Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. (63+5=68)

    Odezwał się telefon. Aneta koordynatorka ciekawe. Łamie postanowienia planu a to oznacza że musi mieć ku temu powody. Odebrałem. Od razu zaczęła słowotok

    - Cel skontaktował się chce się spotkać. Wiedzą że to my - powiedziała pewnie.

    - ***** skąd. nie było śladów. Chyba że... - Próbowałem see przypomnieć. - zemsta. - Obiecałem mu to. Ech. - Miejsce spotkania?

    - Nie podano.

    - Czyli my rozdajemy karty?

    - Na to wygląda ale to tylko ułuda wolnego wyboru

    - Odpisz mu;

    "Trzemeszno Katedra o 18 południowa nawa od ołtarza."

    Jak chce to przyjdzie.

    - Nie boisz że to zasadzka?

    - Ja wiem że to zasadzka i specjalnie się w nią pakuje.

    - Dlaczego?

    - Bo to moja decyzja. - Rozłączyłem się. Trza się umyć i przebrać. Tylko gdzie?

  2. W radiu podali nieciekawe informacje więc wyciągnąłem telefon dzwoniąc do biura.

    - Oddelegujcie chłopaków do domów wydając ich broń by ją poukrywali - syknąłem czując pulsujący ból.

    - Przewodniku nic ci nie jest? - usłyszałem głos Anety.

    - Dostałem wycofujemy się z życia publicznego. Zniszczcie dane z adresami wypłaćcie wszystkie środki lokując je w bezpiecznym miejscu. Magazyn też rozdajcie. Wracamy do cywila według planu "Noc zimowa". Mundury zakazane publicznie. Powodzenia do przebudzenia. - Rozłączyłem się.

    Ech i wszystko leży. Trudno.  Nic z tym nie zrobię na razie... Czas najlepszy zabójca.

  3. Coś huknęło za nami myśmy gnali. Zginęło tam dziesięciu chłopa albo sami się wykończyli jak nie widzieli dalszego sensu nożem który każdy dostawał po inicjacji. Taka nasza natura, sześciu rannych w tym ja. Jeden wykrwawia się na podłodze. Może przeżyje do czasu pierwszej pomocy. Próbowałem pstrykać lecz nic się nie działo. Wykorzystałem limit many na dzisiaj. Na pewno nie wrócę do Wrocławia. Przynajmniej na razie. Sytuacja musi się wyklarować. Pora przypomnieć sobie poznańskie korzenie ojca. Kurs na Trzemeszno nad Jezioro Popielewskie do tamtejszych lasów.

    Punkt przerzutowy. Rozdzieliliśmy się w samochodach by było w miarę wygodnie. Kolega zszywał mnie a przynajmniej próbował. Bolało zwłaszcza ja za głęboko się wkuł igłą. Przeklinałem teraz ten plan. Był zbyt arogancki ale czasu nie cofnę. Trza przeboleć i poczekać na rozwinięcie się sytuacji.

  4. - Zostać. Niech oni podejdą. Jedynka wzywaj odsiecz od strony centrum niech ich przeczyszczą i nas z tond zabiorą. Gdzie ten ******* granatnik. Zmywamy się - krzyczałem wbijając sobie morfinę by móc się podnieść. Z przodu nadjechały dwa wozy rozjeżdżając blokadę. Cel uciekł. Tylko którędy? Myślałem wsiadając do samochodu by pojechać do punktu zbornego gdzie czekała na nas sanitarka.

