Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Przeszukanie nie dało ci nic ciekawego. Ot, zwykły kiosk, tylko że zniszczony. Gazety na różne tematy, magazyny, proste pierdoły których nikt nie uznał za stosowne wziąć ze sobą na dół do metra. W końcu stał tu już ponad dwadzieścia lat, a WOGN był niedaleko i zamieszkany od samego początku. Jedyną bardziej interesującą rzeczą była nieco zdefasonowana mumia kobiety. No, i jeszcze stare napisy szminką na ściankach.

     

    Twoi towarzysze podali sobie dłonie. Zdziwiłoby cię to, ale już przyzwyczaiłeś się, że żołnierze zawsze podają sobie łapy kiedy żadeen z nich nie umarł jak rozdzielili się na dłużej niż z minutę. To twardy świat i takie ryzykowne zachowania wymagały szczególnej ostrożności, a wedłóg niektórych nawet wspomożenia sił nadprzyrodzonych. Ale to już zależało tylko od tego, czy się wierzy w takie rzeczy. Oczywiście i ciebie powitali uprzejmie w ten sam sposób.

    - Coś spokojnie nieby dzisiaj, nie? - zagadnął cicho Jewgienij. - Kurwy się pochowały, czyli coś może być na rzeczy. Dowódco?

     

    Ostatnie słowa skierował do najstarszego z obecnych. Spod maski wystawała kolesiowi nawet końcówka brązowej brody. Ni chuja nie wiedziałeś, jak się nazywał, bo nie był secjalnie rozmowny. Ale wołali go Patyk. Patyk popatrywał ostrożnie przez drzwi, złożony do strzału.

    - Skoro już tu jesteśmy, powinniśmy się upewnić czy coś paskudnego nie zalęgło się przy wejściu. To, czy chcecie wyjść dalej i poszukać fantów, zależy już od was.

  2. Jewgienij odwrócił się, kiedy go zawołano i pomachał nawet całkiem przyjaźnie do uzbrojonego po zęby i ostrożnego Siergieja. Nie wyszedł z westybulu, omiatając tylko drzwi latarką.

    - Masz mnie za kretyna? - zachichotał bardzo kretyńsko Gienek nie odwracając się od drzwi, by mieć na muszce wszystko, co mogło przyjść z zewnątrz. - Spoko wodza Reks, mamy to zdarzenie!

     

    Jednak stalker nie skupiał się specjalnie na drzwiach wyjściowych, skoro zajął się już tym jego kolega z oddziału. Zamiast tego, podszedł do drugiego człowieka oraz do zdewastowanego kiosku. Omiótł małą kanciastą budowlę krótkim spojrzeniem, obserwując kolesia, który właśnie kończył zapoznawać się z zawartością tego malowniczego metalowego pudła.

    - Nah - odrzekł przeszukiwacz Siergiejowi. - Nic ciekawego. Stare gazety, książki, bibeloty, jakieś pierdoły i trup. Sam nie wiem czego się spodziewałem, przecież to dopiero przedsionek piekła.

     

    Z tymi słowami wyszedł z kiosku, przeciskając się obok Sierioży i powoli podążając do wyjścia, rozglądając się po drodze bardzo uważnie i zachowując pełną ostrożność. Towarzysze wognowskiego wojaka nie opuścili zrujnowanego holu stacji, czekając na niego.

  3. - Fajnie masz - powiedział Bufet do Francuza niemrawo, otwierając jedno oko. Był tak zmęczony, że nie miał nawet specjalnej ochoty na sarkazm. - U mnie przejebane. Ta ruda wymacerowała mnie jak dobry sos pomidorowy. Napierdalaliśmy się równo, ale jest po prostu lepsza. Bardziej wykokszona. Z tym że czaisz, dostałem coś na kształt całusa chyba. I powiedziała, hyhyhyhy, że dostanę więcej jak wygram.

     

    Tutaj Józek zaśmiał się głupkowato, zastanawiając się czy w ogóle uda mu się osiągnąć to coś więcej, czy będzie raczej ścierą do podłogi.

