Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Po eksplozji granata potwór już ostatecznie rozluźnił chwyt, i tak już mocno nadszarpnięty nożowaniem jakie zafundowałeś masce tego czegoś. Eksplozja wyraźnie wybiła bestię z rytmu, bo zaczęła się wycofywać, zagłębiać w swoją kupę śmieci i kryjówkę w gruzach tego kanta. Widać, że ma już zdecydowanie dość walki, ale może stanowić zagrożenie w przyszłości, zwłaszcza, że mieszka tuż przy wyjściu z hali powierzchniowej Stacji Botaniczeskij Sad. Patyk dyszał ciężko, leżąc na ziemi i próbując jakoś sobie pobieżnie odkazić i opatrzyć nogę, która od kolczastego dotyku macki była mocno poharatana. Podziękował ci skinieniem głowy, po czym wrócił do swojego zajęcia. Dopóki się nie pozbiera, potrzebuje osłony, a dźwięk na pewno sprowadzi wam na głowy jakichś dodatkowych gości.

  2. - Na, masz to, śmieciu - powiedział cicho sam do siebie Józek. Widząc, że Gaillard chce przeszukać kolesia, dopiero teraz przestał napierdalać butelkami, by pozwolić kumplowi zająć się ograbianiem zwłok. Albo nieprzytomnego, cholera go wie.

    - Uważajcie na niego - ostrzegł, gotów w każdej chwili wznowić ostrzał.

  3. Bufet strzelił karkiem i odwrócił się majestatycznie, rozciągając dłonie. Po drodze zrobił paskudną minę, niby to uśmiech niby grymas. Wyciągnął obie dłonie w stronę kowboja, nieźle wkurwiony, ale też pocieszony faktem, że reszta w końcu zaczynała coś też kurwa robić. Kowboj już niezłą krechę sobie u chłopaka zrobił, a to, że jednak przeżył skurwiel, dodatkowo go rozjuszało. Józek zamierzał więc skupić się poważnie na tym, co od początku uznał za swoje zadanie. Zwracaniem uwagi i zajmowaniem fagasa.

     

    Dlatego pierdolnął solidnie deszczem ozdobnych butelek z lodowato zimną wódeczką, takich w kształcie kałachów. Im więcej szkła, tym lepiej. I trzyma ich taki napieprzający ciągle strumień, jak karabin maszynowy dużego kalibru. Niech frajer żre to!

  4. No i to Bufet rozumiał. Praca zespołowa, szybka akcja i wszystko poustawiane na swoim właściwym miejscu. Już czuł, że coś się zacznie kiedy tylko Dante się zebrał, więc przygotowywał się duchownie i trochę też fizycznie do starcia, ale to ostatnie to tak bardzo nieznacznie. Na zasadzie przyjęcia lepszej postawy, ugięcia kolan i innych takich różnych ważnych rzeczy które mogą dać mu choć minimalną przewagę na start.

     

    Dlatego kiedy kowboj poleciał w jego stronę, odrobinę się spodziewał. Ale tylko tak troszkę, wciąż nie przeszkodziło mu to mieć całkiem nieźle zdziwionego wyrazu twarzy. Z tym, że na takie dziwienie się nie było specjalnie czasu, więc dosłownie w sekundy zabrał się do roboty. Zespawnował sobie michę gorącego spaghetti tak, by kowboj strategicznie się w nią wpierdolił. Był w bezwładzie, więc nie było siły, by nie wpadł. Następnie chłopak przygotował taki potężny, koreański szaszłyk w sosie sojowym, paście z fermentowanej fasoli, z cebulą, papryką, ananasem. Oczywiście wszystko na ostrym i wytrzymałym szpikulcu grillowym.

     

    Założeniem było nadziać na to kolesia, ale Bufet nie był kretynem i spodziewał się, że kowboj może odjebać coś, co pozwoli mu przeżyć. Więc tak jakby co był gotowy do uniku na bok, by zejść kolesiowi z drogi.

