Wstrzymany oddech, gdy pierwsza samotna kolba miarowa miała za chwilę spotkać się ze swoim przeznaczeniem.
Lekkie promyczki słońca przenikające przez jej szklaną budowę, przez chwilę mieniły się kolorami tęczy. Spadała szybko, a jednocześnie powoli. Ułamki sekundy dzieliły ją od nieuchronnego. Wreszcie...
Jak wystrzał! Przestrzeń wypełniła się dźwiękiem, cichym hukiem, poezją dla uszu, brzdęknięciem życia uciekającego z tego i tak martwego przedmiotu.
Z milisekundy na milisekundę kolba zaczęła zmieniać swój stan, po chwili, niczym chmara ptaków, dookoła pojawiły się odłamki szkła. Leciały w przeróżnych kierunkach, miały różne kształty i w blasku słońca również różne barwy. Ta chwila była jak obraz, który na chwilę zatrzymał czas i postanowił zawrócić w głowie każdemu obserwatorowi.
Tuż za odłamkami dolnej części, z głuchym pacnięciem na podłogę opadła szyjka, długa i dumna niczym łabędź, teraz pozbawiona swojej dolnej części wyglądała co najmniej smutno. Jej przeznaczenie było puste, mogłaby najwyżej zostać użyta przez jakiegoś kibola do urozmaicenia rozróby po meczu. Ostatnie odłamki szkła opadły na podłogę, wszystko ucichło...
A cóż to?
W powietrze uniósł się kij baseballowy, z gracją ustawiając się pod jak najbardziej korzystnym łukiem. Sprzęty laboratoryjne wiedziały, co to oznacza.
Wdzięczny kawałek drewna pomógł wszelakim fiolkom i kolbom dołączyć do ich poprzedniczki. Powietrze po raz kolejny wypełniła burza odłamków. Piękny widok, dla każdego kto jest koneserem prawdziwego zniszczenia. Wiele ludzi oddałoby sporo, żeby niektóre chwile trwały wiecznie, to była właśnie jedna z tych chwil. A to co? Kolejna niespodzianka?
Owszem, pomiędzy bezlitosnymi uderzeniami kija w blat laboratoryjny, który powoli ulegał pod naporem ataku, rozbłysnął promyczek nadziei. Gwiazdka wielkanocna dla psychopatów, koktajl Mołotowa
Gdy był już bardzo blisko zderzenia, zahaczył o jedną z nielicznych półek które się jeszcze ostały. Kolejne rozkoszne dźwięki wypełniły całe pomieszczenie, aż strach pomyśleć co by było, gdyby te wszystkie chemiczne zabawki były pełne ciekawych chemikaliów.
Większość pomieszczenia stanęła w płomieniach. Po paru chwilach lekko nadwęglony widok ścian ujawnił kolejną tajemnicę. Średniej mocy ładunki wybuchowe
Żar bijący od pochłaniających wszystko płomieni niemal pozwolił na wyciszenie i kontemplację tego cudownego zjawiska, jednak nie dane nam było pozostać w takim stanie. Całym pomieszczeniem wstrząsnął potężny wybuch, który sprawił że trzy ściany, jedna po drugiej zaczęły opadać, każda w swoją stronę. Wypadałoby się ulotnić
Drzwi wypadły z zawiasów i zarysowały jedyną porządnie wyglądającą ścianę. Wszystko zostało strawione przez płomienie.
Pozostały smutne zgliszcza więc... Czemu by nie przejechać ich walcem?