    • Haha 1
  4. Józek był strasznie wypluty po tym dzisiejszym treningu. Ale tak naprawdę konkretnie, kiedy upewnił się, że nic mu nie grozi po prostu sobie przykucnął i zaczął głębiej oddychać, by nie powiedzieć dyszeć. Kuuuurła, ta to miała w sobie pary. Nawet nie przejmował się już tym, czy ją choćby musnął, ważne, że jego nic nie trafiło, a działo się sporo. Wszystko dookoła było niesamowicie ujebane jedzeniem wszelkiej maści i w naprawdę bardzo różnym stanie.

     

    Kiedy Bufet zebrał coś jakby całusa, wróciło mu trochę siły. Wiadomo, jak to każdy szesnastolatek było jasne, że obietnicę zrozumiał zupełnie jednoznacznie. Kiedy Elesis sobie poszła, chłopak postanowił zebrać się w sobie i stać. Powoli, powłócząc nogami powlókł się w stronę stołówki. Nie miał siły i ochoty nic przywoływać, po ćwiczeniach zdecydowanie wolał po prostu nażreć się tego co przygotowali magiczni kucharze. Po jedzeniu wrócił do pokoju i już do 15 odpoczywał.

  5. Większość mieszkańców zdolnych do przetwarzania w mózgu słów wiedziała, jak i dlaczego wszyscy się tu znaleźli. Wojna. Zmora, chwała, przedłużenie dyplomacji, jak kto uważał i co wolał, nie miało znaczenia. Ważne było, że w 2013 mówiąc obrazowo, bomby poleciały. Ludzkość znalazła się na krawędzi wymarcia, a świat zmienił się nie do poznania. Prościej powiedzieć, chuj wszystko strzelił.

     

    Dla Moskwy w tej wojnie nie było specjalnie za dobrze. Wielomilionowe miasto, będące do tego stolicą jednego z supermocarstw bardzo ucierpiało. Ci, którzy przeżyli, schronili się w stalinowskim metrze, w którym niewiele lat po wojnie na stałe zakrólowała przemoc, chciwość i anarchia. W tym chaosie, jakim było moskiewskie metro w Roku Pańskim 2035 nielicznym udawało się do końca odnaleźć. Jednym z takich ludzi, którym to wyszło jest Siergiej, żołnierz [jakkolwiek brzmi to w tych czasach] stacji niezależnej WOGN, nieformalnego przywódcy Stowarzyszenia WOGN.

     

    W tej konkretnej chwili Sergiej znajduje się w hali stacji Ogród Botaniczny, jako część nie do końca rutynowego zwiadu po tym jak jakieś naprawdę wielkie paskudstwo wcisnęło się do tuneli i zeżarło cały posterunek na pięćdziesiątym metrze. Jest ciemno i chłodno. Na całe szczęście przez maskę gazową nie przechodzą żadne zapachy, więc Siergiej nie czuł jak bardzo jebały te rozkładające się zwłoki jakiegoś ptaszora. Niedawna krótka odwilż doprowadziła do wielu przypadków odkrywania dawno zapomnianych trupów i sporo rodzin doczekało się nawet ciał ojców, synów czy braci w końcu. Teraz jednak znowu ściska mróz. Dwóch kompanów Reksa rozdzieliło się nieco, jeden podszedł do zdewastowanego kiosku a drugi do drzwi wyjściowych. Co robi Sierioża?

  6. Noż kurwa zajebiście, pomyślał spokojnie Józek kiedy rozmyślał nad tym jak bardzo przekokszona jest jego nauczycielka. Że całe jego ćwiczenia chuja ją bolą na to wygląda. Ale ale, miał ważniejsze rzeczy na głowie niż użalanie się nad sobą, na przykład cholera jebitny ognisty łuk jak te czary z gier. Jedyne co mógł logicznego zrobić to bardzo szybki i całkiem udany przewrót w bok żeby nie zrobiło z niego siekanych, a do tego smażonych kotletów. Natychmiast po podwójnym tak dla pewności uniku wstał najszybciej jak mógł na nogi i przywołując na pomoc lecące na oponentkę szaszłyki na metalowych szpikulcach ruszył z bagietą do boju bezpośredniego.

