Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. - Nasze strzały i granaty zwabiły całe powierzchniowe gówno z okolicy - oświadczył Patyk, wtórując swoimi strzałami twoim. W ciemnościach zaświeciły oczy, jakieś zabite szczurowate gówno wielkości psa wytoczyło się martwe, zastrzelone, w światło księżyca. Twój towarzysz ostrzeliwał się co jakiś czas. - Lepiej prowadź do tej twojej miejscówy, bo nie wiadomo czy i spod ziemi coś nie wyjdzie. A jak obudziliśmy mutaski biegające w dzień, to w ogóle przejebane.

     

    Znów w coś strzelił, między sklepem a klatką schodową na lewo od wejścia. Jęknęło prawie jak człowiek jak zdechło.

  2. Kiedy schodziłeś na dół, już wiedziałeś, że coś jest nie tak. Rozległa się krótka seria, a kiedy podszedłeś do Patyka, ten próbował gorączkowo powstać.

    - Dam radę, tylko mnie podeprzyj - powiedział szybko, po czym oparł się i ciebie i pomógł sobie wstać. Wymierzył broń w ciemność, z której dobiegały jakieś skrzeki i znów strzelił. - Dawaj na jakieś miejsce do obrony, albo coś, mam nadzieję, że znalazłeś. Zaraz będą ich dziesiątki.

  3. Nadżibullah wzruszył ramionami. No on jest stąd i urodził się tu i mieszka od zawsze. Czasem bywał może w innych krajach ale jest aż boleśnie tutejszy. Więc trochę się zdziwił oraz lekko poirytował podejściem klechy. Słyszał o tych niektórych rzeczach, ale były to jakieś historyczne dzieje i niespecjalnie go to obchodziło. Jak zapewne większość nomadów. Może emir był bardziej ogarnięty.

    - Nie mam bladego pojęcia o kim mówisz - postanowił być dobitny i brutalny, by uzmysłowić kapłanowi w jakiej potrzebie może być jego bóg. - A takie obrazkowe pismo zdobi prastare ruiny i inne takie syfy. Sporo z nich poobkładano naprawdę siarczystymi klątwami podobno. Szanuję, ale jeśli chcesz taką znaleźć to mam nadzieję, że znasz dobre uroki twojego boga. Słuchaj, mam takie pytanie. Czy możesz coś powiedzieć w tym swoim języku jeszcze raz?

     

    Chciał się upewnić, czy mówi podobnie jak fellahowie czy jednak inaczej.

  4. - NIe wiem, kto teraz jest królem, nie zawracałem sobie tym dupy. - przyznał bolesnie szczerze Hamzat. Nie wyznawał się aż tak na polityce i bardzo rzadko zdarzało mu się mieć do czynienia z kimś z szlachetnych rodów, trochę częściej z wodzami plemion. Głównie jako truciciel i łotr za pieniądze. Może mógł sobie przypomnieć? - To kraj pustyni i ruin, żyjemy tu my i fellachowie, na wybrzeżu też biali kupcy, kuffar. Świątynia... hmmm... niech pomyślę. W mieście jest coś dla Księżycowego Boga, tak. I nie wiem, Sigrid. Może? Chyba?

  5. Gdyby nie fakt, że wciąż znajduje się pod czujnym wzrokiem kapłana, odetchnąłby z ulgą. Powstrzymał się jednak, podtrzymując maskę. Klepnął się lekko po czole dla efektu. Wstyd się przyznać, ale położenie kałpana nieco go cieszyło. Tak lekko. Miło było utrzeć nosa takiemu wywyższającemu się paskudnikowi.

    - Toż już ci powiedziałem. Potrzebuje naszej pomocy. Nie wiem ile czasu minęło tutaj, ale tam to była tylko krótka wiadomość, szybka komunikacja. Widocznie nie mógł sobie pozwolić na coś więcej. Musimy się pospieszyć. Jesteś najlepszym, kogo ma - posmarował nieco kolesiowi, a co - i ty będziesz nam przewodził.

     

    Ale miał ochotę puścić oczko Sigrid, żeby wiedziała. Niestety nie mógł, więc nie puścił. Potem jej powie.

