Skocz do zawartości

Ukeź

Brony
  • Zawartość

    1391
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez Ukeź

  1. Ale ja mam za sobą już cztery lata mieszkania w internacie i rok w akademiku - z roku na rok wychodzenie do ludzi i w ogóle ich obecność mnie jeszcze bardziej męczy. Jest gorzej niż było.
    Tylko w ostatnim roku w internacie było względnie spoko, bo jak siedzieliśmy z wspólokatorami razem, to każdy przy swoim lapku i wywalone na innych.
    Mam niby stwierdzoną fobię społeczną, więc nie wiem, czy u mnie aktualnie taka "siłowa" metoda zwalczania nie działa właśnie odwrotnie i jej nie pogłębia [*] 
    Dobranoc! Ja sobie posiedzę już i poczekam, aż coś ciekawego będzie.

  2. Smutna wiadomość - apokalipsy nie będzie, bo jakby była, to nie zaczynałbym roku akademickiego w tym tygodniu, którego tak bardzo zaczynać znów nie chcę. Więc znów ratuję ludzkość przed zagładą :| 

  3. Królik podziękował kelnerce za kawę. Świeżą kawę. Przynajmniej tyle dobrze, w końcu nie przepadał za zimną, zleżałą kawą rozpuszczalną. Powąchał napar, po czym zabrał się do powolnego sączenia zawartości filiżanki. Zauważył wchodzącego do baru Kapelusznika. Szczerze mówiąc dawno nie widział wielu baśniowców, przez swój tryb życia, tak sobie jeszcze zdał sprawę, popijając tą kawkę. 

  4. - Kawę poproszę tak na dzisiaj - zwrócił się do Cat, gdy ta w końcu do niego podeszła. Bo chyba mieli tu kawę, prawda? A czasem można wypić kawę, tak dla odmiany, od tych wszystkich herbatek, czy coś.  - Z mlekiem - dodał po chwili namysłu. 

  5. Królik zaniósł swoje zakupy do domu, po czym uznał, że siedzenie bezczynne cały dzień jakoś specjalnie mu się nie widzi. Nie żeby nie lubił swojego mieszkania. Ale przywykł do tego, że cały tydzień biega z miejsca na miejsce i po prostu, takie całkowicie bezczynne marnowanie czasu jakoś mu nie odpowiada. Teoretycznie poza tym, w ten jedyny dzień mógł na luzie się gdzieś przejść, czy coś.
    Wyszedł więc z domu, kierując się do miejscowego baru, czy co to tam było. Po chwili wszedł do środka i upatrzył sobie jakieś wolne miejsce.

  6. Królik wyszedł z marketu i szedł teraz jakąś uliczką. Zaczynało przybywać osób na zewnątrz. Poprawił torbę z zakupami na ramieniu, zastanawiając się, czy musi się gdzieś wybrać jeszcze dzisiaj, czy może kulturalnie zalęgnąć w swoim mieszkanku. 

  7. - Względnie. Lepszych tutaj nie ma - odpowiedział spokojnie. - Nie zdążyłem wczoraj pójść do normalnego sklepu, więc na jeden dzień trzeba zadowolić się tym. - Wzruszył tylko ramionami.
    Fakt, te marchewki na pewno nie wyglądały jakoś specjalnie dobrze. Ale w porównaniu z resztą dało się je znieść. A że warzywa były praktycznie głównym elementem jego diety, to musiał je kupić, chociażby na wszelki wypadek. Całe szczęście, że herbatki mu się żadne nie skończyły. Wtedy dopiero by nie zniósł, kupna torebkowych, jak to on zwał, trocin. 
    Przyjrzał się osobnikowi, który to miał pół twarzy zasłoniętej kołnierzem. Wysoki, porządnie zbudowany. Pewnie nawet nie podejrzewał, że Królik może być w podobnym wieku. No cóż. 
    - Wybacz, zawartość twojego koszyka mnie nieco odpycha, poza tym muszę kupić coś do picia - zwrócił się do niego jeszcze. Trzeba przyznać, że bezpośredni to on był. Zaraz powędrował zakupić jakąś wodę mineralną, ewentualnie sok, jeśli jakiś znajdzie, a potem do kasy, by czym prędzej zwinąć się z marketu. 