  7. Bartek jak chciał to nawet umiał w przemowy. Porywające mniej lub bardziej, obiecujące zrównanie praw wszystkich mieszkańców królestwa i nawet wymyślił nowe słowo. "Redystrybucja" albo gdzieś usłyszał, bo był niepiśmienny to przeczytać nie mógł. Ale problem leżał w tym, że akurat teraz przemawiać nie chciał. Wypruwacz, co zresztą widać po ksywce, był człowiekiem czynu, nie słów. Zatem bez większych ceregieli i uprzejmości zaczął przekazywać polecenia swojemu przybocznemu kumplowi, żeby ten puścił je dalej. Dozbroić wszystkich chętnych w coś dobrej jakości. Wziąć tyle samopałów i kusz ile tylko się da, bo chłop miał też zalążek planu jak udupić nieco królewskich by ci tu mieli czas się okopać. Objechać okoliczne wsie i zgarnąć ile chłopa się da, to nie powinno być takie trudne zważywszy na to co głosił Bartosz. I ostatni rozkaz, którego wydanie zdecydował się zrobić głośnym i otwartym. Tak dla wszystkich.

    - A na koniec, uciekinierzy mogą sobie żyć, ale każdego spieprzającego w stronę królewskich wychłostać do krwi i powiesić. Przy drodze, tak, by było widać.

  8. - Świetnie - Bartosz kiwnął głową, po czym nieco nastroszył brodę. - Kto chce iść ze mną i bronić domów, zapraszam. Kiedy przyjdzie broń chwytajcie dużo, to na czym się znacie najlepiej. Weźcie też ile samopałów można. Ale może to dopiero wtedy, kiedy pan generał powie co on ma pod kopułą. Żołnierze królewscy mają na sobie sporo uzbrojenia i dobra. Jeśli uda nam się zwyciężyć, co weźmiecie to wasze. Kiedy pognamy ich z powrotem, to dopiero się zacznie.

     

    Tutaj proszę wstawić wymowne spojrzenie.

     

    - Ale żeby się zaczęło to może powinniśmy z łaski swojej przestać się kłócić do kurwy nędzy?

  9. - Nie wiem za kogo mnie panoczku macie - tutaj Wypruwacz sparodiował głęboki ukłon, nie żeby wkurwić gościa bo go cośtam znał, ale tak o - Ale swoim krzywdy wyrządzać nie zwykłem, bo zły to ptak co własne gniazdo kala. Nie bracia?

     

    To ostanie zawołał, a najbliższi mu chłopi odkrzyknęli ochoczo. Bartosz odwrócił się od szlachcica i potoczył wzrokiem po tłumie. Nie spodziewał się znaleźć zbyt wielu zwolenników wśród mieszczan, zdecydowanie chętniej stawiając na biednych, źle traktowanych chłopów. Jednak nie przeszkodziło mu to jakoś specjalnie. Nabrał odechu, jakby chciał przemawiać, ale tego nie zrobił. Zamiast tego zwrócił się do szlachcica.

    - To ukryj ich tam, albo w lesie jak radzi tamta pani. Jeżeli las jest odpowiednio gęsty a oni wezmą zapasy, mogą tam przetrwać bardzo długo. Inaczej rozbójnicy nie byliby plagą, czyż nie? Wracając, ochotników potrzebujemy oboje, każdy po co innego. To może tak. Ja wezmę ile mogę by szarpać królewskich, a ty z resztą ustawisz jakąś porządną obronę? Z nas dwóch ty jakby nie patrzeć wiesz więcej o strategiach i takich rzeczach.

     

    Z premedytacją mówił do szlachcica per ty. Nie miał nic do Orłowskiego jako osoby, bo jakby nie patrzeć każde dobre ziarno w tym zepsutym korcu szlachty było niezwykle cenne. Jednak szczerze, choć skrycie nienawidził faktu, że wiedział mniej.

  10. Jako że wieści, plotki i strachy rozchodziły się raczej szybko, to rozśpiewani wcześniej chłopi też zrobili się jakby spokojniejsi po prostu rozmawiając ze zgromadzonymi ludźmi. Bartek i jego kamrat też nie kwapili się jakoś do robienia więcej hałasu, zapoznawszy się z wieściami i pogłoskami. Ucieczka. Też coś! Chłop nie wyobrażał sobie nawet takiego rozwiązania. Nie tylko dlatego, że jego jak złapią to i tak co najmniej powieszą, ale też dlatego, że co to za rebelia, która podkula ogon w godzinie próby? Tę ostatnią myśl wyraził nawet na głos pośród ludu, zanim zwrócił się do morderczyni.

