Zawiasy zaskrzypiały przy otwieraniu drzwi. Mogło to służyć jako sygnał o obecności gościa w gospodzie. Stara, drewniana i wytarta podłoga ugięła się pod ciężarem Slaga.
Kuc znalazł się w niewielkim holu, w którym ściany obwieszone były wszystkim czym tylko się dało, a zwłaszcza nadżartymi przez czas i kurz zwierzęcymi głowami i czymś, co w przeszłości mogło być roślinami. Na wprost było wejście do sali z której dochodziły hałasy świadczące o gościach trzeźwych jak świnie. Na lewo zajdowały się zamknięte drzwi, tuż obok nich - drewniane, wąskie schody prowadzące do góry. Pod przeciwległą ścianą stał zaś drewniany, ciemny i zapewne ciężki stół. Na hol wkroczyła podstarzała klacz ze spiętymi w ciasny kok, posiwiałymi włosami i wyblakłym, różowym fartuchem.
- Witam w naszym wspaniałym lokalu - rzekła ze znudzeniem, a z tonu jej głosu trudno było wywnioskować, czy to co mówiła było ironią, czy po prostu nie wierzyła w to, co mówi.
- Czego sobie zacny gość... życzy? Pokój? Oczywiście, zwierzątko - spojrzała wymownie na Grzejnika - nie stanowi problemu.