Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Jak zapewne anioł się spodziewał kiedy myślał o tym co powiedzieć, ludzie byli jako rodzaj w sumie dość przesądni. Znaczna większość zbójników słuchając słów Iriela, opisujących wymyślone wydarzenia, pobladła. Niektórzy mniej a niektórzy bardziej, bali się tego co usłyszeli. Pośród nich niebianin mógł zauważyć tych, którzy nie wyglądali na specjalnie przekonanych, lecz zarówno żywe obrazy malowane opowieścią jaki i większość obecnych wierzących w nią szczerze sprawiły, że owi nieprzekonani się niespecjalnie wypowiadali. Porozumiewawcze spojrzenie jakie wygnaniec posłał hersztowi spotkało się z odrobiną strachu, szacunku, ale tez i zrozumienia. Wąsaty zbójnik po chwili uśmiechnął się lekko. Skinął też głową.

    - Drzazga, Kola, przygotujcie dobre posłanie. Zwis, pchnij kogoś by podstawił kilka więcej wiader pod źródełko. Dziękuję za rady, panie medyk.

    Oczywiście całemu zdarzeniu znów towarzyszyło trochę szeptów, które iriel zdawał się słyszeć choć może niekoniecznie powinien. 'O kurwa' przewijało się najczęściej i w sumie samo to dawało zesłańcowi generalne pojęcie, w jakich szerokościach mógł się znajdować zważywszy na nazwę kraju. Najbardziej rozwinięty, oraz najbardziej skomplikowany, kontynent. Rozbójnicy zabrali się zdumiewająco raźno do ogarniania całej sprawy, dając aniołowi na tyle spokoju, by mógł faktycznie coś popróbować swoją mocą. I tutaj czekała go niespodzianka. Sam dotyk pozwolił mu stwierdzić, że ironicznie mógł faktycznie wykrakać coś paskudnego, bowiem ognisko choroby jakie wyczuwał w ciele poszkodowanego było, chociaż niezbyt silne, bardzo agresywne. Kiedy większość ludzi wokół zajęła się poleceniami herszta lub po prostu uswaniem się z drogi i wywoływaniem chaosu, ten ostatni zbliżył się do anioła. Iriel został zaprowadzony do następnego chorego, który na pierwszy rzut oka po prostu miał żółtaczkę. Herszt szedł blisko, i w pewnym momencie pochylił się bliżej.
    - Mistrzu - wyszeptał, a od tytułu bił cichy szacunek - A kołek? Tak jakby co, na wszelki wypadek, jeśli ogień choroby zabierze chorego?

  2. No nic, skoro Bóg ma większe problemy na głowie, zdecydowanie należało zatroszczyć się o swój dalszy byt w tych niesprzyjających warunkach. Na przykład o jedzenie, by nie umrzeć jak cioty śmiercią głodową w trakcie tak ważkiego zadania. Byłoby to troszkę upokarzające. Hamzat spojrzał na wielbłąda, któremu przerwano sen, ciesząc się że w sumie nie musi do niego teraz podchodzić. Niech sobie z powrotem zaśnie, jemu też się należy. Po chwili wstał, przeciągnął się i ruszył do Sigrid, dobywając broni. Nadziewanie skorpionów na szpic i tak pozbywanie się ich z dystansu brzmiało dobrze, a poza tym kto wie czy nie trafi im się coś innego.

    - Idą idą - odparł dziewczynie Nadżibullah względnie przyjaznym, choć zmęczonym głosem. - Kapłanie, wybacz że zapomniałem kompletnie jak się nazywasz, znasz się co nieco na łapaniu jedzenia na pustyni? To szczere pytanie, nie żeby cię zdenerwować, ale jeśli nie to zostań tutaj. Brak znajomości takich rzeczy przyniesie więcej szkody niż pożytku.

  3. Rozbójnicy mimo twarzy niespecjalnie wskazujących na wysokie osiągi pod względem inteligencji ponownie po prostu pokiwali głowami na słowa Iriela. Ponownie wydawali się słuchać z tym pewnym specjalnym szacunkiem do człowieka obdarzonego wiedzą. Można było być prawie pewnym, że wedle swoich możliwości posłuchają rad domniemanego cyrulika. Kiwali głowami między sobą z uznaniem, wymieniając uwagi i rozkminając jak wykonać jego życzenia co do chorego. Niestety tutaj pokazała się jednak trochę gorsza część tego wszystkiego, nie byli w końcu bandytami tak o bo lubili przygody. Iriel mógł dosłyszeć mówione półgosem uwagi oraz gesty ludzi, którzy uważali, że jest to za duży poziom zaangażowania. Że może lepiej byłoby coś zrobić. 'Może arsen', ktoś kiwa głową, 'albo sztychnąć przy szyi, nie będzie się męczył' dopowiada ktoś inny. A co jeśli drugi chory też będzie wymagał sporej opieki? Jak na niby zżytą i życzliwą grupę, podział nastąpił nadspodziewanie szybko.
    - Spokojnie, coś wymyślimy - w końcu odezwał się herszt, podnosząc dłonie i głusząc tubalnym głosem szepty. - Czy można na przykład odkrajać mu tłuszcz i dawać samo mięso, na przykład? A brukiew, może być?

