-
Zawartość
1391 -
Rejestracja
-
Ostatnio
-
Wygrane dni
3
Wszystko napisane przez Ukeź
-
Felix wziął głęboki wdech. - Trochę... pochrzaniły mi się relacje z mistrzem, to wszystko. Wczoraj palnąłem coś głupiego, ale dziś przy okazji innej rzeczy dodatkowo bardzo pożarliśmy się no i w sumie to tyle. Ostatecznie uznał, że nie mam do niego zaufania i sobie poszedł. - Wzruszył ramionami, w sumie zdziwiony tym, że powiedział to całkiem spokojnie, chociaż chyba głos mu lekko drżał.
-
Aktualnie nie przyjmuję requestów, bo będę otwierać komisze, przykro mi ;;
-
Zdjął jedną ze słuchawek i spojrzał na kumpla z klasy. - Siema - przywitał go krótko. - A tak po prostu, włóczyłem się bez celu i sobie tu przysiadłem, ile można siedzieć samemu w mieszkaniu. - Wzruszył ramionami.
-
Felix siedział poirytowany nad szkicownikiem, kolejny raz wycierając coś, co nijak nie chciało mu akurat dziś dobrze wyjść. To nie jest moment na rysowanie. Rzucił szkicownik na kanapę i poszedł do pokoju się przebrać z powrotem w spłaszczak i założył słuchawki na uszy, by wyjść zaraz na dwór. Ruszył przed siebie bez specjalnie określonego celu. Nie wiedział, czy na dobrą sprawę o co mu teraz chodzi. Z jednej strony czuł, że chciałby pogadać z kimkolwiek, kto się teraz napatoczy, z drugiej, chciał zostać sam ze sobą. Ale jak siedział w akademiku sam ze sobą to też go nerwica brała. - Ogarnij się, olej to - mruknął do siebie pod nosem, ostatecznie siadając na schodkach niedaleko jakiegoś sklepu.
-
- Dzięki za radę - rzucił tylko za odchodzącym mężczyzną. "W moim wypadku jakikolwiek cięższy przedmiot w zasięgu się sprawdza, ale fakt, zostanę przy ciemnych uliczkach, pomysł z barem był faktycznie do kitu" dodał już w myślach, po czym uznał, że zdecydowanie wystarczająco długo już tu przebywał i najwyższa pora się stąd zmywać. Zerknął w stronę ulicy, na której stało jakieś auto, przepuszczające zataczających się pijaków, ale w sumie nie interesował się tym jakoś bardziej. Chociaż skierował się w tamtą stronę z powodu, że jakby nie patrzeć, to wzdłuż ulicy najkrótsza droga, by wyleźć z tej nieszczęsnej dzielnicy.
-
- Co rozumiesz przez "nic normalnego?" - Zmarszczył brwi, chowając obie ręce do kieszeni, od razu po tym jak ten go puścił. Nie chciał na dobrą sprawę mieć bliższego kontaktu z kimkolwiek stąd, tak w ramach ostrożności. Łatwiej uciekać jak ewentualny napastnik cię od razu nie trzyma, nie? Zrobił też mały krok w tył, by po prostu odsunąć się na odległość, względnie bardziej bezpieczną. Pokręcił tylko głową na boki zrezygnowany. - Interesy, jeśli można to tak nazwać, choć dziś parszywy dzień i nic z nich nie wyszło. Tyle wyjaśnienia wystarczy? Sonny zaczął uważnie przyglądać się mężczyźnie. Na oko zdążył ocenić tyle, że był od niego zdecydowanie starszy, a tak poza tym, to w sumie nie miał zielonego pojęcia z kim miał właśnie okazję rozmawiać. I nadal coś mu nie pasowało. Czemu on w ogóle go obronił? - Właściwie to czemu będąc w takim miejscu bawisz się w obrońcę uciśnionych? To dość... niespotykane tutaj.