    - U mnie co w sercu, to i na dłoni, paniusiu - odburknął. - Nie to co u niektórych. Ale plan masz bardzo dobry. Brzmi naprawdę w porządku. Jestem za wojną podjazdową i chyba nawet wiem jak zacząć to ogarniać... - uśmiechnął się złowieszczo. - Ale fakt. Nikt nie zechce walczyć wiedząc, że jego rodzina może i tak zginąć. Potrzebujemy zapewnić ochronę tym którzy nie mogą walczyć. Ale ja, żeby wydatnie pomóc, potrzebuję ochotników.

  11. Kiedy Wypruwacz dostał wiadomość o planowanym zebraniu rebeliantów nie przejął się jakoś specjalnie. Nie był nawet w miasteczku, ale w okolicach, będąc zajętym równaniem klas społecznych przy pomocy miecza i pochodni. Szczerze mówiąc, kiedy dotarł do niego tajemniczy posłaniec z płatkiem, mało brakowało, aby kazał rozerwać biedaka końmi, taki ten posłaniec był jakiś skryty i niepewny siebie. Na całe szczęście do niczego złego nie doszło, Bartek posłańca nawet przeprosił i doprowadził do traktu zanim sam z oddziałem zaczął się szykować. Królewskich żołdaków się aż tak strasznie nie bał, dlatego nie omieszkał doprawić nieco swojego przyjazdu na miejsce przeznaczenia. Wkrótce więc główną ulicą raczej spokojnej z reguły miejscowości przegalopowała na koniach lub przebiegła pieszo, zależy co kto miał, chłopska horda uzbrojona w kto co miał, zaczynając na końskich szczękach na kiju i prostych łukach a kończąc na naprawdę szykownych kordelasach czy potężnych hakownicach lub samopałach. Na czele, oczywiście też konno jechali Bartosz i chorąży. Dumna nazwa, ale jego funkcją było zajmowanie się czarną, postrzępioną płachtą z napisem "SWOBODA ALBO ŚMIERĆ" i wymownymi skrzyżowanymi kosami. Na miejsce zbiórki cała hałastra dotarła krzycząć, śpiewając, chlejąc i pogwizdując, ale bezpośrednio na samo konkretne miejsce doszedł tylko Wypruwacz z podręcznym, coś a la ochroniarzo-zaufanym.

  12. Imię: Bartosz z Kozieradki.
    Nazwisko: Chłopi nie mają lel.
    Pseudonim: Wypruwacz.
    Wiek: 37
    Strona: Rebelia, w teorii.
    Stanowisko: Harcownik/podjazdowy/bandzior? Żołnierz chyba.
    Wygląd: Wysoki i postawny blondyn o błękitnych oczach, z głupawą chłopską czuprynką i solidną męską brodą. Ubrany w żupan, wywrócony na lewą stonę barani kożuch i masywną czapkę. Za mocnym konopnym sznurem ma zapięty kindżał i miecz, przez plecy przewieszona kusza, mieszek z szczęśliwymi kostkami na szyki i lanca. Nieprzychylni mówią też, że chodzi odziany w skóry szlacheckich dzieci, ale ktoby się tam liczył z pierdoleniem kretynów po karczmach.
    Charakter: Dość porywczy, przez działanie pod wpływem emocji często bywa chaotyczny. Mściwy, ale z drugiej strony też w sumie sprawiedliwy, w ten prosty, ale okrutny sposób. Delikatne skłonności ku megalomanii.
    Umiejętności: Przekonywanie, walka bez broni i bronią improwizowaną, blade pojęcie o tradycyjnym przeszkoleniu wojskowym. Trochę macha mieczem i strzela z łuku, tak jak może to robić chłop na bonusach.
    Krótka historia: No nic specjalnego. Prosty chłop, syn prostego chłopa i wnuczek też zapewne prostego chłopa, ale podobno bimbrownika, ochlapusa i znachora. Tak przynajmniej gadali. Jak to niestety bywa gdy się jest w najniższej klasie społecznej, nie miał za dobrze i od zawsze albo przymierał głodem, albo groziła mu choroba, albo pizgało, albo podatki. Miał siostrę i dwóch braci, ale jednego zabrali do wojska i nie wiadomo gdzie jest teraz, jeden umarł w dzieciństwie, a siostra wyszła za balwierza z miasteczka. Ogólnie lipa. Jest dokładnie tym typem człowieka, który pojawia się przy każdej rebelii, buncie czy wojnie domowej. Takim watażką, lokalnym partyzantem-postrachem bogaczy, bandziorem z ideałami. Tak zwaną Bandą Wypruwacza straszy się dzieci.
    Dodatkowe informacje: W młodości chciał być kapłanem. Ciekawostka: na każdym jednym palcu ma przynajmniej jeden zabrany komuś bogatemu pierścień czy sygnet.