  4. Patrząc na kapłana z pewnym smutkiem Hamzat wstrzymał się od głośniego hehnięcia i od zbędnych komentarzy. Brak jedzenia generalnie nie pomaga w utrzymaniu dobrego humoru, a grupa z pewnością nie potrzebowała wewnętrznych waśni. Zwłaszcza Sigrid nie wyglądała na zbyt uradowaną perspektywą niejedzenia, i wolał nie musieć przywoływać jej do porządku po tym jak już się względnie polubili. Mężczyzna skinął głową, kierując gest na raz zarówno do łysola, którego imię wypadałoby sobie przypomnieć albo zapytać, jak i do dziewczyny. Odetchnął głośniej, pozawalając sobie nacieszyć się faktem, że mógł poleżeć i odpocząć zanim znów będzie trzeba zacząć robić rzeczy. Wydawało mu się, że miał ze sobą jakieś drobne zapasy ale albo gdzieś je posiał albo już zjedli.

     

    Naprawdę dobrze byłoby coś zrobić w tej sprawie, więc po westnieniu Nadżibullah powstał.

    - Zasadniczo, oboje podajecie bardzo dobre pomysły - odezwał się i poważnie spojrzał po pozostałych. - Bardzo dobre. I dlatego myślę, że możemy zwiększyć swoją szansę na coś dobrego jeśli po prostu zrobimy obie rzeczy. Pomódlmy się, i później spróbujmy coś schwytać, nawet trochę po zmroku. Jak się ściemni, to też trochę zwierząt powyłazi. Sigrid, jeśli już o tym mówimy, co do tych kolczastych, to tak, można je łapać, te większe. Są smaczne jeśli smażone w oleju. Tylko pozbywaj się kolca. I to bardzo uważnie. Co wy na to?

     

    Zwrócenie się do w końcu wszechmocnego Księżycowego Boga z pewnością nie zaszkodzi, a może pomóc. W sumie Hamzat nawet wie o co może zapytać bóstwo tak przy okazji.

  5. Hazmat był niesamowicie wdzięczny losowi, że w tym odludnym zakątku pustyni znalazło się miejsce na obóz. Pomagał ile mógł w dobrym, porządnym rozlokowaniu wszystkiego, rozstawieniu prawdziwych czy improwizowanych namiotów - te ostatnie potrafił mniej więcej sklecić z derek, płacht i kijów, robieniu posłań i tak dalej. Oczywiście mężczyzna był już praktycznie na ostatnich nogach, jednak skupił się na tym by niczego nie spieprzyć. Jeżeli już uda mu się zasnąć, to chce mieć dobry, mocny i pokrzepiający sen, bez dzikich niespodzianek. Spoglądając po towarzyszach podróży nomada mógł domyślić się, że w sumie nie jemu jednemu na tym zależało.

     

    Kiedy wszystko było już fajnie ogarnięte, Nadżibullah rozłożył się niechlujnie przy ognisku, by się ogrzać a nie sparzyć. Wiadomo, że noce są całkiem zimne. Pewnie bardziej takie w guście Sigrid. I gdy tak sobbie legnął, w pełn osiadły na nim dwie rzeczy. Zmęczenie ostatnimi wydarzeniami i coniebądź nadszarpnięte zdrowie, oraz powaga i zasięg całej tej sytuacji. Kiedy miał okazję odpocząć, Hamzat w pełni, albo chociaż szerzej, pojął zakres tego bałaganu w jakim się znalazł. Zarówno Hamzata, jak Sigrid i zapewne łysola czekała solidna, długofalowa misja. A pierwszym jej krokiem będzie przekroczenie otwartej pustyni do Edfu, przy Wielkim Morzu. Pustyni, która i bez polowań na demony oraz demonów na nich stanowi wyzwanie samo w sobie.

    Ba. Z ich miernymi zapasami oraz być może trochę brakiem doświadczenia małej Sigrid i kapłana choć nie był zbyt pewien, taka wyprawa to praktycznie samobójstwo. Wiadomo, jest Księżycowy, i Hamzat oczywiście totalnie mu ufa w tym że Bóg go wesprze, księżyc akbar. Jednak co jeśli będzie zajęty? Iść do Edfu na hurra tak o to niespecjanie mądre posunięcie. Przed snem, Nadżibullah postanowił dać o tym znać reszcie.
    - Wiecie, tak sobie odpoczywamy - zagaił - to się możemy też pozastanawiać. Powiem krótko, musimy pomyśleć jak się przygotować trochę, bo przejście przez pustynię tak jak stoimy byłoby skrajnie nieodpowiedzialne. Co o tym sądzicie? Jakieś plany, sugestie? Ja co nieco tam wiem, ale co trzy głowy to nie jedna, a i wierzę, że nie mam przed sobą kompletnych żółtodziobów.