  5. Hmmm. Hamzat zamyślił się. Czyli technicznie rzecz biorąc, młoda nie była niewolnikiem, ale trochę też była, bo skoro została porwana... Porwana? Chyba dobrze zrozumiał? Uczennica złotnika czy też jubilera zza Morza, porwana w czasie napadu. Więc pewnie od tak dla hecy jej na tym swoim okręcie nie trzymali. Mężczyzna wzdrygnął się. Naprawdę zdecydowanie wolał myśleć, że ta dziewcznynka tylko sprzątała piratom i im gotowała. Nic więcej. Nic więcej, tak. Huh. Cholera, jeżeli ewentualnie coś chciałby począć z małą, to wpierw wypadałoby nauczyć ją języka, bo brak jego pełnej znajomości a) to może na dłuższą metę irytować i prowadzić do nieporozumień i b) jest biała to i tak rzuca się w oczy, bardziej nie musi. Ale to tam do przemyślenia na kiedyś. Musiał wreszcie zdecydować, co z nią począć.

    - W porządku. To jak się zwiesz? Czemu podsłuchiwałaś?

     

    Hmm. Może zabierze ją ze sobą na wschód i sprzeda komuś z tych bardziej dobrych? Brzmi jak profit.

  6. Dziewczynka w sumie trochę bardziej bawiła go niż złościła, a ponadto wydała mu się bardzo interesująca. Nie był mocny w interpretowaniu przepowiedni, ale jeżeli by nad tym usiąć i poważnie pomyśleć, to mogło mieć jakiś sens. Może młoda była kluczem do czegoś, może nie, kto wie. Tak czy inaczej nie miał specjalnej ochoty robić jej krzywdy, nawet jeśli jest niewierna.

    - Więc skąd się tu wzięłaś? - ingadował dalej. - Czy jesteś zbiegłym niewolnikiem?

  7. Gruchnęło solidnie, bo kupa śmieci była w takiej wnęce. Po serii z SKSa zapadła praktycznie głucha cisza. Rozpierdol musiało usłyszeć naprawdę dosłownie wszystko obdarzone narządami słuchu lub drgań w promieniu 5 kilometrów. Nie jest dobrze, Sierioża, podpowiada ci głos w głowie. Nie jest dobrze. Ale chyba załatwili tego...

     

    Frontowa ściana wnęki w budynku, w której leżała kupa śmieci eksplodowala w małe kawałki, kiedy wywaliło ją siedem podobnych macek. Ósma wciąż wisiała w powietrzu i chybotała się lekko, trzymając dolną połowę Jewgienija. Macki zaczepiły się o grunt i stojące ściany, by po chwili wyciągnąć z ciemności masywne, pokryte kolcami, łuskami i śmieciami workowate obłe cielsko czegoś, co wyglądało jak łuskowata, kolczasta ośmiornica na starydach. Patyk się już nawet nie pierdoli w serie, puścił z pół magazynka ogniem ciągłym. Potwór wycofał się, rzucił w mężczyznę resztkami Gienka, po czym wolną macką złapał go za nogę i zaczął ciągnąć w ciemność.

    - Pomocy! - wrzasnął rozdzierająco Patyk, próbując dźgnąć wijącą się kończynę bagnetem.

  8. Hamzat wzruszył ramionami. Staruszek miał całkiem wygórowane żądanie, ot tak za darmo kazać mu kogoś zabić. Ale niedając nic po sobie poznać skinieniem się pożegnał i wyszedł z dzieciakiem pod pachą. Jeżeli się majtała, to ją czasem pacnął drugą ręką. Powoli oddalił się od wioski, unikając nadmiernej ilości spojrzeń, ale nie jakoś tak bardzo specjalnie. Jak ktoś się przypieprzy, zawsze może powiedzieć, że wykonuje polecenia Fidy. Ale ale. To nie do końca tak. Kiedy mężczyzna zapuścił się bardzo delikatnie między wydmy, bezceremonialnie usadził dziewczynę na piachu i związał jej ręce arafatką.

     

    - Widzisz, chociaż wyglądam paskudnie - tutaj Nadżibullah uśmiechnął się krzywo - nie zrobię ci krzywdy. Stary jest chyba głupi, żeby nie dostrzec tego zbiegu okoliczności. Gada przepowiednie, a tutaj okazuje się, że podsłuchuje nas nie byle smarkula, ale kafir. Co usłyszałaś, skąd się tu wzięłaś, czy coś brzmi znajomo albo potrafisz dostrzec w tym jakiś sens?