  5. Kurz opadł. Myślałem że wybuch będzie większy. Runęło tylko wejście i klatka schodowa. Chyba. Okna powypadały tu i w okolicznych budynkach. W około leżało wiele trupów zmiecionych wybuchem. Musieli się przegrupowywać. Byli w dwojakich rodzajów mundurów. Czyli coś się działo. Sojusz? Możliwe. Trzeba uważać.
    Pora na punkt pierwszy. Wjechaliśmy i w trzech drużynach od przodu dobijając poparzonych i tak by się męczyli. Sami wybrali taki los stając po złej stronie barykady. Jednak celu głównego nie mogliśmy znaleźć. Zaczęli wpadać z zewnątrz. Plan awaryjny. Prawdopodobne. Na to nie do końca byliśmy przygotowani. Strzał za strzałem kryliśmy się za naszymi samochodami jak za tarczami. Jednak ich było za dużo. Moi towarzysze padali a sam dostałem w bark i dość mocno krwawiłem.
    -***** - krzyknąłem trzymają krwawiące miejsce. Ciemniało mi przed oczami. Nasuwało mi się pytanie co robić gdy przypomniało, Wątpiłem w to a może jednak? Krzyczeli byśmy się poddali. My terrorystami? W życiu.
    Spojrzałem na dłoń przypominając sobie pakt z Discord'em. Moc chaosu. Niemożliwe a może jednak on robił to na szeroką skale. Skoncentrowałem się nad czymś bezsensownym by proch moich wrogów zmienił się w budyń lub w kisiel albo lepiej całe pociski. Pstryknąłem palcami. Przestali strzelać w naszą stronę rozpoczęliśmy kontratak.
  6. Metalowy pług z samochodem sterowanym na pilota wyładowanym dynamitem z detonatorem był już gotowy by zrobić nam wielkie wejście. Uzbrojeni jak się dało. Kamizelki taktyczne, kuloodporne i karabiny ruszyliśmy szybko wężem ku celowi obstawiając wyjścia i drogę ewakuacji. Pierwszy jechał samochód pułapka przebił się przez główną wywalając ją z zawiasów by wbić się do środka przez drzwi kończąc swój żywot wielkim bum. Czekaliśmy jeszcze moment żeby pył opadł.

  7. Po dwóch godzinach powstała lista kto idzie i co zabieramy by wykonać z grubsza dość bombowy plan. Nie liczyliśmy się z ofiarami. Stawialiśmy na skuteczność. Chodziło tu nie o tylko o wykonanie zadania lecz o zemstę która już nas nie zaślepiała. Czas zrobił swoje i emocje poszły w niepamięć. Chodziło o samą zasadę "Oko za oko, ząb za ząb". Było to czystą przyjemnością niczym innym. Zrównamy jednym uderzeniem pół tego budynku. Niedobitki wykończy się w standardowy sposób kulką w łeb. Może uda się zdobyć trofeum by mieć z tego satysfakcje. Nareszcie ten morderca pójdzie do piachu.

     

    Kolumna 7 samochodów dostawczych ze wzmocnionymi ścianami blachą i żaglami z kevlar'u przemalowanych na biało zadołowanych sprzętem zmierzała do Warszawy już o godzinie 12 autostradą mknąć prosto na obrzeża. Fałszywe idealnie przerobione tablice łącznie z naklejkami na szybach uniemożliwiały zarejestrowanie przez policje. Do stolicy podjechaliśmy od zachodu zatrzymując się w tamtejszych lasach 10 km od celu ataku, by do końca skończyć przygotowania.

  8. Przyszłem do roboty ogarnęło mnie szczęście że coś się dzieje jak tylko odczytałem maila. Egzekucje czas zacząć ale lepiej się nie śpieszyć bo można coś spieprzyć. Na stół poszła wielka mapa warszawy, parę zdjęć celu i posiadłości trza było rozplanować wszystko krok po kroku z planami awaryjnymi na każdą ewentualność.

    Biały budynek dość ekstrawaganckim stylu w kształcie szerokiego łuku ( nie znałem rozkładu pokoi) była dobrze strzeżona otaczał ją spory żeliwny płot. Do środka prowadziły 2 bramy. Jedna od przodu, druga z tyłu. Dookoła nie było wysokich budynków. Koło stało biuro adaptacyjne. To dawało do myślenia. Trza będzie wywabić/ wypłoszyć ptaszka z klatki tylko pytanie stanowi jak to zrobić gdy jest to osoba nr 1 w Polsce mającej na usługi wojsko. Bardzo szybka będzie musiała być ta operacja. Ilu ludzi by nie była to armia którą można będzie rozgonić. 20/30 osób z zapleczem technicznym nie więcej. Będzie problem z obserwacją celu. Wszystko na teraz. Ech. Chciałem więc dostałem. Co tu dużo mówić.