  6. Być może to odczucia Iriela, być może kolejny znak od Szefa, albo też po prostu zbieg okoliczności sprawiły, że jego głos zabrzmiał nie tylko ponuro, ale także naprawdę autorytatywnie. Co ciekawe, brodacz i wąsaty, a w nieco większym zakresie także reszta, nawet niczego nie zakwestionowali. Byli posłuszni, a to dlatego, że spoglądali na anioła z pewnym podziwem i szacunkiem, jakie wywołuje wśród nędzarzy i nieuków nawet prosty akt w miarę dobrze i profesjonalnie wykonanej na ich oczach roboty. Natychniast obecni rozsunęli się oraz rozeszli tak, by w ich mniemaniu cyrulik miał sporo miejsca do oddechu i pełen dostęp do chorych. Byli przyjaźnie zainteresowani tym co stanie się dalej i co zrobi ten biedaczyna, co go w lesie bez gaci jakieś chujki zostawiły. Ktoś nagle też zatroszczył się, by zaimprowizować niewielką skrzyneczkę z nożami, nożycami, imadłami, klinami, młotem z ćwiekami, piłą oraz całą masą różnego innego szmelcu, którego niebianin nie mógł nawet nazwać, a co dopiero ogarnąć jego przeznaczenie. Chorzy pozostawali bez zmian: jeden żółty na zarośniętej ryżą szczeciną mordzie i niemrawy, a drugi, z tłustmi dugimi włosami, pogrążony w gorączce.

  7. 3 minuty temu, Dolar84 napisał:

    Kiedy będziemy mieli konkretne propozycje i/lub pojawią sie nowe informacje dotyczące możliwości przeniesienia jak największej ilości treści na hipotetyczne nowe forum to na pewno zostaniecie o tym poinformowani.

    No i git majezon, bo to mój największy problem. Jeśli się uda coś zrobić to będę wniebowzięty.

    • +1 2
  8. 12 minut temu, PervKapitan napisał:

    Na tym silniku też uśmierci. Tylko trochę wolnie

    W pełni rozumiem, że to kwestja podejścia indywidualnego, ale dla mnie osobiście lepiej byłoby jakby forum sobie z boczku tutaj umarło wraz z resztą, niż jakbym z dnia na dzień obudził się z zasadniczo wszystkim co tu zrobiłem nagle martwym. Nie było tego dużo jeśli chodzi o ostatnie czasy, jednak uczucie pozostaje. Zdecydowanie popiorę pierwszą opcję - też ze względów finansów - jeśli będzie choć cień szansy na przerzut choć części zawartości. Ostatecznie kto wie, twój pomysł z odnośnikami też niegłupi, ale nie rozwiązuje wszystkiego. Użytkownicy forum to trochę jak ludzie w prawdziwym życiu. Ich częścią jest ich historia. A wątpię, żeby każdy nowy po zagadaniu chciał rzucać okiem na konto usera na starym forum. O ile nawet będzie mógł to zrobić. Powtarzam ponownie, jak będzie opcja jakiegoś przerzutu, to nowe konto też nie jest takim turboproblemem.

    • +1 1
  9. Ja się zastanawiam po co zmieniono silnik na ten co mamy obecnie tak w pierwszym miejscu. Jednak ja się gówno znam na tym i zapewne były jakieś powody te kilka lat wstecz. Jednak tak radykalna zmiana jak teraz - zasadniczo start od zera na niczym, bez żadnej historii a w niektórych sytuacjach także kontekstu, poza ewentualnym cofaniem się czasem tutaj by poczytać archiwum - uśmierci więcej rzeczy, niż jest to warte. Na przykład jak wspomniała Cahan, opowiadania. Albo na drugim miejscu sesje, które wciąż prowadzi parę osób. I co, nagle przenieść wszystko na nowy silnik, zacząć z niczego i może przekopiować sobie ręcznie całą zawartość sesji czy fików, wszystko co się w nich do tej pory stało, na nowe forum? Totally not worth it.

     

    Wybaczcie jeśli brzmię agresywnie czy coś, bo tego nie planowałem. Po prostu wydaje mi się, że jest grupa ludzi, dla których start od absolutnego zera nie jest specjalnie opłacalny. Grupa ludzi dzielących moje zdanie. Co odejmuje tę grupę już od i tak marniejącej społeczności. Jeśli da się coś zrobić z tymi rzeczami co wspomniałem, to super, bo jebać repki i post count, to głównie statystyki. Jeśli nie... cóż, I guess it's time to die. Imo jeśli forume ma już umrzeć, lepiej śmiercią naturalną.

