-
Zawartość
201 -
Rejestracja
-
Ostatnio
Wszystko napisane przez Enimean
-
Ekstra! O ile nie boisz się w przypływie schizy zadźgam cie nożem podczas snu. A tam, taki głupi żarcik.
-
Moje zdanie jest takie; odkąd Lauren Faust odeszła od produkcji kucyki zaczynają być coraz bardziej komercyjne bo Hasbro zależy tylko na ściąganiu kasy a nie na pożądnej fabule
-
Jasne. Wczoraj nie miałam za bardzo głowy bo myślałam o czymś kompletnie innym. Zaraz wprowadzę kilka poprawek bo zuwarzyłam że kilka żeczy nie trzyma sie kupy. Co do odczepności od Worhammera to jest on jednym z moich ulubionych światów (zaraz obok Tolcalena) ale nie zawsze jestem w tym klimacie. Jak juz mówiłam zaraz wszystko poprawiam POPRAWIONY FRAGMENT 1. Gdy tylko zdołała podnieść powieki przed oczami stanęło jej tysiące obrazów. Zaczęła sobie przypominać. Była córką burmistrza. Że widzi duchy ludzie zaczęli się od niej odsuwać i szydzić z niej po czym uciekła. Widziała je. Martwych, którzy naznaczyli na niej piętno i cieli ja starchem głębiej niż najostrzejszy miecz. Przypomniała sobie pierwszego ducha. Małego chłopca, jeszcze niemowle. Był to bękart żony burmistrza. Nadal pamiętała jego zapadnięte oczy. czy wiedział że to jego matka go zabiła aby uniknąć hańby? Dalsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Znalazła się sama, mw środku lasu. mała, nikomu nie potrzebna dziewczynka. Właśnie wtedy go znalazła. czrnego jak jej włosy kruka który usiadł jej pewnego dnia na ramieniu i niegdy już jej nnie opuścił. Stara niania mówiła żę kruki wyczuwaja dotkniętych przez haos, bo same są nieczystymi ptakami. Potem go odnalazła. Starego pustelnika o zapadniętętych szarych oczach i długiej siwej brodzie. Wspominała jak nauczył ja władać mieczem, a w końcu zdradził jej tajniki ognia. Ogień ja lubił, a ona jego. Byli dla siebie stworzeni. Oboje destrukcyjni, i sprowadzający strach. Oboje inni i silni. Tak właśnie nazwała kruka. Płomieniem. Jak powróciła chcąc zabić kapłana ... POPRAWIONY FRAGMENT 2 Zminana rozmowy w więzieniu z mentalnej na normalną. Thristian również dotknięty przez haos, nie wiem jak. EKWIPUNEK Ekwipunek: Płomień/kruk, miecz, lina, bukłak, zapasowa koszula (biała), zapasowe spodnie ( brązowe), fiolka z trucizną, lusterko, dwa sztylety (małe), opatrunek, srebrny łańcuszek, trochę mięsa, cienie pod oczy, maśc na oparzenia, srebrny medalion matki, mieszek z monetami, Jeśli coś ci nie odpowiada to sam możesz wprowadzić jakieś poprawki a ja sie dostosuje. P.S mogę prosic o sesje z innymi graczami jeśli będzie taka możliwość?
-
Robi się kucykom straszną krzywdę jak przerabia się je tak że zostają im uszy, wysunięte pyszczki a zamiast dłoni mają kopyta. Poza tym czytałam gdzieś że to nie mane 6 mają stać się ludźmi tylko ludzie mają do nich dołączyć. Mają ponoć odkryć gatunek lidzki... czy coś w ten deseń. Ale bardziej prawdopodobne że to zwykła plotka.
-
Warhammer Imię: Nastia Mordu Rasa:Człowiek Wiek:21 Pochodzenie: Bretonnia Profesja: Piromanka Wygląd: Piękna. Dzika. Zabójcza. Tak właśnie Bran, stary oberżysta podający piwo w jeszcze starszych kuflach opisałby kobietę która siadła przy stole i powoli sączyła piwo z wyszczerbionego kufa. Gdyby ktoś jeszcze dziś powiedział mu że do jego oberży zawita tak piękna kobieta jak gdyby była elfką wyśmiałby go i posądził o bycie chorym na umyśle. Teraz jednak nie mógł oderwać wzroku od pięknej pani. Zachwycał się jej czarnymi jak węgiel włosami przechodzącymi na końcach w turkus. Nie mógł napatrzeć się na jej idealną wręcz twarz na której znajdowały się oczy tak intensywnie zielone że zdawały się być kamieniami szlachetnymi. Jej piękna talia mogła by nie tylko zadowolić ale i zachęcić najbardziej wybrednych. Coś jednak mówiło mu że nie powinien mieć z nią nic wspólnego. Coś od niej emanowało. Jakaś energia która była mroczna a zarazem potężna. Nie wiedział co wzbudzało u niego taki strach przed tą kobietą. Może to jak była ubrana? A był to naprawdę niecodzienny ubiór. Miała na sobie męską zapinaną na guziki białą koszulę, czarne sznurowane buty sięgające do kolan. Ciemno zielone spodnie które podtrzymywał skórzany pas. Przy mankietach tak wielkich że aż zakrywały jej dłonie były zawiązane granatowe wstążki takie same jak przy kołnierzu koszuli. Całość sprawiała wrażenie jak gdyby to ten facet dał jej te ubrania, pomimo tego jednak wyglądała bardziej ponętnie niż wszystkie dziwki jakie Bran kiedykolwiek widział razem wzięte. Może to dlatego tak go pociągała. Bo nie była łatwo dostępna Nie wystarczyło pomachać przed nią mieszkiem z monetami aby wśliznęła się do łóżka i sprzedała swoje ciało. Tak pochłonięty rozmyślaniami nawet nie zauważył kiedy podszedł do niego klient żądając kolejki. Dopiero po dłuższej chwili podszedł do beczki z piwem, ale nawet nalewając w głowie kotłowało mu się tylko jedno pytanie. ;Kim ona jest?' Charakter: Jedna z najodważniejszych ludzi jacy stąpali po ziemi. Krnąbrna i mało zdyscyplinowana. Nie potrafi słuchać rozkazów i siedzieć bezczynnie gdy jest coś do zrobienia. Nie toleruje łaski jej okazanej i prawie nigdy nie przyjmuje pomocy. Jest bardzo porywcza a co za tym idzie lekkomyślna. Bardzo często zdaża jej się palnąć głupstwo które potem próbuje odkręcić na wiele sposobów. Trudno zdobyć jej zaufanie ale gdy już się to komuś uda nigdy tego nie żałuje. Jest bardzo honorowa i dumna. Ma sentyment do dzieci, szczególnie dziewczynek ponieważ przypominają jej o młodszej przyszywanej siostrze której nie udało jej się uratować przed epidemią. Ekwipunek: Płomień/kruk, miecz, lina, bukłak, zapasowa koszula (biała), zapasowe spodnie ( brązowe), fiolka z trucizną, lusterko, dwa sztylety (małe), opatrunek, srebrny łańcuszek, trochę mięsa, cienie pod oczy, maśc na oparzenia, srebrny medalion matki, mieszek z monetami, Cel: Dowiedzieć się kto i po co zabił jej przyszywaną matkę. Odnaleźć Thristiana Zimny deszcz spływał po jej karku gdy stała przed domem burmistrza. Minęło prawie dziesięć lat odkąd ostatni raz stała w tym miejscu, planując zabójstwo. Ostatnim razem musiała uciekać stąd pod zarzutem zabójstwa którego nie popełniła. Ktoś ją uprzedził, a wina spadła na nią. Teraz wszyscy pomarli na epidemię ospy która zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła. Miasto było tak opuszczone i ciche że przypominało wioskę duchów. Nastia tak właśnie się czuła. Gdy weszła do domu przeszył ją dreszcz. Jej nozdrza natychmiast wychwyciły zapach śmierci, leniwie unoszący się w powietrzu. Szła ciemnym korytarzem ze ścianami obwieszonymi bibelotami i obrazami przodków jej rodziny. Surowe, namalowane na płótnie twarze zdawały się śledzić za nią wzrokiem gdy przechodziła obok nich i wymawiać tego czego nie potrafiły powiedzieć usta: Dołączysz do nas. Umrzesz. Jesteś taka jak my. Ona jednak nie była podobna do żadnego z nich. Zamiast gładkich bond włosów, ona miała czarne jak węgiel przechodzące w turkus na końcach. Zamiast bladej, wręcz białej cery jej była w odcieniu miodu. Zamiast wielkich niebieskich oczu, jej były jak zielone migające światełka Nie była do niech podobna. Do nikogo na świecie, nie była podobna. Kiedy weszła do pokoju swojej matki, od razu podbiegła do łóżka na którym leżała. Na pierwszy rzut oka poznała, że jej matka nie umarła od ospy, tylko od miecza. -Mamo...- Wyszeptała a łzy poleciały jej po policzku.- Powinnam była tu zostać. Obroniła bym i ciebie, i Posy,i Jhona, i tatę też. Nie umarli byście. Zabrała bym was gdzieś daleko. Gdzie nie zabiła by was ani ospa ani ten kto zabił ciebie.Wybacz mi. -To takie sentymentalne.