(Zastanawiam się nad drugą postacią, jeśli nikt więcej się w ogóle nie zgłosi, bo lubię mieć możliwość pisania kilkoma postaciami. W sumie to fajne, że się nie ogranicza do jednej, nie? Ale no, to później najwyżej, jeśli nikogo nie będzie dodatkowego, a ja obmyślę kto to miałby być.)
Olaf został sam. Bez nikogo bliskiego w pobliżu. Co prawda przygarnął go sąsiad, ale tylko na tyle, na ile było to konieczne. Młody Kjell został zapisany do tej całej szkoły z internatem. Cóż, biorąc pod uwagę, że tak czy inaczej, czułby się zbyt dużym ciężarem dla sąsiada, to może nawet i dobrze, że tak się stało. Chociaż tamten zapewniał, że nie musi się tym przejmować i wszelkiego rodzaju wakacje i inne takie okazje może u niego spędzać, póki sam sobie nie poukłada spraw i nie znajdzie własnego kąta.
Albinos jechał już, siedząc przy oknie i czytając jakąś książkę, którą pożyczył od sąsiada. Z pożaru prawie żadna z jego kolekcji powieści się nie ostała, więc postanowił sobie, że będzie musiał poszukać owych tytułów i skompletować ją od nowa.
Przeciągnął się w siedzeniu przypominając sobie tamtą noc, gdy wybuchł pożar. Gdyby nie to, że jakimś cudem, kiedy wyjrzał przez okno i gorączkowo zastanawiał się, czy skok z tej wysokości to dobry pomysł, czy lepiej zostać w płonącym domu, kiedy patrzył błagająco na pobliskie drzewo, jego gałęzie nagle wyciągnęły się w jego stronę. Przez to mógł po nim się jakoś wygramolić z mieszkania, chociaż nadal nie uważał żeby to było normalne zjawisko. Drzewa nie pomagają ot tak ludziom w płonących domach, prawda?
Kiedy autobus stawał na kolejnych przystankach, widział wsiadających do niego młodych.
- Ciekawe czy oni też tam jadą... - mruknął sam do siebie.