    • +1 1
  10. Hamzat udał że się zastanawia, robiąc bardzo marsową, pełną natchnionego namysłu minę. Przynajmniej spróbował ją zrobić. Wyszło mu czy nie, pozostanie to tajemnicą historii, jednak niezależnie od tego po dłuższej chwili zdecydował się odpowiedzieć.

    - Jak najdalej stąd - rzekł ze zdecydowaniem. - Potrzebujemy założyć obóz, odpocząć, przygotować się na nocleg oraz do dalszej wędrówki. Ale kierunek to mniej więcej tam.

     

    Z tymi słowami Nadżibullah pokazał krótkim ale wyraźnym gestem w tę stronę, którą chyba być może ale prawdopodobnie podpowiedział mu Księżycowy. Trochę dziwił go brak węży, lecz mimo tego że na ten fakt na pewno nie zamierza narzekać, mężczyzna wolał jednak spać praktycznie wszędzie ale nie tutaj. Poklepał kapłana po plecach by dać jakiś mierny znak wdzięczności, ale strzępić sobie języka jeszcze za bardzo nie zamierzał. Łysol wydaje się być w porządku, lecz Hamzat ma pełną świadomość faktu, że biednego klechę zwyczajnie oszukuje. Wszak sokół zapewne będzie jednym z celów od Księżycowego gdzieś w przyszłości. Z tymi myślami podszedł do wielbłąda i zdecydował się poprowadzić go tak mniej więcej ale nie do końca w stronę wskazaną mu przez Boga, szukając miejsca na obozowisko.

  11. Zasadniczo cała sprawa wyglądała cakiem paskudnie. Mimo najszczerszych chęci anioła i jego godnego szacunku zaangażowania w pomoc bliźniemu - nawet za pewną nagrodę, ale wciąż - wydawało się, że zadanie może go przerosnąć. Nie że samo nastawienie kości było jakoś bardzo trudne. Iriel wiedział gdzie który kawałek powinien trafić, gorzej jednak było z tymi luźnymi drzazgami i fragmentami, które to nijak nie chciały się ładnie w nic wpasować, i tylko tkwiły sobie luźno w mięsie, chwiejąc się radośnie i zdecydowanie nie pomagając poszkodowanemu bandycie w przeżywaniu jego prymitywnych fantazji. Z pewnością po zaszyciu rany te pozostałe kawałki kości jakich Iriel nie mógł wyjąć bez włożenia znacznego wysiłku dawałyby się we znaki... gdyby nie właśnie te dziwaczne uczucia.

     

    W pewnej chwili niebianin zwyczajnie odpłynął. Tak po prostu, bez ostrzeżenia. Co ciekawe, nie stracił przytomności, stało się zupełnie coś innego. Mimo absolutnego braku czucia własnego niedawno uzyskanego ciała, widzi bardzo wyraźnie swoje pracujące dłonie, pomagających kolesi... jednak na chwilę obecną jest jakoś poza tym wszystkim. Stał się bardziej pasażerem niż woźnicą, by użyć takiego porównania. Pod dotykiem jego-nie jego dłoni, które zdawały się sprawdzać powstające szwy te nieszczęsne zadziory, szpiczaste kawałki kości i drzazgi których nie za bardzo dało się wyjąć zaczęły w niewyjaśniony sposób jakby... trochę wracać na swoje miejsca. Nie tak nagle, że pstryk i już. Bardziej wygląda to tak, jakby łączyły się z nogą zbójnika w rodzaj pierwotnej materii, w coś co przypomina glinę, albo ziemię. Ręce wygnańca zdają się lepić na nowo kość i ciało w nodze, z tej właśnie coś jakby gliny. W pewnej chwili Iriel usłyszał głęboki, spiżowy głos, przenikający całe jego jestestwo, aż po najdalsze krańce podświadomości o których nawet nie wiedział, że istnieją.

     

    Irielu, przemówił ów głos, mój sługo. Twój los, jakkolwiek ciężki, ma być karą a nie egzekucją. Twój powrót zależy jednak tylko od ciebie. Zapewne wiesz już, kim się stałeś i z czym się borykasz. Twe zadanie jest proste. Będąc pośród nich i poddany tym samym regułom masz udowodnić, że twoje należyte miejsce jest przy moim boku, pośród Niebieskich Zastępów. Wiara i dobroć będzie twym paliwem, a moja łaska wpływająca w ciebie z czasem, twym orężem.