  9. O nie. Oooo nie. Nie zrobił tego, gnój jeden. o prostu kurwa no nie. Bufet poczuł ogarniającą go falę gniewu. Wiedział, że może sam dostanie sromotny wpierdol, ale wszystkich razem było ich tu pięciu. Pięciu luda, z czego jeden to Dante. A on też jest koks. Ale jak na razie nikt poza nim i Francuzem w żaden sposób nie zareagował, więc Józek pomyślał, że może jednak odrobinę spuści z tonu, ale tylko po to, by poczekać na resztę. A potem obsmarują chujkiem podłogę.

  10. Oty chuju, pomyślał od razu Bufet dostając takiego bitchslapowego hard reseta prosto na miejsce startowe. Trochę się wkurwił. Tyle się trudził, trenował, zapierdalał i znosił fochy rudej Elesis czy w sumie jak jej tam było, a ten od razu tak bez niczego zamiata nim podłogę. Po chwili wkurwił się nawet trochę bardziej. To było nie fair, i zamierzał udowodnić kutasiarzowi, że stać go na więcej.

    - A bo co? Chuju?

  11. Oty chuju, pomyślał Hamzat, rzucając się zręcznie za nastolatkiem. Miał tę przewagę, że już stał i w sumie był gotowy na jakieś akcje. Wystarczyło tylko odrzucić czajnik, bo przeszkadzał, gdzieś jakoś tak po drodze. Jeśli może, złapie gówniaka za kark, żeby my się nie wywinął. A jeśli nie, to nawet w takiej ostateczności rzuci się na piach tak, by złapać cudzoziemskiego bachora za kostkę.

  12. Hamzat skinął głową w podziękowaniu staruszkowi, tak dla pewności żeby go już nie podkurwiać. Nawet jak ten robił go w balona i wysyłał Nadżibullaha na wschód nadaremno, to nie miał mu tego za złe. Czuł się nabuzowany, chciał rozciągnąć nogi, a może znajdzie się po drodze jakaś morda do oklepania. Jednak jeszcze nie wyszedł. Miał plan. Zamiast tego uciszył ręką staruszka, wziął czajnik, podkradł się nieco bliżej ściany namiotu, a kiedy ogarnął, gdzie jest głowa, to z całej siły pierdolnął w nią czajnikiem.

     

    [Jeśli oglądałaś "Jak rozpętałem II wojnę światową, ogarniesz]

  13. - O kurwa chłopie - to było wszystko na co zdobył się Hamzat usłyszawszy magiczne bajania starego. To brzmiało bardzo poważnie. Mężczyzna zmarszczył brzwi przybierając ponurą minę i patrząc się staremu prosto w oczy. Nie jakoś tak specjalnie groźnie, nie miał złych zamiarów. Nie, żeby się specjalnie martwił, tak sobie myślał. Bo jakby nie było chyba miałby trochę przewagę nad wyraźnie coś wcześniej knującym staruszkiem. Zasadniczo wystarczyło po prostu skręcić Fidzie kark. Tak po prostu, nie miałby czasu krzyknąć, to jest jeden ruch. Albo uderzyć w splot słoneczny, to by się zatchnął i nie stęknął nawet za głośno. Więc gdyby do czegoś miało dojść, byłby już całkiem daleko, zanim mieszkańcy odkryliby śmierć starca. Ale nie zamierzał robić takich porąbanych rzeczy, bogowie brońcie. No bo i po co? Informacje podał? Podał. Hamzat wie co chciał wiedzieć? Wie. Końcowy rezultat jest zatem bardzo w porządku i na plus. Nie chciał mieć jakiegoś mocnego wroga w staruszku, więc kiedy wstał, to skinął głową. Po flaszkę się oczywiście nie schylił, dając do zrozumienia, że Fida może ją sobie zatrzymać.

     

    - Dziękuję, Fido. Twoja mądrość przerasta mój prosty umysł - powiedział, ze wszystkich sił starając się zachować poważną minę. Udało mu się to, choć w duchu kisnął trochę. - Czy możesz wskazać mi drogę? Jestem gotów wyprawić się i zbadać co i jak. Taka prosta przysługa dla wioski, za półdarmo, dokładnie kebsa i flaszkę wódki w nagrodę. Możemy tak zrobić?