-
Ze świata rozmyślań na ziemię sprowadziło go to, że poczuł jak ktoś łapie go za rękę. Pierwszy odruch kazał pieprznąć tego kogoś z całej siły, ale na szczęście zorientował się, że to był ten koleś z baru, który raczył wcześniej bawić się w obrońcę. Chociaż jakaś obdrapana cegła leżąca niedaleko zdążyła się już lekko poruszyć z miejsca dzięki pierwszemu odruchowi, ale raczej nikt nawet na to uwagi nie zwrócił. W takiej menelni to raczej wątpliwe, by ktoś na to patrzył. W każdym razie, chłopak przeklął się w myślach za to, że ostatnio ma za dużą tendencję do "zamyślania się" w miejscach publicznych. Coś mu to chyba nie służy. Dopiero po chwili dotarło też do niego, co właściwie owy "obrońca" powiedział. "Robiłaś?" "Czekałaś?", no tak, kolejny co to go wziął za dziewczynę. Teraz szybka analiza, co się bardziej opłaca, mówić kim się jest, czy nie. Mimo, że mylenie jego płci go koszmarnie irytowało, to jakoś to przebolał. Chyba nie warto zwracać na to uwagi, przecież i tak nigdy tego kolesia więcej nie spotka, znając życie. - Nie twoja sprawa - powiedział krótko. - Ale dziękuję za pomoc - dodał szybko, uświadamiając sobie, że nieprzyjemne odzywki mogą mu zafundować niezłe lanie od tego kolesia, bo w końcu widział już go w akcji. Swoją drogą, jedne co go trochę mogło zdradzać to głos. Nie był jakiś specjalnie gruby, ale jakby nie patrzeć, wyjątkowo niski jak na tak młodą dziewczynkę. - Mógłbyś mnie puścić?
-
(( W sumie to miał zamiar zwiać w trakcie rozróby, którą robiła Twoja postać, ale ogółem daleko nie jest, praktycznie tylko kawałek dalej na zewnątrz, więc jak chcesz to możesz na niego trafić czy coś )) Rudzielec chciał skorzystać z okazji i w tym wszystkim usunąć się bezpiecznie na zewnątrz, ale w sumie coś mu tu dziwnie nie pasowało. Bo jak dziwnie wywnioskował, właśnie ten obcy mężczyzna go.. obronił? Przecież to się kupy nie trzymało. W Smoothers ktokolwiek przejmował się kimkolwiek? W ten oto idiotyczny sposób, Sonny zamiast ruszyć dupę gdzieś dalej, stał teraz jak kołek, całkiem blisko miejsca z którego wyszedł, zastanawiając się co ma zrobić. W sumie to mógł chociaż podziękować zanim zwiał? Ale z drugiej strony.. to przecież mogły być prywatne porachunki, a tylko mogło wyglądać na to, że go broni. No i halo, nie traćmy czujności, pewności nie ma, że tamten facet też złych zamiarów nie miał. W każdym razie, na wojskowego "w cywilu", broniącego uciśnionych nie wyglądał, więc już w ogóle nie wiedział co robić. - Parszywy dzień, nie ma co - mruknął do siebie, naciągając mocniej kaptur na twarz. Chyba wypadałoby opuścić tą dzielnicę. A szkoda, bo jednak z kasą było coraz gorzej. - I weź tu sobie dorób czasem - znów powiedział do siebie. Po czym rozejrzał się wokół, zastanawiając się, czy jednak nie poszukać wśród tutejszych mieszkańców jakiegoś innego zleceniodawcy, czy na dziś se darować.
-
Felix gdy tylko znalazł się w mieszkaniu od razu poszedł do swojego pokoju się przebrać, zdejmując ten nieszczęsny spłaszczak i zakładając mocno luźną koszulkę na siebie. Skoro wszystko jasne, to przynajmniej od teraz w domu już całkowicie bez stresu może chodzić z cycatą klatą, nie męcząc się ciągłym ściskaniem, jedyny plus. Wziął notatnik i zaczął go sobie przeglądać. - Pewnie znów polazł do Thery - mruknął pod nosem. - W sumie nie moja sprawa, o ile nikomu nic nie powie - skarcił się zaraz i zaczął coś bazgrać na kolejnej pustej kartce w zeszycie.