- Odezwał się głos dochodzący z nieoświetlonej części pokoju. Brzmiał pogardliwie, ale Nastia wyczuła kryjącą się pod maską dobroć. Pomimo swego swojego przeczucia błyskawicznie wyciągnęła miecz z pochwy przyczepionej do pasa. Na dźwięk szczęknięcia nieznajomy tylko głośno się roześmiał.- Masz zamiar ze mną walczyć? Naprawdę? Proszę cię. Pokonał bym cię z rękoma związanymi za plecami. Ale, gdzie moje maniery? Jestem Jamie Seaworth, syn Melchiora A ty, nie musisz się przedstawiać, Nastio córko nikogo. -Obawiam się że nie wiesz co mówisz mój panie.- Powiedziała Nastia przypatrując się mężczyźnie który wyszedł z zaciemnionego kąta. Był wysoki, i dobrze zbudowany. miał brązowe gęste włosy opadające do piersi i lekki zarost. Pod łukowatymi dostrzegła brązowe, błyszczące oczy. Z lekką niechęcią, stwierdziła że był dość przystojny.- Prawdą jest że mam na imię Nastia lecz jestem córką Bastiana. -Och, ty nadal w to wierzysz. To smutne że jeszcze nie zauważyłaś tego faktu że nie pochodzisz z tej rodziny. Właśnie dlatego tu jestem. Pochodzisz ze starego rodu o nazwisku Dark i .... -Nieeeeeee!- Wrzasnęła nastia rozwścieczona słowami przybysza- Ty jesteś opętany. Wyjdź z tego domu, ja jestem normalna! Rozumiesz,normalna!-W tym momencie nieznajomy złapał się za głowę i rzucił na podłogę zwijając się w konwulsjach,a Nastia nie przestawała krzyczeć.- Jesteś nienormalny!Ja nie jestem potomkinią rodu Dark, rozumiesz? Wyjdź i nie wracaj, nie chcę cię więcej widzieć na oczy!-Kiedy Nastia nadal krzyczała, mężczyzna nadal z rękami przy głowie podszedł do niej powolnym krokiem i jednym wprawnym ruchem powalił ją na ziemię. Ona przestała krzyczeć, a jego konwulsje ustały. - Posłuchaj,- Zaczął powoli jak gdyby bał się że Nastia znowu wpadnie w szał.- Wiem że to może być dla ciebie trudne do przyjęcia, ale jesteś Nastią córką nikogo z rodu Dark. Mam dla ciebie propozycję. Ja wiem, kto jest twoim ojcem, a ponad to muszę do niego dotrzeć w pewnej sprawie. Jednak nie mogę iść tam sam, ponieważ do wejścia do ich fortecy potrzebny jest ktoś z rodu. Jeśli mi pomożesz zdobędziesz ojca, i rodzinę o jakiej zawsze marzyłaś Jeśli nie chcesz ich miłości możesz poprosić Lorda Dark o wydziedziczenie cię co spowoduje że pozbędziesz się swoich mocy. Co ty na to?- Zapytał wyciągając rękę. Nastia zastanowiła się chwilę. Ten typ zdecydowanie wiedział o niej więcej niż ona sama. A poza tym, wiedziała że i tak nie ma wyboru. jeśli by się nie zgodziła ten człowiek wyda ją kapłanom oczyszczenie aby spalili ja na stosie jako nieczystą. Poza tym wiedział o jej przypadłości. Nie mogła mu zaufać. Ale jeśli okazało by się że to co on mówi jest prawdą... Coś w jego głosie podpowiadało jej że nieznajomy nie kłamie. Popatrzyła mu prosto w oczy, i chwyciła wyciągniętą rękę. Gdy dojechali do ciemnej ponurej cytadeli Nastia podliczyła w myślach ile zajęła jej ta podróż. Tydzień do pierwszego porządnego miasta, w którym był ten gapiący się na nią bezczelnie oberżysta. Potem jeszcze elfy i mantykora, to będzie 40 i 10... Doszła do wniosku że w podróży była od około miesiąca i tygodnia. Jeszcze jeden tydzień stracili kiedy oberwała w głowę od mantykory. Czyli około miesiąca i dwóch tygodni. Tyle jechała aby tu dotrzeć. Spojrzała na Thristiana, to on ją tu zaprowadził. Myśląc o rozstaniu z nim poczuła się dziwnie. W trakcie tej podróży poczuła do niego coś czego nigdy nie czuła. Może to była miłość. 'Nawet o tym nie myśl;-przykazała sobie-'Miłość jest dla ludzi słabych. A ty nie możesz być słaba.' -Więc dojechaliśmy.- Z zamyślenia wyrwał ją spokojny głos Thristiana.- Chyba to już koniec. - Zawahał się i rozejrzał. W jego spokojnych dotąd oczach Nastia dostrzegła błysk niepokoju.- Słuchaj uważnie- powiedział nagle głosem tak odmiennym od swojego normalnego tonu że Nastia aż podskoczyła w siodle.- Musisz stąd uciekać. Za chwilę.... Reszta słów odpłynęła gdzieś w mrok za sprawą uderzenia w głowę, a Nastia poczuła jedynie jak ciemność bierze ją w swe objęcia. Ból. Była to jedyna rzecz której istnienia Nastia mogła być pewna. Gdy tylko zdołała podnieść powieki przed oczami stanęło jej tysiące obrazów. Zaczęła sobie przypominać. Była córką burmistrza. Że widzi duchy ludzie zaczęli się od niej odsuwać i szydzić z niej po czym uciekła. Widziała je. Martwych, którzy naznaczyli na niej piętno i cieli ja starchem głębiej niż najostrzejszy miecz. Przypomniała sobie pierwszego ducha. Małego chłopca, jeszcze niemowle. Był to bękart żony burmistrza. Nadal pamiętała jego zapadnięte oczy. czy wiedział że to jego matka go zabiła aby uniknąć hańby? Dalsze wydarzenia pamiętała jak przez mgłę. Znalazła się sama, mw środku lasu. mała, nikomu nie potrzebna dziewczynka. Właśnie wtedy go znalazła. czrnego jak jej włosy kruka który usiadł jej pewnego dnia na ramieniu i niegdy już jej nnie opuścił. Stara niania mówiła żę kruki wyczuwaja dotkniętych przez haos, bo same są nieczystymi ptakami. Potem go odnalazła. Starego pustelnika o zapadniętętych szarych oczach i długiej siwej brodzie. Wspominała jak nauczył ja władać mieczem, a w końcu zdradził jej tajniki ognia. Ogień ja lubił, a ona jego. Byli dla siebie stworzeni. Oboje destrukcyjni, i sprowadzający strach. Oboje inni i silni. Tak właśnie nazwała kruka. Płomieniem. Jak powróciła chcąc zabić kapłana który próbował spalić jej rodzinę ponieważ wydali ją na świat. Ktoś ją jednak uprzedził. Znaleźli ją z nożem przy trupie. Jednak to nie ona zadała ranę. Pamiętała chłód lasu przez który musiała uciekać. To jak powróciła i zastała wszystkich martwych. Jak Thristian... Thristian Kiedy tylko pomyślała to imię ból stał się jeszcze silniejszy. Nie zaprowadził jej do lorda Dark ale do ośrodka gdzie badano takich jak ona. Mutantów. Obrazy które miała przed oczami ustały, ujrzała jedynie ciemną ścianę z cegieł która znajdowała się przed nią. Rozejrzała się. Nie była w stanie dotknąć stopami ziemi ponieważ kajdany założone jej na nadgarstkach podtrzymywały ją w powietrzu. Dopiero teraz zauważyła ławkę stojącą w końcie kamiennej celi, a na niej przypatrującą się jej postać. Wszędzie rozpoznała by te sylwetkę. -Thristian.- Wypowiedziała te słowa syknięciem. W swoim głosie wyczuła całą złośc jaką czuła do Thristiana. Do tego co zrobił. Jak on mógł ją zdradzić? - Ufałam ci. -To był błąd.- Przyznał ze smutkiem... - Zagrozili że jeśli nie przywiozę innej osoby dotkniętej przez haos, to na mnie będą robili eksperymenty więc... - Więc sprzedałeś mnie ratując siebie.- Dokończyła za nim. - Nie zamierzam zaprzeczyć że tak nie było. Ale... ja ci teraz pomogę. - Nie chce jej! Już dość mi tej łaski. Jeszcze trochę a szczeznę od tej twojej pomocy. - Ale jej potrzebujesz. - Powiedział po czym podszedł, a Nastia zauważyła że w dłoni trzyma klucz.- Uciekaj, zielonooka.- Powiedział i przekręcił klucz w zamku od kajdanek. Kiedy upadła na ziemie rozcierając przeguby Thristian ukląkł tak aby mieli twarze na tej samej wysokości, a gdy podniosła głowę objął ją i złożył na jej ustach pocałunek. Nastia poczuła ciepło, tak niespodziewane i zabójcze że aż piękne. Nie chciała tego przerywać ale on powiedział: -Musimy uciekać. Zrobili tak jak powiedział uciekli z cytadeli ale rozdzielili się aby nieznacznie, acz zauważalnie zmniejszyć szanse na złapanie jednego z nich. Umówili się w niedalekim mieście. Gdy tam dotarła jednak na miejscu nie zastała Thristiana. czekała dzień, dwa, miesiąc, dwa miesiące, ale on się nie pokazywał. nastii znudziło się czekanie i postanowiła sama go odszukać, nieważne za jaką cenę.
-
Jutro albo jeszcze dzisiaj prześle poprawioną wersje.
-
-Heja mały. Co cię tu sprowadza? Boże, gadam do królika. Za chwile stracę rozum. Rozglądam się i przysuwam bliżej do ogniska. Wyjmuje z torby nóż i rzucam nim w królika.
-
Boże, Komputer mi się zbuntował. Naprawdę przepraszam ze te wszystkie śmieci.