  6. Hamzat pocił się trochę mimo tego, że było zimno. W sumie trochę zamierzał gra głupa, pomoc boga była więc jak najbardziej przydatna i doceniona. DObra, jakieś pustynne zwierzę. Hmmm. Szakal? Nieee, gość się obrazi. Krokodyl z oaz? Brzmi w sumie dobrze. Kurwa mózgu pospiesz się nieco, mijają cenne mikrosekundy, okej? Mamy start. To powinno być coś takiego poważnego, majestatycznego, bo łysol wypowiada się o wszystkim z wyższością i ten jego bóg musi być kimś ważnym skoro wskrzesił swojego sługę. Lew? Hmm. Cieplej.

     

    No jasne! Hamzat, pierdoło jaki ty czasami jesteś głupi. No przecież jest sokół! A i mężczyzna kojarzył bajania o jakimś bogu sokole z w cholerę dawnych czasów. Dobra, to załatwia sprawę. Teraz Nadżibullah odegrał scenkę jakby go oświeciło. Zadbał, by nie było widać że skupił wzrok wyraźniej na sokole choćby na chwilę. Wyciągnął rękę, wskazując na słońce.

    - To był... - powiedział takim poważnym, wyniosłym i natchnionym tonem - taki słoneczny sokół, królewsko szybujący na niebie. Tak. Totalnie to widziałem.

     

    Ale będzie heca jak to nie ten, pomyślał nielegalny alchemik.

  7. Ożeż ty w mordę kopany... jebany okazał się być cwańszy niż Hamzat myślał. Szybko, szybko, coby tu wymyślić na kolanie by nie było podejrzane. Dla pewności uznał że się zastanawia, tak uważnie. I tak było to lekko podejrzane, ale w sumie jako biedy śmiertelnik miał pewne prawo nie rozumieć wizji przekazanych mu przez literalne bóstwo, więc dla pewności dodał też ten wyraz trochę niezrozumienia na twarz. Żeby bardziej oszukać kapłana. Psssst, hej, hej, boże, pomożesz mi nieco? Bo cholera zadaje ciężkie pytania.

  8. - Wo - powiedział na głos jak się obudził. Powstał do pozycji siedzącej, mrugając intensywnie by ogarnąć z powrotem normalny świat i rzeczywistość. Trochę nie był pewien co Bóg miał do końca na myśli z tym "chyba żartujesz". Tak czy inaczej odpowiedzi nie dostał, był więc siłą rzeczy nieco rozczarowany. Kiedy już przyjął na siebie realne życie naokoło, odetchnął. Popatrzył na łysego kapłana.

    - Masz kupę rzeczy do zrobienia - oznajmił. - Twój bóg przeklikał, i kazał przekazać, że potrzebuje twojej pomocy. A od teraz naszej też.

     

    Postanowił być prosty.

  9. Hamzat zastanowił się. Następnie, ażeby uzyskać całkowitą pewność, zastanowił się ponownie. W sumie brzmiało jak dobra umowa. Mężczyzna będzie wyłapywał jakichś losowych pomniejszych bóstw, poniekąd pewnie też demonów. Za to uzyska bożą pomoc, wsparcie, a może i nawet wdzięczność. I nawet jeśli zadanie do lekkich nie należało, w sumie był gotów się go podjąć. Trochę przeszło mu przez myśl, że śmiertelni różnie wychodzili ze spotkań oraz umów z bogami, ale... głowa do góry, będzie dobrze.

    - Trochę lipa, że niczym się nie wyróżniam, ale w sumie takie życie - zagadnął filozoficznie Hamzat. - Zgadzam się, choć zgaduję, że i tak miałem mały wybór. - Zachichotał. Uwielbiał czarny humor. - Ale wracając. Kwestia moich pytań. Czy mogę robić za proroka i ogarnąć ten syf w trakcie pomagania ci? Czy wsparcie będzie takie na wezwanie czy jak to będzie działało? Jaki jest sens życia? Po śmierci trafiamy tam gdzie głosza pisma? Czy imamowie mają rację?

     

  10. Hamzat był w szoku. I to nielekkim, ze względu zarówno na tradycję i wychowanie jak i fakt ujrzenia boga będąc ledwo wierzącym. Z drugiej strony, pan i władca wszytkiego, stwórca ziemi, wszechświata, ludzi i zwierząt, właściciel tego suprer kwadratu na wypasie zwanego rajem jest taki... wyluzowany w sumie. Spokojny, w porządku gość. Mężczyzna nawet trochę to rozumiał, chociaż z początku pozazdrościł bogu otrzymywania pokłonów. Ale wracając, Księżycowy Bóg z każdą sekundą wydawał się być takim całkiem porządnym bogiem. Dlatego też Nadżibullah sam zaczął się rozluźniać. I to nawet nie sztucznie. Odetchnął z lekką ulgą.