-
(( Tak tak, dobrze, ja tylko zapominam nazw tych dzielnic, a czasem czyste lenistwo nie pozwala mi zajrzeć do pierwszego posta )) "Spokojnie, wdech i wydech, nie wkurzaj się, nie chcesz tu zrobić rozróby nie panując nad sobą i rzucając przez to czym popadnie" powtarzał sobie w myślach, coraz bardziej wkurzając się z powodu, że koleś, któremu miał coś dostarczyć już dość długo się nie pojawiał. Za długo. Tacy raczej jednak byli punktualni, więc albo coś go zatrzymało na tyle, że zrezygnował, albo od początku nie miał zamiaru się tu pojawić, a może kombinował coś innego. W każdym razie na chwilę obecną zastanawiał się co ma zrobić z tymi wszelkimi obleśnymi kolesiami, którzy właśnie gapili się na niego jak wygłodniałe wilki na surowe mięso. Na dobrą sprawę, jak wyjdzie stąd teraz sam, to zdecydowanie ktoś za nim polezie. W sumie na dworze mógłby kogoś takiego znokautować celnym rzutem czymkolwiek co będzie pod ręką, bo wbrew pozorom trochę jednak nad tym panował - problem w tym, że ryzykowałby w ten sposób zdemaskowanie się przy jakichś wojskowych, których były całe masy. Cały czas obserwował ludzi wokół, przez co udało mu się przyuważyć jakiegoś starego dziada przysuwającego się do niego bliżej. Jak na nieszczęście, to na pewno nie był ten z którym się tu zgadał, widać po gębie o co mu chodzi. Zwrócił też na moment uwagę na jakiegoś mężczyznę podchodzącego do innych facetów, którzy się tak podejrzanie na niego gapili. No cóż, może znajomy? Zresztą nie ważne, musi stąd jakoś niepostrzeżenie zniknąć. Odsunął się w bok, z dala od dziada, próbując wyhaczyć moment na to, by stąd zwiać, gdy tamten jegomość zagada tą resztą.
-
- Zaufanie, jasne, już to widzę, skoro nawet nie rozumiesz kim jestem - prychnął pod nosem tylko, wiedząc, że Zack tego już nie słyszy, po czym ruszył w kierunku powrotnym. Coś wydawało mu się, że Zacka w domu szybko nie zobaczy, więc tym bardziej będzie mógł posiedzieć sam. A przynajmniej wziąć swój notatnik i trochę rzeczy z życia w nim umieścić. Jak zwykle. Schował ręce do kieszeni i założył słuchawki na uszy, idąc przed siebie i rozmyślając. "No i co? I tyle z tego by było. Kumpel nie jest w stanie zrozumieć, że mimo wszystko ma kumpla a nie kumpelę, więc go nie okłamałem. No dziwne, że nigdy mu nie powiedziałem, dobre żarty."
-
((Zgubiłem rozeznanie kto i gdzie aktualnie jest niestety A sam nie chciałeś żeby wszyscy wbijali na dach bo prędzej czy później i tak się spotkają XD Poprowadzę sobie wątek sam ze sobą, póki nie znajdę pomysłu na sensowne interakcje ;; )) Sonny udał się do najmniej przyjemnej dzielnicy z możliwych. Gdyby nie zmuszały go okoliczności to z pewnością trzymałby się z daleka od tak bardzo patrolowanych obszarów. A dzisiaj wojskowych było naprawdę więcej niż zazwyczaj. "Muszą kogoś szukać" pomyślał, zarzucając na siebie podartą, za dużą bluzę i zakładając kaptur na głowę. Lepiej się nie wyróżniać jakoś specjalnie. Dotarł do średnio przyjemnie wyglądającej spelunki dla miejscowych i aż skrzywił się, czując smród zapijaczonych tutejszych. No nic, nie chciał tu być dłużej niż to konieczne. Usiadł w miejscu, w którym zazwyczaj czekał na gościa, któremu przekazywał podrobione papiery, w międzyczasie zamawiając coś do picia, choć nawet tego nie tknął, bo grunt to żeby nikt się nie przyczepił, że przesiaduje tu od tak.