-
Wiedźmin: Gra Wyobraźni Imię i nazwisko: Nymeria von Dark Przydomek: Czarnooka/Pogromczyni Rasa:Wampir Wiek:258 lat Profesja: Płatny zabójca Pochodzenie: Rivia Historia: Nymeria nie pamięta gdzie się urodziła ani jaka była jej przeszłość. Ostatnie co pamięta to ciemny zaułek w którym leżała po przebudzeniu. Nad nią stał wampir, jej dawca wiecznego życia. Na imię mu było Dimitriv. Wyjaśnił jej że interesowali się sobą, a on nie mógł znieść myśli że kiedy ona umrze on zostanie sam. Nymeria jednak mu nie uwierzyła, a kiedy próbowała odejść on siłą zmusił ją do pozostania przy nim. Minęło tak 25 lat w czasie których była bita i wykorzystywana przez Dimitrieva. Po tym okresie uciekła do miasta. Widząc tylu ludzi i czując tak wiele krwi, nie mogła się powstrzymać. Gdy nadeszła noc zakradła się do domu jednego z kupców i wyssała krew z jednej z jego córek. Niestety, kupiec ją złapał kiedy wychodziła z jego domu z umazanymi od krwi ustami. Nie wiedząc co robić w tej sytuacji zaczęła błagać o przebaczenie kupca, ten jednak wydał ja kapłanowi aby zrobił z nią porządek. Od śmierci uratował ją wampir udający wiedźmina mówiąc że nie widzi w niej nic z wampira. Po tych wydarzeniach Nymeria stała się ostrożniejsza i usiłowała omijać wioski ludzkie aby nie wpadła ponownie w kłopoty. Jednak głód krwi był silniejszy od niej i niemal każdej nocy wymykała się aby wypić trochę krwi. Pewnej nocy kiedy właśnie piła krew z jednego chłopka we wsi usłyszała krzyki i odgłosy szamotania. Poszła sprawdzić o co chodzi. Gdy doszła na miejsce ujrzała gromadę wampirów wyżynających wieś bez cienia dyskrecji. Zaimponowała jej ich siła i odwaga. Po chwili wampiry dostrzegły ją i zachęciły do przyłączenia się do nich. Zgodziła się. Poznała tam Flavie, przywódczynie grupy. Gdy przedstawiła się im swoim rodowym nazwiskiem odziedziczonym po dawcy, wampiry przelękły się i wyjaśniły jej że wampiry z tego rodu mają niewiarygodnie rozwinięte umiejętności nadprzyrodzone. Przy ich pomocy odkryła swoje umiejętności, czyli telekinezę oraz telepatię. Flavia jednak nie nauczyła jej tego za darmo. W podziękowaniu za naukę Nymeria musiał przynosić grupie ludzi i zwierzęta. Po kilku miesiącach nauki stała się maszyną do zabijania. Po piętnastu latach nauki miała do perfekcji opanowane swoje umiejętności więc odłączyła się od grupy i zamieszkała w pobliżu miasta do którego chodziła niemal każdej nocy. Ludzie wiele razy próbowali wytropić ją lecz z marnym skutkiem. Sytuacja się zmieniła kiedy do miasta przybył wiedźmin. Ten wytropił ją a gdy była na jego łasce coś się w niej załamało, jej oczy straciły fioletowy blask i stały się czarne jak noc. Wiedźmin nigdy jeszcze nie wiedział czegoś takiego więc zastygł w bezruchu na sekundę co dało Nymerii ogromne szanse na pokonanie przeciwnika, którego w efekcie końcowym zabiła. Po uważniejszych oględzinach trupa Nymeria odkryła że był to ten sam wiedźmin który kiedyś jeszcze w wampirzej postaci uchronił ją od śmierci. Gdy odkryła że zabiła swojego wybawiciela zaczęła sama siebie okaleczać po czym została jej blizna na policzku i ramieniu. Po ataku szału doszła jednak do wniosku że gdzieś musiało istnieć antidotum na jej wapirzom postać. Szukała tego specyfiku lecz po nieudanych próbach osiadła w Temerii i została płatnym zabójcą. Wygląd: Czarne długie butu do kolan zapinane na klamre, czarne obcisłe spodnie i czerwona koszula z bufiastymi rękawami z czrnym gorsetem noszonym na niej. Na to nakłada zazwyczaj czarny płaszcz z kaptórem. Cel:Odnaleźć antidotum, dowiedzieć się czegoś o tym kim była przed przemianą Aspekty: + Jest bardzo niebywale piękna co idzie w parze z charyzmą + Jest zaradna i pomysłowa - Jeśli długo nie piła krwi czasami może się nie powstrzymać. - Są okresy kiedy rzuca się na każdego i nie panuje nad sobą Ekwipunek: Łuk, dwa tuziny strzał, dwa noże, flaczka z trucizną, lina, bukłaki, klucz otwierający normalne (niezaczarowane) zamki, wiedźmiński miecz (odebrany zmarłemu) P.S. na szyi ma naszyjnik zrobiony ze smoczej kości, dopóki go nosi srebro jej nie zabija. P.P.S Prosiła bym o sesje z innymi graczami, niezależnie jakimi ale jeśli nie to w osobną też z chęcią zagram.
-
Doświadczenie: Prowadziłam sesje w Warhammer i brałam udział w trzech LARP’ach oraz w czterech sesjach z czego jedną prowadziłam. Jakie INNE realia mógłbyś zaproponować? Mogła bym poprowadzić kucykowego Warhammera oraz świat z mutantami, jak w MARVEL’u tylko że bez X-menów. Wiedźmin. Mam jeszcze pomysł na świat z dajmonami (zauważalnymi duszami człowieka/kucyka zawartymi w postaci zwierzęta). Mam jeszcze plan zrobienia sesji na podstawie Doctora Who, kiedy toczyła się wojna czasu. Jestem wieeeeeeelką fanką Science Fiction więc na pewno zrobię coś w tych klimatach.Poza tym mogę prowadzić światy na zamówienie. Dlaczego Ty?: Bo jestem kreatywna, i wytrwała. Potrafię ładnie opisywać różne sytuacje oraz przedmioty, umiem stworzyć sytuacje które wymagają logiki nie tylko za strony postaci ale i gracza. Nie mam żadnych uprzedzeń ani zastrzeżeń do tego jaka ma być sesja. Na forum wchodzę często, właściwie za raz po włączeniu komputera. Mam dużo wolnego czasu który wolę poświęcić na prowadzenie sesji niż na sprzątanie w pokoju. Nie obchodzi mnie to jak często gracz wchodzi i odpowiada na moje sesje, tylko to w jaki sposób. Wady i zalety: Zalety: Zawsze wiem co ma być dalej w sesji. Nie wymuszam na graczu decyzji. Mam czas i mnóstwo pomysłów, czasami nawet aż za dużo Wady: Czasami za bardzo się rozpisuje i potrafię pisać jedną odpowiedź kilka dni, lub porostu nie mam czasu. Kontakt: [email protected] Przykładowe WŁASNE opowiadanie: Zimny deszcz spływał po jej karku gdy stała przed domem burmistrza. Minęło prawie dziesięć lat odkąd ostatni raz stała w tym miejscu, planując zabójstwo. Ostatnim razem musiała uciekać stąd pod zarzutem zabójstwa którego nie popełniła. Ktoś ją uprzedził, a wina spadła na nią. Teraz wszyscy pomarli na epidemię ospy która zniknęła tak niespodziewanie jak się pojawiła. Miasto było tak opuszczone i ciche że przypominało wioskę duchów. Nastia tak właśnie się czuła. Gdy weszła do domu przeszył ją dreszcz. Jej nozdrza natychmiast wychwyciły zapach śmierci, leniwie unoszący się w powietrzu. Szła ciemnym korytarzem ze ścianami obwieszonymi bibelotami i obrazami przodków jej rodziny. Surowe, namalowane na płótnie twarze zdawały się śledzić za nią wzrokiem gdy przechodziła obok nich i wymawiać tego czego nie potrafiły powiedzieć usta: Dołączysz do nas. Umrzesz. Jesteś taka jak my. Ona jednak nie była podobna do żadnego z nich. Zamiast gładkich bond włosów, ona miała czarne jak węgiel przechodzące w turkus na końcach. Zamiast bladej, wręcz białej cery jej była w odcieniu miodu. Zamiast wielkich niebieskich oczu, jej były jak zielone migające światełka Nie była do niech podobna. Do nikogo na świecie, nie była podobna. Kiedy weszła do pokoju swojej matki, od razu podbiegła do łóżka na którym leżała. Na pierwszy rzut oka poznała, że jej matka nie umarła od ospy, tylko od miecza. -Mamo...- Wyszeptała a łzy poleciały jej po policzku.- Powinnam była tu zostać. Obroniła bym i ciebie, i Posy,i Jhona, i tatę też. Nie umarli byście. Zabrała bym was gdzieś daleko. Gdzie nie zabiła by was ani ospa ani ten kto zabił ciebie.Wybacz mi. -To takie sentymentalne.- Odezwał się głos dochodzący z nieoświetlonej części pokoju. Brzmiał pogardliwie, ale Nastia wyczuła kryjącą się pod maską dobroć. Pomimo swego swojego przeczucia błyskawicznie wyciągnęła miecz z pochwy przyczepionej do pasa. Na dźwięk szczęknięcia nieznajomy tylko głośno się roześmiał.- Masz zamiar ze mną walczyć? Naprawdę? Proszę cię. Pokonał bym cię z rękoma związanymi za plecami. Ale, gdzie moje maniery? Jestem Jamie Seaworth, syn Melchiora A ty, nie musisz się przedstawiać, Nastio córko nikogo. -Obawiam się że nie wiesz co mówisz mój panie.