Pawło
Coraz lepiej mi szło, pomyślałem sobie dzisiaj, wcinając jakieś kanapki i paląc podarowanego mi przez Michała skręta. Przerwę akurat sobie zrobiliśmy, a Stach jeszcze wykopał po piwku na głowę, ja swoje na razie zamknięte trzymałem. Do wcześniejszego wniosku doszedłem bardzo prosto. Odpracowałem już bilet, odpracowałem to co przejadłem przez pierwsze kilka dni w Polsce. Teraz zarabiam już wyłącznie na dalszą wycieczkę i dodatkowe oszczędności do przetrwania w nowym miejscu. Uśmiechnąłem się lekko. W tym kraju to się jednak dobrze zarabiało, lepiej niż u nas. Tutaj pracuję sobie jakiś czas i już niedługo będę miał na dalszą podróż, tam ledwo się da utrzymać w wiosce własnymi rękami postawionej. I tak końcówka miesiąca zawsze była załatwianiem wszystkiego metodą "przysługa za przysługę".
- Ejejej, chłopcy, patrzcie na to - nagle zawołał Michał, prawie wciskając nam w oczy wymiętoloną jak twarz menela gazetę. - Rury wyje**ło w Kancelarii, w Wawie.
- Ta? - Staszek wziął papier i wgryzł się w tekst, poruszając wargami. - No rzeczywiście. To tego co to robił chyba wezmą i go tego ten, no wiesz.
Mimo, że w zasadzie ciężko było od razu załapać co mówił, pokiwaliśmy głowami. On po prostu tak mówił, a kontekst był jasny, facet który zakładał rury i/lub odpowiadał za konserwację będzie miał pewnie przesrane. Z drugiej strony może trochę szkoda, że zamiast do Lublina nie pojechałem do Warszawy. Dlaczego? Prosto, ten kto naprawi te wszystkie rury oraz zajmie się nimi tak, by nie psuły się przez następne kilka lat, lub może dziesiątek lat, zarobi zapewne więcej niż taki sobie o hydraulik. Po zjedzeniu [oraz wypiciu] części naszych zapasów użyliśmy gazety zamiast serwetki i zabraliśmy się do roboty
Iwan
Mężczyzna założył powoli ręce za plecy i odwrócił się od ściany, w którą w ciszy patrzył. Naprzeciw niego stało kilkunastu ludzi, mężczyzn oraz kobiet, choć z przewagą tych pierwszych. Wszystkie twarze były niezwykle poważne, co było podkreślone przez sztuczne światło. Spotkanie miało miejsce w poniemieckim bunkrze niedaleko drogi na Twer, używanym też przez Stalina, lecz potem zapomnianym. Odremontowano go niedawno za pieniądze Rodziny, także i część majątku Gierojewa, który niemal w całości pochłonęła już działalność polityczna.
- Panowie i panie, nie zebraliśmy się tutaj, bym was czarował - odezwał się nagle Iwan. Część ludzi zaśmiała się niemrawo, sądząc, że miał to być żart prowadzącego, ale szybko znów spoważnieli. - Uprzedziłem, że sytuacja zrobiła się bardzo ciekawa. Zresztą, sami państwo wszyscy dobrze wiecie, jaką burzę w Dumie wywołała lekko tylko ostrzejsza ustawa. Proszę sobie teraz wyobrazić, gdybyśmy chcieli zaproponować coś więcej. Cudem tylko przepchaliśmy ją dalej. Tak być nie może. Stoi przed nami nowe, ważkie zadanie. Dla bezpieczeństwa Rosji oraz jej żywotnych interesów, dla całego naszego narodu musimy zyskać większy wpływ na wydarzenia w państwie. Trzeba zwiększyć nasze poparcie w zmęczonym sytuacją społeczeństwie, trzeba nam przekuć owo poparcie w realną władzę. Naszym nowym i nie cierpiącym zwłoki zadaniem będzie teraz doprowadzenie do przedterminowych wyborów, zdobycie bezwzględnej większości w Dumie Państwowej oraz stanowiska premiera i tek ministerialnych. W tym ostatnim wystarczą trzy najważniejsze: Ministra Spraw Wewnętrznych, Ministra Spraw Zagranicznych i na koniec Ministra Zbrojeń. Dzięki ustawie mamy już po swej stronie część armii i innych służb mundurowych, gratuluję tego sukcesu wszystkim zaangażowanym.
- Druga sprawa. Zapewne uprzedzono już was o planowanej wizycie tajemniczego gościa z Polski. Prezydent Barankin lekkomyślnie wyraził zgodę na samą wizytę jak i wszelkie dodatkowe notki z nią powiązane.
Ludzie zaszemrali nieco, twarze spochmurniały. Historia pokazywała, że to z reguły Rosja lub ostatecznie Związek Radziecki posyłały swoich wizytatorów, by ci kontrolowali sytuację w Polsce. Odwrotność godziła w narodową dumę sporej części ludzi świadomych bieżących wydarzeń, a dla nacjonalistów oraz siemian była niemal obelgą.
- Musimy postarać się - kontynuował po chwili Gierojew. - aby przynajmniej na razie, póki nie jesteśmy w pełni gotowi na przejęcie sterów naszego niezatapialnego okrętu, Polacy nie mieli jakichś pretensji. Chaos jest nam na rękę, lecz słabość już nie. Kolejny sukces, który muszę pochwalić to działania pana Rozowa.
Wymieniony mężczyzna o wyglądzie komandosa-kryminalisty wstał i żartobliwie wyszczerzył zęby, po czym wykonał parodię ukłonu. To był jeden z tych, którzy zaśmiali się na samym początku. Teraz uśmiechnął się już niemal każdy, z przewodniczącym Rodziny włącznie.
- Dzięki jego wszechstronnym kontaktom w wszystkim dobrze znanych służbach urzędnik polski potencjalnie może przestać być dla nas problemem, jeszcze się zobaczy.
[Dziękuję wam, że poczekaliście.]