Art: >>KLIK<< O co chodzi? Opis Eventu: >>KLIK<<
Tej nocy las wydawał się inny niż zazwyczaj. Nie słychać było sów i puchaczy, gniazdujących pośród drzew. Nie słychać było właściwie żadnych zwierząt, mimo że wiele z nich przecież prowadziło aktywność właśnie o takiej porze. Zupełnie tak, jakby wszystko zamarło, obserwując kucyka z ciemności, trwając w bezruchu i czekając, aż ten odwróci wzrok. Wydawać by się mogło że las szukał ofiary, plotąc za jedyną podążającą przezeń „żywą” istotą ścieżkę cienia. Nawet księżyc przysłoniły chmury. Słabym płomyczkom zakurzonej, starej latarenki niesionej w pyszczku zakapturzonej postaci nie udawało się przebić dalej niż na metr przed kopytka.
Gdzieś w oddali trzasnęły gałązki. W przeklętej ciszy tej nocy, taki odgłos mógł równać się wybuchowi. Uszy kucyka przyległy do łba, jednak nie przyśpieszył kroku. Szedł dalej, miarowo podążając, tłumiąc złe przeczucia.
Znał tę drogę. Znał ją na pewno. Nie zabłądził.
To na pewno tylko umysł płatał mu figle. Jak inaczej wytłumaczyć to, że regularnie przebywana ścieżka wydawała mu się ciaśniejsza? Zapamiętał ją jako prostą, a tymczasem wiła się wśród drzew. Powinna biec lekko pod górę, ale czy ta1 było? Zdaje się…
Nie dokończył rozmyślań. Ciszę przerwał przeraźliwy koci wrzask. Jego źródło miał w niedalekiej odległości przed sobą. Nieświadomy tego że na parę sekund się zatrzymał, zwrócił uwagę w tamtą stronę. Dopiero teraz spostrzegł migającą wśród drzew poświatę. Zupełnie jakby coś kołysało się na wietrze. Niektóre kucyki z jego stron wieszały w ten sposób latarenki na noc. Ale to nie było takie światło.
I nie było wiatru.
Minęło kilka uderzeń serca nim ruszył dalej, podążając za ścieżką. Coś w nim samym pchało go naprzód, mimo że głos rozsądku szeptał aby zawrócić. Nie potrafił jednak tego zrobić, minął kolejny łuk, zbliżając się do tego, co dzisiejszej nocy chował las.
Pośród czarnych konarów drzew stała stara, kryta słomą, okrągła chata. Kamienna ścieżka prowadziła wprost ku niej. Podchodząc bliżej kucyk dostrzegł, że nad wejściem przybita była tabliczka dumnie oznajmiająca „Witamy gości”. Tuż nad nią rzeźbionymi w drewnie literami wypisano „Tawerna Juicy Apple”.
Zadarł głowę do góry, stojąc przed schodkami prowadzącymi na werandę. Owym źródłem światła była wisząca pod zadaszeniem dynia z wyciętym niezdarnie zniesmaczonym grymasem twarzy. Huśtała się, a więc ktoś tu był.
Rozglądnął się więc, szukając wzrokiem tejże osoby. Jednak nie dojrzał nic innego co sugerowałoby czyjąś obecność. Po prawej była tylko studnia, stojąca tu bez wątpienia od lat. Po lewej mały ogródek – pośród roślin sterczały wyższe kamienie. Ktoś uważniejszy dostrzegłby na nich daty pochówku, nie uwzględniające jednak imion.
Ciekawość pchała go nadal, wszedł więc na werandę. O dziwo, drewniana podłoga nie skrzypiała. Podchodząc do drewnianych drzwi, spostrzegł że są uchylone. Popchnął je lekko kopytkiem po czym wszedł do środka.
Spłoszona czarna sylwetka kota przemknęła mu przed kopytkami z głośnym syknięciem, a drzwi powoli powróciły do swojej dawnej pozycji. Idąc naprzód spostrzegł że miejsce to nie jest puste. W ciemności, przy stolikach w milczeniu siedziały kuce.
W szarych, nocnych barwach otoczenia nie mógł dostrzec znaczków. Nie rozpoznawał ich też z twarzy, nie wiedział kim są.
Nie było ich zbyt wielu, jednak wszystkich, bez wyjątku, łączyło jedno.
Patrzyli się na niego.
Z obawą przełknął ślinę, rozglądając się wokół, po czym cofnął się ku drzwiom, natrafiając jednak na ich opór. Jedyna droga wiodła naprzód. Teraz żałował że tu dotarł, że nie odpuścił sobie na początku podróży. Jeden z kucyków nieśpiesznie ruszył kopytkiem, wskazując na drewnianą ladę, stojącą naprzeciw drzwi. Powoli podszedł więc w tamtym kierunku, lustrując wzrokiem otocznie.
W oknach wisiały przyniszczone zasłony, na wszystkich stołach, bez wyjątku, stały niezapalone świeczki i wazoniki z suchymi kwiatami. Nikt od dawna nie omiótł pajęczyn.
Po jednej ze stron pomieszczenia widać było ciemny korytarz, prowadzący zapewne do pomieszczeń socjalnych. Tak próbował to sobie tłumaczyć. Stanął przy ladzie, nie wiedząc co ma robić.
Wtem w budynek wdarł się strumień bladego światła, dzieląc na pół jego dwie strony i pozostawiając przebywając tu postacie w mroku. Wszystkie oprócz niego.
Powoli odwrócił się, spoglądając w otwarte na oścież drzwi. Zaciskając zęby wpatrywał się w postać, która podleciała do wejścia, powoli machając nietoperzymi skrzydłami, utrzymując się tym samym nad ziemią. Grzywa kucyka zakrywała jedno z oczu, a uszy zwrócone były ku niemu, wyłapując każdy jego oddech.
Był niemal pewny że to „ona”. W kopytkach na wysokości piersi coś trzymała. Patrzyła mu w oczy przez chwilę, po czym uśmiechnęła się, odsłaniając białe kły.
Króliczek zeskoczył z jej ramion, łamiąc leżącą na ziemi gałązkę.
Patrz Angel, mamy nowego gościa – szepnęła.
Art: >>KLIK<<