- Powiedziała Nastia przypatrując się mężczyźnie który wyszedł z zaciemnionego kąta. Był wysoki, i dobrze zbudowany. miał brązowe gęste włosy opadające do piersi i lekki zarost. Pod łukowatymi dostrzegła brązowe, błyszczące oczy. Z lekką niechęcią, stwierdziła że był dość przystojny.- Prawdą jest że mam na imię Nastia lecz jestem córką Bastiana. -Och, ty nadal w to wierzysz. To smutne że jeszcze nie zauważyłaś tego faktu że nie pochodzisz z tej rodziny. Właśnie dlatego tu jestem. Pochodzisz ze starego rodu o nazwisku Dark i .... -Nieeeeeee!- Wrzasnęła nastia rozwścieczona słowami przybysza- Ty jesteś opętany Wyjdź z tego domu ja jestem normalna! Rozumiesz,normalna!-W tym momencie nieznajomy złapał się za głowę i rzucił na podłogę zwijając się w konwulsjach,a Nastia nie przestawała krzyczeć.- Jesteś nienormalny!Ja nie jestem potomkinię rodu Dark, rozumiesz? Wyjdź i nie wracaj, nie chcę cię więcej widzieć na oczy!-Kiedy Nastia nadal krzyczała, mężczyzna nadal z rękami przy głowie podszedł do niej powolnym krokiem i jednym wprawnym ruchem powalił ją na ziemię. Ona przestała krzyczeć, a jego konwulsje ustały. - Posłuchaj,- Zaczął powoli jak gdyby bał się że Nastia znowu wpadnie w szał.- Wiem że to może być dla ciebie trudne do przyjęcia, ale jesteś Nastią córką nikogo z rodu Dark. Mam dla ciebie propozycję. Ja wiem, kto jest twoim ojcem, a ponad to muszę do niego dotrzeć w pewnej sprawie. Jednak nie mogę iść tam sam, ponieważ do wejścia do ich fortecy potrzebny jest ktoś z rodu. Jeśli mi pomożesz zdobędziesz ojca, i rodzinę o jakiej zawsze marzyłaś Jeśli nie chcesz ich miłości możesz poprosić Lorda Dark o wydziedziczenie cię co spowoduje że pozbędziesz się swoich mocy. Co ty na to?- Zapytał wyciągając rękę Nastia zastanowiła się chwilę. Ten typ zdecydowanie wiedziało niej więcej niż ona sama. A poza tym, wiedziała że i tak nie ma wyboru. jeśli by się nie zgodziła ten człowiek wyda ją kapłanom oczyszczenie aby spalili ja na stosie jako nieczystą. Poza tym wiedział o jej telepatii oraz telekinezie. Nie mogła mu zaufać. Ale jeśli okazało by się że to co on mówi jest prawdą... Coś w jego głosie podpowiadało jej że nieznajomy nie kłamie. Popatrzyła mu prosto w oczy, i chwyciła wyciągniętą rękę. KONIEC Jeśli to nie wystarczy mam tu też historię kucyka którą napisałam do podania do sesji RPG Arietta BlackWidow znana również pod nazwą projekt 0257. Urodziła się na ulicy. Została oddana do przytułka zaraz po urodzeniu, skąd zabrali ją w wieku 2 lat razem a mnóstwem innych źrebiąt na satelitę planety, zwaną Domino. Po przyjechaniu został jej nadany numer 0257. Na Domino przeprowadzano tajne eksperymenty nad kucykami ziemskimi, w wyniku których wyrósł jej róg oraz została obdarzona niewiarygodnie wielką mocą magiczną, która to pomogła jej w wieku 10 lat uciec z Domino. Usiłowała uratować jeszcze kilka innych kuców ale bały się one, bo wiedziały że jeśli ich złapią wszyscy zostaną zabici. Sama więc wyruszyła, i wydostała się z satelity Stukot własnych kopyt był jedynym dźwiękiem jaki słyszała szwendając się po uliczkach miasta. Nie miała do kąd iść. Euforia która nastąpiła po wydostaniu się z ośrodka badawczego już dawno przeminęła i ustąpiła miejsca czarnej rozpaczy. Od doby nie miała w ustach nic poza wygrzebanej z kubłów na śmieci piętki czerstwego chleba. Ponadto zimno niebywale jej doskwierało,a porywisty wiatr smagał ją lodowatym podmuchem, przyprawiając ją o jeszcze większe dreszcze. Kątem oka zauważyła ciemną sylwetkę kuca wyłaniającą się z mroku jednej z bocznych uliczek. Nie zwróciła na to większej uwagi, dopóki nie zorientowała się że uporczywie idzie za nią od okoła dziesięciu minut. Zaczęła się rozglądać za jakimkolwiek metalowym elementem, czy choćby czymś mogła by wykorzystać jako prowizoryczną broń, kiedy ogier zagrodził jej drogę. Miał ciemno brązowe umaszczenie i krótko obciętą granatową grzywę, ponadto cuchnął alkoholem i zgnilizną. -Hej, to nie jest miejsce dla małych klaczy, wiesz? Jeszcze coś mogło by ci się stać. Może cię odprowadzić? -Nie, dziękuję. Sama się oprowadzę. -No nie bądź taka.- To mówiąc objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Zaczęła wierzgać ale jej przeciwnik był większy i silniejszy. Ponadto nic nie zrobił sobie z głośnych krzyków tylko się roześmiał.- Zadziorna jesteś, lubię takie. No to zaczynamy zabawę. Co malutka? Jak ci... Nie zdążył dokończyć bo nagle zamknął oczy, i przewalił się na zdezoriętowanął klaczkę. Gdy wyswobodziła się z ciała które ją przygniotło, zobaczyła że tuż za miejscem w którym stał kuc, stoi blado granatowy pegaz o czarnej jak smoła grzywie, trzymający w pysku łom, który natychmiast odrzucił i spojrzał na nią z ukosa. -Powinnaś być bardziej ostrożna. -Tak, pewnie tak.- Odpowiedziała przypatrując się z zaciekawieniem kucowi. Teraz zauważyła że miał ciemne głębokie zielone oczy. - Nie jesteś z tąd, prawda?- Zapytał unosząc brwi. -Nie. Pochodzę z Domino.- Powiedziała za nim zdołała ugryźć się w język. Jak mogła być tak bezmyślna. Jeśli słyszał o Domino natychmiast ją złapie, albo zabije. -Nie słyszałem o takiej planecie. -Powiedział rozwiewając resztki jej obaw.- Jestem Jony DarkForest. - Miło mi. -Teraz ona też powinna się przedstawić. Tylko że wcale nie miała imienia. W ośrodku była po prostu projektem 0257. W końcu podała pierwsze lepsze imię.- Arietta...- Rozejrzała się gorączkowo w poszukiwaniu pomysłu. Jej wzrok natrafił na pająka który plótł sieć w rogu budynku.- Arietta BlackWidow.-Dokończyła. -To do zobaczenia, Arietto. Klaczka nie poruszyła się, tylko wpatrywała w sylwetkę znikającą w mroku. Kuc przystanął i obrócił się w jej kierunku, po czym zapytał. -Nie mas do kąd iść?- Pokręciła przecząco głową.- Choć ze mną. Lepiej żebyś się nie wpakowała w kolejne kłopoty, kiedy nie będzie mnie w pobliżu. Tak właśnie Arietta, czy też projekt 0257 poznała Johnego DarkForest, z którym zetknęła się jeszcze przy innej okazji. Arietta była w branży przestępczej dopiero od kilku miesięcy, ale już zdołała się stać jednym z najpopularniejszych płatnych morderców. Właśnie czekała na spotkanie z jednym z jej najlepszych klientów. Tym razem jednak miało chodzić o coś ekstra. Podobno było to zadanie na którym poległ już nie jeden zabójca. Arietta jednak nie dawała wiary pogłoskom. Właściwie, nigdy nie interesowała się ofiarami. Kim byli, co robili, lub jak się narazili jej pracodawcy. Za to właśnie ją ceniono. Za dyskrecję, rzadko spotykaną w świecie przestępczym. Arietty nie obchodziły szczyty polityczne i spiski czy knowania, dążące do obalenia jednego z polityków, czy wzniecenia buntu. Ona miała zadanie do wykonania. Oczywiście, nie zawsze chodziło o tak wyniosłe zadania. Czasami ginął zięć, lub teściowa, lub po prostu za bardzo napraszający się akwizytor. Wszyscy ginęli z mniej lub bardziej wyjaśnionych przyczyn. Winą obarczano zagłodzenie, przeoczony zator w tętnicy czy nadpsutą żywność. Arietta właśnie zastanawiała się jak upozoruje śmierć swego celu, gdy do jej małego zaphlonego poddasza, weszła przez drzwi młoda na oko dwudziestoletnia klacz, która na widok trzynastolatki zatrzymała się i rozejrzała po poddaszu. - Kiedy mogę się spotkać z pająkiem?- Zapytała przymilnym tonem. - Oczekiwałaś starszego kuca o wystającym sześciopaku? Przykro mi że cię zawiodłam. Na szczęście nie mam w zwyczaju zawalać roboty tak jak wizerunku.- Nie zdziwiło jej to że pracodawca nie pokazał się osobiście. Nigdy tego nie robił. Nie spodziewała się jednak wypudrowanej klaczy. Nie miała jednak co wybrzydzać. Klient, to klient.- Kto tym razem?- Zapytała rzeczowo. -TY???, jesteś pająkiem. Bardzo śmieszne mała. A teraz idź do domu. Chyba nie szukasz tu problemów. Arietta uniosła brwi, a jej nóż błyskawicznie znalazł się przy gardle klaczy, która nawet nie zauważyła kiedy Arietta znalazła się obok niej. - Wydaje mi się że to ty, powinnaś uważać na problemy. A teraz, powiedz grzecznie kogo mam zabić, bo może się okazać że to będziesz ty.