  8. Albin spojrzał na kosz osobnika, który właśnie dorwał się do marchewek. Nosek go nie zmylił, ten kosz był pełen mięsa. Zmarszczył nos i skrzywił się. No cóż, gusta i guściki.. 
    Po namyśle też zaczął przeglądać marchewki. Ale większość z nich mu nie odpowiadała. To kolorem, to widać było, że zleżała... Wygrzebał kilka znośnych sztuk po czym podsunął dwie z nich w stronę mięsojada. 
    - Te wyglądają względnie w porządku - powiedział spokojnie, pakując pozostałe upatrzone marchewki do swojego koszyka. 

  9. Królik wszedł do sklepu, po tym krótkim spacerku. Dział mięsny ominął szerokim łukiem. Jego nos nawet z daleka czuł nieprzyjemny zapach surowego mięsa, a co by było, gdyby przeszedł tuż obok. 
    Po wpakowaniu do koszyka kilku produktów, które przydawały mu się do dań na szybko, jak kuskus, czy mieszanka mrożonych warzyw, no i oczywiście różnorodne przyprawy, poszedł do działu ze świeżymi produktami. Wbrew pozorom warzywa mrożone w sklepie były lepszej jakości, niż te rzekomo świeże. Stał teraz przy marchewkach, najwyraźniej zastanawiając się, czy brać je ze sobą, czy sobie darować.

  10. Królik dokończył swój napar z mięty, po czym wstał z miejsca. Przeciągnął się. Jeśli dobrze pamiętał, to pobliski market powinien być dziś otwarty. A w sumie pamięć miał dość dobrą. Wyciągnął z szafy świeżą koszulę i swoją ulubioną kamizelkę w szaro-białą skośną szachownicę, do tego czarne proste spodnie. Z racji, że wyjątkowo ciepło nie było, założył też cieńszy czarny płaszczyk, po chwili namysłu. Kiedy już ubrał się, wziął jeszcze czarną listonoszkę, żeby mieć w co spakować zakupy. 
    Albin wyszedł na zewnątrz, oczywiście zamykając wcześniej swoje mieszkanie. Ruszył szybkim krokiem w stronę marketu. Cóż, szczerze mówiąc, bardzo rzadko tam chodził. Jakość warzyw z marketu a z osiedlowych sklepików zdecydowanie różniła się. No ale ze swoim spóźnianiem się zawsze i wszędzie nie zawsze miał czas zdążyć w tygodniu przed zamknięciem mniejszych sklepów. Tak jak wczoraj. 
    Szedł spokojnie uliczką, dość pustą, pewnie ze względu na godzinę. Niedziela. Jedyny dzień w którym mógł iść spokojnie. Zabawna sprawa. Uśmiechnął się lekko pod noskiem na tą myśl. 

  11. Niedziela. Dzień wolny od pracy. I chyba jedyny dzień, kiedy to Biały Królik nie pędził gdzieś spóźniony, jak zwykle. Mimo, że królik pospać sobie dłużej lubił, to akurat dzisiaj siedział w fotelu w swojej "norce" popijając napar z mięty z jabłkiem. Nie narzekał na to mieszkanie. Fakt, było ono małe, ledwo jedna izba, połączona z kuchnią i oddzielna łazienka. Mimo to było też bardzo przytulne i miało swój urok. No i w mieszkanku tym czuł się zazwyczaj bezpiecznie. W końcu norka jest dla królika raczej bezpiecznym miejscem. Oczywiście zakładając, że cały czas będzie pamiętać o wizytach u czarownicy w celu maskowania faktycznego wyglądu, to nikt go tutaj niepokoić nie powinien. Chociaż co do tego maskowania miał kilka prywatnych zastrzeżeń. Cóż, koszty wysokie, a efekty, względnie znośne. Z pracy w bibliotece na lepszy efekt pozwolić sobie finansowo nie mógł, no ale, bywa. 
    Postanowił, że gdy skończy wypijać zawartość kubka wybierze się na jakieś drobne zakupy. Niedziela to całkiem dobry czas na zakupy. A akurat wtedy powinni otwierać jakieś sklepy, więc wyjątkowo, uniknie biegania po sklepach tuż przed ich zamknięciem w tygodniu. 