     

    Po tych gromkich i zdecydowanie zbyt pompatycznych słowach mistyczne połączenie zostało zerwane, a Iriel znów poczuł w pełni swoje ziemskie ciało. Krótka przemowa Boga mogłaby być motywująca, gdyby nie fakt, iż anioł w pełni zdawał sobie zapewne sprawę ilu jego pobratymców, także i tych wyższych rangą, powinno wysłuchać tego samego już bardzo dawno temu, a do dziś piastują wysokie stanowiska.

     

    Do rzeczy jednak. Jedno spojrzenie wystarczyło, by ogarnąć że rana jest zaszyta a noga będzie sprawna. Oczywiście na cud to bynajmniej nie wygląda, wszystko jest totalną prowizorką i Iriel mógłby się za siebie wstydzić, gdyby nie ciężkie warunki pracy. Autorytet jest jak widać czasem całkiem mądrym bytem. Niby nie cud, więc Iriela na ołtarze nie wyniosą, ale zbójnik wyleczony, więc go też nie zabiją. Jeden chory z głowy. Zostało jeszcze dwóch.

  12. Dzięki Bogu Hamzat jeszcze żył. Oczywiście poświęcił krótką chwilę na coś na kształt pseudomodlitwy złożonej z może dwóch czy trzech myśli złożonej po to by Księżyc wiedział, że jest wdzięczny. Następnie zmierzwił lekko włosy Sigrid. Niby znali się bardzo krótki czas i z początku postrzegał ją jako kuffar, równą w zasadzie niewolnikowi, ale zasłużyła sobie na co najmniej własny namiot na ziemi i pokój w raju do tej pory. Nawet poważył się obdarzyć cne dziewczę uśmiechem.

    - Nie mam pojęcia co to może być - przyznał szczerze nomada, zastanawiając się czy wciąż jest pijany czy już nie. - Ale czymkolwiek jest, zasłużyłaś by to mieć, Sigrid. Jesteś bardzo odważna, i twoi obcy bogowie pewnie byliby z ciebie dumni.

     

    Zaraz jednak pokapował się że klecha wciąż jest w miarę niedaleko, więc zaraz postanowił się poprawić.

    - I sokół pewnie też - dodał, puszczając młodej oczko. - Nawiasem mówiąc, teraz musimy być bardzo, bardzo uważni i ostrożni. Skoro ten wąż mógł ogłosić się bogiem, to może być więcej takich demonów naćpanych potęgą. Musimy się mieć na baczności. Powinniśmy poszukać miejsca na odpoczynek innego niż to, ale... czy ktoś pomoże mi wstać?

     

    Hamzat uśmiechnął się przepraszająco.

  13. Zbójnik był zdecydowanie zbyt zajęty rzeczami o których może śnić kompletnie pijany, biedny leśny bandziorek by przejmować się czymś tak marnym jak na przykład przyszłe otwarcie rany potężnym, prawie rzeźnickim nożem - bo jak widać scyzoryków a co dopiero skalpeli jeszcze chyba nie wynaleźli. Delikatne ruchy lędźwiami jakie wykonywał zanim go przytrzymano oraz naprawdę durnowaty półuśmiech dawaly lekką wskazówkę dotyczącą tego, co mogła pokazywać mu wyobraźnia. Iriel jakoś tak podświadomie, delikatnie zdawał się bardziej czuć niż widzieć kość pośród całego tego w sumie kiepskiej jakości mięcha jakim była złamana noga nieprzytomnego rozbójnika, dlatego wymacanie jej nie było jakieś bardzo problematyczne. Złamanie też nie. W sumie niebianin zrobił to tak sprawnie i płynnie jakby miał naprawdę ogromną wprawę w łamaniu ludzi i sprawianiu im tym samym bólu.

     

    Tym razem zbójnik nie mógł zignorować tego co się działo. Mimo zdumiewającej ilości alko... krwi w alkoholu, poderwał się drżąco z krótkim okrzykiem. Na szczęście jego kamraci zatroszczyli się o to, by nie uciekł z miejsca operacji. Gratulacje. Kość jest złamana. Teraz wystarczyło tylko, albo aż, spróbować ją nareperować i to tak by było w miarę dobrze. Iriel jakoś tak czuł, że może rozbójnicy nie będą specjalnie szczęśliwi, jeśli spierzy sprawę, jednak z drugiej strony, było coś jeszcze. Wygnaniec miał jakieś takie niejasne wrażenie, że chyba da radę i to nie tylko dzięki swoim umiejętnościom, które i tak nie były małe.

  14. Taktyka anioła jeśli chodzi o znieczulenie okazała się całkiem w porządku. Zbójnicy oczywiście nie byli na tyle rozgarnięci, by wiedzieć co to jest procent, ale ton i szybka wzmianka o trunku wystarczyły.  A i jeden młodszy z nich, dotychczas pełniący rolę łapiducha w bandzie jak się okazało, słyszał kiedyś o czymś takim jak procenty. Wszyscy się ucieszyli, nawet połamany, bo nadarzyła się okazja do chlania. Znaczy wszycy z wyjątkiem żółtka oraz gorączkującego, bo ten akurat chyba zaczynał majaczyć, ale nastrój był ogólnie zdecydowanie lepszy niż chwilę temu. Wraz pojawiły się gąsiorki z okowitą, trochę miodu zrabowanego od kogoś bogatrzego, a nawet beczka wina uherskiego.