- Powiedziała z mściwym uśmiechem na ustach. Uwielbiała chwilę kiedy mogła kogoś postraszyć. Ubóstwiając przerażone spojrzenia, takie same jakie teraz kierowała w jej kierunku klacz. To skutecznie przekonało zleceniodawczynie że ma do czynienia z tym kogo szukała. Przełknęła ostrożnie ślinę i starała się nie brać większego wdechu aby nóż nie wciął się w jej gardło. -Chodzi o szefa mafii, zwanego wężem.- Powiedziała i ostrożnie wyjęła z torby pogniecioną zżółkłą karteczką na której był wypisany starannym pismem adres, i numer pod którym zabójczyni mogła znaleźć cel. Podała ją Ariettcie która opuściła nóż i z zainteresowaniem przyjrzała się napisanemu adresowi. -Zabójcy na niego nasłani zaginęli bez wieści. Zajmuje się głównie ściąganiem kasy od... -Dostarcz swojemu szefowi, że możecie go uważać za zmarłego.- Bezpretensjonalnie przerwała klaczy, która skwitowała to prychnięciem, ale nie zbyt pogardliwym. Nie miała ochoty znów poczuć ostrza na gardle. Zmierzyła Ariettę wzrokiem, i wyszła.- Wąż, i pająk. - powiedziała sama do siebie- Będzie ciekawie. Gdy doszła pod wskazany adres lał rzęsisty deszcz. Spływające po jej nie osłoniętym karku strużki lodowatej wody przyprawiały ją o dreszcze. Nigdy nie zabierała na takie wypady więcej niż opaski na bok i oczy, oraz czarnego pasa który owijała wokół talij na którym były zawieszone noże, dwie fiolki z trucizną i granat dymny i inne przydatne rzeczy. Skoro polegli lepsi od niej, musiała się przygotować. Stała teraz przed wielkim budynkiem bez okien. W jedynych drzwiach jakie Arietta dostrzegła stał wielki brunatny ogier o długiej grzywie która nie różniła się kolorem od jego maści. Nie postrzegła go jako problemu. Wyglądał po prostu na mięśniaka. Dała głowę że tak powinien wyglądać płatny zabójca. Nie jak chuderlawa trzynastolatka,tylko wielki umięśniony ogier o twardym i nie wzruszonym obliczu. Westchnęła i podeszła do ogiera robiąc wielkie oczy. Kiedy chciała, potrafiła wyglądać na bardzo ponętną. Ogier spojrzał na nią, ale za oderwał wzrok. Arietta zbliżyła się do niego z figlarnym uśmiechem na ustach. Tak jak podejrzewała, ten idiota nawet jej o nic nie podejrzewał. To był błąd. Gdy zbliżyła się do niego na odległości kilku kroków, jeden z noży w jej pasie otoczył lekka turkusowa mgiełka. Zanim strażnik się zorientował leżał z poderżniętym gardłem. Jeśli to była ochrona, to ona jest córką Luny. Podepchnęła nieruchome ciało do czytnika siatkówki, a drzwi otworzyły się bezszelestnie. Gdy tylko się skupiła, powoli zaczęła stawać się przeźroczysta. Gdy już osiągnęła zamierzony cel, czyli całkowitą niewidzialność, Weszła do środka. Byli by głupi gdyby nie umieścili kamer, a ona jeszcze głupsza gdyby dała się na nie złapać. Jej zaklęcia były nie wykrywalne przez żadne czujniki, czy wykrywacze. Był to jeden z wyników eksperymentów przeprowadzanych na niej na Domino. Nie miała planów tego budynku, ale kierowała się instynktem, który rzadko ją zawodził. Gdy doszła do niemal czarnych drzwi uznała że poszło jej łatwo. Za łatwo. Przygotowała granat dymny, i filidranowy nóż, o okrutnie zakrzywionym ostrzu, lubiła go najbardziej. Zwolniła zaklęcie, i tak nie było jej potrzebne, wolała oszczędzać energię na inne rzeczy. Zastanowiła się chwilę, a potem pchnęła drzwi. Znalazła się w pokoju, którego ściany,podłoga i sufit zostały zrobione z czarnego drewna. Na podłodze leżał haftowany dywan z jedwabiu, a ściany obwieszały piękne obrazy i makiety okien przez które w tej chwili widać było falujące morze. Wiedziała że to tylko hologram, ale sprawiał wrażenie niebywale prawdziwego. Przy ścianach ustawiono ozdobne regały wypełnione książkami, a na komódce leżał mały stosik listów. Naprzeciwko miejsca w którym się znajdowała znajdował się fotel, a za nim biurko. Usłyszała męski, głęboki głos. Wydawało się jej że już go gdzieś słyszała, ale szybko odrzuciła tę myśl. -Gratuluję.- Powiedział ktoś kto najprawdopodobniej siedział na fotelu.- Doszłaś aż tutaj, nie uruchamiając żadnej z pułapek. Faktycznie, zasługuje to na uznanie. Zastanawiałem się kim będzie osoba która będzie miała mnie zabić tym razem. Słyszałem plotki o zabójcy zwanym 'pająkiem' ale nie podejrzewałem tak małej klaczki. Brawo, mistrzowska robota. Więc przyszłaś mnie zabić? Jaka szkoda że ci się nie uda.- Gdy tylko wypowiedział te słowa zza drzwi umieszczonych po prawej stronie Arietty wybiegło tuzin kuców i natychmiast ją otoczyło. Ze zdumieniem, rozpoznała w nich, innych morderców. Mike, Jamie, Eddard, i wszyscy inni.- Gdybyś tylko widziała zabawkę, którą im to zrobiliśmy. Niedługo właściwie zobaczysz. Przycież sama do nich dołączysz. na te słowa Arietta stworzyła wokół siebie pole ochronne klasy delta, i błyskawicznie przeteleportowała sie poza linię okręgu, jaki stwarzali otaczający ją kuce. Kule leciały w nią z zabójczą prędkością, a ona również odpowiadała ogniem. Padło trzech, ale Arietta wiedziała że nie da rady tuzinowi. Nawet jeśli by ich zabiła to wiedziała że za drzwiami czekają kolejni. Jedynym jej wyjściem było zabicie kuca na fotelu i ucieczka. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętała z potyczki było przechwycenie broni paraliżującej o dużym zasięgu i odpalenie jej w kierunku tresowanych morderców. Po tej czynności błyskawicznie prze teleportowała się do fotela i przewróciła go naciskając jednocześnie przycisk który zatrzasnął oba drzwi uniemożliwiając przybycie odsieczy. Słyszała głosy każące wyważyć drzwi, ale wiedziała że z nim oni tu dotrą, ich szef będzie martwy. Już miała zatopić kulkę w sercu jej ofiary kiedy, jej wzór napotkał oczy. Wiecznie zielone, bezdenne, ciemne jak otchłań. Nie mogła, po raz pierwszy w życiu zawahała się przed morderstwem. Nie potrafiła tego zrobić. Nie jemu. Zatracona w bezdennej zielonej toni nawet nie zauważyła kiedy czyjeś kopyta odciągnęły ją od niego i powaliły na ziemię, brutalnie dociskając. Odgłosy dochodziły do niej jak słumione i niewyraźne. -Szefie, nic ci nie jest? -Nie.- odpowiedział, teraz już miała pewność. Znała go, a teraz umrze z jego ręki. Taki był jej los. Zawahała się przed zabiciem jego, ale on nie zrobi tego w stosunku do niej. Jednak, zamiast wyroku usłyszała polecenie.- Zdejmijcie jej maskę. -Ale szefie, czy nie lepiej załatwić ją tu i teraz? -Chcę się dowiedzieć kim jest. I dlaczego jeszcze żyje. - Arietta zrozumiała. Chciał wiedzieć dlaczego go nie zabiła kiedy miała okazje. Ale to nie miało znaczenia. Na pewno jej nie rozpozna. on nie wpatrywał sie w jej oczy, tak uważnie jak ona w jego. Myślała, kiedy ktoś zdejmował jej maskę. Myliła się. - Arietta? - Usłyszała zdziwiony głos. A jednak, poznał ją.- Co ty tu...? Jak ty tu...? -O to samo mogłabym zapytać ciebie.- Prychnęła klaczka. Podwładni Jhonego tylko popartrzyli po sobie zdezoriętowani tą niecodzienną wyminą zdań poomiędzy płatnym zabujcą, a szefem mafii. -Mogę ci wszystko wytłumaczyć ale... -Więdz zrób to!- Wrzasnęła ale zaraz jękneła z bulu czując ogromny nacisk kopyta ogiera na jje bark.- Albo, najpierw każ temu gorylowi nie zrobić za mnie papki. Tak Arietta i Jhony DarkForest wyjaśnili sobie wszystko. Ona powiedział jej, jak ją znalazł i jak domyślił się czym było Domino i kim ona jest. Jak zatrzymał ją u siebie chcąc skontaktować się z kucykami z Domino aby ją zabrali, a on dostał za nią niezłą kasę. Jak powoli, zamiast łatwym zarobkiem stała się dla niego, znajomą,przyjaciółką, i ukochaną. Jak kiedy przybyli po nią kuce z Domino kazał jej się wynosić w diabły aby ją chronić. Ona też powiedziała mu wszystko. Jak przekonała kuca który pilnował jej celi zeby wszedł do niej, i w efekcie dostał przeciwność tego co mu obiecywała. Jak sama się okaleczyła odcinając kawałek ucha w którym był mikro-chip. Jak go spotkała. Jak wiele wycierpiała na Domino. Po tych wydarzeniach zawarli spółkę i zostali parą. Potem Jhony został przymusowo wezwany do wojska. Mijały lata, a on nie wracał. Po trzech latach czekania Arietta sama postanowiła go odszukać. Ja pisze.