  14. Wpierw Hamzat miał ochotę solidnie slapnąć starucha, ale takim perfidnym suczym plaskaczem. Jednak wstrzymał się, a jak o tym pomyślał, to wszystko było nawet całkiem zabawne. Kiedyś będzie trzeba delikatnie acz stanowczo nauczyć dziadygę gdzie jego miejsce i jak rozmawia się z w sumie kozakiem wioski, ale dziś nie jest ten dzień. Dzisiaj Nadżibullah był w dobrym humorze, a do tego sprawa jednak go całkiem zaintrzygowała, zwłaszcza, że aktualnie mamy porę suchą. Znaczy, nawet w środku nocy, kiedy jest bardzo zimno, śnieg siłą rzeczy spaść nie może. Coś tutaj mocno nie gra i ta gadka z gniewem bogów może mieć naprawdę jakiś głębszy sens. Dlatego postanowił jednak mimo wszystko pogrzebać w tej sprawie. Przykucnął więc obok staruszka i postawił butelkę bliżej niego.

     

    - Słuchaj, Fida - zagadnął przyjaźnie Hamzat. - Wiesz, że w sumie to całkiem cię lubię. Oboje też zdajemy sobie sprawę, że gustujesz w opiatach. Nie mam z tym specjalnego problemu ale nawet ty musiałeś się zorientować, że jest pora sucha, a śnieg jednak spadł. Więc uprzejmie proszę, jeżeli coś wiesz, znasz jakieś durnowate proroctwa, gadasz z duchami czy błąkasz się astralnie po grobach faraonów i ci szepnęli jakieś wieści, to daj mi znać. Naprawdę oboje wolelibyśmy, bym nie przestał cię lubić.

     

     

     

  15. Hamzat stanął sobie z boku, dla pewności zręcznie kitrając butelczynę za pazuchą. Co jak co, ale z autorytetem jaki stary miał, mimo bycia ćpunem, nie wiadomo co by się stało jakby mieszkańcy zobaczyli go z alkoholem. Kiedy wszyscy się rozeszli, wyjął ją, odkorokował i pociągnął łyk. Potem nonszalancko podszedł do starucha i rzysiadł naprzeciwko niego. Odstawił butelkę na bok i mimo wszystko schylił głowę na znak szacunku.

    - A teraz przez chwilę na poważnie, Fida - Nadżibullah powiedział bardzo poważnie. - Takie rzeczy się tutaj nie zdarzają tak dla śmiechu. Co wiesz?

  16. Heh. O kurwa.

     

    To była taka pierwsza generalna, instynktowna reakcja Bufeta na to wszystko, co się właśnie teraz stało. Ogólnie był już poniekąd świadomy, że udają się na jakąś wyprawę, ale nie brał tego bardzo na poważnie, zajmując się słodkim lenistwem, kiedy treningi się skończyły. Zaczął się niepokoić dopiero, kiedy znalazł się w jakiejś grupce wspaniałych i jego już chyba dziewczyna się z nim pożegnała. Tsoooo. Co tu się odjaniepawliło w ogóle, zadawał sobie te pytanie dresik.

     

    Wracając, chyba szykowała się jakaś walka, i to pewnie nieco grubsza, z tym kowbojkiem. Francuz miał rację, więc Bufet postanowił się w tańcu nie pierdolić. Dał swojemu przyjecielowi delikatny znak dłonią, po czym mając nadzieję, że ten załapie o co chodzi, po prostu zespawnował sobie cukinię giganta i rzucił się w stronę kolesia tępo.

     

    Ale nie nie nie. Miał plan. Zamierzał odegrać osiłkowatego debila na jakiego zdecydowanie wyglądał, i zamarkować atak. W ostatniej chwili rzuciłby w kapucyna cukinią, przysiadł, zespawnował pieczoną w maśle z cytryną i genitaliami jeżowców rybę piłę i wyskoczył jak sprężyna od dołu na tego teksańskiego fagasa.

  17. Z jakiegoś powodu Józek poczuł się tak trochę delikatnie winny, będąc świadkiem reakcji Elesis na jego jakże delikatne i dżentelmeńskie zabiegi. Podrapał się po krótkiej szczecinie którą od trzynastego roku życia trzymał na głowie zamiast włosów. Odetchnął z cichą ulgą kiedy dowiedział się, że nie odpierdolił ze swoją własną lel nauczycielką niczego po pijaku. Ani na trzeźwo. Co mu tak pamięć o nocy wyczyściło, bo przecież nie alko? W końcu niby był szesnastolakiem i do tego już całkiem niezłym patusem, to jednak doświadczony w tych sprawach nie był, a co jak co, przed nią nie chciał wyjść na głupa.