  9. (63)

    Jedna noc tyle zmian w sposobie patrzenia na świat. Obraz się przeczyścił problemy przestały być takie wielkie a wszystko to przez dziewczynę której imienia nawet nie pamiętam. Długonoga o szatynowych włosach do ramion przeciętnej typowej urody , niewyróżniająca się z tłumu. Czułem jej kojące ciepło. Podniosłem głowę. Przez okno wpadały pierwsze promienie słońca. Z ulicy słychać było dźwięki tramwaju, tak więc rynek . Najpewniej. Położyłem rękę na jej biodrze. Mrugnęła tylko coś przez sen. Położyłem głowę na poduszkę gdy z mojego zamyślenia wyrwał mnie regularny stukot. Kopyt chyba ale skąd? Za chwile to samo. Zerwałem się budząc moją towarzyszkę.

    -Śpij jeszcze czas - rzekła ciągnąc mnie ręką do tyłu do siebie.

    -Słysz to? - spytałem wskazując na drzwi.

    -Śpij. Przesłyszało ci się - próbowała wyjaśnić to na swój sposób ale nie wierzyłem jej jak nikomu zresztą wyszyłem z łóżka ubierając slipy. Krzyczała coś ale nie zwracałem na to uwagi. Wiedziałem że coś tu jest nie tak. Jak otworzyłem drzwi wszystko ucichło. Obejrzałem się w prawo i w lewo. Nikogo nie było stała jedynie meblościanka. Mruknąłem idąc wzdłuż niej, Na końcu ktoś stał kogo w ogóle nie powinno tu być. Mała ciemna pegaz źrebak. Zmierzyłem ją wzrokiem. Drżała ze strachu w kopytach ściskając jabłko. Wypuściłem powietrze i wróciłem do pokoju.

    -Coś się stało? - pytała niepewna drżącym głosem.

    -Nic. Śpijmy dalej - powiedziałem kładąc się koło niej pozwalając jej mieć własny sekret. Nie interesowało mnie to już. To nie ona była wrogiem zbyt wiele istnień miałem na sumieniu. Nie chciałem kolejnych. Trza pozbyć się źródła bo te w koło nas to zwyczajne pionki.

  10. Wróciłem do siebie. Nic się działo. Było cicho aż za bardzo. Telefony milczały niby dobrze ale czy na pewno? Chodziłem po biurze w te i z powrotem. Z okolicy nad chodziły regularne raporty że nic się nie dzieje aż w to nie wierzyłem.

    - *****! Ileż można? - przeklinałem pod nosem po czym walnąłem pięścią w ścianę. Poczułem ból który był oczywisty. - Dawid przejmujesz dowodzenie wychodzę i nie wiem kiedy wrócę. - Wyszedłem bardzo szybko zeskakując z kolejnych schodów. Miałem w głowie plan brzmiący; "Trza se kobitę na jedną noc załatwić".

  11. - Ty nie kazałaś. Ty to zainicjowałaś samą swoją obecnością/ ingerencją. Trzeba było pozwolić się rozpaść nam i tak wszystkich nas czeka to samo. Co to za różnica czy teraz czy za 10 lat? Tylko w czasie. Śmierć to część cyklu tak jak chaos co przez zniszczenie niesie oczyszczenie by odbudować to co zostało unicestwione. Czy ktoś się ze mną nie zgodzi? Czy podważysz to?

  12. - Księżniczko - rzekłem z nieukrywaną pogardą - czy w Polsce od 1991 roku były jakieś większe konflikty? Co się stało po waszym przybyciu? Ile nieszczęść na nas spadło z samej waszej obecności? Ja się pytam; ile razy przetoczył się ból i chaos przez te ziemie? I kto to zapoczątkował bo dla mnie jest to jasne - wyrzuciłem z siebie.

  13. Siedziałem na swym miejscu z kamienną twarzą. Moje oczy śledziły każdy ruch. Byłem czujny jak zwierz. Z każdej strony spodziewałem się ataku/uderzenia. Jak Celestia powiedziała tym swoim głosem że  " wita naszych największych działaczy na tej ,,wojnie'' " targną mną gniew. Nie wypowiadały wojny? A wtargnięcie do naszej rzeczywistości nie było jej wypowiedzenie? Siedziałem jednak cicho czekając na rozwój sytuacji.

