-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
- W porządku - odpowiedział głos, już nieco cieplejszym tonem. Dłoń zasłaniająca usta Sophie została od niej odsunięta. - Mają wbrew pozorom czuły słuch - wyjaśnił właściciel głosu, wysoki, szpakowaty mężczyzna o czarnej czuprynie włosów w artystycznym nieładzie. Był dość blady i miał podkrążone oczy - jakby chorował, albo długo nie spał. Jego nos był dość duży i wąski, a oczy ciemnobrązowe i poważne. Miał na sobie lekarski kitel, rozpięty. Zbliżył się do drzwi i zasłonił szybę roletą.
-
Jessy On również oddychał ciężko, wpatrując się w swoje dzieło z obrzydzeniem i szeroko otwartymi oczami. Zszedł z trupa na podłodze, i sam chwilę później na nią upadł. Wpatrywał się w sufit.
-
Jess - Już prawie zapomniałam o incydencie przed chwilą. Daj mi to! - powiedziała już ostrzej. W tym momencie Syd zerwał się z podłogi, podbiegł do "matki" Jess, przewrócił ją na ziemię, wyrwał sztylet zszokowanej dziewczynie i zaczął raz za razem wbijać go w głowę istoty. Ta szarpała się, drapała stróża po twarzy i kopała, wydając z siebie przeraźliwe, wysokie dźwięki. Po chwili walki dywan na podłodze pokrył się krwią, strzępkami mózgu i odłamkami kości. Ciało dziwacznego stwora znieruchomiało. Jonathan - Ha, ha, ha! Racja! Będę trupem! - krzyknął mężczyzna. - Jak wszyscy! Jak wszyscy! Mogę zaliczyć tę odpowiedź - stwierdził. Zniknął namiot cyrkowy, zniknęły trupy. Otaczał ich las. Pod jednym z drzew siedziała Elizabeth, próbując pozbierać myśli i wpatrując się w Jonathana z przerażeniem.
-
Sophie poczuła gwałtowne szarpnięcie za kołnierz i zanim zdążyła zareagować, została pociągnięta do tyłu, niemal tracąc przy tym równowagę. Zauważyła przed sobą szybę i zamknięte drzwi, a na jej usta powędrowała czyjaś dłoń. - Nie krzycz i kiwnij głową, że rozumiesz i tego nie zrobisz - szepnął chłodny głos.
-
Jonathan Jęk, znowu. Mężczyzna zachichotał. - Uwielbiam, kiedy inni grają w moje gry! A teraz proszę, nawet żniwiarz jest na mojej łasce! Ohohoho! - był widocznie bardzo wesoły. Jess - Ale najpierw mi to oddaj, córeczko. Skaleczysz się! - powiedziała z troską i wyciągnęła dłoń po sztylet trzymany przez Jess.
-
Jonathan Żniwiarz usłyszał krzyk Elizabeth. Facet stojący naprzeciwko niego wyszczerzył się triumfalnie. Podniósł lewą dłoń, zacisnął w pięść i wysunął jeden palec. - Raz. Dwie próby pozostały - stwierdził. Jess Idź za nią - pojawił się głos Syda w głowie Jess. Mimo wszystko wciąż się nie ruszał.
-
Gwiazdka z nieba pojawiła się, i owszem. Helikopter wydający ostre, przenikliwe dźwięki leciał dokładnie nad ulicą, na której znajdowała się Sophie. Leciał bardzo, bardzo powoli. Jak na zawołanie, wszystkie zombie zawróciły i zaczęły iść w kierunku, z którego dobiegał je dźwięk. Sophie mogła mieć zaledwie kilka sekund, aby się ukryć. Zarażeni na pewno nie nadciągali tylko z jednej strony - niebawem zaroi się od nich.