  12. Jeśli jeszcze można.

    Imię: Albin

    Nazwisko: Rabbit

    Imię z bajki: Biały Królik

    Bajka lub baśń z której pochodzi postać: Alicja w Krainie Czarów

    Wygląd: W postaci ludzkiej jest to mężczyzna o urodzie wręcz nastoletniej, chłopięcej. Ma bladą, wręcz mleczną karnację i bardzo jasne puszyste i miękkie włosy, opadające mu na czoło. Twarz też ma o urodzie delikatnej. Ma dość duże, błętkitne oczy, a jego nosek jest mały, o okrągłej końcówce, prosty. Górne jedynki ma dość spore, lekko wystające, co widać, kiedy mówi, a szczególnie, gdy się uśmiecha (chyba nie muszę tłumaczyć jak wyglądają królicze zęby u człowieka?). Niewysoki, raczej niższy, ma szersze biodra niż ramiona, masywniejsze nogi, góra natomiast jest drobniejsza.Jego uszy są lekko spiczaste. Ubiera się przeważnie w koszule i kamizelki, do tego proste spodnie i najczęściej pantofle. Zawsze ma przy sobie kieszonkowy zegarek.

    Charakter: Raczej sympatyczny, choć strasznie oderwany od rzeczywistości. Niekoniecznie wie co się dookoła dzieje i często nie zwraca uwagi, gdy ktoś coś do niego mówi, bo jego myśli zajmuje coś innego. Wiecznie się spóźnia, toteż praktycznie jest w ciągłym biegu, jeśli chodzi o przemieszczanie się z miejsca na miejsce. Niespecjalnie rozmowny, spokojny, woli trzymać się z daleka od problemów. Nie interesuje się jakoś przesadnie życiem pozostałych baśniowców, wie o nich tyle, co sami mu o sobie opowiedzą.. Jest też dość strachliwy, jeśli jego myśli nie są skupione na czymś innym, to łatwo go przestraszyć.

    Informacje dodatkowe: Pracuje w bibliotece, przez co w międzyczasie bardzo dużo czyta. Wbrew pozorom, ma bardzo dobry słuch i szybko biega, jak to na królika przystało.

  13. [Dlatego pytałem o genderbenda, bo widzę sam wysyp kobiet, a kusiła mnie male Roszpunka jakaś czy coś, haha. No nic. Jeśli wynajdę bohatera w oryginale męskiego, którym by mi się mogło dobrze pisać to najwyżej się zgłoszę, meh, bo na razie brak kandydatów w głowie.]

  14. [Pytanie, może być, że tak powiem genderbend wersja jakiejś baśniowej postaci, czy koniecznie płeć musi pozostać pierwotna? Napiszę kartę, ale potrzebuję tej informacji, żeby się zdecydować na bohatera, no i jeszcze zapytać czy może być w ogóle ten bohater.]

  15. Nie wymagaj od nich niczego, bo i po co? Co mogę napisać? Że zawsze mogło być gorzej? Bo mogło być, mogli mówić, że cię nienawidzą i próbować zabić, Mogę też powiedzieć, że mogło być lepiej, tylko po co. Masz sytuacje jaką masz. Ja proponowałbym uniezależnić się od nich.Ja wiem, że ci smutno, ale prawda taka, że nie masz prawa niczego od nich wymagać. Brak tobie czułości, której potrzebujesz. Zgaduje, że nie masz dziewczyny. Tak piszę o tym nieuniezależnianiu się, a nawet nie wiem ile masz lat.

    A i taka rada ode mnie. Dziwna bo dziwna, ale... Nie stawiaj swojego życia na pierwszym miejscu.

