-
Zawartość
5783 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
4
Wszystko napisane przez Arcybiskup z Canterbury
-
-No i? Cokolwiek mówiłam, nie przeszłam na jasną stronę, więc do zdrady nie doszło. Wszystkie moje działania są na korzyść Zakonu. Źle pojmujecie hasło "zdrada".- Już chyba nigdy nie zadam się z alicornami.
-
-Że niby kiedy, przepraszam? -Oprócz niemocy, poczułam też złość.
-
-Skoro masz do mnie o coś pretensje, to oznacza że znasz jej przebieg. W takim wypadku pytanie twoje zajeżdża głupotą i bezsensowną zaczepką. Coś jeszcze, mistrzu? -Gardziłam tym kucykiem. Moja pierwsza mistrzyni była dla mnie dobra, nie to co ten buc czepliwy.
-
-Coś nie tak? O co chodzi?- Musiałam mieć bardzo niepewną minę, ale nie cofnęłam się. Stałam wciąż w tym samym miejscu.
-
Siedząc pod wodą Dearme pomyślała, że ktoś z załogi mógłby potrzebować jej pomocy Była to kolejna myśl popierająca wynurzenie się i powrót na statek. Nie chodziło o samo oddychanie - ta czynność pod wodą szła jej całkiem nieźle. Fala która ją zaatakowała pozostawiła na ciele wiedźmy kilka pamiątek, które mogły zwabić stworzenia gorsze i bardziej zawzięte od rekinów. Obserwowała fale nad sobą i czekała na odpowiedni moment.
-
-Hej. Co tam, mistrzu? Jakieś nowości? Coś ciekawego? Bo ja ostatnio odkryłam że Zakon jest w coraz gorszej formie. -Powiedziałam.
-
Luna: Meteor pękł i wysypało się z niego złoto i drogocenne kamienie szlachetne. Zecora była uradowana, podobnie jak Pinkie i Twilight.
-
Podeszłam do nich i kopnęłam je.
-
Wiedźma podpełzła do kapitana, chcąc spytać się o rozkazy, ale nie zdążyła. Zabłąkana fala zmiotła ją z pokładu, po drodze uderzając o deski i ostre krawędzie. Cholera była jedynym co w tamtej chwili przyszło jej na myśl. Gdy już znalazła się w wodzie, myślą było "mam przechlapane". I gdyby nie sytuacja, zapewne by się roześmiała. Zanurkowała mając nadzieję na to, że nie zostanie zmiażdżona przez statek. Starała się nie poddawać falom i obserwować statek.
-
Luna: Drzwi otwarły się i do środka wkroczyła Twilight. Podała Pinkie I Zekorze eliksir odtruwający. Chwilę później plamki zniknęły i obie poczuły się lepiej. Następnie Twilight podała im lek zabezpieczający przed truciznami i toksynami.
-
Zrobisz mi jakiegoś wspólnika? _________________________________________ Drzwi otwarły się przede mną. Wkroczyłam i rozejrzałam się.
-
Luna: I wtedy zaczął padać deszcz, który spowodował że tornado zniknęło, a pył opadł. Deszcz ten był lekki i orzeźwiający. Po chwili chmury rozeszły się, odsłaniając jasną tarczę księżyca.
-
Dearme wylądowała na pokładzie w pozycji zbyt poziomej, by mogła być uznana za stojącą. Po drodze mocno się poobijała i teraz rzucała przekleństwa pod adresem sztormu, Posejdona, morza i wszystkiego co się dało.Po zobaczeniu ogromu zniszczeń statku pobiegła do kapitana, zataczając się.
-
No do siedziby. ________ Uparcie brnęłam przed siebie. Kilka razy potrąciłam kucyki idące w przeciwnym kierunku.
-
Dearme nie wiedziała co z sobą robić, gdy reszta załogi odeszła wgłąb wyspy. Zeszła z pokładu i wskoczyła do wody. Zamierzała zwiedzić kawałek przybrzeżnej rafy, gdy niebo zaszło chmurami, a statek oderwał się od brzegu. Szybko wdrapała się na statek.
-
Gdy się mu dało sok jabłkowy...
-
Skype. Psycholog czy psychiatra?
-
Nie, wolę "Kolumbijski krawat" Lobotomia?
-
Ugryzłabym telefon za karę i sama zostałabym dilerem. Co byś zrobił, gdyby przyszedł do Ciebie Śmierć na herbatkę?
-
Ban, bo Balcerowicz musi odejść.
-
Straganów? W bazie Sithów? ___________________________________ Omijałam wszystkie kucyki na swojej drodze.
-
Dearme siedziała na dziobie, podziwiając krajobraz. Obserwowała członków załogi, którzy organizowali i przygotowywali się do wyruszenia w drogę.
-
Ale... Co ja teraz zrobiłam? ____ Ruszyłam przed siebie, ignorując całkowicie innych.
-
Wyszłam ze statku, rozejrzałam się po lądowisku.