Skocz do zawartości

Ukeź

Brony
  • Zawartość

    1391
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    3

Posty napisane przez Ukeź

  1. (Ićmy wszyscy do lasu! A nie, mi las niepotrzebny, raczej jakiś zbiornik wodny hm. Czy w lesie coś jest? Dunno, niech będzie jakieś jeziorko małe, plox :v )

     

    Sonny pożegnał grupkę, sam zapłacił za jakąś drożdżówkę i wyszedł ze sklepu, kierując się do mieszkania, w którym aktualnie urzędował. Samotnie. Właściwie dlaczego? I właściwie czemu wolał to zamiast żyć sobie spokojnie w oceanie z resztą jemu podobnych? 

    Salmon chyba po prostu chciał czegoś.. nowego. W końcu zawsze potem może wrócić do swoich, ale funkcjonowanie jako człowiek też może być ciekawe. 

    W domu, po chwili namysłu uznał, że wymoczenie się w mimo wszystko, wyjątkowo sporej wannie to i tak za mało i ma ochotę trochę popływać. Co jak co, ale wody jednak potrzebował. Spakował torbę z kilkoma sporych rozmiarów ręcznikami. Jakby nie patrzeć, im później szybciej wyschnie, tym lepiej.

    Ruszył więc zaraz do lasu. Kaptur bluzy naciągnął na głowę tak, by przysłonić swój, jednak dość charakterystyczny i rzucający się w oczy kolor włosów. W lesie skierował się ku polanie z małym jeziorkiem. Uznał, że to miejsce będzie idealne. 

  2. - Znać się nie znamy, ale kojarzę, że jesteśmy z jednej szkoły, Sonny jestem - odpowiedział wzruszając ramionami i uśmiechając się jednym kącikiem ust. - Takie samo prawdopodobieństwo, że ze mnie syren, jak z ciebie ksiądz. A co do tych plotek... ludzie nakręcają się, bo po prostu chcą jakiejś sensacji, nic ciekawego. - Schował ręce do kieszeni. 

  3. Chłopak wszedł do sklepu, z zamiarem kupienia sobie czegoś do przegryzienia. Słuchawkę wciąż miał zdjętą z jednego ucha, toteż usłyszał po części rozmowę grupki osób i zaraz.. mimowolnie zaczął się śmiać. "Syreny to raczej dziewczyny"! Dobre sobie. Podszedł do tej grupki.

    - Wybaczcie, ale przypadkiem usłyszałem, że rozmawiacie o syrenkach. Nie jesteście przypadkiem za starzy, żeby wierzyć w takie bajki? - zagadał. 

  4. A ja chwilowo odzyskałem znośny nastrój bo dziś w telewizji Hari Pota, a poza tym, może jednak wypali mi we wrześniu wyjazd z kumplem nad morze. Ale to tak spontaniczny pomysł i tak nierealny, że nic nie wiadomo.

     

    Ale znów mam problem ze znalezieniem noclegu w Łodzi. Naprawdę wolałbym zajechać sobie do lekarza na wizytę, a po niej od razu sobie wrócić, ale kurde, połączenie takie cudowne, że załamać się tylko idzie. Albo będę o 3 nad ranem i sobie poczekam do południa na swoją wizytę pod poradnią, albo zajadę do Łodzi dokładnie na 12 - godzinę o której mam wizytę. Zostaje mi tylko liczyć na to, że jakiś couch jednak się znajdzie, albo, że jakimś cudem przez blablacar coś ogarnę, eh. 

  5. Na mojego przyjaciela zawsze działa, 100% skuteczności. Najpierw go tłukę (dość mocno) czasami jak jest gorzej to w twarz trzeba go rąbnąć. No a potem gadamy. Zawsze działa. Takie soczyste rąbnięcie oczyszcza umysł. Może i niekonwencjonalne, ale skuteczne.

     

    To idź na ulicę i wal ludzi po mordzie, jak to takie skuteczne, serio ci mówię. Tylko jak ci ktoś potem odda to już jest gorzej, wiesz?

    • +1 1
  6. Może masz? 

     

    Ależ ja nie twierdzę, że nie mam problemów ze sobą, bo mam. Poważne. Po to jeżdżę na zasrane wizyty do lekarza kilkaset kilometrów dalej, żeby coś z tym zrobić, nie? 

