Skocz do zawartości

Po prostu Tomek

Brony
  • Zawartość

    1875
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    16

Posty napisane przez Po prostu Tomek

  1. Ugh, ale śmierdzi. Nie ma co, delikwent leżał pod tym drzewem dłuższy czas. Zwłoki jak to zwłoki, zbyt elokwentne nie były, więc chyba nadeszła właściwa pora, aby przejść od słów do czynów. Harald, ostrożnie stawiając kroki, począł zbliżać się do zombiaka, lekkim półkolem od lewej. Zamierzał zobaczyć, czy kolega po niezłej imprezie obróci się w jego stronę, czy dalej będzie maszerował do reszty. Jeżeli to pierwsze, to przystanie i spróbuje zaatakować buzdyganem na szczękę, gotów do odskoku. Jeśli to drugie, to po prostu piźnie mu na odlew w skroń aż ten się nogami nakryje. Brzmiało jak dobry plan na początek.

  2. Uhhhh, elokwentnie zagadnął sam siebie Harald na widok niecodziennego obijbruka. Umarlaków nie lubił, i to nie lubił ich bardzo. Można powiedzieć, sprawa bardzo osobista, jako iż mężczyzna bardzo szanował swoich przodków i generalnie zmarłych. Przez to nekromancję i jej efekty uważał za podwójnie, a nawet potrójnie złe. Tak bardzo, że w walce z nimi sprzymierzyłby się z każdym, nawet nie wiem, smokoludami. Wstrzymał konia, kładąc delikatnie dłoń na jego chrapach aby ten się nie spłoszył. Byłoby szkoda, jakby ich tragarze po prostu spieprzyli z całym sprzętem.

     

    Brodacz spojrzał na gapiącego się umarlaka, ujmując twardo buzdygan. Jeśli dobrze pamiętał, trupki odsyłało się do krainy zmarłych poprzez pozbawienie ich głowy lub zniszczenie jej. Ewentualnie zabicie nekromanty, który je kontroluje.

    - Nie wiem co niby miałby nam powiedzieć. "Dzień dobry, zabłądziłem, szukam drogi na najbliższy cmentarz?" - sarknął, stając w pozycji bojowej. - Co mówi mapa, którą drogę mamy obrać?

  3. Kurwa słyszałem, że te dwa odcinki mogą być dobre i uczuciowate, ale nie żeby aż tak. Aż się boję tego następnego. Czyżby w tym sezonie MLP wracało do tego, co było w nim piękne? Czy czeka nas odrodzenie magii bajki dla małych dziewczynek? Ciąg dalszy nastąpi.

    • +1 1
  4. Harald wiódł swego konia dość powoli, krok za krokiem, choć droga była równa i dobrze wydeptana. Nie żeby się wlekł, ale jakoś nie miał ochoty zapieprzać skoro misja mogła być później męcząca. W swoich przygodach natykał się na różne miejsca, błąkał się po różnych cmentarzyskach i polach bitew, dlatego maki dobrze znał. To były kwiaty poległych. Co się tutaj wydarzyło? Czy pod ziemią leżały ofiary jakiejś okrutnej wojny? A może zarazy, na co wskazywałyby choleryczne krzyże? Przynajmniej mężczyzna uznał je za choleryczne. Dla pewności jednak skłaniał lekko głowę za każdym razem gdy jakiś mijali, tak na wszelki wypadek. Jeżeli te krzyże były symbolem jakiegoś boga, wolał okazać należny szacunek, niż dostać po zadzie piorunem lub gorzej.

    - Być może. Cholera wie. Tak czy inaczej, nie chcę zostać tutaj na noc.

  5. Harald jako tak mimochodem przysluchiwal sie rozmowie dwoch nieludziow, grzebiac w jukach drugiego konia i gestem oraz skinieniem dziekujac mnichowi za dostarczenie czworonoznych tragarzy. W pewnym momencie parsknal smiechem.

    - Widzialem bardziej plaskie baby niz ty, kolego Zabek, tak kosciste, ze moglyby pociac mi ledzwie gdybym probowal przeleciec - odezwal sie, totalnie nie przejmujac sie faktem, ze wlasnie wpieprzyl sie komus w rozmowe. Wszak nieludzie, dzieci i ryby glosu nie maja, przynajmniej u brzegow Zmarzlego Morza. - Taka durna moda z zachodu, ze niby jak baba wyglada jak zaglodzona jalowka, to jest atrakcyjna. Zaklepuje tego konia, jesli moge uniknac tachania wlasnej sakwy, zrobie to z przyjemnoscia.

     

    Z tymi slowy zdjal tasie z plecow i przytroczyl niechlujnie do konia, ot tak, coby nie spadlo podczas marszu. Buzdygan tez tam zawiesil, miecz zostawiajac przy sobie. A o nozu pod lachami nikt wiedziec nie musial. Och, oczywiscie nie zapomnial przeniesc piersiowy z sakwy do kieszeni,, po drodze pociagajac solidny lyk. Bez slowa poczal prowadzic konia ku temu cmentarzowi czy gdzie. Szedl z wolna, bo w sumie nie wiedzial, czy nie idzie w zla strone.

  6. Harald potoczyl wzrokiem po wszystkich obecnych, zatrzymujac go dluzej na wampirze i mnichu, a przy okazji skinal Yrdowi. Po wczesniejszych zebatych widokach nie dal po sobie poznac zdziwienia na wiesc o przeciwnej niz zakladana plci druha, choc owe zdziwienie czul. Niby zapewnienie mnicha jakos tam go uspokoilo, jednakze zwykle mial do czynienia z mniejsza iloscia niespodzianek na raz. Od tej pory zdecydowal w duchu, ze kazdego z czlonkow tej ciekawej druzyny bedzie traktowal z dodatkowa doza ostroznosci. Nie zeby jakos im super nie ufal czy cos, nawet pomijajac fakt rasy, lecz przezorny zawsze ubezpieczony, ta zasada nie raz uratowala mezczyznie zycie w trakcie roznych przygod.

    - Ruszajmy wiec. Dziekuje za informacje, podwozke, goscine i chyba blogoslawienstwo, mistrzu - oznajmil, starajac sie by brzmialo to wystarczajaco razno, po czym podszedl do drzwi. - No, mamy tylko dwa konie, zatem musimy wyciagac nogi. Idziecie?

  7. Popatrzył na wyciągniętą w jego stronę dłoń, na wampira, znowu na dłoń i znowu na wampira. Czy on tak na serio, poważnie, bez jajec? W sensie, to było zdarzenie tak niecodzienne, że Harald aż się jakby zaciął trochę, kompletnie zbity z pantałyku. Dopiero teraz przyszło mu do głowy, że może to dobry pomysł, by mrugnąć, bo oczy zaczynały go lekko piec od, nazwijmy to, uważnej obserwacji rozmówcy. Tak, brzmi lepiej niż "gapienie się jak cielę na malowane wrota".

    - C'huh - powiedział samemu sobie, zanim z dużą dozą ostrożności bardzo lekko ścisnął wyciągniętą dłoń człekokształtnego stwora, uważając, by za długo jej nie trzymać. Zaraz potem spróbował niepostrzeżenie wytrzeć dłoń o portki, markując drapanie się po dupie. - Medyk ssawka, ciekawe. Mam nadzieję, że obejdzie się bez interwencji. Mogę znać resztę waszych imion, czy każdemu mam mówić "ej ty tam?"

  8. Pierwsze co zrobił Harald na widok jakże wesołego uśmiechu potencjalnego towarzysza, tego bladego kolesia, był krok w tył i odruchowe ujęcie rękojeści buzdyganu zwisającego mu z boku. Dopiero po momencie zreflektował się, że bez srebra może co najwyżej wampira postraszyć, zatem uspokoił się nieco, wciąż jednak zostając nieco bardziej z tyłu niż na początku. Uśmiechnął się nawet niemrawo, z trudnością wznosząc puste dłonie na powitanie.

    - Tego kurwa w planach nie było - powiedział powoli do siebie, po czym podniósł głos by mówić do wszystkich. - Tu jest więcej pułapek, niż wspomniałeś moim kamratom, mistrzu. Ale czego to się nie robi, nie? Wszyscy są pewni, nie ma tu, khem, demonicznych wtyk? Bo brzmi jak ważna misja, a przezorny zawsze ubezpieczony.

×
×
  • Utwórz nowe...