     

    Oczywiście trzeba było poczekać pewną chwilę zanim znieczulenie zaczęło dobrze działać, ale za to miało mardzo szeroki zasięg oddziaływania, niczym obszaroe błogosławieństwo. Nieszczęśnikowi, którego czekała operacja, okazano specjalną troskę, pojąc go niemal bez przerwy. Ledwo miał czas zagryźć raz czy dwa. Podochoceni zbójcy zaczęli sobie żartować, śpiewać, a ktoś trochę głupszy niż średnia w pewnym momencie wypalił z samopału w jakąś pustą skrzynkę czy coś. Skrzynkę rozerwało, ogólna wesołość panowała wokół. Raczej nic nie wskazywało, by ktoś mógł zrobić teraz krzywdę Irielowi, przynajmniej nie z rozmysłem. Nawet więcej, jeśli anioł by chciał, może nadarzyć się okazja do ucieczki jak już wszyscy popadają.

     

    W końcu Iriel mógł przystąpić do swojej brudnej roboty.

  15. Hamzat na polecenie kapłana oczywiście się nie ruszał. Tak bardzo się nie ruszał, że jakby klecha coś spieprzył, to tylko przez ruch planety. Czuł, że nie jest już z nim najlepiej. Zdołał jeszcze ułożyć usta w małe "o" kiedy nie poczuł żadnego bólu od noża. Czy nomad umrze tutaj, w piaskach pustynie, po całości oblewając zadanie już na pierwszej misji? Czyżby nadchodził koniec?

     

    Au. Aw,  och kurwa. Nie, nie nadchodził żaden koniec. Nadżibullah zdecydowanie będzie żył, przynajmniej jeszcze jakiś czas. Stwierdził to bardzo prosto. Wszystko zaczęło go paskudnie boleć. Do tego chciało mu się rzygać, a to, że nagle zobaczył świat bardzo wyraźnie też mu nie pomagało. Podniósł w górę palec, dając kapłanowi znak, by chwilę odczekał. Następnie odwrócił się na bok i pozwolił organizmowi jakoś się ogarnąć, haftując na piach. O nie, to kac!

    - Unkh - zaklął mężczyzna kiedy znów był w stanie mówić. - W sakwie mam butelki, weź dowolną i jak możesz zlej ile się da tego jadu do niej.

     

    Trochę się zawstydził, że nie poznał gatunku węża tak od razu. Może jakby poznał, to by wiedział, ale w sumie studiował dość dawno temu. Najważniejsze, że przeżył, no i mają trochę odtrutki na przyszłość. Chciał się odezwać i wstać, ale nagle się nad czymś zastanowił. Wstał dopiero po chwili.

    - Mówisz, że nie było go za twoich czasów? - Hamzat zapytał ostrożnie. - Hmmm. Nie miałem pojęcia, że coś może uczynić się bogiem. To całkiem zmienia postać rzeczy. Musimy być znacznie ostrożniejsi, żeby jacyś fałszywi bogowie nie oszukali nas w naszym zadaniu odnalezienia twojego sokoła. Sigrid, chodź tu.

     

    I zadania też, Boże. Dzięki jeszcze raz za miecz. Dużo jest takich pseudobożków do odhaczenia? A, właśnie. Wpadłem już na pierwszą zasadę religii, chciałem się skonsultować. Byłoby to "nie zabijaj swoich, ale jak niewierny się prosi to w sumie możesz". Co ty na to?

  16. Hamzat zamrugał. Nastpnie dla pewności zamrugał jeszcze parę razy, pozwalając swojej świadomości wrócić. Jednym flashbackiem wróciło do niego to, co stało się przed chwilą.

    - O kurwa - mruknął, kręcąc głową i rozglądając się trochę niepewnie. - Chyba? Dorwaliśmy skurwiela?

     

    Mężczyzna był wciąż nieco zdumiony samym faktem, że jeszcze żyje. Pozytywnie zaskoczony. W miarę sprawnie zdjął sakwę i przeszukał ekwipunek. Miał w środku niewielki nóż, nie taki do walki tylko cięcia ziół, krojenia jedzenia i smarowania chleba masłem. Powinien wystarczyć. Podał go kapłanowi, czując, że śmierć wychyla się zza węgła.