-
Jess Monstrum zaczęło powoli zbliżać się do dziewczyny, po czym z powrotem zamieniło się w jej matkę. - Chodźmy stąd, Jess - powiedziała z uśmiechem, jakby przed chwilą nic się nie stało. Jess miała możliwość podbiec do Syda i wyrwać z jego ciała czarny kolec. Znajdowała się tylko trzy metry od niego. Jonathan Człowiek znowu się zaśmiał. - Zróbmy tak: masz trzy szanse na zgadnięcie, czym jestem. Za każdą złą odpowiedź twoja kontrahentka dostanie nożem. Ostatni raz spowoduje śmierć, i tym razem permanentnie!
-
Sophie udało się przemknąć niepostrzeżenie koło najbliższych zombie. Musiała iść szybko, ale i niezwykle cicho - co jakiś czas pojedynczy zombie "patrolował" ulicę. Po upływie pół godziny przed dziewczyną zamajaczyła brama parku. Problem był tylko jeden - im bliżej parku, tym więcej zombie. Wokół zielonego terenu było ich tyle, że nie dałoby się przemknąć niepostrzeżenie. Mimo to próbę taką podjęła podstarzała kobieta z małym dzieckiem. Miała krótkie, farbowane na rudo włosy. Ubrna była w luźne spodnie i bezrękawnik, jej skóra była opalona. Próbowała przemykać się między samochodami, i kiedy już była na kilka metrów od ogrodzenia parku, dziecko zaczęło płakać. Dźwięk był tak niespodziewany, że wzbudził w Sophie przerażenie. Wszyscy zarażeni, makabryczne, poszarzałe istoty, których ciała zaczynały gnić, zwróciły się w tamtym kierunku. Kobieta rzuciła się na ogrodzenie parkowe, ale nie zdążyła dotrzeć na szczyt - została wciągnięta w tłum kilku zombie i już po chwili płacz dziecka ustał nagle. Dochodziły już stamtąd tylko ohydne odgłosy spożywania posiłku.
-
Najbliższy chory - czy też po prostu trup - znajdował się pięćdziesiąt metrów od wyjścia ze schodów i wciąż oddalał się od tego miejsca, powłócząc nogami. Żeby dotrzeć do parku, Sofie musiała teraz skręcić w lewo. Mogła przemknąć się za stojącym niedaleko, czerwonym Chevroletem Malibu i kolejnymi samochodami stojącymi wzdłuż ulicy. W mieście znajdowało się kilka parków, ale chodziło zapewne o Park Pamięci Appleton. Sophie musiała więc przejść przez rzekę Fox, minąć Uniwersytet i na końcu drogi skręcić w prawo, aby dotrzeć do tego parku.
-
Po raz kolejny karta postaci przyjęta, w najblizszym czasie rozpocznę sesję.
-
Siedziała w domu już dwa dni. Dwa dni męki, dwa dni odcięcia od świata i od ludzi. Dwa dni, trwające dłużej niż tygodnie, czy miesiące i będące najbardziej niespokojnym i męczącym okresem w życiu Sophie Evans. Telefon milczał. Wczoraj był jeszcze sygnał, dzisiaj już absolutnie żadnego. Było to przerażające milczenie. Upiorna cisza. Oczywiście, matka nie odebrała ani razu. Zawsze była nieco roztrzepana, jasne, ale to już przekraczało wszelkie granice. Co ona sobie myślała? Na ulicach chodzili zmarli, a ona zachowuje się tak nieodpowiedzialnie... Przecież musi być w domu, bo i gdzie miałaby iść widząc to wszystko? Na pewno nic jej się nie stało i siedzi w domu. Albo skorzystała z ewakuacji miasta... Ewakuacja miasta, właśnie. Appleton to przecież duże miasto. Dlaczego wcześniej nie widziała żadnych helikopterów? Czemu nikt nie nadawał wiadomości? Jedynym co słyszała było radio, z którego wciąż płynęły komunikaty o zachowaniu spokoju, aż do dzisiaj... Dzisiaj po raz pierwszy pojawił się komunikat z sensem. Ocalali mieszkańcy Appleton mają zebrać się w parku, o godzinie siedemnastej. Wylądują tam helikoptery, które zabiorą was w bezpieczne miejsce. Unikajcie otwartych terenów i głównych ulic miasta. Zabierzcie tylko potrzebne rzeczy. Przez ulicę widoczną z okna zaledwie wczoraj przetoczył się pochód martwych. Teraz było ich tam niewielu - zaledwie pięciu poruszłało się po ulicy. Niedaleko nich leżał też jeden na wpół zjedzony trup. Najgorsze dla Sophie były noce - niekończące się pasmo koszmarów, jakby już sam widok nie był wystarczająco przerażający. Tymczasem dochodziła godzina szesnasta.