  13. W trakcie krótkiego lotu Bufet zastanawiał się solidnie, co poszło nie tak. Przecież się przygotował i tak dalej, a mimo to dostał drobną oklepkę. Taką treningową, że niby bolało, ale jeszcze mógł wstać i walczyć dalej. Coś poziomu mniej więcej ustawki za garażami, tylko jeden na jednego. Szmata była zajebiście, nadludzko szybka, choć w sumie Józek pomyślał sobie, że mógł się tego było nie było spodziewać po szkole magii i czarodziejstwa. Wstał. Otrzepał się. Ogarnął czy nie potrzebuje naprawy ekwipunku. Zmierzył dziwczynę złowrogim spojrzeniem, jednak nie rzucił się na nią. Zamiast tego przywiesił bagietkę przy pasie po czym zaczął bombardować laskę całkiem sporymi, gorącymi jak jasna cholera pulpetami z mozzarellą. Tym razem jednak był gotów zareagować błyskawicznie na wypadek smutnej niespodzianki. Miał ręce i nogi, wiedział też jak ich używać, więc powinien babsztyla chociaż tryknąć.

  14. Dobra, skoro tak, to okej. Będzie trening bardzo bezpośredni. Bufet strzelił palcami i podskoczył w miejscu. Skoro ona jest jego nauczycielką, to pewnie może te mieć jakąś broń czy przedmiot, która pokona jego jakąś jedzeniową tarczę. Przez chwilę zastanawiał się nad wyborem broni i osprzętu, po czym zdedyfował się na relatywnie niegroźną ale twardą jak niezła laga długą francuską bagietką. Na głowie pojawił sobie hełm ze zdrewniałej dyni, na ciele lekki napierśnik-kamizelkę z cholera skór arbuzów utwardzanych karmelizowanym miodem. Jako tarczę miał nadzwyczajnych rozmiarów kabaczka, przeroośniętego drewnem i ligniną. Jóżek po ogarnięciu się przygotował się i czekał. Chciał, by zaatakowała pierwsza, bo miał w planie przywołać jej na twarz gorące, śmietanowo-mięsne ragout bianco z świeżym makaronem papardelle. Tak prosto na mordę żeby spadło. W locie.

  15. - AAAAAAAAA - to jedyne co był w stanie powiedzieć, czy raczej wrzasnąć Bufet budząc się z samego rana w skarpetkach i slipach. Ktoś znowu na niego wrzeszczał, a był jeszcze przecież środek nocy! Co za chujoz... chwila. Klepki w mózgu zaskoczyły z kliknięciem. Magiczny audyt. Trening z siostrą tego gnoja rudego. Zapowiadało się pięknie, jak cały następny tydzień, miesiąc czy ile ma tak wyglądać. Ze szkoły do wojska w jeden egzamin, ojciec by się pewnie ucieszył heh. Żołnierz zawodowy od dziesiątego roku życia sądząc po tym co zwykle pieprzył. I do tego fanatyk wędkarstwa. W każdym razie Bufet zebrał się jakoś do kupy, ubrał i żeby zaoszczędzić na czasie przywołał sobie i Francuzowi herbatę, chlebuś z masełkiem i jajecznicę z boczkiem oraz pomidorami. Po zjedzeniu i ogólnym ogarnięciu się powlókł się na błonia jak na swoją egzekucję, czekając co każą mu robić.

×
×
  • Utwórz nowe...