    Ale tu wracamy do tego, co pisałem przedtem. "Akceptowanie" problemów, póki założą że ich rozwiązanie będzie takie, jak rodzice twierdzą. A zanosi się na tą opcję, której oni nie trawią, więc jest tylko darcie mordy. A potem przyłażenie i przepraszanie, które znów jawnie pokazuje, że to kolejny znak pt. "i tak ci przejdzie, dadzą ci jakieś leki i będzie spokój i nie wydziwiaj". 

  7. Czasem mam po prostu wrażenie, że rodzice naprawdę ją kochają bardziej ode mnie i o ile wiem że jest to raczej mylne to po takich kłótniach, zaczynam coraz mniej wierzyć w to że to prawda.

     

    Piąteczka. Ja zawsze będę dla odmiany tym gorszym i nieudanym dzieckiem w stosunku do starszego brata, który jest po prostu "udany", a ja mam problemy z głową według matki.

     

     

    Gdybym cię spotkał pocieszyłbym cię tak samo jak zawsze pocieszam mojego najlepszego przyjaciela. Domyślasz się jak?

     

    Nie, nie domyślam się jak. Oświecisz mnie?

  8. O, mam powód do narzekania na relacje międzyludzkie i fałsz totalny wszędzie.

    Wiecie co wkurza najbardziej? Jak ktoś jest tolerancyjny, ale w rzeczywistości wcale tak nie jest.

    Albo jak się kuźwa nie umie określić. Udaje, że jest tak i tak, a w gruncie rzeczy - jest inaczej.

    Wiecie co? 

    W dupie to wszystko mam.

    Taka rada dla przyszłych rodziców.

    Jak wasze dziecko kiedyś wam o czymś powie, dunno, że jest aseksem, lesbijką, gejem, transem, płcią zero, czy że czuje się chociażby kartoflem, to się kuźwa w stosunku do tego jakoś określcie. Bo takie "akceptujemy to" z niedopowiedzianym na głos "ale jesteśmy święcie przekonani, że ci się odwidzi, dlatego to akceptujemy, a jak się nie odwidzi to wypie*dalaj, nie chcemy cię znać" jest znacznie bardziej krzywdzące niż szczere "nie chcemy cię znać" od razu. Nie robi się zasranych nadziei na to, że można normalnie funkcjonować w relacjach z rodziną. Taka prawda. 

     

    I właśnie dziś uznałem, że lepiej by mi się jednak funkcjonowało totalnie samemu. I chcę jeszcze szczura. I cały inny zwierzyniec. Bez ludzi, ludzie są źli. 

    • +1 1
  9. Sonny jak to miał w zwyczaju, przechadzał się odcięty od rzeczywistości, swoimi słuchawkami. Lubił muzykę. Oczywiście nie bardziej niż wodę. Ale z pewnością była dla niego jedną z ważniejszych rzeczy. 

    W pewnym momencie przyuważył w nieznacznej odległości grupkę osób. Kojarzył ich ze szkoły. Chyba. Zsunął słuchawkę z jednego ucha. Po co? Ano po to, żeby usłyszeć, jakby mówili o czymś ciekawym. 

  10. Zgadzam się w 110%

    Tyle, że ja kota nie mam :sab:

     

    Może jakoś się ogarnąć na wolontariat w naszym schronisku? Koty też tam są.

     

     

    Kota w domu też mam, ale on raczej nie zastąpi mi człowieka. Koty chodzą własnymi drogami. Mój tylko przychodzi coś zjeść, połasi się trochę i idzie dalej. No w zimie to się na kolanach położy, ale i tak powtarza w kółko te same czynności. Rozumiem, że ludzie potrzebują często takiej dopełniającej się "połówki", ale ukojenia bym w czymś takim nie znalazł. Moje osobiste zdanie.     

     

    Ano widzisz. A mi kot zdecydowanie bardziej odpowiada niż człowiek. Nawet jeśli czasem nie rozumiem o co mu chodzi, gdy coś robi. To mimo wszystko, jego obecność mnie nie męczy. A ludzka tak. Zresztą, mój Leoś to taka leniwa kluska, która potrafi łazić za mną cały dzień. I noc. I budzi mnie o 4 codziennie ostatnio. A mi to nie przeszkadza specjalnie, wciągam go pod kołdrę i idę spać dalej. 

    Po prostu chodzi mi o to, że niektórzy naprawdę lepiej funkcjonują bez osób wokół, ograniczając te kontakty głównie na odległość. 