  17. Ludzie zakręcili się wokoło, stosując się do instrukcji domniemanego cyrulika. Skoro już dostali jakieś rzeczy do roboty, zatroszczyli się o to, by były one zrobione w miarę dobrze. Nie byli doświadczeni, ale z ładnym opisem jak ziele ma wyglądać i co dalej z nim zrobić wkrótce otrzymali właściwy napar. Praktycznie nie dało się spieprzyć tak prostego zadania jak ugotowanie wody, ale mimo to jeden z nich o mało nie podpalił sobie bujnej jak mech na głazie brody. Jak na rozbójników całkiem mocno przejmowali się swoimi powalonymi chorobą kompanami, choć dało się to dostrzec dopiero po pewnej chwili przebywania w tym nietuzinkowym towarzystwie. Byli też bardziej tacy... no nie zdawali się być specjalnie groźni mimo broni. Niespecjalnie rozgarnięci, bardziej weseli niż ponurzy. Wiadomo jednak, że pozory mogą mylić, a było nie było różnorakie bronie wciąż posiadali.

    - Kurwa - zaklął bardzo pobożnie połamaniec. - Żeż by to zaraza... to jak ja będę łupić i uciekać przed pachołkami magistrackimi?

    - Coś wymyślimy - ozwał się asystujący Irielowi wąsal, po czym parsknął niezłośliwym śmiechem. - Ktoś wam w łeb dał, panie cyrulik, że nie wiecie gdzie jesteście? Hy, hy hy, to nieźle was zaprawili. Do domu pewnikiem też nie wiecie jak trafić. Ale służę pomocą. Witamy w Wielecji!

     

    Dwie kwestie interesujące upadłego anioła najbardziej prezentowały się następująco. Jeśli chodzi o tę bardziej fizyczną, to złamanie wyglądało w sumie tak jak się z początku wydawało, ani lepiej, ani gorzej. Złamany piszczel, ruch wywołał przemieszczenie, zrasta się krzywo. Najlepszym wyjściem jest oczywiście kość ponownie złamać, nastawić i porządnie usztywnić. Z kolei jeśli chodzi o kwestie eschatologiczne... Iriel mimo ludzkiej powłoki ze wszystkimi jej siłami, ale też i słabościami, posiadał wciąż pewną ilość mocy niebieskich. Jakby nie patrzeć Autorytet był zwolennikiem resocjalizacji, nie kary całkowitej. Nawet inni aniołowie, nieważne jak śliskimi, chytrymi chujkami byli, nie mogli przekonać Pana Zastępów by aż tak dokopał pechowcowi. Coś tam, coś tam niemrawo tliło się w Irielu. Miał też niejasne wrażenie, że może uzyskać większą moc z czasem.

  18. Huh. Tego co się właśnie stało mężczyzna się nie spodziewał. Chociaż z drugiej strony klecha, choć się przydał, to pewnie zasadził wężowi kopa głównie w swoim interesie, zapewne niespecjalnie mając ochotę na bycie nie wiem, na przykład zjedzonym przez ogromną kobrę. Hamzat nawet się nie dziwił, ktoś musiałby mieć całkiem namieszane w gowie by tego chcieć. W każdym razie nie było czasu do stracenia. Nadżibullah musiał wykorzystać prezent od kapłana zanim powali go alkohol, jad, zanik adrenaliny i tak naprawdę jedna cholera wie co jeszcze psujące mu w tej chwili krew.

     

    Postanowił polecieć nieco na żywioł. Wiedział, że wąż będzie go tak czy siak słyszał a pewnie też i czuł. Mimo tego postanowił taktycznie rzucić się do ataku w sposób możliwie nieprzewidywalny. Kilka szybkich kroków w tę stronę. Potem w tamtą. Potem unik, przewrót w prz... cóż, alkohol stwierdził, że jednak w bok. Kolejny unik. Mężczyzna sam był w stanie przewidzieć maksymalnie dwa swoje kroki do przodu - oczywiście by się nie wypieprzyć - taki był zaangażowany. Kiedy był już nieco bliżej, Hamzat zawirował ostrzem, zastawiając się powtarzanymi cięciami na krzyż. W ten sposób nawet jak węża nie trafi, to jest osłonięty.

  19. Właśnie obejrzałem pierwszą część i powiem, kurwa niezłe. Mamy typowe gimnazjum i typowych gimbusów, tylko że kolorowych i śmieszkowych. Mamy KEK. Kek kurde. Nawet nie wiecie jak śmiechłem. W każdym razie szkoła ma spotkać się ze standardami i Twilight, zasadniczo będąca księżniczką nie przyjaźni ale książek, dostaje do kopyt well... książkę. Idzie to tak dobrze jak można by się spodziewać. Taka Lesson Zero ale łagodniejsza psychicznie. Szkoda tylko, że tym razem znacznie szerszy zakres odpowiedzialności bo jest to szkoła/ambasada dyplomatyczna. Wszystko idzie tak bardzo nie tak jak tylko mogło pójść. Flutterling zamienia się w nie wiem jakiegoś muchosmoka czy kurde co to za stwór tak dla hecy. Rozpieprza party. Jednorożec przypomina mi dlaczego nie lubię jednorożców xd. Dobrze chociaż że NuSix się zaczyna lubić. Do tego nareszcie potwierdziła się pewna rzecz. Od dawna podejrzewałem, że biurokracja to efekt działania potężnej organizacji jakichś mrocznych magów. Ciekawe jaki jest Equestriański ZUS xd.