-
"Oszukałeś?" - Nie oszukałem cię - prychnął. - Jestem facetem, więc niby jak cię oszukałem? Bo nie powiedziałem co mam w gaciach? A zaglądasz każdemu pod spódnice, czy w spodnie? - Zmarszczył brwi. Chyba ta uwaga o oszukaniu zabolała go najbardziej i zirytowała jeszcze mocniej. A wcześniejsza sugestia odbierania go jako dziewczyny go rozdrażniła. - Jak komuś powiesz to i tak uprzejmie informuję, że zrobię ci krzywdę, tak tylko uprzedzam - powiedział wyjątkowo poważnie, po czym wziął kilka głębokich wdechów. - Co do planów to w sumie nie wiem, co mamy teraz robić. - Schował ręce do kieszeni, wlepiając wzrok w ziemię.
-
Hueh, takie tam kolejne prace, chociaż nikt tu nie zagląda Ponyfikacja kumpla: Główka RD: I nie pucykowe, tak gratisowo, w sumie to moja fursona
-
- Spróbuj się do mnie zwrócić na "Felicja" to obiecuję wykastrować cię łyżeczką - syknął momentalnie. - Nie jestem lasią, tylko kolesiem, po prostu, jakkolwiek dziwne, czy chore ci się to może wydawać. - Wzruszył ramionami i odwrócił się w końcu w jego stronę.
-
- Wyjaśnienia? Nie wiem, co mam ci wyjaśniać, skoro chyba wszystko już jest oczywiste - mruknął, wciąż stojąc do niego tyłem, nawet jak uporał się z przetransportowaniem spłaszczaka z powrotem na miejsce. W sumie to sam nie wiedział, co ma powiedzieć. "Ej sorki, ale twój kumpel i partner ma cycki, bo jest transem" raczej dobrze nie brzmiało. A tyle starań wkładał w to, by nikt się nie dowiedział. - Przepraszam. - Westchnął cicho. W sumie za co przepraszał? Że mu nie powiedział? Ale to chyba normalne, że mu nie mówił...
-
W pierwszej chwili nie zrozumiał reakcji Zacka, ale gdy usłyszał uwagę o cyckach, momentalnie spojrzał w dół. Na "piękne" wybrzuszenia na klacie, dość mocno odznaczające się pod koszulką. - Cholera. - Raptownie odwrócił się tyłem do mistrza, nie wiedząc w ogóle co ma robić. Włożył rękę pod koszulkę, próbując podciągnąć spłaszczak do góry. "Akurat dziś musiało ci się zachcieć ubierać ten bez ramiączek, no brawo kretynie" powiedział do siebie w myślach.
-
- Kurde, dzięki stary, na pewno będzie smaczne - parsknął i szybko zajął się duszą. Zaraz potem zmierzył partnera wzrokiem i skrzywił się lekko. - Jak mam Cię oduczyć palić? - Pokręcił głową zrezygnowany. - No nie powiem, najgorzej nie było. - Przeciągnął się, nie zauważając, że spłaszczak na dobrą sprawę zjechał mu na brzuch, zamiast być na swoim miejscu na klatce piersiowej.
-
- No to cześć - pożegnał dziewczynę krótko, po czym ruszył do papierniczego. Szybko uporał się z zakupami, po czym wyszedł na ulicę. "To co teraz? Moja ulubiona dzielnica slumsów? Chyba wypadałoby zanieść te podrobione papiery tamtemu kolesiowi.." pomyślał, kontrolując godzinę. Miał jeszcze sporo czasu. W sumie to cieszył się, że ma całkiem niezłą smykałkę do takich poniekąd plastycznych robótek. Fałszerstwo to dochodowy biznes. Chociaż większość wybałuszała oczy w zdumieniu widząc że zajmuje się tym dzieciak, w sumie wyglądający jeszcze młodziej i niewinniej niż było w rzeczywistości. Ruszył więc w kierunku najbiedniejszej dzielnicy. Cóż, jakby nie patrzeć, do podejrzanych interesów miejsce nienajgorsze.