     

    Wystarczy, że raz wyjdę na miasto i od razu mój humor się poprawia. Jeszcze lepiej gdy kogoś spotkam i szybko pogadamy. 

     

    A to widzisz, ja dla odmiany dostaję ataku paniki i chcę wracać do domu jak najszybciej się da. A jak nie paniki to irytacji. Bo za dużo ludzi wokół, brakuje mi przestrzeni osobistej. 

  11. Miałem na myśli stratę jakichkolwiek relacji z innymi, tych przez internet również. 

     

    Internetowe "relacje" u mnie przechodzą z prostych przyczyn - nie męczy mnie czyjaś obecność i nie drażni każda byle pierdółka. Inaczej jest, jak się przebywa z kimś "na żywo" (na martwo?).

    Może to kwestia, że mam naprawdę dużo "dziwactw".

    Ale sądzę, że znajdą się i tacy, że naprawdę nikogo nie potrzebują. Da się tak funkcjonować, jeśli komuś to odpowiada.

     

     

    Fakt, że ktoś nie chce być otoczony przez dwulicowe kupy gówna, nie oznacza też, że odcina się od jakichkolwiek kontaktów z ludźmi. Więc wciąż twierdzę, że ktoś może nie chcieć przyjmować byle czego. Chyba, że założyłeś, że wszyscy wokół są fałszywi XDXD

     

    Bo są 

  12. To nie jest złudna nadzieja, a podstawowa potrzeba każdego człowieka. Jesteśmy zwierzętami stadnymi i relacje z innymi są ważne do poprawnego funkcjonowania, nie zmienisz tego. Nawet introwertyków to dotyczy.

     

    Ja tam ostatnio zauważam, że najlepiej funkcjonuję, gdy nie muszę nigdzie wychodzić z domu i jeszcze jak w tym domu nikogo poza mną i kotami nie ma. Relacje z innymi nie zawsze są dobre. Dwulicowość, dwulicowość wszędzie. 

    Wolę siedzieć z kotem. On też jest dwulicowy dziad. Ale go kocham. 

    Nie uogólniajmy wszystkich, serio niektórzy nie potrzebują stada ludzi do szczęścia. 

  13. Odkopuję temat, z racji, że ostatnio sobie znów kombinowałem z kolorystyką mojej grzywy. I grzywy kumpla.

     

    Jeśli kogoś interesuje uzyskanie odcieniu takiego... pudrowego różu, może czegoś delikatnie "morelowego" w odcieniu, to nałożenie rozjaśniacza z Joanny na włosy uprzednio pofarbowane czerwoną pianką z venity będzie dobrą opcją.

    Z kolei nałożenie go na ciemny brąz, farbowany wcześniej sprawi, że uzyskacie ładny rudy odcień, o. 

  14. Jak się modlić?

     

    Na pewno nie klepiąc bezmyślnie zdrowaśkę, czy inną modlitwę, której się nauczyło za dzieciaka. 

     

    Swoją drogą, w tej kwestii pamiętam, że nasz ksiądz, który uczył nas w ostatniej liceum mówił, żeby z Bogiem rozmawiać normalnie, klnąc, warcząc na niego, jak jesteśmy wkurzeni i marudząc jak czegoś chcemy, bo stwierdził, że właśnie tak zazwyczaj się rozmawia z normalnymi rodzicami, gdy czegoś się chce. Bardziej się tego żąda, niż o to prosi. Oczywiście jeśli ktoś prosi swoich rodziców, to Boga też powinien, ale chodziło mu o to, by traktować go tak, jak rodzica swojego właśnie.

     

    Z kolei inny ksiądz na rekolekcjach kazał nam dziękować Bogu za wszystko co się da, za to co było dobre i to co było złe i za to co będzie, nie ważne, czy dobre, czy złe. I za to, żeby słuchał nas po swojemu, a nie po naszemu. 

     

    Ja tam nie wiem, ale opcja szczerego marudzenia jak się czuje taką potrzebę wydaje mi się bardziej odpowiednia, niż dziękowanie, które często mimo wszystko będzie... wymuszone. 