    - Okej - powiedział nieco piskliwym głosem ale potem odchrząknął i kontynuował już normalnie. - Okej. Możesz mówić. Miło cię widzieć, będę mógł potem zapytać się o parę rzeczy?

  11. - O kurwa - wydusił z siebie Hamzat z nieludzkim świstem. Niechybny syndrom stuporu, zwanego potocznie byciem zatkanym. A jeszcze dodać do tego wszystki inne różne nideogodności jakie dookoła siebie widział, słyszał i czuł mogło dać obraz intencji z jakimi wyrzekł te wzniosłe słowa. Zaraz jednak do tych wszystkich odczuć doszło pewne zrozumienie. Chyba właśnie doznawał objawienia, tak mu się wydawało. Nie był pewien, lecz istniały pewne wskazówki. Więc tak dla pewności by nie podkurwić Księżycowego Boga, który zdecydował ukazać się właśnie jemu, małowiernemu Hamzatowi, padł na twarz.

    - Chyba tak - odparł niepewnie. - Halo? Kto mówi?

  12. Poważnie zastanowił się nad sugestią dziewczyny. Bardzo poważnie. Miała swoje zalety i wady, oraz była zapewne bardzo trudna do zrealizowania. Ale nie to było najważniejsze w decyzji Hamzata. Spojrzał na Sigrid, potem na łysego, na wszelki wypadek gotując się do wypadu.

    - Ale co jeśli wkurwimy tym bogów?

  13. - Tsoooo - mężczyzna zawahał się wyraźnie. - Znaczy, uczyłem się rzeczy. Królestwo Wielkiej Rzeki upadło dawno temu, a jego dziedzictwem są tylko fellahowie.

     

    Tutaj pozwolił sobie na pogardliwe prychnięcie. Nomadowie nie lubili się specjalnie z osiadłymi chłopami, którzy zostali na tych ziemiach w spadku po Królestwie, po rozkładzie i wojnach, które je zniszczyły. Przynajmniej tak się uczył, tak mówiono. Ale sprawy w sumie nie badał. Wracając, różne hece się zdarzały. Nie znał tego boga o którym mówił łysol, i nie zamierzał w żaden sposób okazywać, że jest inaczej. Ale w sumie koleś chciał sprowadzić swojego boga. Czy tam cokolwiek. Jakby się tak zastanowić, to może być początek końca świata czy coś. W każdym razie coś było na rzeczy. Hamzat tylko nie wiedział jeszcze, czy zgładzić gościa czy oszczędzić.

    - A po co chcesz go sprowadzać? Jaki ma do nas biznes?

  14. - Nie no - zaśmiał się w odpowiedzi do Sigrid, choć dłoni z rękojeści broni nie zdjął. - Wstał z grobu, dźwignął całą tę budowlę spod ziemi i do tego sprowadził zimę, tak zasadniczo. Chyba nie dalibyśmy rady.

     

    A może dalibyśmy radę, pomyślał skrycie, kto wie. Jeżeli bylibyśmy zmuszeni. Wolałbym nie być zmuszony, tak byłoby naprawdę lepiej dla nas wszystkich. W sumie to jakoś nie zaczął przepadać szczególnie za tym kolesiem. Zasłużył gnój na jakiś mały wypadek. Boże, szturchnij sukinsyna, pomodlił się pół-żartem. Jeśli to jakiś twój prorok, to w porządku, ale czemu wysłałeś kogoś takiego? Jak on ma nawracać, siłą? Ale żarty na bok, no nie przypadł Hamzatowi do gustu, zapewne z wzajemnością.

    - Komu służysz? - cisnęło mu się na usta pytanie. - Możesz odwrócić zimę?