-
zapisy I Turniej Magicznych Pojedynków - Zapisy
Enimean odpisał na temat w I Turniej Magicznych Pojedynków
Podchodzę do biurka za którym stoi mag i przegląda jakieś papiery. Zastanawiam się przez chwilę, ale odrzucam kaptur. Oczy zebranych najeżdżają na mnie. Nie którzy cofają się z krzykiem,inni tylko stają osłupieni moim niecodziennym wyglądem. Mam wielkie turkusowe oko,a drogie zakryte czarną opaską. Moje fioletowe typowe dla mieszkańców mojej planety włosy opadają mi na lekko błękitna twarz. Jestem wygnańcem, z planety miliardy kilometrów świetlnych od miejsca gdzie się teraz znajduję. nie chcę aby ludzie uciekali na mój widok,a turniej może mi to zapewnić. Widzę jak twarze pośpiesznie się odwracają gdy napotykają moje spojrzenie. Nigdy nie miałam nikogo. Rodzice porzucili mnie w wieku sześciu lat, a przyjaciół na próżno mogłam szukać. Chcę to zmienić więc bez dalszego wahania, przystępuję do udziłu -
Podanie, Podchodzę do biurka z ciemnego drewna i przyglądam się pedantycznie złożonym kartkom na których widnieją szeregi starannie wydrukowanych liter. Nigdy nie chciałam iść do wojska. Ale jak inaczej mogę uciec? Nie mogę. Wiem że nigdzie się nie ukryję. Przed tym kim jestem, nie ma ucieczki. Przed tym co mi zrobili. Jedynym wyjściem jest ciągła ucieczka. Kiedy tylko usłyszałam o poborze do wojska, natychmiast pogalopowałam się zapisać. To mogło być rozwiązanie. Nikt by mnie nie schwytał gdybym była w wojsku. Prawo by mnie nie tylko ścigało, ale i chroniło. Ale pozostawała istotna kwestia. Czy zostanę przyjęta? Na pewno. Z tego co mówił tamten ogier wywnioskowałam że nie mają luksusu przebierania w kandydatach. Rzucam przelotne spojrzenie na stolik gdzie walają się gazety pornograficzne a Avandius i ten drugi, nieważne jak mu było, ślinią się na widok jakiejś klaczy o długich nogach i wyzywającej pozie. 'No dobra'- myślę - 'Wypadało by zabrać się za ten kontrakt.' Rzucam zaklęcie na czarny długopis który natychmiast podbija się w powietrze i zawisa w oczekiwaniu na moje polecenia. Wzdycham, po czym zabieram się za kontrakt. 1. JESTEŚ KUCEM, ZEBRĄ, CZY PRZEDSTAWICIELEM INNEJ RASY? JAK SIĘ NAZYWASZ I SKĄD POCHODZISZ? JAKI JEST TWÓJ WZROST I WIEK? JAK JESTEŚ ZBUDOWANY/NA? Jestem klaczą, jednorożcem. Na imię mi Arietta BlackWidow. -Jestem ciekawa czy już słyszeli o mnie tutaj. nawet jeśli to na pewno nie pod nazwą Arietta BlackWidow, tylko projekt 0257. Czy mają polecenie złapać mnie i odwieżć na Domino kiedy tylko dowiedzą się że tu przebywam? Tego nie mogę być pewna. Ale jeśli teraz wybiegnę z sali na pewno zaczną coś podejrzewać. Może nawet mnie zatrzymają i zaczną wypytywać? Tak czy inaczej muszę kontynuować pisanie.- Urodziłam się na planecie Casandra. Jestem dość wysoka,ale nie przesadnie. Mam 20 lat, mocne nogi, twarde kopyta oraz jestem silna. 2. JAK PRZEBIEGAŁO TWOJE DZIECIŃSTWO? TWOJE DORASTANIE? 'Przyszła pora na pierwsze kłamstwo.- Myślę- Pierwsze ale nie ostatnie.' Cały czas będę musiała kłamać. Nie mogą dowiedzieć się prawdy. To by mnie zabiło. Ze smutkiem spoglądam na oderwane ucho, w którym kiedyś znajdował się mikrochip, aby mnie namierzyć jeśli zerwała bym się spod kontroli. Na szczęście przed ucieczką podsłuchałam rozmowę dwuch kuców i wiedziałam gdzie znajduje się chip. Ale co mam napisać na karcie? Najlepiej coś tak banalnego aby nikt nie podważał autentyczności tych słów. Drapię się po podbródku, po czym patrzę jak długopis przesuwa się po kartce kreśląc na niej słowa, które najpewniej, zadecydują o mojej przyszłości. Urodziłam się w domu który zajmował się techniką. Do 11 roku życia uczyłam się podstaw, potem rodzice oddali mnie na praktykę pilota myśliwców klasy III. Przeprowadzka do miasta w wieku 17 lat. 'To powinno wystarczyć. Przecież wiele rodzin posyła swoje dzieci aby uczyły się techniki. W tym świecie jeśli nie znacz podstaw techniki, nie masz szansy na przyszłość.' Myślę po czym przechodzę do kolejnego pytania. 3. JAKIE JEST TWOJE POCHODZENIE SPOŁECZNE? Wolny poddany. 4. CZY POSIADASZ JAKIEŚ MOCE OKULTYSTYCZNE? Magia - poziom wysoki zaawansowany. Apropos tego nie mogłam skłamać, choć chętnie bym to zrobiła. Bardzo mało klaczy ma moc równą mojej. A nawet jeśli mają takową to na pewno nie chcą wykorzystać jej w wojsku. Tu jednak zanim zdołała bym się zoriętować zrewidowali by mnie i miała bym kłopoty. Tymczasem pewnie przydzielą mnie do specjalnej grupy w której będą zmuszali mnie do zaklęć w dzień i w nocy. Chyba że w nocy będą zmuszali mnie do zajęć, zupełnie nie związanych z magią. 5. CZYM SIĘ ZAJMUJESZ? CZY KIEDYKOLWIEK CHCIAŁEŚ/AŚ BYĆ KIMŚ INNYM? Jestem dziwką. Chcę pilotować statki kosmiczne. Nie mam ochoty wysilić się wymyślić coś bardziej kreatywnego. Ale, przecież nikt nie będzie podważał prawdziwości tych słów. Ostatnio dziwki były spotykane wszędzie więc bez problemu mogła się podać za jedną z nich. Była by niewiarygodnie głupia, pisząc że jest płatnym mordercą. Natychmiast by mnie zabili albo co bardziej prawdopodobne aresztowali a potem torturowali zmuszając do wyjawienia innych osób ze środowiska przestępczego. 6. JESTEŚ PRZESĄDNY, CZY KIERUJESZ SIĘ ROZSĄDKIEM? Nie wieżę w przesądy. Nie kieruję się rozsądkiem, lecz chęcią przetrwania tam gdzie się nie da przetrwać. Banał. Szczerze mówiąc ni wieżę aby ktokolwiek pomyślał że drugie to prawda, ale raczej nie wypada zostawić pustego miejsca. 7. WYZNAJESZ JAKĄŚ RELIGIĘ (Kult Słońca, Kult Księżyca, Kult Smoka, INNA), CZY WIERZYSZ TYLKO W SIEBIE? Jestem ateistką. 8. CO SĄDZISZ O NOWOCZESNEJ TECHNICE/TECHNOLOGII? CZY POTRAFISZ SIĘ Z NIĄ OBCHODZIĆ? Potrafię się posługiwać wszelkimi rodzajami techniki oraz technologii jakie wyprodukowano w ciągu ostatnich pięciu lat. 9. POSIADASZ JAKIEŚ MUTACJE I/LUB WSZCZEPY CYBERNETYCZNE? Tu nie mogę kłamać. A tak bardzo bym chciała ukryć fakt wszystkich szczepów i mutacji, ale raczej żaden kuc nie potrafi w całkowitej ciemności z odległości 30 metrów zestrzelić muchę. Wszczepy cybernetyczne klasy Delta. Między innymi: ulepszony wzrok, ulepszony słuch, zwiększenie refleksu, sprawności fizyczno-umysłowej oraz szybkości. 10. CZY ZADOWALA CIĘ OBECNY STAN RZECZY, CZY RACZEJ JESTEŚ TYPEM REWOLUCJONISTY? MASZ KONTAKTY ZE ŚWIATEM PRZESTĘPCZYM? Nie chcę niczego zmieniać. Kontakty ze światem przestępczym- umiarkowane. Tak naprawdę chcę zmienić wszystko, chcę polecieć na Domino i uwolnić wszystkich którzy znajdują się w tamtejszych zakładach. Ale nie mogę. jedyne co mogę aktualnie zrobić to się ukrywać. 11. CO NAJBARDZIEJ CENISZ, CZEGO NIE CIERPISZ I DO CZEGO DĄŻYSZ? KOCHASZ KOGOŚ? STRACIŁEŚ/AŚ KOGOŚ? MASZ ZACIEKŁEGO WROGA? To jedno pytanie wystarczy abym zapadła w odrętwienie, i przywołała wbrew własnej woli wspomnienia które wepchnęłam do najdalszych części mojego umysłu starając się za wszelką cenę o nich zapomnieć. Teraz powracają z całą mocą. Przypominam sobie tłumy małych źrebiątek przewożonych w ciasnych skrzyniach na Domino, nieświadomych tego co je czeka. Źrebiątek w których byłam ja. Przypominam sobie wszystko. Wszystko o czym usiłowałam zapomnieć. Ale nie mogłam, to było zbyt głęboko abym mogła wyrwać wspomnienia razem z korzeniami, a rzeczywistość przypomina mi o nich każdego dnia. Pomimo odrętwienia jednak udaje mi się nakreślić kilka słów po czym dochodzę do siebie i dokańczam zdanie, na powrót wpychając niechciane wspomnienia w najdalszy zakątek mnie. Cenię istnienie innych. Nie cierpię udawanej odwagi, przesądności i tendencji do zdrad. Straciłam wystarczająco dożo osób aby nie pozwolić na stratę jeszcze choćby jednej.