-
"Tak jest" przytaknął w myślach, skacząc w kierunku partnera i zmieniając się w broń w tym momencie. On też wolałby, żeby jego mistrz raczej się tutaj nie rozwalił na kawałki, więc zareagował momentalnie.
-
- Pytam, bo właśnie zmierzam do papierniczego i na tyle moich zakupów tutaj. Więc jakbyś szła w tamtym kierunku to po prostu mogłem cię odprowadzić, czy coś. - Wzruszył lekko ramionami. - Bo trochę dziwnie tak od razu żegnać kogoś, kto ci się akurat przedstawił - dodał, wyjaśniając o co chodzi. - No ale, jak nigdzie tam nie idziesz, to zapomnij, może się jeszcze kiedy zobaczymy najwyżej. - Uśmiechnął się lekko.
-
- W porządku - odpowiedział, wzruszając ramionami i zaraz podał dziewczynie rękę. - Sonny - przedstawił się, w myślach przeklinając to, że takie imię dostał. - Wybierasz się do jakiegoś konkretnego sklepu, czy coś? - zapytał, bo w sumie dziwnie by było jakby tak nagle zmył się, tuż po tym, jak się właśnie raczył przywitać. A jeśli szli by do tego samego miejsca, a przynajmniej w podobnym kierunku, to na pewno wyglądałoby to naturalniej, gdyby pożegnał się za chwilę, a nie tak od razu.
-
Żyłka na jego skroni zaczęła pulsować niebezpiecznie. "No już, spokojnie, nie złość się" powtarzał sobie w myślach. "Naprawdę nie potrzebujesz tutaj zużywać swojej energii w bezsensowny sposób". - ZastanawiaŁEM się nad tym, to wszystko - prychnął, podkreślając męską końcówkę. - To już listy zakupów zrobić nie można? - dodał już spokojnym tonem, przy okazji przyglądając się dziewczynie. Na oko ocenił, że była od niego niższa, więc od razu był jakoś mniej zirytowany.
-
Chyba już nie musiał dyskretnie szukać kogoś, kto się na niego gapił. A przynajmniej uznał, że śmiejąca się jak głupia dziewczyna to ktoś, kto go wcześniej obserwował. Zmarszczył brwi. Co ją niby tak bawiło? Jego wzrost? Kompleksy z tego powodu zaczęły dawać o sobie znać. "Spokojnie idioto, nie możesz zacząć tutaj rzucać przedmiotami" skarcił się w myślach, po czym podszedł w kierunku śmiejącej się osoby. - Mogę zapytać, co cię tak śmieszy, z racji, że wcześniej gapiłaś się w moją stronę? Coś ze mną nie tak? - powiedział powoli, nie chcąc zacząć warczeć z irytacji przypadkiem.
-
Rudzielec (pomińmy to, że te włosy nie są takie totalnie rude, no ale) zatrzymał się w pewnym momencie i wyciągnął z kieszeni kartkę, sprawdzając listę zakupów. Trzeba w końcu sprawdzić, czy nie musi się jeszcze wybrać w kilka miejsc. Swoją drogą, czeka go dziś jeszcze trochę roboty z dokumentami. Ostatnio fundusze od rodziców coraz bardziej malały, więc odwiedzanie slumsów, by opchnąć im kilka podrobionych papierów było całkiem niezłe zarobkowo, jak już mu się takie "zlecenie" znalazło. Mniejsza z tym, że wyjątkowo nie przepadał za zapuszczaniem się w tamte tereny, bo z jego typem urody mógł mieć trochę problemów z tamtejszymi. W końcu z tych dziwnych myśli wyrwał go fakt, że uświadomił sobie, że właśnie stoi jak głupek i gapi się w kartkę zdecydowanie za długo. Dopiero teraz odniósł też wrażenie, że jest obserwowany. Schował kartkę i zaczął rozglądać się wokół, pozorując poszukiwania jakiegoś sklepu, w rzeczywistości chcąc namierzyć wzrokiem obserwatora, z nadzieją, że to tylko jakiś ciekawski obywatel, a nie jeden z wojskowych.