  15. Hehe. Hehehehe. Prawie się zaśmiał, ale powstrzymał się. Potem jednak przypomniał sobie, że kutasiarz faktycznie czyta w myślach, więc roześmiał się w głos. Oh jak on uwielbiał Sigrid i te jej oficjalne powitania. Bo to totalnie było to. Młoda oczywiście nie kłamała w żaden sposób, no siree. I tak mu się należało. W każdym razie Hamzat zastanowił się, próbując jednak zastanawiać się bardzo sekretnie za maską myślenia o dupie Fatimy. Podwójne myślenie. Facet wyglądał trochę jak jeden z tutejszych fellahów i pokrewnego im sortu ludzi. Tylko bielszy. I co to za sarkowag tak przy okazji? Czyżby gość był... umrzykiem?

    - Mamy rok trzysta dwudziesty szósty odkąd Księżycowy Bóg, sławetne jego imię, zstąpił do nas by przekazać nam swą wolę i nauczyć nas dobrego życia - oświadczył z dumą, na którą postanowił sobie pozwolić. Bo jebać niepewność. - Po jaką cholerę sprawiłeś, że jest tak zimo w porze suchej, i to nawet w dzień?

  16. Hamzat zatrzymał się, zacisnął mocniej dłoń na rękojeści broni i spochmurniał. Nieprzyjemne uczucie mrowienia w czole sprawiło że się podrapał. A poza tym skonkludował, że skurwysyn czyta w myślach. Skoro posiada tę umiejętność, to znaczy że raczej niełatwo byłoby go pokonać, gdyby doszło do jakiejś paskudnej sytuacji. Pozostawało więc próbować nie prowokować łysola aż tak mocno i liczyć na to, że wszystko rozwinie się jak najlepiej. Chociaż czuł się trochę urażony będąc nazwanym barbarzyńcą. Hej, podobno jego naród jest na dobrej drodze do czegoś porządnego. Poza tym nikt nie lubi być nazwany barbarzyńcą.

    - Możemy zadać ci to samo pytanie - powiedział. Nie mógł się powstrzymać. Jednak zaraz dodał. - Jestem Hamzat, a to jest Sigrid. Jest dziewczyną, jak coś. A ty kto? Co tu robisz? To przez ciebie pada śnieg?

  17. Hamzat wciągnął dużo powietrza przez ułożone w piękne "O" usta. Szeroko rozwartymi oczami przypatrywał się nieznanemu zjawisku. Jak każdy choć trochę religijn człowiek, czuł ten pewien rodzaj niepokoju jaki towarzyszy nagłym nieznanym a też niewytłumaczalnym rzeczom. Zastanowił się dobrze, wertując mentalnie różne religijne pism i ich części które znał lub gdzieś tam kiedyś widział i po prostu siadło. Niby można podciągnąć go pod kogoś od Księżycowego Boga, ale w sumie też nie. Jednak nie. Chyba. Nie zaszkodzi być ostrożnym.

     

    Po chwili mężczyzna postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i popędzić akcję. Dlatego też po chwili pewnego zawahania wyszedł powoli zza skały, za którą się kitrał do tej pory. Zeszedł na dół powolnym krokiem, dłoń trzymając na rękojeści szabli. Czy tam sejmitara. Wszystko jedno. Gdy był bliżej, zawołał do gościa by skupić na sobie jego uwagę. Ciekawe czy oberwie jakimś fajerbolem zaraz.

    - Halo? Kim jesteś?

  18. - Możemy oboje iść sprawdzić - powiedział raźno Hamzat, gotując się wewnętrznie. - Też chcę zobaczyć cokolwiek się tam dzieje. Kto wie na co się natknęliśmy. Może świat się kończy.

     

    Generalnie rozumiał co dziewczę chciało mu przekazać, tym bardziej że w razie co gestykulowała. W sumie może nie uczyć jej języka? Jak sama całkiem podłapie, to będzie bardziej naturalne. A poza tym jej akcent i sposób wysławiania się były śmieszkowe. Trochę wewnętrznie też skisł z tego że mimo swojej sytuacji, czyli bycia gościem-jeńcem kolesia innej wiary wciąż potrafiła się na tyle zapomnieć, by obrażać jego bogów. Pośrednio obrażać, ale w sumie są ludzie którzy są na to strasznie czuli. Może nawet ukamienowano by ją któregoś dnia. W każdym razie zabrał ją ze sobą i postanowił podkraść się ostrożnie bliżej, by obczaić co jest na rzeczy.

  19. Okej, spoko. Coś mu tu nie grało ale w sumie to na razie podobała mu się ta wycieczka. Czuł się jak w skansenie i we Władcy Pierścieni jednocześnie. O, skoro o pierścieniach mowa, przywołał sobie cebulowe krążki. Schrupał dwa na raz i podsunął miskę Francuzowi.