- Właściwie, to straciłam już tyle osób aby mieć w dupie to czy stracę jeszcze z milion, ale raczej nie będzie to zachęta jeśli otwarcie przyznam że to że mogłabym posłać wszystkich na świecie na rzeź nie robi na mnie najmniejszego wrażenia.- Nie mam u nikogo długów pieniężnych. Moje informacje nie pozwalają mi z całą stanowczością potwierdzić iż nikt nie chce mnie zabić. Arietta BlckWidow Jeszcze raz wertuję oczami kartkę która teraz jest zapełniona moim pismem. Zastanawiam się czy się nie wycofać. przecież jeszcze mogę. Ale jeśli mnie złapią? Nie, na to nie mogę sobie pozwolić. bez dalszego rozmyślania kładę na biurku dowództwa papier i wychodzę z sali. Zaraz mam spotkanie z klientem w sprawie jakiegoś wyjątkowo uciążliwego mafioza czy jakoś tam tak. Nie mogę się przecież spóźnić, na egzekucję. Jedną z wielu, w moim wykonaniu. Historia Arietta BlackWidow znana również pod nazwą projekt 0257. Urodziła się na ulicy. Została oddana do przytułka zaraz po urodzeniu, skąd zabrali ją w wieku 2 lat razem a mnóstwem innych źrebiąt na satelitę planety, zwaną Domino. Po przyjechaniu został jej nadany numer 0257. Na Domino przeprowadzano tajne eksperymenty nad kucykami ziemskimi, w wyniku których wyrósł jej róg oraz została obdarzona niewiarygodnie wielką mocą magiczną, która to pomogła jej w wieku 10 lat uciec z Domino. Usiłowała uratować jeszcze kilka innych kuców ale bały się one, bo wiedziały że jeśli ich złapią wszyscy zostaną zabici. Sama więc wyruszyła, i wydostała się z satelity Stukot własnych kopyt był jedynym dźwiękiem jaki słyszała szwendając się po uliczkach miasta. Nie miała do kąd iść. Euforia która nastąpiła po wydostaniu się z ośrodka badawczego już dawno przeminęła i ustąpiła miejsca czarnej rozpaczy. Od doby nie miała w ustach nic poza wygrzebanej z kubłów na śmieci piętki czerstwego chleba. Ponadto zimno niebywale jej doskwierało,a porywisty wiatr smagał ją lodowatym podmuchem, przyprawiając ją o jeszcze większe dreszcze. Kątem oka zauważyła ciemną sylwetkę kuca wyłaniającą się z mroku jednej z bocznych uliczek. Nie zwróciła na to większej uwagi, dopóki nie zorientowała się że uporczywie idzie za nią od okoła dziesięciu minut. Zaczęła się rozglądać za jakimkolwiek metalowym elementem, czy choćby czymś mogła by wykorzystać jako prowizoryczną broń, kiedy ogier zagrodził jej drogę. Miał ciemno brązowe umaszczenie i krótko obciętą granatową grzywę, ponadto cuchnął alkoholem i zgnilizną. -Hej, to nie jest miejsce dla małych klaczy, wiesz? Jeszcze coś mogło by ci się stać. Może cię odprowadzić? -Nie, dziękuję. Sama się oprowadzę. -No nie bądź taka.- To mówiąc objął ją w pasie i przycisnął do siebie. Zaczęła wierzgać ale jej przeciwnik był większy i silniejszy. Ponadto nic nie zrobił sobie z głośnych krzyków tylko się roześmiał.- Zadziorna jesteś, lubię takie. No to zaczynamy zabawę. Co malutka? Jak ci... Nie zdążył dokończyć bo nagle zamknął oczy, i przewalił się na zdezoriętowanął klaczkę. Gdy wyswobodziła się z ciała które ją przygniotło, zobaczyła że tuż za miejscem w którym stał kuc, stoi blado granatowy pegaz o czarnej jak smoła grzywie, trzymający w pysku łom, który natychmiast odrzucił i spojrzał na nią z ukosa. -Powinnaś być bardziej ostrożna. -Tak, pewnie tak.- Odpowiedziała przypatrując się z zaciekawieniem kucowi. Teraz zauważyła że miał ciemne głębokie zielone oczy. - Nie jesteś z tąd, prawda?- Zapytał unosząc brwi. -Nie. Pochodzę z Domino.- Powiedziała za nim zdołała ugryźć się w język. Jak mogła być tak bezmyślna. Jeśli słyszał o Domino natychmiast ją złapie, albo zabije. -Nie słyszałem o takiej planecie. -Powiedział rozwiewając resztki jej obaw.- Jestem Jony DarkForest. - Miło mi. -Teraz ona też powinna się przedstawić. Tylko że wcale nie miała imienia. W ośrodku była po prostu projektem 0257. W końcu podała pierwsze lepsze imię.- Arietta...- Rozejrzała się gorączkowo w poszukiwaniu pomysłu. Jej wzrok natrafił na pająka który plótł sieć w rogu budynku.- Arietta BlackWidow.-Dokończyła. -To do zobaczenia, Arietto. Klaczka nie poruszyła się, tylko wpatrywała w sylwetkę znikającą w mroku. Kuc przystanął i obrócił się w jej kierunku, po czym zapytał. -Nie mas do kąd iść?- Pokręciła przecząco głową.- Choć ze mną. Lepiej żebyś się nie wpakowała w kolejne kłopoty, kiedy nie będzie mnie w pobliżu. Tak właśnie Arietta, czy też projekt 0257 poznała Johnego DarkForest, z którym zetknęła się jeszcze przy innej okazji. Arietta była w branży przestępczej dopiero od kilku miesięcy, ale już zdołała się stać jednym z najpopularniejszych płatnych morderców. Właśnie czekała na spotkanie z jednym z jej najlepszych klientów. Tym razem jednak miało chodzić o coś ekstra. Podobno było to zadanie na którym poległ już nie jeden zabójca. Arietta jednak nie dawała wiary pogłoskom. Właściwie, nigdy nie interesowała się ofiarami. Kim byli, co robili, lub jak się narazili jej pracodawcy. Za to właśnie ją ceniono. Za dyskrecję, rzadko spotykaną w świecie przestępczym. Arietty nie obchodziły szczyty polityczne i spiski czy knowania, dążące do obalenia jednego z polityków, czy wzniecenia buntu. Ona miała zadanie do wykonania. Oczywiście, nie zawsze chodziło o tak wyniosłe zadania. Czasami ginął zięć, lub teściowa, lub po prostu za bardzo napraszający się akwizytor. Wszyscy ginęli z mniej lub bardziej wyjaśnionych przyczyn. Winą obarczano zagłodzenie, przeoczony zator w tętnicy czy nadpsutą żywność. Arietta właśnie zastanawiała się jak upozoruje śmierć swego celu, gdy do jej małego zaphlonego poddasza, weszła przez drzwi młoda na oko dwudziestoletnia klacz, która na widok trzynastolatki zatrzymała się i rozejrzała po poddaszu. - Kiedy mogę się spotkać z pająkiem?- Zapytała przymilnym tonem. - Oczekiwałaś starszego kuca o wystającym sześciopaku? Przykro mi że cię zawiodłam. Na szczęście nie mam w zwyczaju zawalać roboty tak jak wizerunku.- Nie zdziwiło jej to że pracodawca nie pokazał się osobiście. Nigdy tego nie robił. Nie spodziewała się jednak wypudrowanej klaczy. Nie miała jednak co wybrzydzać. Klient, to klient.- Kto tym razem?- Zapytała rzeczowo. -TY???, jesteś pająkiem. Bardzo śmieszne mała. A teraz idź do domu. Chyba nie szukasz tu problemów. Arietta uniosła brwi, a jej nóż błyskawicznie znalazł się przy gardle klaczy, która nawet nie zauważyła kiedy Arietta znalazła się obok niej. - Wydaje mi się że to ty, powinnaś uważać na problemy. A teraz, powiedz grzecznie kogo mam zabić, bo może się okazać że to będziesz ty.- Powiedziała z mściwym uśmiechem na ustach. Uwielbiała chwilę kiedy mogła kogoś postraszyć. Ubóstwiając przerażone spojrzenia, takie same jakie teraz kierowała w jej kierunku klacz. To skutecznie przekonało zleceniodawczynie że ma do czynienia z tym kogo szukała. Przełknęła ostrożnie ślinę i starała się nie brać większego wdechu aby nóż nie wciął się w jej gardło. -Chodzi o szefa mafii, zwanego wężem.- Powiedziała i ostrożnie wyjęła z torby pogniecioną zżółkłą karteczką na której był wypisany starannym pismem adres, i numer pod którym zabójczyni mogła znaleźć cel. Podała ją Ariettcie która opuściła nóż i z zainteresowaniem przyjrzała się napisanemu adresowi. -Zabójcy na niego nasłani zaginęli bez wieści. Zajmuje się głównie ściąganiem kasy od... -Dostarcz swojemu szefowi, że możecie go uważać za zmarłego.