     

    Zaraz dodam fazę drugą.

     

    Twilight kurwa zasadniczo zagroziła wszystkim wojną światową. To całkiem niezły przykład solidnego fubaru. Szkoła zamknięta, wszystko idzie bardzo złym torem, w sprawę zaangażowane są najwyższe tiery władz wielu królestw. Jakby jakiś villain chciał zaszachować te wszystkie państwa to po prostu mógłby w trakcie zebrania zaatakować tę salę. To mogła być wielka szansa na rewanż np. dla Chrysalis. Dobrze że wszystko się rozwiązało. Gimbusy się znalazły, zaprzyjaźniły. Do tego M6 odstawiło bardzo popisowe, zapewne zaplanowane show. W końcu pierwsze wrażenie wywiera się tylko raz, ale epicki pojedynek może je znacznie poprawić. Kanclerz Neighsayer to ciota i chuj xd Ogólnie podobało mi się. Czekam na walkę z głównym złym bossem tego świata, biurokracją. Odcinek oceniam na good enough/10.

     

    A tak poważnie to takie 7/10 za pierwszy i może z 8/10 za drugi. W sumie 8/10, z plusem. Dziękuję dobranoc xd

    • +1 1
    • Haha 2
  20. Hamzat na swoją niekorzyść przez ułamek sekundy zamyślił się. Hmmm. W sumie wąż miał rację z tymi wyznawcami, poniekąd. Miało to sens. Ludzie byli strasznie chujowi w byciu dobrymi, choć czasem im wychodziło. Jednak zachował pewien rodzaj trzeźwości, szybko wyrywając się zanim zbyt by się zagłębił w rozkminy. Teraz nie jest dobry moment, bożek może zasadniczo wziąć go na kęsa w jednej chwili, trzeba się jakoś cholera ocalić.

     

    Dzięki Boże. Jesteś gość.

     

    Zwinnym ruchem - w końcu był też wykidajłą, znał się na tym - mężczyzna rzucił się i chwycił pewnie zesłany z niebios oręż. To jeden z tych takich fajnych fikuśnych mieczy dla bogaczy. Skoro był z nieba, to jakość i perfekcja były stuprocentowo gwarantowane. W żyłach Nadżibullaha krążył jad i spirytus, ale jego umysł wzniósł się o poziom wyżej. Skinął głową Sigrid. Teraz widział jej odwagę, i jak on ją kurwa szanował.

     

    - A-ha! - zawołał dumnym, przepełnionym autentyczną wiarą i bogobojnością głosem. Efekt wzmacniał spiryt i adrenalina, choć tak narawdę kto wie, czy Hamzat nie padnie za niedługo porażony jadem. Zaraz potem odturlał się, bo nie był kretynem i wiedział, że wężowy bóg jako ślepy pójdzie za głosem. Jest też świadom, że różne zmysły ma cholernie wyostrzone i jest, cóż, bogiem. Wstał szybko i stanął wprawnie w pozie gotowej do boju. Pokaże gadowi, albo chociaż umrze w walce i w ogóle.

  21. Faktycznie, sraczka wydawała się być rezultatem jedzenia podłej jakości. Zapewne naprawdę podłej. Iriel miał też rację w tym, że nie była to dolegliwość bardzo trudna do wyleczenia. Węgiel, lepsza strawa lub chociaż śladowa ostrożność w wyborze posiłku, jakieś zioła na poprawę trawienia. Oczywiście nie można było mieć stuprocentowej pewności czy anioł faktycznie by tutaj wszystkie znalazł. Jest na to szansa, ale należałoby doprecyzować położenie by mieć pełen obraz sytuacji. Co do ziół samych w sobie, Iriel był spokojnie w stanie przypomnieć sobie kilka różnych ciekawych, nawet prostrzych jak krwawnik, czy na przykład dziurawiec i tym podobne, które w tych klimatach raczej na pewno gdzieś sobie rosną. Co do rzeszty chorób, złamanie nogi źle się zrastało, chociaż szyny rozbójnika były zrobione nawet nieźle. Zapewne był jakoś transportowany i kość się przemieściła. Kolejny bandzior, pierwszy z pochorowanych był jakiś taki przygaszony, nieco żółty na twarzy. Ostatni leżał na barłogu, cały rozpalony, ledwo mamrotał. Szkarlatyna jak nic.

×
×
  • Utwórz nowe...