  15. Biedne i krótkie to KP jak na mnie, ale trudno (pisane i tak długo, bo ciągle ktoś zawraca głowę).

     

    Imię i nazwisko: Sonny Salmon 

     

    Rasa: Syren [bo dostałem pozwolenie, lel]
    Wiek: 17 lat
    Charakter: Względnie specyficzny. Chłopak sprawia wrażenie spokojnego, który zawsze unika większej grupy ludzi, siedząc gdzieś w swoim świecie z słuchawkami na uszach. Poza tym, twierdzi, że panicznie boi się wody, toteż z głowy ma wszelkiego rodzaju zabawy nad jeziorem, czy inne temu podobne. W rzeczywistości, jak już się z kimś dogada, to otwarty i raczej sympatyczny, czasem szczery wręcz do bólu.
    Wygląd: Niespecjalnie wysoki, bo mierzący jakieś 178 cm wzrostu. Delikatny typ urody, oczy i włosy tego samego odcienia błękitu, a cera wręcz mlecznobiała. Szczupły. Zasłania większe płaszczyzny swojego ciała, twierdząc, że to kwestia cery wrażliwej na słońce, w rzeczywistości, długi rękaw, czy długie spodnie (praktycznie nigdy nie nosi zwykłych t-shirtów z krótkimi rękawkami) mają na celu izolować go przed ewentualnym kontaktem jego skóry z większą ilością wody. 

    GLxfNeF.jpg

    0w0h7Jp.jpg

  16. Dzień długi, jak są wakacje. Poza tym, nie mogę ciągle szyć i rysować - siedząca pozycja, schylona - znów kręgosłup. 

    W mojej okolicy jest opornie ze znalezieniem jakiejkolwiek roboty. A ja mam poza tym problem z fobią społeczną dodatkowy. Praca bezpośrednio z ludźmi - wykańczałaby mnie strasznie. Mógłbym właśnie nie wiem, siedzieć gdzieś, szyć. Chciałem iść na wolontariat do schroniska - jest problem z dojazdem, chyba, że zacząłbym kursować sobie stopem. Pomyślę nad tym niby jeszcze, ale no. 

  17. Idź do pracy, czytaj, trenuj, rozwijaj pasje. No bo co ja ci mogę polecić?

     

    Z pracą jest taki problem, że nie każdy nadaje się do każdej pracy. A w moich okolicach to co najwyżej jakby mi się poszczęściło to by mnie do Maca wzięli. A ja bym tam zdechł, bo mam kręgosłup zwinięty w rulon niczym dywan i problemy z kolanami, więc no. Dlatego chciałbym szyć, czy tworzyć coś graficznego - ale co poradzę, że wzięcia nie ma specjalnego. 

    Szyję, bazgram, czytam - niby rozwijam pasję. Ale nadal czuję hmm.. bezsens egzystencjalny. Przytłacza mnie to już. 

  18. MewTwo - właśnie kumpel, który był u mnie prawie dwa tygodnie wrócił do domu. Jak masz ochotę to mogę się któregoś dnia ruszyć z domu, gdzieś się popałętać czy coś :v Ale nie wiem czy odpowiada Ci moje towarzystwo. To tak totalnie btw. Ale pożalić się sobie wzajemnie - można. 

     

     

    Żalę się, bo w sumie jest mi smutno. Nawet nie wiem czemu konkretnie. Cierpię na dziwny rodzaj braku zajęć. Nie wiem co z sobą zrobić. Siedzę pół dnia i gram w jakieś durnoty na telefonie, czasem coś nabazgram na komputerze. A potem czekam godzinami aż mi ktoś odpisze. Teraz ostatnie 2 tygodnie jakoś przeżyłem - kumpel był. Ale w sumie, zaczął mnie już męczyć, bo wcale nie rozwiązało to problemu z brakiem zajęć. Wręcz przeciwnie. Zamiast się czymś ciekawym zająć, to głównie było "nie chce mi się" z którejś ze stron. I dwa tygodnie... wegetowania. 

    Poza tym, znów zatęskniłem za internatem. Niby był wkurzający, ale jednak, miałem więcej ludzi wokół siebie, z którymi dało się pogadać. A tak, wszyscy się rozjeżdżają w swoje strony. Niby odwiedzałem czasem mój plastuś przez ten ostatni rok - ale jednak to już co innego. Smutno mi z tego powodu. Studia i akademik nie są fajne. Ludzie nie tacy, klimat nie taki. Niby wakacje są, ale zajmuję się szukaniem stancji, co też mi nie idzie, bo ceny straszne, a jak coś sensownego, to po paru minutach od dodania ogłoszenia - zaklepane. Ludzie świrują.
    Nie wiem co ze sobą zrobić. Uszyłbym coś. Porysował. Tak na zamówienie. Ale zainteresowanie marne. A jak szyję, czy rysuję - to chociaż mam zajęcie. I trochę pieniążków przybędzie. A pieniążki mi bardzo potrzebne. Ciągle ich brakuje. Tracę motywację do czegokolwiek. 