- Bezpretensjonalnie przerwała klaczy, która skwitowała to prychnięciem, ale nie zbyt pogardliwym. Nie miała ochoty znów poczuć ostrza na gardle. Zmierzyła Ariettę wzrokiem, i wyszła.- Wąż, i pająk. - powiedziała sama do siebie- Będzie ciekawie. Gdy doszła pod wskazany adres lał rzęsisty deszcz. Spływające po jej nie osłoniętym karku strużki lodowatej wody przyprawiały ją o dreszcze. Nigdy nie zabierała na takie wypady więcej niż opaski na bok i oczy, oraz czarnego pasa który owijała wokół talij na którym były zawieszone noże, dwie fiolki z trucizną i granat dymny i inne przydatne rzeczy. Skoro polegli lepsi od niej, musiała się przygotować. Stała teraz przed wielkim budynkiem bez okien. W jedynych drzwiach jakie Arietta dostrzegła stał wielki brunatny ogier o długiej grzywie która nie różniła się kolorem od jego maści. Nie postrzegła go jako problemu. Wyglądał po prostu na mięśniaka. Dała głowę że tak powinien wyglądać płatny zabójca. Nie jak chuderlawa trzynastolatka,tylko wielki umięśniony ogier o twardym i nie wzruszonym obliczu. Westchnęła i podeszła do ogiera robiąc wielkie oczy. Kiedy chciała, potrafiła wyglądać na bardzo ponętną. Ogier spojrzał na nią, ale za oderwał wzrok. Arietta zbliżyła się do niego z figlarnym uśmiechem na ustach. Tak jak podejrzewała, ten idiota nawet jej o nic nie podejrzewał. To był błąd. Gdy zbliżyła się do niego na odległości kilku kroków, jeden z noży w jej pasie otoczył lekka turkusowa mgiełka. Zanim strażnik się zorientował leżał z poderżniętym gardłem. Jeśli to była ochrona, to ona jest córką Luny. Podepchnęła nieruchome ciało do czytnika siatkówki, a drzwi otworzyły się bezszelestnie. Gdy tylko się skupiła, powoli zaczęła stawać się przeźroczysta. Gdy już osiągnęła zamierzony cel, czyli całkowitą niewidzialność, Weszła do środka. Byli by głupi gdyby nie umieścili kamer, a ona jeszcze głupsza gdyby dała się na nie złapać. Jej zaklęcia były nie wykrywalne przez żadne czujniki, czy wykrywacze. Był to jeden z wyników eksperymentów przeprowadzanych na niej na Domino. Nie miała planów tego budynku, ale kierowała się instynktem, który rzadko ją zawodził. Gdy doszła do niemal czarnych drzwi uznała że poszło jej łatwo. Za łatwo. Przygotowała granat dymny, i filidranowy nóż, o okrutnie zakrzywionym ostrzu, lubiła go najbardziej. Zwolniła zaklęcie, i tak nie było jej potrzebne, wolała oszczędzać energię na inne rzeczy. Zastanowiła się chwilę, a potem pchnęła drzwi. Znalazła się w pokoju, którego ściany,podłoga i sufit zostały zrobione z czarnego drewna. Na podłodze leżał haftowany dywan z jedwabiu, a ściany obwieszały piękne obrazy i makiety okien przez które w tej chwili widać było falujące morze. Wiedziała że to tylko hologram, ale sprawiał wrażenie niebywale prawdziwego. Przy ścianach ustawiono ozdobne regały wypełnione książkami, a na komódce leżał mały stosik listów. Naprzeciwko miejsca w którym się znajdowała znajdował się fotel, a za nim biurko. Usłyszała męski, głęboki głos. Wydawało się jej że już go gdzieś słyszała, ale szybko odrzuciła tę myśl. -Gratuluję.- Powiedział ktoś kto najprawdopodobniej siedział na fotelu.- Doszłaś aż tutaj, nie uruchamiając żadnej z pułapek. Faktycznie, zasługuje to na uznanie. Zastanawiałem się kim będzie osoba która będzie miała mnie zabić tym razem. Słyszałem plotki o zabójcy zwanym 'pająkiem' ale nie podejrzewałem tak małej klaczki. Brawo, mistrzowska robota. Więc przyszłaś mnie zabić? Jaka szkoda że ci się nie uda.- Gdy tylko wypowiedział te słowa zza drzwi umieszczonych po prawej stronie Arietty wybiegło tuzin kuców i natychmiast ją otoczyło. Ze zdumieniem, rozpoznała w nich, innych morderców. Mike, Jamie, Eddard, i wszyscy inni.- Gdybyś tylko widziała zabawkę, którą im to zrobiliśmy. Niedługo właściwie zobaczysz. Przycież sama do nich dołączysz. na te słowa Arietta stworzyła wokół siebie pole ochronne klasy delta, i błyskawicznie przeteleportowała sie poza linię okręgu, jaki stwarzali otaczający ją kuce. Kule leciały w nią z zabójczą prędkością, a ona również odpowiadała ogniem. Padło trzech, ale Arietta wiedziała że nie da rady tuzinowi. Nawet jeśli by ich zabiła to wiedziała że za drzwiami czekają kolejni. Jedynym jej wyjściem było zabicie kuca na fotelu i ucieczka. Ostatnią rzeczą jaką zapamiętała z potyczki było przechwycenie broni paraliżującej o dużym zasięgu i odpalenie jej w kierunku tresowanych morderców. Po tej czynności błyskawicznie prze teleportowała się do fotela i przewróciła go naciskając jednocześnie przycisk który zatrzasnął oba drzwi uniemożliwiając przybycie odsieczy. Słyszała głosy każące wyważyć drzwi, ale wiedziała że z nim oni tu dotrą, ich szef będzie martwy. Już miała zatopić kulkę w sercu jej ofiary kiedy, jej wzór napotkał oczy. Wiecznie zielone, bezdenne, ciemne jak otchłań. Nie mogła, po raz pierwszy w życiu zawahała się przed morderstwem. Nie potrafiła tego zrobić. Nie jemu. Zatracona w bezdennej zielonej toni nawet nie zauważyła kiedy czyjeś kopyta odciągnęły ją od niego i powaliły na ziemię, brutalnie dociskając. Odgłosy dochodziły do niej jak słumione i niewyraźne. -Szefie, nic ci nie jest? -Nie.- odpowiedział, teraz już miała pewność. Znała go, a teraz umrze z jego ręki. Taki był jej los. Zawahała się przed zabiciem jego, ale on nie zrobi tego w stosunku do niej. Jednak, zamiast wyroku usłyszała polecenie.- Zdejmijcie jej maskę. -Ale szefie, czy nie lepiej załatwić ją tu i teraz? -Chcę się dowiedzieć kim jest. I dlaczego jeszcze żyje. - Arietta zrozumiała. Chciał wiedzieć dlaczego go nie zabiła kiedy miała okazje. Ale to nie miało znaczenia. Na pewno jej nie rozpozna. on nie wpatrywał sie w jej oczy, tak uważnie jak ona w jego. Myślała, kiedy ktoś zdejmował jej maskę. Myliła się. - Arietta? - Usłyszała zdziwiony głos. A jednak, poznał ją.- Co ty tu...? Jak ty tu...? -O to samo mogłabym zapytać ciebie.- Prychnęła klaczka. Podwładni Jhonego tylko popartrzyli po sobie zdezoriętowani tą niecodzienną wyminą zdań poomiędzy płatnym zabujcą, a szefem mafii. -Mogę ci wszystko wytłumaczyć ale... -Więdz zrób to!- Wrzasnęła ale zaraz jękneła z bulu czując ogromny nacisk kopyta ogiera na jje bark.- Albo, najpierw każ temu gorylowi nie zrobić za mnie papki. Tak Arietta i Jhony DarkForest wyjaśnili sobie wszystko. Ona powiedział jej, jak ją znalazł i jak domyślił się czym było Domino i kim ona jest. Jak zatrzymał ją u siebie chcąc skontaktować się z kucykami z Domino aby ją zabrali, a on dostał za nią niezłą kasę. Jak powoli, zamiast łatwym zarobkiem stała się dla niego, znajomą,przyjaciółką, i ukochaną. Jak kiedy przybyli po nią kuce z Domino kazał jej się wynosić w diabły aby ją chronić. Ona też powiedziała mu wszystko. Jak przekonała kuca który pilnował jej celi zeby wszedł do niej, i w efekcie dostał przeciwność tego co mu obiecywała. Jak sama się okaleczyła odcinając kawałek ucha w którym był mikro-chip. Jak go spotkała. Jak wiele wycierpiała na Domino. Po tych wydarzeniach zawarli spółkę i zostali parą. Potem Jhony został przymusowo wezwany do wojska. Mijały lata, a on nie wracał. Po trzech latach czekania Arietta sama postanowiła go odszukać. file:///C:/Users/hp/Desktop/Ja/ponyWithBackground%20-%20Kopia.png Przepraszam że nie w spoilerze ale inaczej nie potrafię.