  14. [sorry z telefonu jak dostane się na kompa to poprawie. Uczciwie jestem od 18.]
    Nie jak są problemy to masowo. List przyszedł na kolejne zebranie tym razem Celestia zwołała. Solarna tyranka co słońce może nam od tak zabrać. Być może to jest okazja.. Ubrałem się tak jak ostatnio biorąc zupełnie inne nóż. Krótszy dwusieczny wyglądający bardziej na sztylet lub Mizerykordii. W środku znajdował się eliksir humanizacyjny który po wbiciu ostrza można było uwolnić do krwiobiegu ofiary. Tak przygotowany ruszyłem wyporzyczonym samolotem od FOL na miejse spotkania by zobaczyć co mają do powiedzenia.

  15. Podnosimy się tyle razy ile upadniemy chyba że nas zabraknie. Miasto Wrocław znowu podniosło się z kataklizmu. Wojna błyskawiczna - mosty wysadzone. Potem przyszli obcy kosmici z niewiadome skąd a na dokładkę incydent z eliksirami w tych walniętych sklepach i szaleństwo z nimi związane. Jednak nie to jest najgorsze. W jednych zachodnich odizolowanych dzielnic pojawiły się niepokojące znaki które oznaczają jedno. Idea imperium z pod znaku słońca próbuje znowu podnieść swój plan czystości rasy aryjskiej z tym powiązaniem że zamierzają pozbyć się z kucami tak zwanych "nieczystych" rasowo ludzi. Na murach pojawiły się swastyki i różne inne rzeczy z tym powiązane albo młodzież się bawi w ten sposób lub coś faktycznie jest na rzeczy. Trza to zbadać dokładnie i wymierzyć odpowiedni wymiar kary zaczynając od korekty zachowania.

  16. (Też mam zastrzeżenie co do misji. Nie można tak przeskakiwać. Ludzie by poszaleli i tak dalej. To się kupy nie trzyma. Nie jestem też czy to jest zgodne z kanonem biur...)

    Jedno ********* za drugim. Najpierw dziwni przybysze co wyparowali a teraz to. ********* można dostać. A wszystko prze te przeklęte kuce. Na ulicach ludzie oszaleli z powodu legalnie sprzedawanych tych walniętych eliksirów ale koniec tego dobrego. Każdy sklep trudniący się sprzedażą został zamknięty. Na ulice wjechały nasze wozy wsparcia. Wprowadzono godzinę policyjną. Trzeba zaprowadzić porządek silną ręką bo inaczej się nie da. Tu trzeba rozsądku. Ograniczyliśmy dostęp do wody co jest skażona całym tym paskudztwem. Rozdajemy zdatną do picia w cysternach i specjalnie wybranych punktach ale i tak jest ciężko wszystkim ją zapewnić. Trza wzmocnić propagandę i zdobyć parę humanizacyjnych by mieć broń w zanadrzu. 

  17. (Kapitan Bomba)

    Lizaliśmy rany po wojnie błyskawicznej. Mosty wysadzone Wrocław podzielony ale nie dane było nam odpocząć. Na ulicach pojawiły się dziwne stworzenia. Naprawdę dziwne że kuce przy nich wyglądają normalnie. Porywały ludność z rozkazu jakiegoś tam sułtana kosmitów a czegoś takiego nie mogliśmy znieść. Zaczęliśmy się bronić przed ich natarciem. Lecz napływały cały czas kolejne. Upodobały sobie naszą oczyszczalnie ścieków z niewiadomych przyczyn. Nagle słychać było przeogromny huk pochodzący z góry. Wyszedłem z centrali która była w miarę cała.

  18. Wprowadzili mnie do ciemnego pomieszczenia i posadzili twardo na krześle po czym ściągnęli worek.

    - Kim jesteś, skąd przychodzisz i jaki jest twój cel?

    - Damian Lis. Wrocław zrzeszenie Białe Wilki. Oferta od FOL - powiedziałem pewnie patrząc mu prosto w oczy.

    - Co chce niby od nas FOL? Mamy wszystko.

    - Tak - i zacząłem mówić te same argumenty jakich wtedy użyli by mnie zwerbować. - i co wy powiecie na to?

    - Ty w FOL? - Zaczął się głośno śmiać i wstał. Miał spokojnie z dwa metry.

    - Tak jestem w FOL w tylnej kieszeni mam legitymacje. - Jeden z podwładnych wyjął portfel i podał rzeczony kawałek plastiku. - Teraz wierzycie? To się dogadamy czy nie? Oferta jest hojna i daje wiele możliwości niewiele wymagają. - Zamyślił się. - Tam jest wizytówka zadzwońcie jak będziecie gotowi.

    - Poście go. Jest niegroźny. - Założono mi worek, włożono portfel do kieszeni po czym wyprowadzono mnie rozcinając kajdanki i wypuszczając dokładnie w tym samym miejscu skąd mnie zgarnęli. Potem wróciłem pociągiem do siebie słysząc w radiu o nadciągającej wojnie.

  19. Dojechałem do Katowic. Wielkie miasto przemysłowe otoczone kopalniami, hutami i fabrykami. Bez strachu poszedłem na rynek gdzie o dziwo byli nie źle zorganizowani jednak mieli tylko pałki. Nie to co my. Minąłem pierwszy patrol potem dostałem w łeb czymś twardym że mnie zamroczyło potem poczułem plastikowe kajdanki na rękach założone od tyłu i na głowę dostałem czarny worek. Byłem gdzieś prowadzony. Tylko gdzie?

  20. Zatarłem ręce gdy przeczytałem wiadomość. Doskonale. Mam zgodę. Cieszyłem się jak małe dziecko. Odbijało mi? Może ale kto by się przejmował. Wydałem stosowne rozporządzenia dotyczące naszego rejonu by mieć wszystko pod kontrolą. Michała z obstawą wysłałem do chłopaków z Poznania. Sam ruszyłem do Katowic lecz najpierw wstąpiłem do optyka po barwione na niebiesko soczewki.

  21. Dojechałem do Wrocławia stawiony. Głowa mnie bolała parę godzin wstecz miałem w kawałkach. Jak dotknąłem piersi oprzytomniałem. Ściągnąłem dżinsówke i koszulkę. Na piersi była litera "D". Discord. On był prawdziwy a ja jestem zdrowy. Czyli mogę kontynuować swoją walkę.
     

     

    Weszłem do siedziby to od razu się na mnie rzucili z pytaniami; Co, Gdzie i Jak. Musiałem odpowiadać chociaż nie na wszystko umiałem. Jak im miałem wytłumaczyć z czerwonej tęczówki? Nie umiałem więc nie odpowiadałem bo i tak by nie uwierzyli. Zdali mi raport z sytuacji która wydarzyła się parę godzin wcześniej. Trzeba im przyznać że poradzili sobie. No właśnie trza napisać do zwierzchnika. Bo mam pomysła na umocnienie naszych wpływów...

     

    Szanowny Antony Pietrowski!
     

    Zwracam się do Pana z pytaniem " Jak wygląda pańskie zainteresowanie rejonami ; Katowic i Poznania." Chciałbym wybrać się w tam w delegacji i zrzeszyć w naszej sprawie tamtejszych przedstawicieli naszej klasy. Zwiększy to nasze wpływy. Nie muszę mówić o korzyściach z tego płynących.

    Chce podziękować za ludzi/instruktorów których Pan do nas wysłał. Nasze umiejętności i wartość rośnie.

    Wie pan coś ważnego o chaosie który nawiedził całą Europe?


    Damian Lis

    Biały Wilk

     

    ...i poszło emailem.

  22. - To spadaj jak musisz. Ja jeszcze może zostanę - rzekłem kierując się chwiejnym krokiem na dworzec zahaczając o monopolowy. Ludzie się na mnie wyjątkowo dziwnie patrzyli. To znaczy zawsze to robią ale dziś wyjątkowo czułem ich wzrok na sobie. Zignorowałem to. Zawsze to robią bo jestem inny. Ciekawe co słychać we Wrocławiu jak sobie poradzili z tymi problemami beze mnie o ile to się wydarzyło naprawdę i nie były to tylko zwidy tego który zaraz ma umrzeć.

    Siadłem pod oknem w odpowiednim pociągu. Tak mi się wydawało i zasnąłem. 

×
×
  • Utwórz nowe...