-
Karta postaci przyjęta, sesja ruszy jeszcze dzisiaj.
-
Clarice kiwnęła głową do Suzanne, po czym zaprowadziła Eve na poziom D. - Przez kilka dni mnie nie będzie, ale później do ciebie wrócę - powiedziała. Przytuliła dziewczynkę na pożegnanie, ruszyła do szatni i udała się na urlop.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
temat napisał nowy post w Archiwum
- Prawda? Przyznaj staruszku, nie potrafiłbyś poprawnie odpowiedzieć - odparła Tori z satysfakcją. Położyła się na trawie, twarzą do ogniska.- 1056 odpowiedzi
-
- internackie życie
- zabawa
- (i 3 więcej)
-
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
temat napisał nowy post w Archiwum
- Dobrze zatem. Zadam ci mordercze pytanie... Pierwiastek z dziewięciu? - zapytała Tori.- 1056 odpowiedzi
-
- internackie życie
- zabawa
- (i 3 więcej)
-
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
temat napisał nowy post w Archiwum
- Ano tak... - Tori zakręciła butelką.- Cat, znowu ty. Zadanie czy pytanie? - zapytała dziewczyna.- 1056 odpowiedzi
-
- internackie życie
- zabawa
- (i 3 więcej)
-
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
temat napisał nowy post w Archiwum
- Pozdrowienia życzę - powiedziała. Wyciągnęła rękę po najbliższy węgielek. Jak się okazało - gorący. - Ała... Rany. Będzie blizna - powiedziała i czekała, aż węgiel wystygnie. Odłamała z niego kawałek i ten - ponieważ był bardzo mały - połknęła.- 1056 odpowiedzi
-
- internackie życie
- zabawa
- (i 3 więcej)
-
[Gra] Liceum Nauk Magicznych (Czy może raczej życie w internacie?)
temat napisał nowy post w Archiwum
- Wyzwanie - powiedziała Tori z uśmiechem. Nie zabiło jej drzewo, nic innego też nie powinno.- 1056 odpowiedzi
-
- internackie życie
- zabawa
- (i 3 więcej)
-
Clarice czuła, że dla niej noc nie będzie bogata w sen. Gładziła jednak Eve po głowie, przestając dopiero, kiedy dziewczynka zasnęła.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Clarice przycisnęła do siebie Eve, wznawiajac uspokajające gładzenie po głowie. - Śpij, śpij - powiedziała i pocałowała ją w czoło.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
Kobieta pogładziła dziewczynkę po włosach. - Spróbuj zasnąć - powiedziała. Miała nadzieję na kolejne szybkie opuszczenie tego miejsca, ale z drugiej strony wiedziała, że Eve też coś się należy.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Dobrze, mogę z tobą zostać - odpowiedziała Clarice. - Na całą noc? - upewniła się.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Nie, to nie przez ciebie. Nic złego nie zrobiłaś - odpowiedziała Clarice. - Masz czerwone oczy. To znaczy tęczówki, to kolorowe wokół źrenicy. Źrenicy, czyli tego czarnego pośrodku oka.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi:
-
- Przydałoby się trochę schudnąć, to fakt - zażartowała. - za co ty mnie przepraszasz? - zapytała z uśmiechem, patrząc na mutantkę.
- 866 odpowiedzi
-
- Laboratorium
- Gra
-
(i 1 więcej)
Tagi: