Skocz do zawartości

Hoffner

Brony
  • Zawartość

    1771
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Posty napisane przez Hoffner

  1. (85+5+8=98)

    - Ja dziś nikogo nie zabiłem. - Przetarłem swą wyimaginowane włosy. Z tyłu mi coś rosło. Chyba rogi. Ciekawe co jeszcze mi wyrośnie. Skrzydła?

    - Ten widok potwierdza tylko że kuce są złe i trza się ich pozbyć z tego świata wszelki możliwymi sposobami przy jak najmniejszych stratach własnych. My dziś bazowaliśmy na strachu by zdobyć wszystko bez większej walki - podkreśliłem.

  2. Skrzywiłem się. Wyparowali. Zniknęli. Nie było ich. Czyli zabawa się skończyła, a granat leżał koło mnie. Chwyciłem go podnosząc. Atrapa. Potem podszedłem do wesołka.

    - Jestem Lis - przedstawiłem się, pomagając mu wstać. - Faktycznie zaraz by nam zszedł - przytaknąłem.

  3. - Na lewo - usłyszałem w głowie. Atak zablokowałem jakimś cudem tubą po pocisku. Jeśli myślał że to przebije to tego nie zrobi to chaos tu nic nie ma większego sensu.

    - Nie puki żyje i dycham - warknąłem wyciągając jednym ruchem fioletowy sztylet co się zablokował i rzuciłem go celując w miększe podbrzusze Celestii ale wyparowała a ja leciałem do tyłu. Nie mogło się to tak skończyć. - Lüge pomóż - szepnąłem.

  4. Przeglądałem się w lustrze. Przejechałem językiem po zębach. Kły stały się dłuższe i ostre. Coś gniotło mnie z tyłu w spodniach. Uchyliłem a tam lisi ogon! Potem rozległ się krzyk że ziemia się zatrzęsła. Lustro pękło a ja straciłem zdrowe rozumowanie wybiegając z toalety. Wiedziałem kto się zjawił. Nareszcie zrzucę boginie z niebiańskiego tronu.

    - Pancerzownica! Migiem - krzyknąłem a sprzęt został mi podany. Wybiegłem z nią na zewnątrz szukając celu który był na dachu. Odpaliłem pocisk w jej stronę. Idealna czysta pozycja. - Asta la vista baby - mruknąłem pod nosem widząc gazy wylotowe.

  5. Chłopaki nie wiedzieli co się stało. Nie wierzyli w to co się stało. Jednak chwytali za broń i barykadowali budynek sejmu. Mnie rozbolała głowa i poszedłem do toalety. Patrząc w lustro me oczy szkliły się jak dwa rubiny. Mięśnie mnie bolały, chociaż nie miały z czego. Podwinąłem rękawy. Na  przedramionach widać było pojawiającą się rudą sierść. Czułem jeszcze moc która została mi dana, ale nie tak mocno jak wcześniej.

    - O co chodzi - spytałem siebie.

    - Wypełnia się twoje przeznaczenie - rzekła zagadkowo Lüge w mojej głowie.

    - Jakie przeznaczenie? - pytałem dalej ale milczała.

  6. Strzelali do mnie. Kule przechodziły przeze mnie nie robiąc mi szkody. Żołnierze nie rozumieli o co chodzi strzelali najpierw po nogach, potem w głowę następnie w pierś. Szedłem dalej w ich kierunku. Pstryknąłem raz. Cała broń palna zmieniła się w pistolety na wodę które nadal trzymali.

    - I co panowie nadal chcecie walczyć? - spytałem się arogancko. Rzucili się na mnie z gołymi pięściami. Pstryknąłem jeszcze raz, by związać ich prawe nogi dwójkami. Poprzewracali się z powodu różnie działających sił i braku koordynacji.

    - Panowie poddajcie się. Nie możecie walczyć z czymś czego nie rozumiecie. - Odezwały się głosy sprzeciwu. Podnosili się.

    -Więc dobranoc. - Pstryknąłem po raz trzeci by ich uśpić. Potem poszedłem po ludzi by ich przywrócić do służby.

  7. (Czas na chaos!)

    Sunąłem slalomem po ulicy to chodnikiem w stronę sejmu. Nie pozwolę. W rękach zbierała mi się niewyobrażalna moc. Czułem jak pulsuje. Jak nigdy. To Lüge pokazywała co mam do dyspozycji. Kusiła mocą. Już wie że tak czy siak ją użyje więc wlewała we mnie bym mógł zaszaleć. Nie miałem wyboru. A konsekwencję? Takie krążyło pytanie po mojej głowie.

    - Żyj chwilą jak kiedyś. Nie liczy się z przeszłość i przyszłość. Tylko teraz jest życie! - powiedziała bardzo głośno w mym umyśle. Czułem się jak nigdy. Byłem potężny. Czułem że mogę zrobić dosłownie wszystko. Mogłem góry przenosić.

    Przeskoczyłem pierwszą blokadę wysadzając na niej motor.

    - Czas na Skanking! - Zawołałem głośno. Mój głos było słychać jak by się góra waliła. Oczy błysnęły. Nie było odwrotu.

  8. (Teraz jak Spartanin lub Chuck Norris)

    - Wiesz, co możesz zrobić - usłyszałem jak Lüge odzywa się.

    - Nie. Nie poddam się tobie - odpowiedziałem jej na głos.

    - Do kogo mówisz - odezwała się prezenterka.

    - Nieważne - zganiłem ją -pilnuj jej - rozkazałem jednemu. - Wychodzę! - Chwyciłem swą M4 z podczepionym granatnikiem. - Kto ma motocykl? - Zawołałem na całe gardło. Kluczyki zostały mi rzucone pod nogi. Z informacją że znajduje się przed budynkiem. Zbiegłem szybko po schodach. Na parkingu czekała na mnie zielona Yamaha w tym miejscu co powinna. Wskoczyłem na nią podjeżdżając do busa.

    - Aneta! Jak sytuacja - zapytałem się nie schodząc z maszyny.

    - Pod sejmem najgorsza. Jeszcze walczą ale nie wytrzymają długo. Co ty chcesz zrobić.

    - Zadymę - tyle podpowiedziałem jadąc z piskiem opon.

  9. - Kto za tym stoi? Rosja, Niemcy... - zaczęła wymieniać.

    - A czy to takie ważne? Chcą nam pomóc by odeprzeć zagrożenie. - Pokręciła głową na oznakę dezaprobaty.

    - Zginiesz jak to się skończy. Nie zostawią świadków.

    - Ja już raz byłem na granicy śmierci. Ona mi już nie straszna. Mogę jej uciec jednym pstryknięciem - powiedziałem niezrozumiale dla niej.

    - To niemożliwe.

    - A jednak. - Z krótkofalówki słychać było komunikat; "Szefie mamy problem. Stawiają wyraźny opór.".

  10. (Jak ja kocham te furtki, które sobie zostawiam na wszelki wypadek. Czołgi z metra. Zaprawdę powiadam ci; jaja see robisz...

    Może jeszcze podwodny lotniskowiec w Wiśle - komentarz Shatter'a)

    Siedziałem w budynku telewizji. Nie zamierzałem się stąd ruszać. Dobrze mi tu było. Wygodne fotele tu mają. Reszta robiła swoje więc nie było powodu do nie pokoju. Mieliśmy broń na każdą ewentualność łącznie z pancerzownicami, co prawda w ograniczonej liczbie lecz każda jednostka posiadała pewną ilość tej broni. Większość była produkcji rosyjskiej bo łatwo było to dostać.

    - Co mi pani powie? - zagaiłem to prezenterki co siedziała zaraz obok.

    - Nie uda wam się - odpowiedziała mi nawet nie zająknąwszy się. Odważna jest. Lubie takie.

    - Czemu nie miało by się nie udać. Już to się stało. - Machnąłem ręką. 

    - Ludzie ci na to nie pozwolą - wysunęła swój argument.

    - Ja to robię dla nich. Pokazuje że equestria tylko czyha na nas. Nawet kuc nami rządził a to tylko tego dowodzi - kontrowałem.

    - Po prostu to się wam nie uda. - Wzięła oddech zamykając oczy. - Nie pójdą za kimś kogo się lękają.

    - Ja. - Wskazałem na siebie. - Jestem tylko trochę wyżej niż pionek. - Uśmiechnąłem się.

  11. (Robię to samo co zrobił mi Pandocholik jak miałem z nim się lać. Napisał w czasie dokonanym jak prosiłem by pisał w przypuszczającym. Wyprzedziłem po prostu czas bo nie posiadam od paru dni komputera i muszę dzielić ten z osobą trzecią co jest obecna tu gdzie indziej.

    Nie umiem pisać o ruchach wojsk. Nie mam smykałki do tego. Za mało mam wzorów by to zrobić. Braki literatury.

    Zostawiłem furtkę by ktoś mógł to ktoś opisać / napisać. Liczyłem na Gandzie że to zrobi. Zresztą miały też być jego odziały więc moje robią po prostu za wsparcie.

    Idę kuć angielski techniczny. Będę wpadał jak informator mi pozwoli.)

  12. Siedzieliśmy na parkingu przed gmachem TVP. Reszta chłopaków objęła własne pozycje już dawno zaczęli swe akcje polegające na aresztowaniach i zabezpieczaniu miejsc kluczowych. Co chwila Aneta otrzymywała świeże raporty od łączników o postępach. Adrenalina szalała w moich żyłach. Miałem objawy nie pokoju i natręctwa. Co chwile spoglądałem na zegarek. Uspokoić się muszę bo nerwy mnie poniosą i palec niechcący przyciśnie spust. Po pojeździe rozległ się oczekiwany dzwonek.

    - Już czas - powiedziałem cicho do siebie. Wszyscy z mojego oddziału otrzymali automatyczny sygnał że wybita godzina "X + 15".

    Miałem założyć kominiarkę ale ją odrzuciłem sądząc że nie będzie mi potrzebna. Drzwi się otwarły wpuszczając wiatr do środka. Mapa zleciała ze stołu. To już nie było ważne. Pobiegliśmy społem do środka zastając przestraszonych ludzi. Mój czerwony wzrok ich paraliżował. Strażnicy sami z siebie się poddali i zostali skuci bez problemu. Czułem ich strach. Przepełniał mnie i dodawał sił. Schodami na górę zabezpieczając see drogę. Tylko pięciu weszło do studio nagrań.

    - Wybaczy pani ale mamy niusa najwyższej wagi... - rzekłem do prezenterki.

  13. Na odzew odpowiedziało równo 326 osób. Do stolicy jechała ładna kolumna przeróżnych samochodów prosto jak strzała autostradą, będziemy tam szybciej niż zakładałem.

    Ja siedziałem w małym busie co obecnie robił za nasze centrum dowodzenia. Znajdowała się tam mapa, radiowe centrum łączności obsługiwane przez Anetę i dostęp do internetu. Zaraz po otrzymaniu wiadomości od zwierzchnika nasze siły zostały podzielone na podgrupy według przewidywanego oporu który miał by być stawiany. Wszystko przekazywane było krótkofalówkami. Rozkaz prowadzący; "Strzelać jeśli trzeba." Mają powitać nas jak wyzwolicieli. Nie jak uzurpatorów. Najwięcej pójdzie na garnizon i obiekty rządowe. 15 osób pójdzie na telewizje by zrobić tam porządek ze mną. Już szykowałem prostą i na temat odezwę do narodu. Informując co właśnie zaszło. Że equestriańskie okowy zostały zrzucone. Oby nie było komplikacji jak ostatnio.

    - Powodzeniausłyszałem Lüge'ę w głowie. Dawno coś się nie odzywała.

    - Oby - powiedziałem jak by do siebie. Odpowiadając jej na głos. 

  14. Piosenka była jak przepowiednia o nadchodzącej rewolucji. Po raz trzeci czytałem maila którego dostałem. Stawy w mojej lewej ręce strzeliły gdy ją energicznie zacisnąłem. Nasze plany posły w odstawkę. Nie liczyły się z wielkością tegoż planu.

    - Za telefony i wybudzać ze snu zimowego wszystkich. Niech chwytają za broń i szykują samochody przed trzynastą mają być gotowi. Szykuje się przewrót - krzyknąłem idąc do lodówki po mleko i wypijając pół kartonu by pozbyć się części alkoholu. Potem podszedłem do szafy co była pełna "gratów". Było w czym wybierać. Rozdałem to co miałem. Po resztę trza było iść do magazynów i rozdać stamtąd. Samochody wezmą chłopaki więc o transport nie trza się martwić. Ciekawe czy tego busa przerobili na centrum łączności jak obiecali. Krótkofalówki załatwią resztę.

     

    Wysłałem wiadomość zwrotną.

     

    Ma pan nasze serca w liczbie 300 sztuk, może więcej. Prosimy o dokładny plan, co kiedy, jak i gdzie. Na 15 możemy być w Warszawie. Panie Pietrowski.

  15. Siedzieliśmy obgadując poszczególne elementy planu, aż w radiu pojawił się nowy utwór, którego wcześniej nie słyszeliśmy.

     

    Tak bliski jest ten dzień, o którym niegdyś śniłem,

    ogień zajął moją krew, a ja ciągle marzyłem!

    Z pogardą spojrzę w twarz tym, którzy mnie niszczyli,

    zapłatą będzie śmierć, ja liczę wasze winy!

     

    Ref.

    Nadszedł czas naszej dominacji,

    zaciśnięta pięści w imieniu naszej nacji!

    Krew za krew, od dzisiaj już na zawsze!

    Na sztandar dominacji – Patrioci razem!

     

    Zamienię swą gitarę na karabin maszynowy,

    drwisz sobie z mej muzyki - co teraz kurwo zrobisz!?

    Śmierć to jest mój wyrok, nadeszły nasze czasy:

    nadchodzącej zmiany w poranek rewolucji!

     

    Za każdą kroplę krwi, każdego z moich braci,

    za kłamstwa i oszczerstwa wymierzone w nas,

    Equestriański syf i próby zniewolenia,

    POZowski chłam i niespokojne czasy.

     

    A gdy pewnego dnia usłyszysz w dali strzały:

    to idzie przeznaczenie - to my do was strzelamy!

    Zapłonął wielki stos i nigdy już nie zgaśnie.

    Silne ramię naszej rewolucji uderzy raz!

  16. Myślałem jeszcze parę minut nad tym co bym chciał zrobić. Zmieniłem kolejność. Dodałem parę ważnych punktów co zasieją chaos. Potrzebny będzie elektryk. Informatyk i przydał by się ktoś od kanalizacji. Nie znałem jednak nikogo takiego. Hmm. Nie chce nikogo nie ze swoich mieszać puki to nie potrzebne. Materiały wybuchowe załatwię. Nie trza ich za wiele. Tylko dla dywersji by uprzykrzyć ich życie i jednocześnie załatwić see możliwość odwrotu w czasie nieporządku. Zadzwoniłem po pięciu chłopaków i zamówiłem 4 duże pizze z kebabem. Poszedłem do monopolowego po parę zimnych browarów. Jak przyszli zacząłem tak.

    - Chłopaki mam plan jak uprzykrzyć życie POZowi zdobywając przy tym linie informacyjną z podglądem...

  17. Po tym jak obudziłem się ze snu byłem niesprawny fizycznie, a i myślenie bolało. Siedziałem okrakiem na swym wyrku w całym ubraniu. Jak tu się dotoczyłem. Nie wiem. Nie pamiętam. Drzwi były jednak zamknięte Nie wiem czy na zamek, ale były zamknięte. Chociaż tyle zrobiłem po pijaku. Nieźle. Mam jednak twardą głowę. Telefon jest, portfel jest. Jest dobrze.
    Wstałem gwałtownie do pionu i tego od razu pożałowałem po pierwszych paru krokach. Głowa zapulsowała ale to normalne. Jak ja to kocham. Poszedłem do kuchni ledwo przytomny zrobić see jajecznice. Patrzyłem się na palący gaz jak jajka się ścinają na masełku i naszła mnie złośliwa myśl na temat kucy. Może im media tak odłączyć? Ciekawie by było. Trochę chaosu. A akcja nosiła by kryptonim Fekalia - Pluskwa i Spartanie. Śmiałem się ze swego pomysłu zajadając jaka z bułką.

  18. Siedziałem w barze na piętrze, co było do mojej wyłącznej dyspozycji. Ekipa się zbierała dość powoli. Ja patrzyłem się w śniący płyn przede mną. W takich chwilach zawsze coś człowieku się budzi. Że mogło się inaczej skończyć. Serce boli, gdy siedzi tak i myśli się o tym z perspektywy czasu. Rany na ciele się zabliźnia, by pamiętać błędach, a idea prowadzi dalej gasząc płomyki naszego życia, które jej poświęciliśmy. Jak tak dalej naród będzie robić to nie będą pamiętać naszych bohaterskich czynów. W głowie miałem przygotowaną mowę którą miałem wygłosić przy toaście za tych których już za nas nie ma. Co są już wolni od tego świata. Jak już wszyscy się zebrali. Kufle zostały przyniesione. Przyszła moja kolej.

    - Witam wszystkich. - Uniosłem naczynie ze złotym trunkiem. Wszyscy zrobili podobnie. - Za tych, co nie zwątpili w nasze idee, którzy odeszli bo nie odstąpili od celu. Za ich poświęcenie godne pomnika w naszych twardych sercach, by pamiętać ich osoby, czyny na wieki, by  nie popadli w zapomnienie - powiedziałem dość poważnie. - Zdrowie tu obecnych. Pamięć tych, co odeszli - krzyknąłem i przychyliłem żłopiąc zimne piwo. Reszta poszła szybko.

  19. (68+5+10=83)

    Siedzieliśmy długo w aucie przemieszczając się non stop, lecz wszystko ucichło tak jak się pojawiło. Nie tak to sobie wyobrażałem.

    Trza im jednak pogratulować skuteczności. Ludzie nienawidzą nas, a nic w tym kierunku nie zrobiliśmy. Zapłacą nam za to, ale jeszcze nie tera. Zemsta najlepsza jak dojrzała. Zawróciliśmy do Wrocławia usuwając wszystkich z powrotem w stan spoczynku. Nie chcemy więcej kłopotów niźli nam trza. Musze chłopaków na piwo zaprosić i pogadać. Dawno nie miałem do tego okazji. W ogóle ostatnio za dużo się działo.

    Lüge się nie odzywa. Może to i lepiej. Nie czuje się jak był bym po rozdwojeniu jaźni. Dziwnie gadać do samego siebie. Ech. Jak coś się ma się dziać to zawsze hurtowo.

    (Nie ma mnie mnie 13-14 maja)

×
×
  • Utwórz nowe...