    - Znaczy ten, no - zaczął niezręcznie. - Zasadniczo nie wiem nawet ile masz lat, Ela. To trudno powiedzieć. Podobasz mi się, czemu nie, tyle ogarniam.

  18. Gienek akurat w sumie chyba zamierzał coś powiedzieć, nawet otwierał usta, kiedy z ciemności nagle wystrzeliła taka zębata, ale nie śluzasta tylko łuskowata macka, na tyle duża, by owinąć się biedakowi wokół głowy. Następnie Jewgienija pochłonęła ciemność, gdy zatoczył się w tył pociągnięty przez potworne odnóże. Patyk odskoczył, odbezbieczył ciekawą, domową przeróbkę SVD na karabin półautomatyczny i puścił trzy strzały w ciemność. Coś zasyczało i zagolgotało, ale macka nie puściła. Od strony ogromnej kupy śmieci naniesionej tu przez chuj wie co i kogo niedaleko zewnętrzych drzwi dobiegł was zduszony, przerażony krzyk Jewgienija a potem paskudny, wilgotny chrzęst, który przerwał głos człowieka.

  19. Chwila moment co takiego? Hamzat spojrzał w niebo i postanowił posterczeć przez chwilę w miejscu jak słup soli, by dokładnie upewnić się co się właściwie działo. Śnieg? Tutaj, teraz? Cooo? Nadżibullah dobrze wiedział czym jest śnieg, bo niejedno w życiu miejsce zwiedził, i także o niejednym słyszał. Ale był niezmiernie zdziwiony widząc białe płatki spokojnie gromadzące się na wszystkim dookoła. Nawet nie zdawał sobie sprawy, czy było aż tak zimno. Bo nie było? A może on był już tak czymś odurzony? Postanowił pójść za tradycją i zwyczajem i ogarnąć, co mogą wiedzieć najstarsi mieszkańcy. Ale Hamzat oczywiście miał swoje priorytety, zatem wpierw poszedł jednak zakupić tę butelkę. Jak to zrobił i łyknął dla kurażu, poszedł do dziadziny zapytać, co tu się może odpierdzielać.

  20. Jezus Maria, jak Józek się koszmarnie czuł. Te dwa tygodnie było dla niego mordęgą. Wiedział, czym była pakernia, ale to przez co przepuściła go ta ruda pizda Elesis. To, co przeżył, przypominało bardziej cholera szkolenie w GROMie a nie siłkę. Ale jak on ją kurwa szanował. Niby chucherko dziewczyna, a tu proszę, zwinna, gibka, szybka, a przez to też całkiem ładna. Napierdala się jak niejeden kizior. Na koniec tego wszystkiego ostatecznie był strasznie wypluty, ale czuł się nahajpowany jak nigdy. Silniejszy, sprawniejszy, bardziej zajebisty. Dzięki temu mógł już puścić soczystego, dobrze wysmażonego pulpeta na mordę niejednemu kurwiszonowi.

     

    O ty patrz. Chwila moment. Co się wczoraj właściwie działo? Niespodziewanie znalazł się w łóżku, okej, spoko, ale coś... moment. O kurweksix, ona tu jest. W tym samym łóżku. Co tu się odjebało? Bufet zaczął się wiercić i bez ceregieli potrząsnął dziewczyną.

    - Ej, wstawaj. Wstawaj kurwa.

  21. Hamzat jak to miał w zwyczaju niespecjalnie przejmował się chłodem nocy, zamiast tego decydując się wybrać do lokalnego bimbrownika. Literalnie każde jedno plemię nomadów miało conajmniej jednego w swoim składzie, choć oficjalnie spożywanie alkoholu było nielegalne w myśl zasad religii panującej wśród pewnej części plemion. Rozwiązanie tej sprawy było bardzo proste, aczkolwiek też całkiem kreatywne. Wystarczyło się nieźle schować, bo w kryjówce Księżycowa Bogini nie widziała. Z tym w głowie mężczyzna powoli potoczył się do specjalnego namiotu. Niby mniej więcej wiedział jak otrzymać alkohol, główny składnik wielu, wielu różnorakich lekarstw i mikstur, jednak dzisiaj strasznie mu się nie chciało odpalać maszynerii, tym bardziej, że musiałby czekać. Jeżeli takiego bimbrownika znalazł, postanowił być w miarę miły i grzeczny, i po prostu dał mu troszeczkę srebra by otrzymać przezroczystą miksturę wpierdolu.

×
×
  • Utwórz nowe...