikę aplikować, zawsze można powiedzieć, że po prostu było to zupełnie nowe doznanie dla Discorda, a przez to potrzebował sporo czasu od momentu, kiedy zagościło w jego psychice do momentu, kiedy je rozpoznał i zrozumiał. Mam inne zdanie... i moim zdaniem to super sprawa, bo gdyby wszyscy mieli takie same zdanie, to byłoby nudno Przybij kopytko A, i na koniec: Zastanawia mnie to całe zaklęcie reformujące. Na pewno dobrze, że Twilight nie miała okazji go użyć, bo moim zdaniem użycie magii do reformowania kogoś, to zniżanie się do poziomu technik stosowanych przez czarne charaktery (np. pranie mózgu, propaganda albo hipnoza... zresztą jak ktoś z podobnych powodów nie lubi "Jedi mind trick" to muszę przyznać mu rację). Przykładowo z Nightmare Moon i tym jak została "zreformowana" przez elementy harmonii... to akurat myślę, że Nightmare Moon w głębi nadal była dobrą Luną, a elementy tylko pomogły jej przezwyciężyć tą złą stronę, więc wcale to nie elementy ją zreformowały - ona sama już była dobra, tylko nie miała dość siły, aby się przełamać przez złą powłokę. A poza tym myślę, że nawet gdyby Twilight miała okazję rzucić zaklęcie reformujące... pewnie nie zadziałałoby, podobnie jak "the Stare" Fluttershy... w końcu pamiętamy, że "failsafe spell" Twilight nie zadziałał przeciwko chaosowi Discorda, czemu więc zaklęcie reformujące miało zadziałać? Co prawda nie tłumaczy to czemu Discord powyrywał te kartki - przecież mógłby mieć więcej zabawy pokazując Twilight jak jej zaklęcie nie działa... ale jak już mówiłem, nie ma co zakładać, że Discord zawsze działa logicznie. Może po prostu miał ochotę zjeść trochę papieru, żeby zobaczyć minę Fluttershy (a później Twilight) jak się dowiedzą.