    - Masz, dobre jest. Czas ruszać, choć rozdzielanie się jest takie meh. Dawaj.

     

    Po czym powoli zaczął iść naprzód prawą uliczką, gotów do walki tak jakby co, ale wciąż pochrupywal sobie cebulowe krążki.

  20. Hamzat pierwsze co zrobił, to zgramolił się z bydlęcia. Cieszył się, że przywykł do smrodu wielbłądów, ale zupełnie nie zazdrościł Sigrid. Zaraz zresztą ściągnął ją z siodła i ustawił na kamienistej ziemi. Przypatrywał się uważnie zjawiskowej pogodzie, a nuż znajdzie coś ciekawego? Trzymał jednak pewien dystans, przynajmniej chwilowo. Był też gotów do walki lub błyskawicznej ucieczki. Wciąż skanując teren, odezwał się do dziewczyny.

    - Czy wiesz co to może być? Masz jakieś legendy twojego ludu na ten temat?

  21. [Racje na kilka dni. Woda, zapasowe ubrania, derka jakby trzeba było rozbić obóz. Krzsiwo i hubka. Ekwipunek taki jak w kp.]

     

    Hamzat wziął jednego wielbłąda, takiego wyglądającego na najbardziej wytrzymałego. Kiedy takiego znalazł i wybrał, usadził na nim siebie, dziewczę i ułożył ekwipunek. Po tym wszystkim mogli wreszcie ruszyć w drogę.

    - Yalla, yalla! - zawołał, nieznacznie trącając zwierzę.

  22. Zasadniczo nie odeszliście praktycznie na metr od budynku stacji metra, więc zawsze było to bezpieczeństwo wejścia z powrotem do tuneli. Chociaż Botaniczeskij Sad był niezamieszkany, zawsze łatwiej dało się bronić pod ziemią niż na powierzchni. A faktycznie mogło do czegoś dzisiaj dojść. W oddali, gdzieś w mrocznych ruinach Moskwy ozwały się wycia i powarkiwania. Dało się rozpoznać także jęk wartowników. W stacji było sporo dodatkowych pomieszczeń pomocniczych, roboczych, małych kiosków i sklepików. Każde z nich mogło być wykorzystane jako schronienie, i tu niespodzianka, nawet było. Myszkując po wnętrznościach stacji natrafiłeś na mały pokoik odgrodzony od reszty prymitywną benzynową pułapką. Po krótkich oględzinach była ona ewidentnie na mutanty, nie ludzi. Co robisz?

  23. Tak z początku to nawet się podkurwił, i wykonał ruch jakby chciał wstać i slapnąć dziewczę przez łed. Nie był jakiś specjalnie bardzo wierzący ale nikt nie obraża Księżycowego Boga, sławetne jego imię. A to co powiedziała o swoich bogach mała miało bardzo obraźliwy wydźwięk. I do tego nie dość, że mówiła to niewierna, to jeszcze kobieta. Taka kombinacja. Jednak nie zrobił tego, bowiem jakby się tak zastanowić, jej słowa mogły mieć dodatkowy sens. A co jeśli to wszyscy bogowie się z jakiegoś powodu wkurwili? Co jeśli nadchodzi taki koniec świata we wszystkich religiach naraz i to jest jakiś proroczy znak? Stąd te pojebane wizje starego Fidy. To mógł być też znak dla niego, bo jest poniekąd połączony z zaświatami, a po prostu stary ćpun nie do końca ogarnął. Tak czy inaczej, odpowiedź leżała na wschodzie. Chyba. Nie wie, dowie się.

     

    Wstał więc mimo wszystko, ale zamiast zrobić coś złego po prostu rozwiązał Sigrid i założył swoją arafatkę tam gdzie powinna być. Pomógł jej wstać.

    - Nazywam się Hamzat - powiedział poważnie - i od teraz jesteś mi winna swoje życie. Pójdziemy sobie stąd, tylko muszę wpierw zabrać swoje rzeczy.

     

    Po tych słowach zaprowadził dziewczynę okrężną drogą do swojego namiotu, spakował różne zapasy oraz ekwipunek, i rozpoczął poszukiwania wielbłąda.

×
×
  • Utwórz nowe...