  19. [PRZEPRASZAM ZA TO ŻE MAM NA GŁOWIE WYPROWADZKĘ Z AKADEMIKA I SZUKANIE STANCJI NA PRZYSZŁY ROK I MASĘ INNYCH ZAJĘĆ CHWILOWO, KUŹWA, NIE ŻYJĘ TYLKO FORUM, JPRDL. JESZCZE JAK MI ZAŁATWISZ DARMOWY NOCLEG W ŁODZI DLA DWÓCH OSÓB, BO MAM ZASRANĄ WIZYTĘ U LEKARZA NA KTÓRĄ JUŻ TROCHĘ CZEKAM 10 LIPCA I MUSZĘ DOJECHAĆ 9, A UMÓWIONY NOCLEG MI SIĘ POSYPAŁ TO BĘDZIE FAJNIE, BO NA RAZIE TO TEŻ PROBLEM, A PRZEKŁADANIE TO KOLEJNE CZEKANIE NIE WIEM ILE. Serio takie rzeczy odbierają wenę na pisanie czegokolwiek. Dobrze, wyżaliłem się, chociaż i tak gówno was obchodzi moje życie prywatne i problemy. Ale tak chcecie kontynuacje to macie. Miało być bardziej rozpisane, ładniej opisane, ale jak wolicie pisane bez weny i chęci, to niech se wam będzie.]

     

    Na stacji na egzorcystów czekał jeden z poszukiwaczy. Kiedy wreszcie zjawiła się cała czwórka (oczywiście z Finnem na samym końcu, kto wie, gdzie ten się szlajał tak długo), odezwał się do nich.

    - Miałem sprawdzić, czy na pewno wsiądziecie do pociągu - wyjaśnił, widząc ich zaskoczone spojrzenia. - Podróż powinna zająć wam w przybliżeniu jakieś pięć godzin, jeśli nie będzie opóźnień. Macie wysiąść na stacji w Steinheim [nie, nie wiem, czy jest tam taka wioska, randomowa nazwa, nie wnikajmy w jakąkolwiek geografie ok?], inny poszukiwacz będzie tam na was czekać, by pokazać wam teren i tak dalej - dodał. - Chyba zaraz na was czas. 

    Można już było w oddali zauważyć pociąg zbliżający się na stację. Finn złapał mocniej uchwyt od walizki ze swoimi rzeczami i uśmiechnął się do poszukiwacza. 

    - Fakt, na nas już pora. To do zobaczenia, Toma - zwrócił się do mężczyzny, a kiedy pociąg zatrzymał się na stacji, jako pierwszy się do niego wpakował. - No chodźcie - rzucił wesoło do towarzyszy.

     

    [Jak chcecie to opiszcie trochę podróży, może postaci by pogadały, jak nie, to zrobię przeskok, to już jak wolicie :v

    Btw. Kim konkretnie są poszukiwacze i jak wyglądają napiszę jak już jakiś nas odbierze ze stacji. ]

  20. Cieszę się, że postęp jakiś jednak jest, bo szczerze mówiąc, specjalnie go nie zauważam. Poza zmianą kolorowania grzyw i oczu, bo nad tym ciągle pracuję, bo mi coś nie pasuje </3 

     

    Dobra, udało mi się dziś skończyć swoją OC, wymyśloną jeszcze w liceum, a dopiero pierwszy raz w życiu dostała jakieś kolorki, lel. Szczerze? Na długi czas poszła w niepamięć, bo Theoś to jednak mój bardziej przemyślany i ogarnięty OCek. Ale jakoś mi się zatęskniło za wodnymi klimatami.

    Sea Shell, która jest sobie kucykiem syrenką. Nie kucykiem morskim. Kucyki morskie w moim wyobrażeniu wyglądają całkiem inaczej (bo mam takowego OCka też). Także tego, oto i ona.

    my_little_pony___oc_sea_shell_25_06_2015

     

    Swoją drogą, nie mam co robić, mam na dA pointsowe komisze, ale i za złocisze mogę coś nabazgrać. LINK

×
×
  • Utwórz nowe...