Gdy kopnąłeś drzwi, te zatrzęsły się, ale nie otworzyły. I nie wyglądały na takie, które miałyby to w najbliższym razie zrobić. W pokoju robiło się coraz zimniej. Nagle usłyszałeś za sobą cichy, kobiecy głos:
- Weź to - kobieta z blond włosami, a raczej duch takowej, trzymała w ręku mały, mosiężny klucz. Już na pierwszy rzut oka widać było, że pasuje do drzwi za tobą.
-------------------------------------
- Pierwsza rzecz jaką musimy zrobić to znaleźć Jacoba. Bez niego stąd nie wyjdę - uśmiechnąłem się pod nosem. - Może i jest idiotą, ale czasami potrafi zrobić coś sensownego. - sprawdziłem godzinę. Jako, że czas tutaj był co chwilę zaginany, nie można było określić dokładnej godziny. Jeżeli nie znało się systemu... Na oko od otwarcia drzwi minęły 2 i pół godziny. Wrota będą otwarte jeszcze przez 30 minut. Jako, że wtedy była 16:30, a do tej pory czas zmienił się 6 razy, trzy razy 20 min do tyłu i raz 12 minut do przodu, a potem tak samo do tyłu, mamy jeszcze ok. półtorej godziny. To powinno wystarczyć. Po chwili spojrzałem na nóż leżący na stole przede mną.
- Weź to - powiedziałem do Charlotte, patrząc na ostrze, którego brzeg błyszczał czerwoną barwą. - To ci pomoże przetrwać. W większości przypadków będę zdejmował Cienie z dystansu, ale gdyby udało się jakiemuś dostać dostatecznie blisko, by nas zranić, wystarczy wbić ten nóż w jakąkolwiek część ciała. Rozpadną się.
Czy ja napewno dobrze robię?
- W każdym razie... Ruszajmy - otworzyłem powoli drzwi prowadzące na korytarz. Nikogo ani niczegu tu nie było. To dobry znak. Pokazałem dziewczynce dłonią, aby podążała za mną. Na razie nie mieliśmy się czego bać. Jeżeli pojawił się tu Azrak, to oznacza, że reszta Cieni z tego miejsca zniknęła pod naporem energii neuroelektrycznej. Szliśmy spokojnie przez korytarz szukając najbliższych drzwi. Jednak nawet chwila wytchnienia musiała zostać zakłócona przez głęboki, męski głos.
- Ooh... Jak widzę znalazłeś sobie towarzyszy? - zamarłem. Po tylu razach nie mogłem go nie rozpoznać.
- Dobrze widzisz... Czego chcesz?! - krzyknąłem. Moja nieudana próba ukrycia przerażenia nie umknęła mojemu rozmówcy.
- Boisz się? Wiesz co oznacza mój głos, prawda? - złowieszczy śmiech poniósł się echem po korytarzu. - Teraz to już nie jest zabawa. Jeden fałszywy ruch, a wy i ten wasz koleżka zginie! Czy jesteś gotowy?! Star Breaker! - zamarłem po raz drugi. Tego przezwiska nikt nie używał odkąd skończyłem 14 lat. Chociaż nawet wtedy znała je tylko grupka moich najlepszych przyjaciół. Więc jakim cudem on je znał?
- Skąd wiesz?! Skąd je znasz?! - nie otrzymałem odpowiedzi... głos ucichł, a cisza ponownie wypełniła pustą przestrzeń. Lecz nie na długo. Po chwili do naszych uszu dotarły dziwne krzyki. Źródeł było mnóstwo. A to oznaczało, że pojawiła się Horda. Dlaczego? Dlaczego tym razem to wszystko jest takie pomieszane? Horda nie ma prawa tu być! Nie ma! To napewno złudzenie. Jednak złudzeniem to nie było. Kilka sekund później ujrzeliśmy przed sobą grupę Cieni. Wśród nich byli dwaj Magicy.
W walce nie mamy szans
Odsunąłem się do tyłu, by być na równi z Charlotte. Kucnąłem.
- Trzymaj się mocno i pod żadnym pozorem nie krzycz - szepnąłem jej do ucha. Następnie podniosłem ją i rzuciłem się w stronę okna. Potem tylko uderzenie, odgłos tłuczonego szkła... i przestrzeń.
Ciemność.... Przestrzeń... Pustka... Co powinienem teraz zrobić? Wciąż lecieliśmy w dół. W pewnym momencie podświadomie złapałem się rurki wystającej z wiszącego w przestrzeni budynku.
Po prostu daj mi się ponieść
- Heh... Jak chcesz - nie zdawałem sobie sprawy, że powiedziałem to na głos. Nagle obraz zaczął się zamazywać, a ja tracić przytomność. Moje włosy zbielały, a oczy zalśniły czerwienią. Jednak potem... Zapadła ciemność... Dla mnie.
- Trzymaj się mocno. Wbijemy się tam - głos był o wiele chłodniejszy i beznamiętny niż oryginalnego Johnny'ego. Nie czekając na odpowiedź, chłopak rozbujał się na rurce po czym skoczył w kierunku ściany celując w najsłabsze miejsce. Bingo! Ściana zaczęła pękać, a po chwili całkowicie sie rozpadła pozostawiając wyrwę, przez którą na spokojnie mogli dostać się do budynku. Gdy wylądował na podłodze, postawił dziewczynkę, a sam zaczął chodzić po pomieszczeniu.
- Eh... Czemu on musi zawsze nosić takie dziwne ubrania? - popatrzył z pogardą na grubą, niebieską bluzę. Po chwili na jej miejscu pojawiła się cienka, biała bluzka z kapturem, której tył zdobiła duża, szkarłatna gwiazda.