    Ja się na ten świat nie prosiłem. A skoro oni tak bardzo pragną tego, bym do domu przyjeżdżał, bym w domu siedział i w ogóle, jak chcę gdzieś jechać to marudzą, to nie rozumiem, czemu mam nie wymagać od nich tego, żeby nie traktowano mnie w tym domu jak piątego koła u wozu. Bo jakoś moim starszym bratem zawsze się interesowali. No tak, zapomniałem, że on jest chodzącym ideałem, a ja jestem tym gorszym dzieckiem, nawet jeśli czysto obiektywnie tak nie było, ale to już inna kwestia. 

    Uniezależnienie się całkowicie jest trochę ciężkie w moim obecnym położeniu, więc taka rada na nic mi niepotrzebna. A dziewczyny nie mam i mieć nie zamierzam, ani nie chcę. A już na pewno nie na razie, nie w obecnej sytuacji. Zresztą, w ogóle, wątpię, czy chciałbym mieć dziewczynę akurat kiedykolwiek, ale to już inna sprawa. 

    Zresztą, właściwie nie oczekiwałem porad, chciałem z siebie wyrzucić trochę natłoku myślowego, bo w końcu to od tego temat, ale jak już ktoś musiał to skomentować, to odpowiadam. Ale śmieszna sprawa, właśnie coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że lepiej mi będzie, jak zacznę się bardziej sobą przejmować niż tym, że robię przykrości rodzinie czy innym z różnych powodów, jak chcę być zgodny z samym sobą, a jak robię tak by oni byli zadowoleni, to sam ze sobą czuję się jak z gównem. Niefajne. Może właśnie dlatego od nich wymagam czegoś. Bo sam chociaż próbuję ich nie ranić swoimi życiowymi wyborami. Ale to chyba bezsensu, skoro oni mają to w dupie.

  16. Właśnie po raz kolejny uświadomiłem sobie dzisiaj, że prawdopodobnie gdybym umarł w domu, przy czym w tym czasie byłby ktoś z rodziny w domu, to i tak by się zorientowali najwcześniej po paru godzinach, albo na drugi dzień. 

    I to serio. Zdychałem sobie dziś w środku dnia, w kościele w końcu usiadłem, bo nie byłem w stanie ustać prosto (a wyciągnęłi mnie z domu, mimo że zdychałem, meh), to w końcu rodzicielka dała mi kluczyki od auta, żebym sobie poszedł i się położył. Przyszła z bratem po mszy - całkiem wywalone, że nadal zdycham, jeszcze do sklepu pojechali, bo czemu nie!
    Trochę mi przeszło w dzień, ale pod wieczór znów zacząłem zdychać, bo i brzuch mnie bolał i niedobrze mi było i w ogóle - niefajnie. Zwinąłem się w kłębek w pokoju i właściwie, rodzicielka zdążyła przez ten czas pogadać z wszystkimi z rodziny przez telefon nie interesując się kompletnie, co tam ze mną. No już kij. Jadę na kilku przeciwbólowych więc jakoś chwilowo jest trochę lepiej.

    Żeby to było tylko z dzisiaj to spoko, ale kiedyś miałem sytuację, że zawołali mnie do kuchni, to wstałem, wyszedłem z pokoju - no i sobie zemdlałem, upadając przy tym na płytki na korytarzu i to z niezłym łupnięciem. Ocknąłem się po parunastu minutach. Nikogo na dole nie zainteresowało że zejście po schodach zajmuje mi tak dużo czasu, przy tym dziwne łupnięcie na górze sprawiło że śmiali się jedynie, że strasznie głośno wychodzę z pokoju, khem.

    W ogóle jak cokolwiek mi dolega to zawsze słyszę, że wydziwiam, wyolbrzymiam i tak dalej. To trochę smutne, bo ostatnio zdałem sobie sprawę z tego, że nawet jak za dzieciaka chorowałem przykładowo, to lubiłem wtedy być u babci, bo ona mi okłady często zmieniała i przynosiła coś do picia, przykrywała kocykiem dodatkowym jak było zimno i tak dalej, a w domu w sumie sam sobie zawsze musiałem takie rzeczy robić. 

    Czasem mam wrażenie, że nawet obcy ludzie w internacie się mną bardziej przejmowali, serio. 

    • +1 1
×
×
  • Utwórz nowe...